12 listopada 2012

Święto Niepodległości 2012


Gdańska Parada Niepodległości w tym roku obchodziła swój dziesiąty jubileusz. Wybrałam się na nią w tym roku z najstarszym synem, jego żoną i córkami. Moje wnuczki były na Paradzie już kolejny raz i z wielką przyjemnością obserwowały to wszystko, co tam prezentowano. Kilkakrotnie już tu opisywałam, jak lubię tę gdańską tradycję. Świętowanie odzyskania niepodległości z rodzinami, w radosnej atmosferze, mamy do przekazania swoim dzieciom i wnukom.

Mój mąż kilka dni wcześniej zachęcał publicznie do gdańskiej parady, przy okazji prezentowania świetnej publikacji "Gdańska Niepodległa" jej poświęconej, ale sam się wybrał do Warszawy na marsz organizowany przez Prezydenta "Razem dla Niepodległej". Najmłodszy syn odpoczywał w domu. Trzeci syn, który niedawno z rodziną wrócił - po 8 latach pobytu zagranicą - na stałe do Polski, świąteczny weekend spędzał z żoną i przyjaciółmi w Londynie. Dzięki jego powrotowi najczęściej na rodzinnych niedzielnych obiadach gromadzę teraz wszystkich synów i wszystkie trzy wnuczki razem.

W Święto Niepodległości tym razem obiad jadłam z najstarszym synem i jego rodziną, po Paradzie, w Gdańsku, w restauracji, żeby po południu wziąć z nimi udział w kolejnej edycji Gdańsk czyta dzieciom, akurat organizowanej tego samego dnia.

Nasza rodzina świętowała w tym roku w kilku miejscach. W wielu miejscach publicznych można było świętować. Jednak główną uwagę mediów skupiała Warszawa. Warto zwrócić uwagę na niektóre komentarze po prezydenckim marszu.

- Wydaje mi się, że media za mało wagi przywiązują do inicjatywy prezydenta Komorowskiego, inicjatywy dość oryginalnej, która chyba się powiodła. Pierwszy raz przeprowadzona, może mniej liczna, ale się powiodła - komentuje prof. Jacek Wódz z Zakładu Socjologii Polityki Uniwersytetu Śląskiego.
- Jest rzeczą absolutnie wyjątkową, żeby prezydent z elitami społecznymi przechodził przez trzy godziny przez całe miasto. Nie znam dzisiaj innego przywódcy europejskiego czy amerykańskiego, który by się na taki gest zdobył. Ludzie chyba też pozytywnie to odebrali. (...) To znaczy, że trzeba mieć pewną nadzieję. W społeczeństwie nic nie dzieje się z godziny na godzinę - dodał prof. Wódz.

Znam wielu Gdańszczan, którzy w tym roku się tam wybrali. Może radosna, gdańska tradycja przeniesie się w końcu także do Warszawy?