Przy okazji rozpoczęcia roku szkolnego temat wysokości zarobków nauczycieli znowu znalazł się w wielu mediach.
Prawo zapewnia wynagrodzenie minimalne na poszczególnych szczeblach awansu zawodowego oraz określa średnie wynagrodzenie w szkołach prowadzonych przez jednostkę samorządu terytorialnego. Od niedawna zagwarantowano także, że dana jednostka samorządu musi wypłacić nauczycielom odpowiednie dodatki wyrównawcze – jeśli płaci średnio za mało którejś grupie nauczycieli (stażystom, kontraktowym, mianowanym czy dyplomowanym).
Podawanie przykładów nauczycieli zarabiających mniej niż gwarantowana średnia to wcale nie dowód, że prawo nie jest przestrzegane! Ani prawo, ani zdrowy rozsądek, nie nakazują wszystkim płacić jednakowo. Wszyscy zatrudnieni w pełnym wymiarze muszą zarabiać przynajmniej określone prawem minimum. Natomiast dodatki do wynagrodzenia mogą dostawać zupełnie różne. Organ prowadzący może nawet wyżej wynagradzać nauczycieli w części ze swoich szkół, a w innych niżej. Niektórzy nauczyciele otrzymują większe dodatki, inni mniejsze. Jest to związane z powierzonymi im obowiązkami, stażem i oceną ich pracy. Jeśli zachowana jest określona prawem średnia, nawet na pewno ktoś zarabia mniej, a ktoś więcej. Dlatego z ogromnym zdumieniem słuchałam wypowiedzi różnych osób, przekonanych, że jeśli ktoś zarabia mniej niż gwarantowana prawem średnia, to na pewno coś jest nie tak z przestrzeganiem prawa.
Myślenie, że jeśli gwarantowane jest osiąganie odpowiedniej średniej, to wszyscy powinni zarabiać więcej niż ona wynosi, świadczy niestety o elementarnych brakach w wiedzy matematycznej. Chyba 27 lat bez matury z matematyki jest przyczyną tych kłopotów ze zrozumieniem pojęcia średniej arytmetycznej. Czyli jednak wina edukacji – przydałoby się lepsze nauczanie matematyki…