3 maja 2009

Jak rodzice sześciolatków mogą zacząć wspomagać wydawców

Na spotkaniu z samorządowcami z województwa kujawsko-pomorskiego odbywającym się dwa dni temu ktoś zapytał: mamy szkołę podstawową i w tym samym budynku na drugim końcu korytarza przedszkole. W przedszkolu lepsze warunki wyposażenia i opieki. Rodzice wolą, żeby sześciolatki były w tych lepszych warunkach. Jak przeprowadzić te sześciolatki na drugi koniec korytarza, żeby jednak poszły do klasy pierwszej?

Odpowiedziałam: to może połączyć przedszkole i szkołę podstawową w zespół i niech klasa pierwsza dla sześciolatków będzie na tym lepiej wyposażonym końcu korytarza. Będą i dobre warunki, i program odpowiedni. O to właśnie w tej zmianie chodzi, żeby warunki przedszkolne, przyjaznej atmosfery, dobrej opieki, zapanowały również w klasach pierwszych. O adresach zdecyduje samorząd. Minister tylko o programie. Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do przedszkola i dobrze sobie tam radziły, mogą jako sześciolatki rozpocząć realizację programu klasy pierwszej. Jeśli warunki i wyposażenie w szkole pozostawiają trochę do życzenia, równie dobrze w miejscu dotychczas przedszkolnym można stworzyć pierwszą klasę, funkcjonującą w ramach najbliższej szkoły podstawowej. Byle tylko wszystkie dzieci wcześniej chodziły do przedszkola i ich rodzice akceptowali rozpoczęcie przez nie nauki szkolnej.

Ostatnio w jednej z gazet natrafiłam na wypowiedź nauczycielki przedszkola, że pomimo zmiany programowej będzie w przedszkolu uczyć sześcioletnie dzieci czytać i pisać po staremu, i namawia wydawców do sprzedawania rodzicom przedszkolaków starych, wycofanych podręczników do dotychczasowych „zerówek”. Zdaje się jest to autorka jednego z takich podręczników. W artykule do tego z 200 sześciolatków na 2000 zrobiono 1% (jak bardzo jest nam potrzebna powszechna dobra edukacja matematyczna!), chociaż to dziesięć razy więcej. Około jednego procenta sześciolatków rzeczywiście i obecnie idzie do szkoły, ale jeśli w pierwszym roku poszłoby tych parę procent więcej, to jednak to byłaby jakaś zmiana.

Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do dobrze realizującego dotychczasowy program przedszkola, są w większości gotowe na naukę czytania i pisania. Czyli mogą zacząć realizować nowy program klasy pierwszej, bo nowy program przedszkolny przewiduje tylko przygotowywanie do nauki szkolnej. To będzie dla nich merytorycznie najlepsze. Za rok już wtedy pójdą do klasy drugiej. A w takich warunkach jak opisany przykład kujawsko-pomorski, instytucjonalne połączenie przedszkoli czy punktów przedszkolnych i szkół podstawowych jest bardzo dobrym pomysłem. Umożliwia dobre zagospodarowanie kadry oraz ofertę edukacyjną dostosowaną do potrzeb dzieci.

Dobra opieka i warunki dla uczącego się sześciolatka to nie znaczy, że jako siedmiolatek ma na nowo zaczynać naukę pisania i czytania. Tak działał dotychczasowy program, niezależnie od tego, czy sześciolatek, jak zaczynał się uczył czytać i pisać, był lepiej lub gorzej do tego przygotowany. W przyszłości siedmiolatek ma kontynuować to, czego nauczył się jako sześciolatek, oczywiście najlepiej z tą samą nauczycielką, pod dobrą opieką i w przyjaznej atmosferze, również w klasie drugiej i trzeciej.

Uczenie po szkolnemu, ze starym przedszkolnymi podręcznikami w oddziałach przedszkolnych doprowadzi i tak do sytuacji powtarzania przez dzieci w pierwszej klasie jeszcze raz tego samego. Jedyni co na tym mogliby wygrać, to oczywiście wydawcy i autorzy tych podręczników, które obecnie wychodzą z użytku. Wydawcy podręczniki sprzedawaliby rodzicom o rok dłużej. Zarobiliby i wydawcy, i autorzy, a stracili rodzice. Zapłaciliby i za podręczniki, i za utrzymywanie przez rok dłużej swoich dzieci, zanim te skończą edukację i się usamodzielnią. Więc zastanówmy się, czy tak naprawdę namawia się do ratowania maluchów czy wydawców?