7 czerwca 2009

Wolność to odpowiedzialność

Mądre wychowanie polega na stopniowym poszerzaniu granic wolności i zwiększaniu zakresu odpowiedzialności za własne wybory. Gdy dziecko jest małe, wiele mu zakazujemy – ograniczamy granice jego wolności. Czym robi się starsze, tym pozwalamy mu na więcej. Jeśli nadużywa naszego zaufania, z powrotem wprowadzamy ograniczenia. Wychowanie kończy się sukcesem, jeśli 18-latek chce i umie odpowiedzialnie korzystać z wolności. Zna swoje prawa i obowiązki, czuje się odpowiedzialny za swoje czyny, jest gotów ponosić konsekwencje swoich wyborów.

Zakazy muszą mieć uzasadnienie, takie jak potrzeba wywiązania się z obowiązków, zdrowie, bezpieczeństwo, dbanie o dobro innych. Z zasięgu rąk maluchów zabieramy to co ostre lub gorące, starsze dziecko już wie, co robić, aby uniknąć skaleczenia nożyczkami czy poparzenia gorącą herbatą. Nastolatkom zakazujemy pić alkohol czy palić papierosy, dorosły człowiek jeśli pije i pali to powinien rozumieć konsekwencje, jakie to ma dla jego zdrowia. Naszym dzieciom nakazujemy uczyć się, odrabiać lekcje, pomagać innym. Dorosły człowiek sam decyduje, czy i gdzie chce się uczyć, czy i gdzie podejmie pracę, gdzie i jak będzie mieszkać, żyć, także komu i jak będzie pomagać.

Kiedyś ta wolność wyboru była dużo bardziej ograniczona, decydowano za nas do jakiej mamy iść pracy, gdzie jechać na wakacje, czy możemy wyjechać za granicę. Na mieszkanie, telefon czy samochód czekało się w wieloletnich kolejkach i bez specjalnego wyboru, w sklepach były puste półki lub tylko towar „kartkowy”, dostępny po często wielogodzinnym oczekiwaniu, a słowo „kupić” wyparte było całkowicie przez słowo „dostać”.

Pragnęliśmy wolności i dostępu do wielu dóbr niedostępnych wówczas. Czy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pełne półki w sklepach to także konieczność dokonywania wyboru co z tych pólek chcemy wziąć i także niemożność kupienia wszystkiego, na co mielibyśmy ochotę. Na rynku na pewno jest lepsze i droższe mieszkanie niż to, które mamy, lepszy samochód, droższe buty, ubranie. Zawsze obok siebie mamy i tych, których nie stać na to, na co stać nas, a także takich, których stać na dużo więcej.

Wczoraj rozmawiałam z kilkoma dyrektorami gimnazjów. Jedni cieszyli się z większej wolności, jaką będą mieli od września, inni mieli dużo obaw. Zdawali sobie sprawę z tego, że czym mniej ograniczeń wolności wyboru co do realizowanego programu i podręcznika, sposobu organizacji pracy szkoły, tym większa odpowiedzialność za końcowe efekty edukacyjne.

Po zmianach w edukacji z 1999 roku, dyrektorzy szkół i nauczyciele pytani o główny atut reformy, na ogół odpowiadali: wolność wyboru programu i podręcznika. Niektórzy jednak tęsknili za programem jedynie słusznym, wszędzie jednakowym. Od 1999 roku programy nauczania można było tworzyć samemu lub wybierać z ministerialnej listy. Na ogół wybierano a nie tworzono, choć są i tacy, co sami tworzyli.

Zmiana wchodząca od września polega na tym, że nauczyciele i dyrektorzy szkół sami będą decydować, z jakiego programu skorzystają, będzie tylko jednolita dla wszystkich, dużo bardziej precyzyjna niż dotychczas, podstawa programowa, zaś nie będzie listy programów dopuszczonych przez ministra. Polscy nauczyciela są dobrze wykształceni. Warto im zaufać. Potrafią zrozumieć, jakie wymagania stawia przed nimi nowa podstawa oraz dobrać programy pomagające ich uczniom jak najlepiej te wymagania spełnić. Dajemy możliwość dyrektorowi szkoły, jeśli ma wątpliwość, czy jego nauczyciel odpowiedzialnie skorzystał ze swojego zakresu wolności, zapytać się o ocenę stworzonego lub wybranego przez niego programu, innego nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami. Będzie jednak do wyboru lista dopuszczonych ministerialnie podręczników. Może za kolejne 10 lat przestaniemy dopuszczać do użytku także podręczniki? Są kraje, gdzie nauczyciel sam ocenia też podręcznik.

Już 20 lat uczymy się – często na błędach – dokonywać politycznych wyborów, 10 lat nauczyciele uczą się wybierać programy i podręczniki, samorządy prowadzić szkoły. Od września tego roku nauczycielom, dyrektorom szkół i samorządom poszerzamy granice wolności w organizowaniu edukacji. W nowy sposób ma też zacząć działać nadzór pedagogiczny: ma sprawdzać, czy ta wolność w doborze drogi dążenia do celu, jakim jest spełnianie jasno zdefiniowanych wymagań z podstawy programowej, przynosi dobre efekty, czy poczucie odpowiedzialności wszystkich organizatorów edukacji jest do tego nowego zakresu wolności wystarczające. Czeka wszystkich trochę trudu, aby przestawiać się na pracę „po nowemu”. To wykształcony nauczyciel ma wiedzieć najlepiej, jak nauczyć swojego przedmiotu, profesjonalny dyrektor szkoły ma wybrać optymalny dla jego społeczności szkolnej sposób organizacji pracy, zaś samorząd stwarzać po temu jak najlepsze warunki na swoim terenie. 1 września 2009 roku zrobimy w tym kierunku kolejny krok.