23 czerwca 2025

Czarnek - lekcja Giertycha




Działalność ministrów edukacji zawsze śledziłam z dość dużym zaangażowaniem. Od niej zależał los szkół, za które odpowiadałam i potrzebowałam orientować się w kierunkach ich pracy. Wśród ministrów odpowiedzialnych za edukację od 1989 roku wyróżniłabym kilka rodzajów postaw:
  • starający się wykonywać swoją pracę merytorycznie;
  • urzędujący robiąc jak najmniej;
  • działający jak żołnierze partyjni;
  • skupieni na radykalnej autopromocji.

Chyba każdego z ministrów można zaliczyć mniej lub bardziej wyraziście do którejś z tych grup. Wydaje się, że analogiczną klasyfikację można przyłożyć do każdego rodzaju ministrów, jak i też nawet do poszczególnych prezydentów. Czuję się merytorycznie przygotowana do analizy działań w obszarze edukacji, dlatego swoje rozważania do niego ograniczę. Mam zwyczaj śledzić i czasem komentować raczej poszczególne proponowane rozwiązania niż postawy ludzi - ministrów. Jednak gdy obejrzałam wywiad z Przemysławem Czarnkiem jako potencjalnym kandydatem na szefa kancelarii przyszłego prezydenta, pomyślałam sobie, że warto jemu uwagę poświęcić, zastanawiając się jednocześnie, jaką lekcję wyciąga z postawy swojego - najbardziej do niego zbliżonego stylem działania - poprzednika.

Do starających się działać merytorycznie dla dobra i jakości edukacji, z pożytkiem dla uczniów, zaliczyłabym na pewno ministrów Samsonowicza (rząd Mazowieckiego), Handkego i Wittbrodta (rząd Buzka), a także siebie (pierwszy rząd Tuska). Na pewno każdy miał jakieś wady, naraził się jakimś grupom społecznym, ale nie można im odmówić myślenia merytorycznego, na rzecz dobrej edukacji.

Do całkiem sprawnych “żołnierzy partyjnych” zaklasyfikowałabym przede wszystkim Krystynę Łybacką (SLD), Krystynę Szumilas (PO) i Annę Zalewską (PiS). Miały merytoryczną znajomość systemu edukacji, ale głównie starały się wypełniać życzenia swoich partyjnych szefów. Nie uchroniło ich to przed wymianą na następców działających w ramach tej samej opcji, żadna nie dotrwała do końca kadencji parlamentarnej.

Tych, którzy działali mało lub wcale raczej szkoda wymieniać, jedynie niektórzy wyróżnili się tym, że mieli bardziej wyrazistych czy merytorycznych zastępców. Warto w tej grupie zauważyć Zdobysława Flisowskiego z rządu Hanny Suchockiej (o skróconej kadencji), którego wyrazistymi i jednocześnie ciekawie merytorycznie działającymi zastępcami byli Anna Urbanowicz i Kazimierz Marcinkiewicz. Ten drugi był potem bardzo sensownym przewodniczącym Rady Konsultacyjnej do spraw reformy edukacji narodowej, działającej przy rządzie Jerzego Buzka. Gdyby nie został jeszcze premierem i mężem pewnej Izabeli, moglibyśmy go wspominać głównie z tego, że na edukacji naprawdę się znał.

Pierwszym ministrem, który postanowił wykorzystać stanowisko ministra edukacji przede wszystkim do promocji swoich radykalnych poglądów i swojej osoby, był Roman Giertych. Jego program “Zero tolerancji” do szkół wprowadził wtedy strach. Na jego podstawie powoływano tzw. “trójki giertychowskie” wzbudzające lęk wśród młodzieży i kadry pedagogicznej. Zdarzało się, że wylęknieni nauczyciele z byle powodu wzywali policję do szkół. Słowo “tolerancja” zamiast pozostać określeniem ważnej wartości wychowawczej stało się straszakiem. Na pewno był najgorszym ministrem edukacji pierwszego trzydziestolecia III RP. Cechował go kompletny cynizm i brak wrażliwości na potrzeby dzieci. Przez ostatnie lata przeszedł zadziwiającą ewolucję, mając teraz zwolenników po zupełnie innej stronie sceny politycznej. Niestety obserwowałam z bliska jego wcześniejszą postawę i trudno mi obecnie uwierzyć w inne niż cyniczne przesłanki jego działań.

Z tego wzoru postawy postanowił skorzystać minister Czarnek. Wydaje się, że sama szkolna edukacja mało go interesowała, natomiast znaczące podniesienie swojej rozpoznawalności i nagłośnienie swoich radykalnych poglądów, jak najbardziej. Niestety drugi przykład pójścia tym torem to Barbara Nowacka. Tylko zamiast walki z osobami LGBT, mamy tu radykalną walkę z Kościołem. Cel nawet był zdaje się ten sam: kierowanie Kancelarią Prezydenta. Być może Przemysławowi Czarnkowi będzie dane ten cel osiągnąć. Jego ostatnie wypowiedzi już pokazują pewną ewolucję, większe ważenie słów. Ciekawe, czy za parę lat przejdzie podobną ewolucję poglądów i działań jak Roman Giertych? Życzę zarówno Przemysławowi Czarnkowi, jak i Barbarze Nowackiej, aby aż tak istotnych przemian nie przechodzili, bo w wypadku ich znanego poprzednika robi się to już groteskowe. Ale trochę umiaru by się im przydało, zarówno dla dobra edukacji, jak i dla dobra prezydenta…