Z ogromną uwagą wysłuchałam argumentów przedstawianych w debacie o dwóch projektach ustaw zmieniających ustawę o systemie oświaty - poselskim (przedstawiciel wnioskodawców: poseł Kłosowski) i obywatelskim (przedstawicielka: pani Elbanowska). Niestety raczej nie dyskutowano jednak o konkretnych zapisach projektów, ani o ewentualnych konsekwencjach ich przyjęcia, tylko o zupełnie innych sprawach.
Projekt posła Kłosowskiego przyciągnął uwagę większości dyskutantów kuriozalnym terminem wejścia w życie. Naprawdę trudno jest cokolwiek planować w systemie prawnym z aż tak wielkim wyprzedzeniem. Większość posłów musiałaby dożyć 100 lat, żeby zobaczyć skutki tego projektu. W Gdańsku wyobrażamy sobie od paru lat Gdańszczanina 2020, minister Boni widzi Polskę 2030, ale pokusa posła Kłosowskiego, aby dać szansę na zmiany w edukacji bodaj dopiero w roku 2050 jest zaiste zdumiewająca.
Uwaga dyskutujących o projekcie obywatelskim skupiła się z kolei na czarnym obrazie polskiej szkoły namalowanym przez panią Elbanowską. Posłowie dzielili się na tych, którzy znają zupełnie inne szkoły niż wnioskodawcy, widzą jak zmieniają się one, stają się coraz bardziej przyjazne dzieciom, lepiej wyposażone i dobrze opiekujące się dziećmi oraz na tych, którzy głównie widzieli same złe przykłady.
Jeśli nawet niepokój wielu rodziców jest mocno wyolbrzymiony przez własne złe doświadczenia szkolne, obraz medialny tematu i argumenty natury politycznej, trzeba zrobić wszystko, żeby go jak najszybciej rozwiać. Mamy tysiące szkół, setki gmin. Są tam tysiące kompetentnych i oddanych dzieciom nauczycieli. Niestety z pewnością są tam także jacyś niemądrzy czy nielubiący swojej pracy nauczyciele, źle wykonujący swoje zadania i obowiązki dyrektorzy szkół czy wójtowie. Nawet jeśli nie stanowią większości, już kilkanaście takich złych przykładów jest w stanie zapełnić pierwsze strony wszystkich ważnych dla opinii publicznej gazet i pogłębiać lęki rodziców i ich dzieci.
W zapisach projektów trudno znaleźć to, co naprawdę może coś polepszyć. Przecież powrót do zapisów obowiązujących kiedyś, to raczej próba cofnięcia się w czasie, niż faktycznego poprawienia tak krytycznie opisywanego stanu rzeczy. Pozytywnym elementem wśród zgłaszanych propozycji jest na pewno subwencja przedszkolna. Co do niej w Sejmie panuje raczej powszechna zgoda, tylko nie wiadomo kiedy minister finansów otworzy tu zielone światło.
Analizując argumenty projektodawców lub choćby śledząc dyskusje na Facebooku, można dojść jednak do przekonania, że potrzebne są rozwiązania wzmacniające pozycję rodziców wobec dyrektora szkoły lub wójta w tych trudnych sytuacjach, kiedy to czują się szczególnie zaniepokojeni o swoje dzieci.
Przecież wysłanie dziecka rok później do szkoły, jeżeli ona naprawdę źle i nieprzyjaźnie dla dzieci działa, niczego nie poprawi. Do szkoły, której czarny obraz nakreśliła pani Elbanowska, strach posłać również 10-letnie dziecko. Ono też zasługuje na dobre warunki, przyjazne traktowanie, zabawę i opiekę. Jeśli sytuacja gdzieś wygląda aż tak dramatycznie, chyba trzeba wtedy zaangażować się w referendum wymuszające zmianę wójta lub zdecydować się na nauczanie domowe własnego dziecka. Lub właśnie zaproponować wzmocnienie pozycji rodziców w szkole.