18 listopada 2020

Narodowa strategia unikania testów

Głównym winowajcą tej ostro dziś w Polsce rosnącej liczby zachorowań na Covid i zgonów są zarządzający polską edukacją. Jedyne działania, jakie były przed początkiem roku szkolnego podejmowane przez rządzących to zaklinanie rzeczywistości. Po wakacjach postanowiono wrócić w stare koleiny organizacyjne, do przepełnionych budynków, sztywnej siatki godzin, braku możliwości wprowadzania elastycznych rozwiązań organizacyjnych. Jestem pewna, że gdyby mądrze zarządzać organizacją szkół, transmisja wirusa od września 2020 byłaby dużo mniejsza. Wystarczy spojrzeć na smutną statystykę poniżej. 


Dane: GUS, źródło wykresu

Całą sytuację można było potraktować jako szansę na testowanie nowatorskich rozwiązań w edukacji, przynajmniej tam, gdzie była do tego chęć i gotowość. Bronią przed wirusem mogła być zgoda na nieszablonowe rozwiązania organizacyjne, jak “bańki szkolne” (rozwiązanie zaproponowane między innymi przez Federację Inicjatyw Oświatowych polegające na pracy grup pod stałą opieką, bez mieszania się grup uczniów i nauczycieli) czy zajęcia organizowane naprzemiennie tygodniami dla różnych klas. Bezpośredni kontakt z uczniami, tak potrzebny dla ich równowagi emocjonalnej, zostałby w ten sposób utrzymany. Można się spodziewać, że przyrost zakażeń następowałby wtedy znacznie wolniej. Potrzebne było danie autonomii dyrektorom w profilaktycznym przechodzeniu na autorskie formy organizacyjne dostosowane do lokalnych realiów i możliwości, także zależnie od poziomu występowania zachorowań na danym terenie.

Postanowiono przyjąć taktykę “nic się nie stało”. Najpierw była mowa o tym, że mury i dzieci nie zarażają, potem co kilka dni słyszeliśmy, że “przytłaczająca większość szkół pracuje normalnie”. Rząd zachował się jak uczeń, który żeby nie dostać złej oceny, nie przychodzi na test. Zaniechano testowania uczniów i nauczycieli, którzy mieli kontakt z kimś zakażonym i utrudniano lub opóźniano decyzje o ich izolacji. Może przez parę tygodni statystyki zachorowań były lepsze od rzeczywistości, ale zarażenia ruszyły lawinowo. W niektórych szkołach brakowało zdrowych osób do prowadzenia zajęć. Nauczyciele zostali rzuceni na front bez broni. W wielu szkołach lekcje wielu przedmiotów przestały się odbywać pomimo dobrze brzmiących statystyk. To Sanepid, pracujący "po staremu" a obarczony od czasu pandemii olbrzymią liczbą zadań, zaczął dodatkowo odpowiadać za pracę szkół. Nie dziwi więc, że decyzje o zawieszeniu bezpośredniej pracy szkół przychodziły z dużym opóźnieniem. A wirus dalej rozprzestrzeniał się swobodnie. Statystyki liczby zachorowań i pracujących szkół można było naciągać, ale liczba zgonów jest prawdziwa. 

Stanowczo za późno, a jednocześnie bez uwzględniania lokalnej sytuacji, podjęto decyzje zawieszające zajęcia bezpośrednie, równo w całym kraju. Najpierw objęło to szkoły ponadpodstawowe (od 19 października), następnie klasy IV-VIII (od 26 października) a na końcu klasy I-III (od 9 listopada). Z jednej strony są szkoły małe, położone w miejscach, które na razie epidemia ominęła. Z drugiej strony sytuacja prawie całej kadry chorej dotyka teraz wielu żłobków i przedszkoli. Dlaczego ze strony rządzących tak trudno o zaufanie do dyrektorów szkół i nauczycieli? To oni po doświadczeniach z wiosny proponowali różne rozwiązania, mające na celu spowolnienie rozwoju epidemii połączone z dbałością o jakość edukacji. Dużo lepsze byłyby elastyczne lokalne decyzje, zaufanie prowadzącym szkoły i placówki.

Po doświadczeniach z okresu wiosny pojawiło się szereg pomysłów i propozycji, jak organizować edukację od września. Wiele szkół dopracowało się ciekawych zdalnych rozwiązań lub miało inne pomysły organizacyjne, mogące pomóc w sytuacji epidemicznej. Zamiast je w czerwcu zebrać, starać się upowszechnić i zorganizować wsparcie na jesień, postanowiono liczyć, że “jakoś to będzie”. Chociaż pojawiło się szereg badań i raportów różnych organizacji analizujących problemy edukacji w pandemii, władza do nich nie sięgnęła (wskazanie wielu z nich można znaleźć na przykład w aneksie do opracowania dr hab. Marty Zahorskiej).

Pewnie winni są również również zarządzający organizacją sanepidu, który dawno należało wzmocnić. Ale nawet najlepszy pracownik sanepidu nie stanie się nagle specjalistą od planowania edukacji w szkole, a taką rolę mu w pewnym momencie nakazano. 


źródło tabeli

Dane dotyczące rosnącej liczby zgonów są przerażające, nasz system ochrony zdrowia się załamał. W październiku umarło około 15 tysięcy osób więcej niż rok temu (wzrost o ponad 43%), z tego około 3 tysiące na Covid. Czyli zostawiliśmy bez pomocy najprawdopodobniej także umierających na zawał, wylew, w wypadkach. Dynamika narastania zachorowań na Covid spowodowała, że system ochrony zdrowia przestał dawać radę pomagać nam jak dawniej. 

Może być jeszcze tylko gorzej, jeśli moment powrotu do szkół znowu zostanie ustanowiony jako jednakowy dla wszystkich i zaczniemy wymagać dokładnie takich samych rozwiązań organizacyjnych, jak przed epidemią. Konieczne jest przekazanie przez rząd i ministerstwo edukacji decyzji w sprawie organizacji pracy szkół dyrektorom, włączenie zielonego światła dla pracy szkół w bardziej elastyczny sposób, poszukujący nowych, ciekawych hybrydowych rozwiązań. Potrzebna jest możliwość stopniowego i ostrożnego wracania do pracy bezpośredniej.

Niemądra organizacja edukacji, unikanie testowania innowacyjnych edukacyjnych rozwiązań organizacyjnych i unikanie robienia testów na Covid uczniom i nauczycielom to główni winni tej dynamiki wzrostu zgonów.

Tymczasem zamiast skupić się na wzięciu odpowiedzialności za to, co najważniejsze, cały czas wymyślane są tematy zastępcze, mające chyba na celu odciągnięcie uwagi opinii publicznej od wielkiego dramatu, jaki nam zgotowano. Głośna dyskusja o kontrowersyjnych poglądach nowego ministra nie pomoże w walce z pandemią.

10 października 2020

Zaufajmy dyrektorom szkół - lepiej późno niż wcale

W czasie wakacyjnym, 9 sierpnia, napisałam tu, że trzy proste cechy dobrej edukacji pożądane od września to: elastyczna, hybrydowa, zdroworozsądkowa. ZNP, OSKKO, wielu samorządowców i przedstawiciele innych podmiotów odpowiedzialnych za organizowanie oświaty, także przedstawiali i przedstawiają cały czas podobne oczekiwania wobec MEN: dania możliwości szkołom elastycznego reagowania, podejmowania pracy hybrydowej.

Tymczasem od 1 września postanowiono jednak wrócić w stare koleiny - wymagać pracy szkół zorganizowanej dokładnie tak, jak przed pandemią.

Jasne jest prawo sanepidu do zdecydowania, że z powodu zachorowania na Covid lub kontaktu z osobą chorą, konkretny uczeń czy nauczyciel powinien przebywać w izolacji. Jednak, jak dalej w takiej sytuacji organizować pracę innych nauczycieli i uczniów z tej samej szkoły, powinien móc decydować nie sanepid, ale dyrektor szkoły, kierując się poczuciem odpowiedzialności za jakość procesu edukacji. Wyłączenie niektórych nauczycieli lub klas może dać niemożność prawidłowego merytorycznie zorganizowania edukacji w klasach niewyłączonych, nawet jeśli te nie są zagrożone w danym momencie epidemicznie.

Obecnie już w ponad 1000 szkół za zgodą sanepidu prowadzona jest praca jest zdalna lub hybrydowa. Postęp zaczyna być wykładniczy. Bez zmiany zasad będzie tylko gorzej.



Zdecydowanie rekomenduję zaufanie dyrektorom, aby w kolejnych wypadkach wyłączenia z aktywności uczniów lub nauczycieli konkretnej szkoły mogli reagować sprawnie i optymalnie organizacyjnie. Lokalnie mogą wystąpić przeciążenia sanepidu, kłopoty z nawiązaniem kontaktu czy niemożność tam dobrej oceny, jak wyłączenie konkretnego nauczyciela przełoży się na pracę poszczególnych klas.

Wreszcie trzeba pamiętać o nauczycielach starszych wiekiem lub mających jakieś przewlekłe choroby. Im szybciej skierujemy ich do pracy zdalnej, tym bardziej możemy ich uchronić przed zarażeniem, a jednocześnie zapewnimy, że zamiast leżeć w szpitalu, będą dalej uczyć naszych uczniów.

Budynki szkolne bywają przepełnione - w końcu do 6-klasowych szkół podstawowych dodano dwa roczniki, a do szkół średnich jeden rocznik więcej. Wprowadzone ostatnio sztywne ramowe plany nauczania sprawiają, że nauczyciele niektórych przedmiotów muszą krążyć po kilku szkołach, bo w każdej ze szkół są w stanie mieć jedynie niewielką cząstkę etatu. W wypadku pracy w pięciu szkołach na przykład, stanowczo lepiej byłoby swoje zadania realizować zdalnie niż zapewniać co tydzień przenoszenie zagrożenia epidemicznego do pięciu szkolnych społeczności.

Sanepid ma kompetencje epidemiologiczne, ale nie do układania planu zajęć i zastępstw w szkole. Zrozumiałe i konieczne jest opiekowanie się bezpośrednie przedszkolakami i najmłodszymi uczniami szkół podstawowych (tu trzeba po prostu organizować odpowiednie zastępstwa), ale niektóre przedmioty mogłyby odbywać się zdalnie (jeśli prowadzą je nauczyciele zatrudnieni w kilku szkołach lub starsi wiekiem), zaś w szkołach średnich czy w najstarszych klasach szkoły podstawowej dość łatwo jest zaplanować pracę naprzemiennie co tydzień w dwóch rozłącznych grupach - zdalnie i bezpośrednio - i ograniczyć w ten sposób zagrożenia.

Dyrektor szkoły zna swoich nauczycieli i uczniów, ich możliwości, jest w stanie zaproponować rozwiązania organizacyjne ograniczające zagrożenia epidemiologiczne i zapewniające jakość.

Dlaczego ze strony rządzących dominuje nadal nieufność i potrzeba zarządzania szkołami przez sanepidy, nie mające przecież pojęcia o planowaniu procesu edukacji, kompetencjach oraz wieku nauczycieli poszczególnych szkół.

Konieczne jest zaufanie dyrektorom szkół, żeby proponowali jak najlepsze rozwiązania organizacyjne, ograniczające rozprzestrzenianie się epidemii.

27 sierpnia 2020

Cel wychowawczy na ten rok szkolny: poczucie odpowiedzialności

Drodzy Nauczyciele i Dyrektorzy, u progu nowego roku szkolnego róbmy jak najlepiej to, co potrafimy. Ze swojej strony możemy minimalizować skalę zagrożeń zdrowotnych przede wszystkim stawiając przed sobą cel wychowawczy: rozwijanie w naszych uczniach poczucia odpowiedzialności za zdrowie i życie innych - swoich koleżanek i kolegów, rodziców, dziadków, nauczycieli.




Naszym głównym celem jest troska o dobrostan naszych uczniów. Chcielibyśmy, aby dzieci przetrwały ten trudny czas nie tylko w zdrowiu fizycznym, ale i psychicznym. To poczucie odpowiedzialności jest kluczowe. Ważne też jest, żeby nie przerodziło się w lęk, który paraliżuje. Musimy w swoim zachowaniu i w naszych rozmowach z dziećmi zachowywać zdrowy balans.

Jest bardzo prawdopodobne, że któregoś dnia otrzymamy sygnał o kontakcie z koronawirusem z rodziny naszego ucznia. Społeczność szkolna musi być na to przygotowana. Z pewnością czeka nas wtedy kontakt z fachowcami z sanepidu, którzy zarządzają, kto ma poddać się testom i co ma dalej robić, najpewniej wyślą naszą szkołę na dwutygodniowe zdalne nauczanie i kwarantannę. Tej odpowiedzialność za nich nie weźmiemy. Nie staniemy się ekspertami od zdrowia naszych uczniów. Ale wcześniej możemy oswoić lęk przed takim zdarzeniem. Wyobrazić sobie plan dalszych działań.

Dbanie o higienę rąk, pomieszczeń, wyposażenia szkoły, trzymanie się stałych ustalonych grup, wyznaczonych miejsc, dzięki samodyscyplinie i poczuciu odpowiedzialności sprawdzi się lepiej, przede wszystkim jeśli będzie wynikać ze zrozumienia problemu przez naszych podopiecznych, niż gdy postanowimy zmienić się w szkolnych policjantów. Wspólnemu dbaniu o czystość, wietrzenie, możemy zawdzięczać mniejszą skalę zagrożeń, jeśli one wystąpią. Świadomość i nowe nawyki higieniczne naszych uczniów mogą być im pomocne także poza szkołą - w sklepie, drodze do szkoły, przy rodzinnych odwiedzinach, bo tam też przecież mogą się zarazić i zarazić innych.

Nie jesteśmy policjantami, nie jesteśmy lekarzami, nie próbujmy się w nich zmienić, bądźmy nadal po prostu mądrymi wychowawcami, omawiajmy i doskonalmy szkolne procedury przeciwepidemiczne razem z naszymi uczniami, na ich poziomie. Gdy będziemy potrzebować pomocy epidemiologa, lekarza lub policjanta, zaprośmy go do szkoły, zaś sami wychowujmy. To potrafimy.