31 sierpnia 2011

Nieporozumienia czyli jak zorganizować doradztwo w przedszkolach i w gimnazjach

W ostatnich dniach, w przededniu nowego roku szkolnego, jestem przepytywana o to, co nowego może się w szkołach w najbliższych dniach zdarzyć.

Osobiście dla mnie bardzo ważne są dwa zagadnienia dotyczące pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Jesteśmy na początku drogi zorganizowania naprawdę dobrej pomocy każdemu dziecku. Ale od czegoś trzeba zacząć. Każde dziecko kończące edukację przedszkolną ma być odpowiednio przygotowane do szkoły. Rodzice już kolejny rok (tego wymagają nowe programy) na wiosnę otrzymują informacje, co jest mocniejszą, a co słabszą stroną ich dziecka. Jeśli coś wzbudza wątpliwości, przedszkole kieruje do specjalistów z poradni, doradza rodzicom rok dłużej w przedszkolu. Nauczyciel przedszkola jako "lekarz pierwszego kontaktu", mający za zadanie wychwycić jak najwcześniej ewentualne deficyty rozwojowe dziecka i w razie potrzeby doradzający kontakt ze specjalistami, wydaje się nam wiarygodny, zaś możliwość – po zasięgnięciu opinii tych specjalistów – wysłania dziecka rok później do szkoły gdy rozwija się wolniej, a rok szybciej, gdy jest odwrotnie, także chyba dość jasna. Wierzymy w kompetencje naszych pań (bo najczęściej jednak to są panie!) z przedszkoli.

Dlaczego zatem mało wiarygodni wydają się opinii publicznej jako ci sami "lekarze pierwszego kontaktu" nauczyciele gimnazjów? Wraz z objęciem przez nową podstawę programową całego gimnazjum – a nastąpi to z początkiem nowego roku szkolnego – gimnazjum otrzymuje zadanie zajmowania się doradztwem edukacyjno-zawodowym. Związkowcy natychmiast policzyli. Uważają, że trzeba tysiące nowych etatów. Natomiast ja odpowiadam: potrzeba przede wszystkim zdrowego rozumu! Jako nauczycielka matematyki w gimnazjum mam wystarczające kwalifikacje, żeby powiedzieć swoim uczniom, czy ich dotychczasowa wiedza i umiejętności dobrze rokuje, jeśli chodzi o poradzenie sobie w klasie z rozszerzonym programem matematyki w liceum lub technikum. Z pewnością nauczyciel historii czy języka angielskiego zna odpowiedź na to samo pytanie, dotyczące jego przedmiotu. Jest także w gimnazjum nauczyciel zajęć technicznych oraz nauczyciel chemii, fizyki. Oni widzą, czy nasz podopieczny zdradza jakieś zainteresowania techniczne, konkretne predyspozycje do podjęcia jakiegoś rodzaju kształcenia zawodowego. Zazwyczaj wiedzą też jakie profile klas czy zawody mają w swojej ofercie najbliższe szkoły, których na ogół jest jedynie kilka do wyboru. Duże miasta, gdzie ten wybór jest trochę większy, najczęściej prowadzą jakieś szersze działania informacyjne – przygotowują poradniki dla gimnazjalistów, organizują targi szkolne czy tworzą specjalne strony internetowe informujące o ofercie szkół ponadgimnazjalnych na danym terenie.

Czy postawienie przed nauczycielami klasy gimnazjalnej oczekiwania, żeby się raz na jakiś czas spotkali i porozmawiali o predyspozycjach swoich uczniów, pomyśleli o nich, jak im pomóc odnaleźć się na dalszej ich drodze edukacyjnej, jest naprawdę przekraczające ich możliwości? Przeciętne polskie gimnazjum liczy około 200 uczniów, a w oddziale jest ich średnio 23. Czyli pewnie ma 3 klasy III, w których łącznie ma około 70 uczniów. Klasy te mają swoich wychowawców, odpowiedzialnych za organizowanie współpracy pomiędzy uczącymi tam nauczycielami, najczęściej jest też pedagog szkolny, w pobliżu poradnia psychologiczno-pedagogiczna opiekująca się szkołą, a w poradni (czasem także i w samym gimnazjum) na ogół również ktoś, mający odpowiednie przeszkolenie w zakresie doradztwa edukacyjno-zawodowego. Wydaje się również, że ten specjalista z poradni mógłby jedną godzinę poświęcić na spotkanie z każdą z klas, mówiąc coś więcej o możliwościach dalszej edukacji, które mają uczniowie w najbliższej okolicy, proponując także jakieś testy zainteresowań. Zakładając, że jest w szkole nawet więcej niż kilka "trudnych przypadków", na pewno opisana wyżej praca to niekoniecznie dodatkowy etat dla szkoły, tylko raczej lepsze zagospodarowanie tych godzin, które i tak do zagospodarowania są. Wśród tych przykładowych 70 uczniów najczęściej jest 10 dyslektyków (średnio występuje ich 12-13%), którym już nie trzeba poświęcać każdemu przynajmniej 2 godzin pracy na kolejne badanie, żeby wystawić opinię. Opinia ze szkoły podstawowej pozostaje ważna. Mamy tu więc do zagospodarowania jeszcze zaoszczędzone w ten sposób dodatkowo 20 godzin pracy specjalistów z poradni. A każdy z nauczycieli gimnazjalnych oprócz swoich 18 godzin pensum dydaktycznego, ma obowiązek przez przynajmniej 2 godziny w tygodniu poświęcać czas swoim uczniom w sposób bardziej zindywidualizowany. Jako dyrektor takiego przeciętnego gimnazjum w ciągu jednego spotkania z nauczycielami uczącymi najstarszą klasę, jestem w stanie zaplanować, czy zebraniem od nauczycieli informacji o predyspozycjach uczniów danej klasy zajmie się raczej wychowawca czy pedagog szkolny, kto z nich jest w stanie w ciągu najbliższego miesiąca czy dwóch odbyć rozmowę z każdym uczniem klasy o jego planach i zainteresowaniach, którzy z tych uczniów są szczególnie "trudnymi przypadkami" i wymagają być może kontaktu ze specjalistą z poradni.

Jeśli szkoła jest większa niż przeciętnie, najczęściej ma też zatrudnionych specjalistów, więcej kadry kierowniczej, jeśli mniejsza, specjalistów może być mniej, ale za to środowisko mniejsze, wszyscy lepiej się znają i zadanie jest jeszcze logistycznie łatwiejsze. Znam szkoły, które robią to z powodzeniem od lat.

Chcę, żeby doradztwo edukacyjno-zawodowe było obecne również tam, gdzie dotychczas nikt o tym nie myślał. Chcę, żeby naprawdę nauczyciele pomyśleli razem przez chwilę o każdym swoim uczniu. Niech nasz gimnazjalista traktuje swój dalszy los poważnie i idzie do szkoły ponadgimnazjalnej po solidnym zastanowieniu się, do czego ma talent. Wtedy na następnym etapie będzie łatwiej ten świadomy wybór podtrzymywać, motywować do nauki i talent rozwijać.