30 czerwca 2009

Szkoła będzie radosna

Ostatnie tygodnie bardzo dużą część mojego czasu i uwagi zajmowało przygotowywanie w MEN kolejnych poprawek do programu RADOSNA SZKOŁA. Różne zgłaszane uwagi opóźniły trochę proces jego przygotowywania, ale uczyniły ten program po prostu lepszym. Sytuacja kryzysowa wymusiła harmonogram finansowania rozłożony na kilka lat. Najważniejsze jest jednak to, że program zacznie być realizowany i że pomimo trudnej sytuacji budżetowej decyzja została podjęta. Dzięki programowi RADOSNA SZKOŁA stanie się wyraźnie widoczne, że uczeń ma w szkole również bawić się i uczyć przez zabawę.

„Wewnętrzne” i „zewnętrzne” place zabaw w każdej szkole podstawowej to cel programu. Te „wewnętrzne” – nazywane w programie szkolnymi miejscami zabaw – mają się znaleźć w każdej szkole w tym lub przyszłym roku i sfinansowane zostaną w całości z budżetu państwa. „Zewnętrzne” wymagają wkładu własnego organów prowadzących szkoły, wskazania przy szkole odpowiedniego terenu, wykonania projektu zgodnego z założeniami programu. Zakładamy, że do końca przyszłego roku powstanie ich na początek kilkaset, ale do roku szkolnego 2012/2013 mogą powstać nawet wszystkie. Ostatnie place będą dofinansowywane z budżetu roku 2014. Jednak może być to także zwrot kosztów poniesionych przez samorząd w 2013 roku. Program zakłada zarówno możliwość przyznania środków na projektowany plac zabaw, jak i zwrot już poniesionych wcześniej nakładów, jeśli tylko przygotowano i wyposażono wszystko zgodnie z założeniami programu. Bardzo chciałabym, aby najmłodszych uczniów najpóźniej w roku wejścia w życie obowiązkowej nauki sześciolatków witały w szkołach radosne miejsca zabaw. Jeśli tylko odpowiednio szybko, dobrze i oszczędnie samorządy przygotują inwestycje w place zabaw, jest możliwe że cały plan zostanie zrealizowany szybciej. Projekt finansowania programu zakłada, ze wszyscy wykorzystają w pełni przewidywane dla nich fundusze. Jeżeli uda się przynajmniej niektóre place wybudować trochę taniej, być może że szybciej powstaną wszystkie. Będziemy co roku informować, ile szkół już przygotowało swoje miejsca zabaw dla najmłodszych.

17 czerwca 2009

Sedno czyli jak uczyć języków i jak tworzyć szkolne programy

Trafił mi w ręce ostatni numer (nr 3/2009) magazynu dyrektora szkoły Sedno. Jego twórcy są osobami bardzo aktywnie działającymi w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Kadry Kierowniczej Oświaty, stąd też w zamieszczonych tam tekstach starają się odpowiadać na pytania najsilniej nurtujące środowisko dyrektorów. Na ogół odpowiadają trafnie i życzę Redakcji wszystkiego najlepszego. Jednak w dwóch kwestiach muszę ich sprostować.

Po pierwsze: jak dopuszczać w szkole programy uregulowaliśmy w końcu trochę inaczej niż opisano tam na podstawie projektu rozporządzenia (uwzględniliśmy uwagi zgłaszane w procesie konsultacji, między innymi przez OSKKO) – i warto tu sięgnąć do komentarzy ze strony MEN.

Po drugie: bardzo wątpliwa jest zamieszczona tam interpretacja prawa dotycząca organizacji nauki języków obcych w gimnazjach.

W podstawie programowej sformułowano wymagania dla kolejnych etapów edukacyjnych. Zakłada się, że przez sześć lat nauki doprowadzimy ucznia szkoły podstawowej do osiągnięcia wymagań zbliżonych do poziomu A1 zdefiniowanego przez Radę Europy, zaś maturzystów kontynuujących naukę do poziomów B1, B2 lub nawet C1.

Dla gimnazjum sformułowano dwa warianty wymagań: III.0 – dla początkujących i III.1 – dla kontynuujących naukę. Trzeba mieć jasność, że ten „idealny” model będzie funkcjonował za wiele lat, że kandydat do gimnazjum przygotowany jak trzeba do kontynuowania nauki wystąpi dopiero za sześć lat, zaś przygotowany „po nowemu” kandydat do liceum wystąpi za lat dziewięć. Wtedy wszystkie opisane wymagania będą mogły być naprawdę powszechne i egzekwowane. Wcześniej na serio możemy mówić tylko o wymaganiach poziomu 0 – kursu rozpoczynanego. Stworzyliśmy jednak możliwość pracy w grupach zaawansowania, aby wszędzie tam, gdzie występują uczniowie faktycznie bardziej zaawansowani, móc grupować ich razem i uczyć więcej. Jeśli państwo funduje każdemu dziecku godziny pracy z nauczycielem języka obcego, sprawmy, żeby ten czas został wykorzystany możliwe najbardziej efektywnie. Wymagania z podstawy mówią, ile trzeba nauczyć koniecznie, nigdzie natomiast nie jest powiedziane, że nie można nauczyć więcej niż oczekiwane minimum, jeśli mamy dobrze przygotowanych uczniów. Sześć lat temu mało było szkół podstawowych, w których od pierwszej klasy rozpoczynano naukę języka. Czy znaczy to, że ci, którzy nauczyli się więcej (ale nie dokładnie tyle, ile zakłada nasz model „idealny”) są skazani na marnowanie czasu w gimnazjum? Nie, trzeba wykonać diagnozę poziomu uczniów i zależnie od tego dobrać program i podręcznik – oczywiście prowadzący przynajmniej do wymagań opisanych pod numerem III.0, ale również każdym trochę wyższym, najlepiej przynajmniej III.1. Musimy pamiętać, że uczeń, który uczył się w szkole podstawowej danego języka, dziś wcale niekoniecznie musi być na poziomie zakładanym w nowej podstawie programowej po szkole podstawowej – tego będziemy mogli i powinniśmy oczekiwać za sześć lat – to może być po prostu mniej. Warto upewnić się, zdiagnozować sytuację, zanim zaserwujemy naszym gimnazjalistom podręcznik zakładający sześcioletnie, dobre przygotowanie.

I warto zrozumieć co znaczy odpowiedzialność nauczyciela za przygotowanie programu. Podręcznik musimy wskazać zgodnie z przepisami do 15 czerwca, jednak w wypadku języków obcych możemy podać ich kilka – na różne poziomy zaawansowania, a dopiero w połowie września, po zdiagnozowaniu poziomu uczniów, ostatecznie przydzielić ich do grup i podręczników i wtedy dokonać stosownych zakupów. Tak samo po zdiagnozowaniu poziomu uczniów z matematyki możemy zmodyfikować przygotowany program nauczania, wygospodarowując na przykład, zależnie od zdiagnozowanych potrzeb, trochę więcej czasu na konieczne uzupełnienie braków naszych uczniów z poprzedniego etapu. Jesteśmy odpowiedzialni przede wszystkim za osiąganie jak najlepszych efektów edukacyjnych przez każdego naszego ucznia, aby był on w stanie jak najsprawniej i najlepiej dążyć do spełnienia wymagań opisanych w podstawie programowej. Skończyły się czasy, kiedy abstrakcyjne realizowanie ustalonego daleko od szkoły programu było głównym celem. Mamy dobrać program, który pomoże naszym konkretnym uczniom osiągnąć odpowiednie wyniki – zgodne z opisującą konieczne do osiągnięcia efekty kształcenia, jedną, powszechnie obowiązującą podstawą programową!

Podręczniki, które chcemy stosować mamy zgodnie z prawem wskazać w czerwcu, ale programy możemy w szkole dopuszczać również we wrześniu – wtedy kiedy zobaczymy i wstępnie poznamy już swoich uczniów – nie ma w prawie podanego terminu, po którym zmiany w programie szkolnym nie są możliwe. Program ma stać się nie numerem zapisanym w szkolnej dokumentacji, po który właściwe na co dzień nikt nie sięga, ale żywym, modyfikowalnym zależnie od potrzeb, narzędziem pracy nauczyciela.



7 czerwca 2009

Wolność to odpowiedzialność

Mądre wychowanie polega na stopniowym poszerzaniu granic wolności i zwiększaniu zakresu odpowiedzialności za własne wybory. Gdy dziecko jest małe, wiele mu zakazujemy – ograniczamy granice jego wolności. Czym robi się starsze, tym pozwalamy mu na więcej. Jeśli nadużywa naszego zaufania, z powrotem wprowadzamy ograniczenia. Wychowanie kończy się sukcesem, jeśli 18-latek chce i umie odpowiedzialnie korzystać z wolności. Zna swoje prawa i obowiązki, czuje się odpowiedzialny za swoje czyny, jest gotów ponosić konsekwencje swoich wyborów.

Zakazy muszą mieć uzasadnienie, takie jak potrzeba wywiązania się z obowiązków, zdrowie, bezpieczeństwo, dbanie o dobro innych. Z zasięgu rąk maluchów zabieramy to co ostre lub gorące, starsze dziecko już wie, co robić, aby uniknąć skaleczenia nożyczkami czy poparzenia gorącą herbatą. Nastolatkom zakazujemy pić alkohol czy palić papierosy, dorosły człowiek jeśli pije i pali to powinien rozumieć konsekwencje, jakie to ma dla jego zdrowia. Naszym dzieciom nakazujemy uczyć się, odrabiać lekcje, pomagać innym. Dorosły człowiek sam decyduje, czy i gdzie chce się uczyć, czy i gdzie podejmie pracę, gdzie i jak będzie mieszkać, żyć, także komu i jak będzie pomagać.

Kiedyś ta wolność wyboru była dużo bardziej ograniczona, decydowano za nas do jakiej mamy iść pracy, gdzie jechać na wakacje, czy możemy wyjechać za granicę. Na mieszkanie, telefon czy samochód czekało się w wieloletnich kolejkach i bez specjalnego wyboru, w sklepach były puste półki lub tylko towar „kartkowy”, dostępny po często wielogodzinnym oczekiwaniu, a słowo „kupić” wyparte było całkowicie przez słowo „dostać”.

Pragnęliśmy wolności i dostępu do wielu dóbr niedostępnych wówczas. Czy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pełne półki w sklepach to także konieczność dokonywania wyboru co z tych pólek chcemy wziąć i także niemożność kupienia wszystkiego, na co mielibyśmy ochotę. Na rynku na pewno jest lepsze i droższe mieszkanie niż to, które mamy, lepszy samochód, droższe buty, ubranie. Zawsze obok siebie mamy i tych, których nie stać na to, na co stać nas, a także takich, których stać na dużo więcej.

Wczoraj rozmawiałam z kilkoma dyrektorami gimnazjów. Jedni cieszyli się z większej wolności, jaką będą mieli od września, inni mieli dużo obaw. Zdawali sobie sprawę z tego, że czym mniej ograniczeń wolności wyboru co do realizowanego programu i podręcznika, sposobu organizacji pracy szkoły, tym większa odpowiedzialność za końcowe efekty edukacyjne.

Po zmianach w edukacji z 1999 roku, dyrektorzy szkół i nauczyciele pytani o główny atut reformy, na ogół odpowiadali: wolność wyboru programu i podręcznika. Niektórzy jednak tęsknili za programem jedynie słusznym, wszędzie jednakowym. Od 1999 roku programy nauczania można było tworzyć samemu lub wybierać z ministerialnej listy. Na ogół wybierano a nie tworzono, choć są i tacy, co sami tworzyli.

Zmiana wchodząca od września polega na tym, że nauczyciele i dyrektorzy szkół sami będą decydować, z jakiego programu skorzystają, będzie tylko jednolita dla wszystkich, dużo bardziej precyzyjna niż dotychczas, podstawa programowa, zaś nie będzie listy programów dopuszczonych przez ministra. Polscy nauczyciela są dobrze wykształceni. Warto im zaufać. Potrafią zrozumieć, jakie wymagania stawia przed nimi nowa podstawa oraz dobrać programy pomagające ich uczniom jak najlepiej te wymagania spełnić. Dajemy możliwość dyrektorowi szkoły, jeśli ma wątpliwość, czy jego nauczyciel odpowiedzialnie skorzystał ze swojego zakresu wolności, zapytać się o ocenę stworzonego lub wybranego przez niego programu, innego nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami. Będzie jednak do wyboru lista dopuszczonych ministerialnie podręczników. Może za kolejne 10 lat przestaniemy dopuszczać do użytku także podręczniki? Są kraje, gdzie nauczyciel sam ocenia też podręcznik.

Już 20 lat uczymy się – często na błędach – dokonywać politycznych wyborów, 10 lat nauczyciele uczą się wybierać programy i podręczniki, samorządy prowadzić szkoły. Od września tego roku nauczycielom, dyrektorom szkół i samorządom poszerzamy granice wolności w organizowaniu edukacji. W nowy sposób ma też zacząć działać nadzór pedagogiczny: ma sprawdzać, czy ta wolność w doborze drogi dążenia do celu, jakim jest spełnianie jasno zdefiniowanych wymagań z podstawy programowej, przynosi dobre efekty, czy poczucie odpowiedzialności wszystkich organizatorów edukacji jest do tego nowego zakresu wolności wystarczające. Czeka wszystkich trochę trudu, aby przestawiać się na pracę „po nowemu”. To wykształcony nauczyciel ma wiedzieć najlepiej, jak nauczyć swojego przedmiotu, profesjonalny dyrektor szkoły ma wybrać optymalny dla jego społeczności szkolnej sposób organizacji pracy, zaś samorząd stwarzać po temu jak najlepsze warunki na swoim terenie. 1 września 2009 roku zrobimy w tym kierunku kolejny krok.

1 czerwca 2009

Tygodnie historii najnowszej

Zdarzyło się 20 lat temu w Polsce… to tytuł dziś ogłaszanego konkursu na plakaty i hasła o tematyce historycznej, adresowanego do uczniów i szkół.

Zaproponowaliśmy polskim nauczycielom udział w pospolitym ruszeniu na rzecz uczenia historii najnowszej. Dwa tygodnie pomiędzy 4 a 18 czerwca warto w szkołach wykorzystać na ten cel. Uruchamiana w dniu dzisiejszym – właśnie w Dniu Dziecka –strona internetowa www.1989.edu.pl zawiera nie tylko informacje o konkursie na plakaty i hasła na temat wydarzeń sprzed 20 lat, ale także materiały edukacyjne, mogące pomóc, jak o tym uczyć. Może do nich sięgnąć każdy nauczyciel, który może także swoim wychowankom opowiedzieć o tym, co on sam i jego rodzina robili 20 lat temu, jak odbierali te wydarzenia.

Ucząc historii nie tylko zaznajamiamy uczniów z faktami, ale również kształtujemy postawy – wprowadzamy w wartości związane z tradycją, umacniamy przywiązanie do idei wolności i tolerancji, przygotowujemy do uczestniczenia w życiu publicznym, pomagamy lepiej rozumieć mechanizmy życia społecznego.

Nauczycielom, którzy w tych ostatnich tygodniach pracy szkoły wystawiają uczniom końcowe oceny, najczęściej zostaje jeszcze parę ostatnich godzin na „sprawy różne” – poświęćmy te godziny w tym roku na zajęcia wychowawcze o najnowszej historii i na wspólną pracę nad plakatami i hasłami zwracającymi uwagę na wydarzenia sprzed 20 lat. Naprawdę warto.