18 września 2010

Problemy świetlicy

Dziś fragmenty bardzo interesującej korespondencji od nauczycielki świetlicy wraz z moimi odpowiedziami.

Pracuję jako nauczyciel świetlicy.
Spotykam się z nauczycielami świetlicy i coraz częściej mam wrażenie, że chyba jesteśmy z innej planety. Świetliczanki (ja osobiście lubię tę nazwę) mają coraz więcej pracy:
- liczne grupy (25 osób jest czystą fikcją);
- darmowe zastępstwa doraźne;
- dowozy i odwozy dzieci;
- akcje typu „Mleko w szkole”, „Owoce w szkole”;
- rozliczanie obiadów z cateringiem.

Sprawa godzin karcianych tylko pogorszyła naszą sytuację. Nie żalę się. Byłam świadoma swojego wyboru. Tylko, że po 28 godzinach pracy z dziećmi w różnym wieku mamy prawo czuć się zmęczone. A dlaczego nie mamy dodatku za wychowawstwo? Oczywiście mamy inny zakres zadań, ale w nazwie mamy pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą. Skoro mamy grupę świetlicową, to chyba ten dodatek też powinien być przyznany. Czasami spędzamy w świetlicy kilka godzin dziennie z dzieckiem (nieraz więcej niż jego wychowawca klasowy).

Od kilku lat sama wymyślałam swój dziennik zajęć i sama go sobie drukowałam. Niestety w tym roku dostałam gotowy od dyrekcji. I tutaj zaczął się mój dylemat. Gdzie mam wpisać wszystkich uczniów (mam ich 120)? Jak wpisywać obecności? W mojej szkole 5 nauczycieli zdecydowało się na godziny karciane w świetlicy. Podobno mają swoje tematy i obecności odnotowywać w moim dzienniku. Jak ma to wyglądać w praktyce?

Mam już za sobą doświadczenia z ubiegłego roku – nauczyciele dydaktycy w świetlicy tylko dezorganizują pracę. Wprowadzają zamieszanie nie tylko wśród nauczycieli świetlic, ale przede wszystkim wśród dzieci. Podam przykład: nauczycielka organizuje w świetlicy kółko ortograficzne dla klasy III. Na zajęcia te zaprasza tylko swoją klasę. Przychodzi 20 uczniów, bo zajęcia ortograficzne z komputerem to frajda. W tym samym czasie w świetlicy przebywa 30 innych dzieci, które przez godzinę mają „zajęte” komputery. W marcu pani od klasy III zachorowała. Niestety nikt nie powiadomił klasy o tym, że zajęcia są odwołane. Efekt: 50 dzieci w świetlicy. Sytuacja ta trwała 3 tygodnie. To jest tylko jeden przykład, a mogłabym ich mnożyć. A upomnieć koleżanki nie wypada. W końcu świetliczanka to nie kierownik.

Mam nadzieję, że kiedyś zostaną wreszcie uregulowane sprawy świetliczanek, bo w tej chwili jest kiepsko. Nie ukrywam, że liczę na Pani posunięcie w tej kwestii. Ma Pani dużo dobrych pomysłów.

Wprowadzenie obowiązku dokumentowania pracy świetlicy jest krokiem do pewnego uporządkowania tego trudnego, opisanego stanu rzeczy. Potrzeby opiekuńcze szkół rosną. W skali całego kraju – pomimo wprowadzenia godzin „karcianych” – istotnie wzrosła liczba etatów w świetlicach. Z uwagi na bezpieczeństwo dzieci i na to, aby była jakaś szansa na atrakcyjność zajęć świetlicowych i ich wychodzenie naprzeciw faktycznym potrzebom rozwoju dzieci, jest wymóg tych nie więcej niż 25 dzieci pod opieką jednego nauczyciela.

Dziennik świetlicy – zgodnie z tymi nowymi przepisami – powinien zawierać godzinową ewidencję frekwencji dzieci oraz potwierdzenie obecności na poszczególnych godzinach mających zajęcia w świetlicy nauczycieli („karcianych” i nie-„karcianych”). Tylko w ten sposób można sprawdzić, czy dyrekcja szkoły organizuje pracę świetlicy odpowiednio, przynajmniej jeśli chodzi o ten wymóg do 25 dzieci.

W dzienniku na przykład klasy VB również wpisują się różni nauczyciele, mający tam zajęcia zgodnie z planem organizacyjnym szkoły. Zakłada go i prowadzi nauczyciel, któremu powierzono opiekę nad klasą VB, który również jest odpowiedzialny za to, aby wszystkie wpisy w „jego” dzienniku były kompletne.

Analogicznie powinno być w świetlicy. Dyrektor powinien zobowiązać jednego z nauczycieli świetlicy do bycia koordynatorem zajęć i zadań tam realizowanych, odpowiedzialnym za kompletną dokumentację jej pracy. Rzeczywiście wydaje się, że właściwy byłby za te dodatkowe zadania odpowiedni dodatek motywacyjny – choćby jak za wychowawstwo. Wówczas zwrócenie uwagi koleżance realizującej „karcianą” godzinę w świetlicy na to, że – realizując zadania świetlicowe – do grupy dzieci, które są z „jej” klasy ma dołączyć jeszcze kilkoro z innych klas, jeśli mają podobne zainteresowania, ponieważ odpowiadamy w świetlicy wspólnie za to, żeby dzieci nie przypadało za dużo na żadnego z nauczycieli. Przy tych 120 dzieciach, o których jest mowa w liście, wtedy kiedy wszystkie naraz korzystają z świetlicy, pracować z nimi powinno jednocześnie – najlepiej w różnych miejscach, w rozmaitych grupach tematycznych – przynajmniej 5 nauczycieli. Organizację opieki nad taką liczbą dzieci codziennie ktoś musi koordynować. Jak wiadomo frekwencja jest zmienna, „karciani” nauczyciele przychodzą na pojedyncze godziny i powinni być przede wszystkim „kołem ratunkowym” w „godzinach szczytu”. Dlatego wychowawca – koordynator zadań świetlicy – to w takiej sytuacji szczególna odpowiedzialność, w mojej ocenie chyba bardziej złożona i większa niż wychowawcy klasy.

Warto zastanowić się, jak zgodnie z nowymi przepisami i potrzebami konkretnej szkoły, ma wyglądać druk dziennika świetlicy (miejsce na wpisanie wszystkich dzieci, na tematy zajęć kilku jednocześnie nauczycieli). Nie ma tu „urzędowego” wzoru, jest tylko opis w prawie, jakie przynajmniej informacje powinny być zawarte. Możliwe jest opracowanie w szkole własnego wzoru takiego druku.

No i kwestia awansu. Czuję niedosyt. Dyplomowaną zostałam 3 lata temu. Ale ciągle mi czegoś brakuje. Tylko, że nie chciałabym znowu składać kolejnej teczki i odpowiadać na pytania kilku zmęczonych awansami osób. Czy ktoś może ocenić pracę drugiego człowieka po 7 minutach? (tyle trwała moja rozmowa). O awansie na dyplomowanego powinien decydować dyrektor z radą pedagogiczną i przedstawicielem gminy. Dla mnie dyplomowanym powinien być ktoś, kto naprawdę jest mistrzem zawodu. W mojej szkole ten tytuł mają osoby 30-letnie. I co dalej? Do końca pracy zawodowej nic?

Pracujemy nad tym, żeby zmienić Kartę Nauczyciela i uczynić procedury awansu bardziej rozsądnymi. Niestety to musi jeszcze trochę potrwać. Zachęcam do śledzenia prac Zespołu dyskutującego o możliwych zmianach w Karcie.

Pisze Pani o gwarantowanej średniej. Jako nauczyciel świetlicy w ubiegłym roku miałam tzw. gołą pensję – nie mam dodatku za wychowawstwo, motywacyjne (najniższe), brak nadgodzin. Natomiast moje koleżanki mają przynajmniej po 5 nadgodzin tygodniowo (nawet dyrekcja). Jak liczono średnią? Włożono wszystkich, np. dyplomowanych do jednego worka – z wszystkimi dodatkami i nadgodzinami – i podzielono przez ilość nauczycieli dyplomowanych. W ten sposób „przekroczyłam gwarantowaną średnią”. Tymczasem w sąsiedniej gminie koleżanka zatrudniona na takich warunkach jak ja – mamy identyczne pensje - otrzymała prawie 2 tys. zł na rękę. Jak widać ktoś z matematyką jest na bakier i to mocno.

Najprawdopodobniej wszystko zdarzyło się prawidłowo. Średnia jest gwarantowana, ale na terenie danej jednostki samorządu, a nie każdemu nauczycielowi! Najprawdopodobniej w Pani gminie średnio płacą lepiej nauczycielom niż w gminie koleżanki. Jeśli właśnie samorząd średnio płaci za mało, musi wyrównać proporcjonalnie wszystkim, natomiast jeśli średnia jest odpowiednio wysoka, wyrównania się nie należą. Chyba lepiej zamiast zazdrościć nauczycielom z gminy, płacącej im generalnie za mało, warto zwrócić uwagę na problem lepszego docenienia – na tle innych grup nauczycielskich – nauczyciel świetlicy. Oni również powinni otrzymywać dodatki finansowe za swoje odpowiedzialne zadania, szczególnie jeśli zobowiązani są do koordynowania zadań świetlic z wieloma uczniami pod opieką. Zachęcałabym związki zawodowe z Państwa gminy do podjęcia negocjacji, aby zmienić system wynagradzania nauczycieli w gminie i docenić lepiej to właśnie zadanie.

Wszystkim nauczycielom świetlic życzę satysfakcji – także tej materialnej – z realizowania naprawdę ważnych i odpowiedzialnych zadań szkoły.

4 września 2010

Gwarantowana średnia

Przy okazji rozpoczęcia roku szkolnego temat wysokości zarobków nauczycieli znowu znalazł się w wielu mediach.

Prawo zapewnia wynagrodzenie minimalne na poszczególnych szczeblach awansu zawodowego oraz określa średnie wynagrodzenie w szkołach prowadzonych przez jednostkę samorządu terytorialnego. Od niedawna zagwarantowano także, że dana jednostka samorządu musi wypłacić nauczycielom odpowiednie dodatki wyrównawcze – jeśli płaci średnio za mało którejś grupie nauczycieli (stażystom, kontraktowym, mianowanym czy dyplomowanym).

Podawanie przykładów nauczycieli zarabiających mniej niż gwarantowana średnia to wcale nie dowód, że prawo nie jest przestrzegane! Ani prawo, ani zdrowy rozsądek, nie nakazują wszystkim płacić jednakowo. Wszyscy zatrudnieni w pełnym wymiarze muszą zarabiać przynajmniej określone prawem minimum. Natomiast dodatki do wynagrodzenia mogą dostawać zupełnie różne. Organ prowadzący może nawet wyżej wynagradzać nauczycieli w części ze swoich szkół, a w innych niżej. Niektórzy nauczyciele otrzymują większe dodatki, inni mniejsze. Jest to związane z powierzonymi im obowiązkami, stażem i oceną ich pracy. Jeśli zachowana jest określona prawem średnia, nawet na pewno ktoś zarabia mniej, a ktoś więcej. Dlatego z ogromnym zdumieniem słuchałam wypowiedzi różnych osób, przekonanych, że jeśli ktoś zarabia mniej niż gwarantowana prawem średnia, to na pewno coś jest nie tak z przestrzeganiem prawa.

Myślenie, że jeśli gwarantowane jest osiąganie odpowiedniej średniej, to wszyscy powinni zarabiać więcej niż ona wynosi, świadczy niestety o elementarnych brakach w wiedzy matematycznej. Chyba 27 lat bez matury z matematyki jest przyczyną tych kłopotów ze zrozumieniem pojęcia średniej arytmetycznej. Czyli jednak wina edukacji – przydałoby się lepsze nauczanie matematyki…