W czasie wakacyjnym, 9 sierpnia, napisałam tu, że trzy proste cechy dobrej edukacji pożądane od września to: elastyczna, hybrydowa, zdroworozsądkowa. ZNP, OSKKO, wielu samorządowców i przedstawiciele innych podmiotów odpowiedzialnych za organizowanie oświaty, także przedstawiali i przedstawiają cały czas podobne oczekiwania wobec MEN: dania możliwości szkołom elastycznego reagowania, podejmowania pracy hybrydowej.
Tymczasem od 1 września postanowiono jednak wrócić w stare koleiny - wymagać pracy szkół zorganizowanej dokładnie tak, jak przed pandemią.
Jasne jest prawo sanepidu do zdecydowania, że z powodu zachorowania na Covid lub kontaktu z osobą chorą, konkretny uczeń czy nauczyciel powinien przebywać w izolacji. Jednak, jak dalej w takiej sytuacji organizować pracę innych nauczycieli i uczniów z tej samej szkoły, powinien móc decydować nie sanepid, ale dyrektor szkoły, kierując się poczuciem odpowiedzialności za jakość procesu edukacji. Wyłączenie niektórych nauczycieli lub klas może dać niemożność prawidłowego merytorycznie zorganizowania edukacji w klasach niewyłączonych, nawet jeśli te nie są zagrożone w danym momencie epidemicznie.
Obecnie już w ponad 1000 szkół za zgodą sanepidu prowadzona jest praca jest zdalna lub hybrydowa. Postęp zaczyna być wykładniczy. Bez zmiany zasad będzie tylko gorzej.
Zdecydowanie rekomenduję zaufanie dyrektorom, aby w kolejnych wypadkach wyłączenia z aktywności uczniów lub nauczycieli konkretnej szkoły mogli reagować sprawnie i optymalnie organizacyjnie. Lokalnie mogą wystąpić przeciążenia sanepidu, kłopoty z nawiązaniem kontaktu czy niemożność tam dobrej oceny, jak wyłączenie konkretnego nauczyciela przełoży się na pracę poszczególnych klas.
Wreszcie trzeba pamiętać o nauczycielach starszych wiekiem lub mających jakieś przewlekłe choroby. Im szybciej skierujemy ich do pracy zdalnej, tym bardziej możemy ich uchronić przed zarażeniem, a jednocześnie zapewnimy, że zamiast leżeć w szpitalu, będą dalej uczyć naszych uczniów.
Budynki szkolne bywają przepełnione - w końcu do 6-klasowych szkół podstawowych dodano dwa roczniki, a do szkół średnich jeden rocznik więcej. Wprowadzone ostatnio sztywne ramowe plany nauczania sprawiają, że nauczyciele niektórych przedmiotów muszą krążyć po kilku szkołach, bo w każdej ze szkół są w stanie mieć jedynie niewielką cząstkę etatu. W wypadku pracy w pięciu szkołach na przykład, stanowczo lepiej byłoby swoje zadania realizować zdalnie niż zapewniać co tydzień przenoszenie zagrożenia epidemicznego do pięciu szkolnych społeczności.
Sanepid ma kompetencje epidemiologiczne, ale nie do układania planu zajęć i zastępstw w szkole. Zrozumiałe i konieczne jest opiekowanie się bezpośrednie przedszkolakami i najmłodszymi uczniami szkół podstawowych (tu trzeba po prostu organizować odpowiednie zastępstwa), ale niektóre przedmioty mogłyby odbywać się zdalnie (jeśli prowadzą je nauczyciele zatrudnieni w kilku szkołach lub starsi wiekiem), zaś w szkołach średnich czy w najstarszych klasach szkoły podstawowej dość łatwo jest zaplanować pracę naprzemiennie co tydzień w dwóch rozłącznych grupach - zdalnie i bezpośrednio - i ograniczyć w ten sposób zagrożenia.
Dyrektor szkoły zna swoich nauczycieli i uczniów, ich możliwości, jest w stanie zaproponować rozwiązania organizacyjne ograniczające zagrożenia epidemiologiczne i zapewniające jakość.
Dlaczego ze strony rządzących dominuje nadal nieufność i potrzeba zarządzania szkołami przez sanepidy, nie mające przecież pojęcia o planowaniu procesu edukacji, kompetencjach oraz wieku nauczycieli poszczególnych szkół.
Konieczne jest zaufanie dyrektorom szkół, żeby proponowali jak najlepsze rozwiązania organizacyjne, ograniczające rozprzestrzenianie się epidemii.