Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim moim blogowym korespondentom za nadsyłane mi świąteczne życzenia. Już prawie rok, jak się tu spotykamy.
Dziś spędziłam dzień w domu, rozpoczynając przedświąteczne dwa dni urlopu. Na Wielkanoc podzieliłam się przepisami na mazurki. Ponieważ właśnie skończyłam robić rybę po grecku – poniżej przepis na tę potrawę lubianą w moim domu i tradycyjnie przygotowywaną przeze mnie na Boże Narodzenie.
Surowce
Filety z ryby – może być mintaj, morszczuk, dorsz, jednak koniecznie filety – bez ości. Dziś zużyłam dwa opakowania po 600g filetów z morszczuka. Do tego wzięłam trochę dorodnych warzyw: 5 sporych marchewek, 2 pietruszki, 1 seler, 2 cebule, duże opakowanie koncentratu pomidorowego.
Sposób przygotowania
Filety rozmrozić, pokroić na niezbyt duże kawałki, doprawić solą, pieprzem, obtaczać w mące i smażyć na rozgrzanym oleju, wyjmować na talerz i zostawić do wystygnięcia.
Cebulę pokroić w kostkę, pozostałe warzywa zetrzeć na tarce z dużymi oczkami. W dużym garnku rozgrzać trochę oleju, wrzucić na niego cebulę, którą odrobinę zeszklić, dodać pozostałe warzywa, mieszać. Jak warzywa trochę się rozgrzeją i „opadną” (będzie się ich wydawało istotnie mniej), zalać odrobiną wody, dalej mieszać i gotować. Dodać listek laurowy, ziele angielskie, do smaku trochę soli można także papryki słodkiej lub ostrej, trochę imbiru, pieprzu. Jak warzywa zmiękną, dodać koncentratu pomidorowego, razem zagotować. Wszystko musi być dość gęste, trochę pikantne, jeśli wydaje się zbyt płynne, nadmiar wody warto odparować.
Na koniec wziąć sporą miskę lub garnek (moja mama układała to w dużym kamiennym garnku, niestety takiego teraz nie mam, ale większa salaterka także może być). Układać najpierw cienką warstwę warzyw, na to warstwę kawałków ryby ułożonych jeden koło drugiego, potem znowu warstwę warzyw, warstwę ryb, na przemian, ostatnią warstwę muszą stanowić warzywa. Wszystko razem musi trochę postać w chłodzie – potrawę można zrobić i dwa dni wcześniej, wtedy ryby lepiej przesiąkną jarzynami. Potem wyjmuje się trochę na półmisek, uważając, żeby wyjmować całe kawałki i razem odpowiednio przykryte warzywami. Garnek może stać kilka dni w chłodzie, ryba po grecku jest u nas nie tylko jedną z potraw wigilijnych, ale także jest później jedzona na śniadania i kolacje świąteczne.
Smacznego! I wszystkiego najlepszego – na Święta Bożego Narodzenia i cały Nowy Rok!
23 grudnia 2009
21 grudnia 2009
System Informacji Oświatowej
Pracujemy nad nową ustawą o Systemie Informacji Oświatowej. O tym, jak bardzo potrzebne są aktualne informacje w oświacie, najlepiej świadczą tegoroczne przygody z danymi dotyczącymi pięcio- i sześciolatków.
Dane w obecnie funkcjonującym SIO są przekazywane (oraz scalane i weryfikowane na poszczególnych etapach) w określonych ustawowo terminach: ze szkoły do organu ją prowadzącego, z organów do kuratorium, z kuratoriów do MEN, z MEN do GUS. Ociężałość obecnego systemu jaskrawo uwidacznia fakt, że dopiero od kilku dni w ministerstwie dysponujemy danymi z września tego roku. W listopadzie najaktualniejsze dane dotyczące liczby uczniów, przedszkoli, szkół, nauczycieli, jakimi dysponowaliśmy przy pomocy SIO, pochodziły z… września 2008 roku. Aby odpowiadać na pytania ilu właściwie sześciolatków poszło do klas pierwszych od września 2009, ilu pięciolatków jest objętych wychowaniem przedszkolnym, itp. itd., staraliśmy się zbierać dane bezpośrednio od kuratoriów i od jednostek samorządu terytorialnego. Każda z tych dróg dawała zupełnie inne liczby, ich wiarygodność pozostawiała sporo do życzenia.
Obecnie dostępne na rynku technologie pozwalają zbierać dane dużo nowocześniej. Nowy projekt ustawowy zakłada, że dane w SIO2 (tak roboczo nazywamy zmodernizowany system) będą pochodziły sprzed tygodnia, a nie sprzed roku (najpóźniej po tygodniu będzie należało zaktualizować w systemie dane dotyczące uczniów, nauczycieli, szkół i placówek oświatowych).
Finanse na edukację planujemy zawsze zgodnie z danymi z SIO. Dopóki SIO nie będzie faktycznie zliczało każdego ucznia w sposób bezpośredni, również tam możliwe będą przekłamania. Wydaje się możliwe, że nowy system zbierania danych da trochę mniejszą liczbę uczniów ogółem. Każdego dnia zachodzą bowiem zmiany – uczniowie zmieniają z przyczyn losowych szkoły, przedszkola, wyjeżdżają za granicę. Jeśli podajemy tylko dane zbiorcze, istnieje prawdopodobieństwo policzenia tego samego ucznia dwa razy. SIO2 ma automatycznie zabezpieczać przed podwójnym liczeniem – szkoła nie doliczy sobie ucznia, dopóki nie przestanie on być wykazywany w tej szkole, do której był zapisany poprzednio.
Jakiś czas temu, „dociskani” przez media, podaliśmy dane zebrane „ręcznie” bezpośrednio od gmin. Dziś, zestawiając z nimi wreszcie dane uzyskane z SIO – bardziej wiarygodne, bo zbierane zgodnie z regułami ustawowymi – widzimy istotne różnice. Sześciolatków w klasach pierwszych jest o 0,5% mniej. Natomiast, co mnie szczególnie cieszy, trzylatków w przedszkolach jest o 1,4% więcej niż według wcześniejszych szacunków, czterolatków o 2,8%, zaś pięciolatków aż o 3% więcej – aż 75%! W porównaniu do zeszłorocznych 64% (11% wzrostu) wygląda to wyjątkowo optymistycznie.
Przez ostatnie dwa dni zastanawiałam się, skąd takie różnice między szacunkami i danymi z SIO – przecież źródłem obu były gminy. Państwo płaci samorządom subwencję zgodnie z liczbą uczniów, samorządy płacą organom prowadzącym przedszkola dotację zgodnie z liczbą przedszkolaków. Wydaje się, że w gminie lepiej „zauważyć” jak najmniej przedszkolaków (każda placówka niepubliczna musi otrzymywać dotację od gminy), zaś wobec MEN wykazywać jak najwięcej uczniów.
Dobre, wiarygodne, aktualne dane to konieczność, aby dobrze zarządzać oświatą. Obyśmy - przy pomocy przygotowywanego obecnie SIO2 - mieli do nich dostęp jak najszybciej.
Dane w obecnie funkcjonującym SIO są przekazywane (oraz scalane i weryfikowane na poszczególnych etapach) w określonych ustawowo terminach: ze szkoły do organu ją prowadzącego, z organów do kuratorium, z kuratoriów do MEN, z MEN do GUS. Ociężałość obecnego systemu jaskrawo uwidacznia fakt, że dopiero od kilku dni w ministerstwie dysponujemy danymi z września tego roku. W listopadzie najaktualniejsze dane dotyczące liczby uczniów, przedszkoli, szkół, nauczycieli, jakimi dysponowaliśmy przy pomocy SIO, pochodziły z… września 2008 roku. Aby odpowiadać na pytania ilu właściwie sześciolatków poszło do klas pierwszych od września 2009, ilu pięciolatków jest objętych wychowaniem przedszkolnym, itp. itd., staraliśmy się zbierać dane bezpośrednio od kuratoriów i od jednostek samorządu terytorialnego. Każda z tych dróg dawała zupełnie inne liczby, ich wiarygodność pozostawiała sporo do życzenia.
Obecnie dostępne na rynku technologie pozwalają zbierać dane dużo nowocześniej. Nowy projekt ustawowy zakłada, że dane w SIO2 (tak roboczo nazywamy zmodernizowany system) będą pochodziły sprzed tygodnia, a nie sprzed roku (najpóźniej po tygodniu będzie należało zaktualizować w systemie dane dotyczące uczniów, nauczycieli, szkół i placówek oświatowych).
Finanse na edukację planujemy zawsze zgodnie z danymi z SIO. Dopóki SIO nie będzie faktycznie zliczało każdego ucznia w sposób bezpośredni, również tam możliwe będą przekłamania. Wydaje się możliwe, że nowy system zbierania danych da trochę mniejszą liczbę uczniów ogółem. Każdego dnia zachodzą bowiem zmiany – uczniowie zmieniają z przyczyn losowych szkoły, przedszkola, wyjeżdżają za granicę. Jeśli podajemy tylko dane zbiorcze, istnieje prawdopodobieństwo policzenia tego samego ucznia dwa razy. SIO2 ma automatycznie zabezpieczać przed podwójnym liczeniem – szkoła nie doliczy sobie ucznia, dopóki nie przestanie on być wykazywany w tej szkole, do której był zapisany poprzednio.
Jakiś czas temu, „dociskani” przez media, podaliśmy dane zebrane „ręcznie” bezpośrednio od gmin. Dziś, zestawiając z nimi wreszcie dane uzyskane z SIO – bardziej wiarygodne, bo zbierane zgodnie z regułami ustawowymi – widzimy istotne różnice. Sześciolatków w klasach pierwszych jest o 0,5% mniej. Natomiast, co mnie szczególnie cieszy, trzylatków w przedszkolach jest o 1,4% więcej niż według wcześniejszych szacunków, czterolatków o 2,8%, zaś pięciolatków aż o 3% więcej – aż 75%! W porównaniu do zeszłorocznych 64% (11% wzrostu) wygląda to wyjątkowo optymistycznie.
Przez ostatnie dwa dni zastanawiałam się, skąd takie różnice między szacunkami i danymi z SIO – przecież źródłem obu były gminy. Państwo płaci samorządom subwencję zgodnie z liczbą uczniów, samorządy płacą organom prowadzącym przedszkola dotację zgodnie z liczbą przedszkolaków. Wydaje się, że w gminie lepiej „zauważyć” jak najmniej przedszkolaków (każda placówka niepubliczna musi otrzymywać dotację od gminy), zaś wobec MEN wykazywać jak najwięcej uczniów.
Dobre, wiarygodne, aktualne dane to konieczność, aby dobrze zarządzać oświatą. Obyśmy - przy pomocy przygotowywanego obecnie SIO2 - mieli do nich dostęp jak najszybciej.
12 grudnia 2009
Trudne czy łatwe
Tuż po próbnej maturze z matematyki niektóre media rozwodziły się nad tym, jakie to łatwe zadania na niej były. Wówczas mówiłam – zobaczymy – nie ma zadań w ogóle łatwych czy w ogóle trudnych. Mogą one być łatwe bądź trudne dla konkretnych uczniów. Obecnie dowiedzieliśmy się, że niektóre zadania poprawnie rozwiązało jedynie jeden lub kilka procent uczniów. Dowiedzieliśmy się również, że jedynie w liceach ogólnokształcących ma szansę zdać maturę ponad 80% uczniów, że pozostałe typu szkół wymagają na pewno zdecydowanej naprawy. Bowiem typ szkoły, w którym jest wysoce prawdopodobne, że około połowy uczniów nie zda końcowych egzaminów, ma wady konstrukcyjne. Jeśli taka informacja dotyczy jednej konkretnej szkoły, to organ ją prowadzący powinien jej się przyjrzeć i ocenić, jak pomóc osiągać lepsze efekty. Jeśli jednak informacja dotyczy całego systemu, zadanie jest trudniejsze.
Nauczycielom matematyki warto zwrócić uwagę na zadania z geometrii oraz na zadania typu: „wykaż, że…”. To one okazały się najtrudniejsze. Każdy nauczyciel czytając wyniki swoich uczniów przysłane przez Okręgową Komisję Egzaminacyjną z pewnością zaplanuje możliwie najefektywniej swoją pracę z uczniami na najbliższe tygodnie. Większości uczniów klas maturalnych przyda się przynajmniej trochę dodatkowych lekcji geometrii.
Planujemy konferencje regionalne poświęcone między innymi dyskusji nad organizacją kształcenia na poziomie ponadgimnazjalnym, o tym jak uczynić kształcenie w szkołach zawodowych bardziej efektywnym. Wyniki próbnej matury z matematyki dają nam kolejne wskazówki co do tego, jak planować przyszłość poszczególnych typów szkół.
Nauczycielom matematyki warto zwrócić uwagę na zadania z geometrii oraz na zadania typu: „wykaż, że…”. To one okazały się najtrudniejsze. Każdy nauczyciel czytając wyniki swoich uczniów przysłane przez Okręgową Komisję Egzaminacyjną z pewnością zaplanuje możliwie najefektywniej swoją pracę z uczniami na najbliższe tygodnie. Większości uczniów klas maturalnych przyda się przynajmniej trochę dodatkowych lekcji geometrii.
Planujemy konferencje regionalne poświęcone między innymi dyskusji nad organizacją kształcenia na poziomie ponadgimnazjalnym, o tym jak uczynić kształcenie w szkołach zawodowych bardziej efektywnym. Wyniki próbnej matury z matematyki dają nam kolejne wskazówki co do tego, jak planować przyszłość poszczególnych typów szkół.
22 listopada 2009
Jak wzmocnić nauczycieli
Dyskusja na panelu oświatowym organizowanym z okazji dwulecia rządu pokazała kilka głównych oczekiwań środowisk oświatowych, wskazywanych jako zaniechania w obszarze edukacji.
Z sali padło wyraziste oczekiwanie co do bardziej radykalnej zmiany ustawy Karta Nauczyciela, uważanej za głównego hamulcowego zmian. Padła także propozycja zmienienia algorytmu podziału oświatowej części subwencji ogólnej, polegająca na innym zdefiniowaniu tam obszarów wiejskich, związanym z gęstością zaludnienia (jak w OECD), a także na objęciu przedszkoli subwencją. Wskazano jeszcze na potrzebę poświęcenia większej uwagi wspieraniu nauczycieli oraz lepszego docierania z informacjami o zmianach w edukacji do szerokiej opinii publicznej.
Znaczące podniesienie wynagrodzeń, zagwarantowanie wypłacania ich w odpowiedniej wysokości przez samorządy, najbardziej istotne poprawianie sytuacji nauczycieli początkujących, to za mało, aby odpowiednio doceniać nauczycieli. Również wiele listów otrzymywanych od Państwa – Nauczycieli za pośrednictwem tego bloga wskazuje, że system awansu – aby nadal spełniał swoje cele – wymaga modernizacji. Prowadzenie prac nad nowelizacją ustawy Karta Nauczyciela powinno iść w kierunku wzmocnienia prestiżu zawodu nauczyciela oraz poszerzenia możliwości awansowania, motywowania, lepszego wynagradzania i wyróżniania nauczycieli najlepiej pracujących. Szczególnie, że oczekiwania od nauczycieli rosną. Nauczyciel stał się wyraźnie odpowiedzialny za to, czego i jak uczy, stoi przed nim konieczność osiągnięcia wymagań precyzyjnie zdefiniowanych w podstawie programowej, ale programy nauczania oraz pomoce i materiały dydaktyczne mogą być przez niego swobodnie dobierane i tworzone. Nauczyciele – i szkoła – mają za zadanie tak organizować pracę, żeby jak najlepiej wychodzić naprzeciw indywidualnym potrzebom, trudnościom, zainteresowaniom uczniów.
Zgłaszane w dyskusji postulaty z pewnością wymagają analizy i przygotowania konkretnych propozycji.
Z sali padło wyraziste oczekiwanie co do bardziej radykalnej zmiany ustawy Karta Nauczyciela, uważanej za głównego hamulcowego zmian. Padła także propozycja zmienienia algorytmu podziału oświatowej części subwencji ogólnej, polegająca na innym zdefiniowaniu tam obszarów wiejskich, związanym z gęstością zaludnienia (jak w OECD), a także na objęciu przedszkoli subwencją. Wskazano jeszcze na potrzebę poświęcenia większej uwagi wspieraniu nauczycieli oraz lepszego docierania z informacjami o zmianach w edukacji do szerokiej opinii publicznej.
Znaczące podniesienie wynagrodzeń, zagwarantowanie wypłacania ich w odpowiedniej wysokości przez samorządy, najbardziej istotne poprawianie sytuacji nauczycieli początkujących, to za mało, aby odpowiednio doceniać nauczycieli. Również wiele listów otrzymywanych od Państwa – Nauczycieli za pośrednictwem tego bloga wskazuje, że system awansu – aby nadal spełniał swoje cele – wymaga modernizacji. Prowadzenie prac nad nowelizacją ustawy Karta Nauczyciela powinno iść w kierunku wzmocnienia prestiżu zawodu nauczyciela oraz poszerzenia możliwości awansowania, motywowania, lepszego wynagradzania i wyróżniania nauczycieli najlepiej pracujących. Szczególnie, że oczekiwania od nauczycieli rosną. Nauczyciel stał się wyraźnie odpowiedzialny za to, czego i jak uczy, stoi przed nim konieczność osiągnięcia wymagań precyzyjnie zdefiniowanych w podstawie programowej, ale programy nauczania oraz pomoce i materiały dydaktyczne mogą być przez niego swobodnie dobierane i tworzone. Nauczyciele – i szkoła – mają za zadanie tak organizować pracę, żeby jak najlepiej wychodzić naprzeciw indywidualnym potrzebom, trudnościom, zainteresowaniom uczniów.
Zgłaszane w dyskusji postulaty z pewnością wymagają analizy i przygotowania konkretnych propozycji.
8 listopada 2009
Ocalajmy okruchy historii
Ogłaszając pod koniec sierpnia Rok Historii Najnowszej w edukacji mieliśmy kilku koalicjantów. Ostatecznie zaproszenie do koalicji przyjęło aż 18 instytucji i organizacji, które zamieszczają swoje materiały edukacyjne na wspólnej stronie internetowej www.rokhistorii.men.gov.pl. Przedstawiciele ich wszystkich podpisali się także 2 listopada pod wspólnym listem intencyjnym. Na uroczystości z tej okazji uczciliśmy wspólnie chwilą ciszy Annę Radziwiłł, wybitną nauczycielkę, autorkę podręczników i twórczynię edukacyjnej historii najnowszej.
Jednocześnie został ogłoszony konkurs adresowany do dzieci i młodzieży szkolnej odbywający się pod hasłem Ocal okruchy historii – młodzież buduje muzea. Na szukanie i opisywanie tych okruchów młodzież ma kilka miesięcy, potem do pracy przystąpią jurorzy. Tematem konkursu jest opis pamiątki historycznej z okresu II wojny światowej lub z okresu „Solidarności” i opozycji demokratycznej w latach 1970-1989. Laureaci odbiorą nagrody pewnie w dniu 30. rocznicy porozumień sierpniowych i w przededniu 71. rocznicy wybuchu II wojny światowej - 31 sierpnia. Zebrane pamiątki mają zasilić Muzeum II Wojny Światowej i Europejskie Centrum Solidarności.
Liczę, że nauczyciele historii zachęcą swoich uczniów do poszukiwań pamiątek historycznych, a w przyszłości tym chętniej wraz ze swoimi uczniami będą zwiedzać obie powstające obecnie ekspozycje. Historia najnowsza tym się różni od tej dawniejszej, że jest pełna osobistych emocji i wspomnień - naszych rodziców, dziadków. Czasem przez to trudniej jej uczyć, bo te emocje bywają bardzo różne. Ale poruszanie emocji to również szansa na dobre efekty wychowawcze, na naukę patriotyzmu, kształtowanie poczucia dumy z rodzimej historii.
Niech szkolne uroczystości z okazji Święta Niepodległości 11 listopada będą okazją do ogłoszenia konkursu o ocalaniu okruchów historii na forum szkół. Poprzez aktywność w poszukiwaniu historycznych pamiątek, poprzez słuchanie i spisywanie wspomnień z nimi się łączących, nauczymy naszych uczniów dużo więcej niż tylko ograniczając się do lekcji podających im fakty i daty. Niech nasza strona Roku Historii Najnowszej także będzie pomocna w przygotowaniu uczniów do bezpośrednich spotkań z historią. Powodzenia!
Jednocześnie został ogłoszony konkurs adresowany do dzieci i młodzieży szkolnej odbywający się pod hasłem Ocal okruchy historii – młodzież buduje muzea. Na szukanie i opisywanie tych okruchów młodzież ma kilka miesięcy, potem do pracy przystąpią jurorzy. Tematem konkursu jest opis pamiątki historycznej z okresu II wojny światowej lub z okresu „Solidarności” i opozycji demokratycznej w latach 1970-1989. Laureaci odbiorą nagrody pewnie w dniu 30. rocznicy porozumień sierpniowych i w przededniu 71. rocznicy wybuchu II wojny światowej - 31 sierpnia. Zebrane pamiątki mają zasilić Muzeum II Wojny Światowej i Europejskie Centrum Solidarności.
Liczę, że nauczyciele historii zachęcą swoich uczniów do poszukiwań pamiątek historycznych, a w przyszłości tym chętniej wraz ze swoimi uczniami będą zwiedzać obie powstające obecnie ekspozycje. Historia najnowsza tym się różni od tej dawniejszej, że jest pełna osobistych emocji i wspomnień - naszych rodziców, dziadków. Czasem przez to trudniej jej uczyć, bo te emocje bywają bardzo różne. Ale poruszanie emocji to również szansa na dobre efekty wychowawcze, na naukę patriotyzmu, kształtowanie poczucia dumy z rodzimej historii.
Niech szkolne uroczystości z okazji Święta Niepodległości 11 listopada będą okazją do ogłoszenia konkursu o ocalaniu okruchów historii na forum szkół. Poprzez aktywność w poszukiwaniu historycznych pamiątek, poprzez słuchanie i spisywanie wspomnień z nimi się łączących, nauczymy naszych uczniów dużo więcej niż tylko ograniczając się do lekcji podających im fakty i daty. Niech nasza strona Roku Historii Najnowszej także będzie pomocna w przygotowaniu uczniów do bezpośrednich spotkań z historią. Powodzenia!
18 października 2009
Ostatnie trzy tygodnie
Wyjątkowo długo – od trzech tygodni – nie pisałam nic w tym miejscu. Oprócz tego, że zdarzyła się rekonstrukcja rządu, mój kalendarz okazał się wyjątkowo mocno wypełniony:
- przeprowadziłam dwa szkolenia, każde dla kilkuset doradców metodycznych, aby przybliżyć im wszystko to, co obecnie zmieniamy w systemie edukacji,
- inaugurowałam Nauczycielską Akademię Internetową,
- jeden z weekendów spędziłam w Malmö dyskutując o oświacie polskiej za granicą,
- wspólnie z ministrem edukacji Danii uczestniczyłam w konferencji o upadku komunizmu,
- obchodziliśmy Dzień Edukacji Narodowej,
- wzięłam udział w konferencji podsumowującej badania międzynarodowe Talis – zaprezentowano tam bardzo ciekawe spostrzeżenia o polskich nauczycielach gimnazjalnych na tle nauczycieli innych krajów,
- byłam gościem X Kongresu Gmin Wiejskich,
- uczestniczyłam w IV Kongresie Obywatelskim.
Tematyka każdego z tych wydarzeń zasługuje na osobny wpis. W każdym z wymienionych miejsc powiedziano coś ważnego.
Na Kongresie Obywatelskim, w przerwach, podchodziło do mnie szereg osób, które po wysłuchaniu paru informacji o planie zmian w edukacji zwracały uwagę, że za mało o tym mówimy, że to sensowne, wartościowe, a tak trudno się przebija do opinii publicznej. Kilka razy w tygodniu opowiadam o tym. Jednak tych, którym to trzeba opowiedzieć jest bardzo wielu. Żyjemy w dużym kraju. Niektórzy nauczyciele dowiadują się o zmianach z trzeciej, czy nawet czwartej lub piątej ręki, dlatego mają o nich bardzo słabe lub zupełnie mylne wyobrażenie. Bardzo trudno jest dotrzeć z dobrą informacją do tysięcy nauczycieli i rodziców. Sama staram się odpowiedzieć na każde zadane mi bezpośrednio pytanie.
Najbardziej wyczerpujące i godne polecenia źródło to strona internetowa o reformie programowej oraz zakładka z odpowiedziami na pytania zadawane najczęściej. Czy te setki przeszkolonych doradców i wizytatorów nam pomagają?
- przeprowadziłam dwa szkolenia, każde dla kilkuset doradców metodycznych, aby przybliżyć im wszystko to, co obecnie zmieniamy w systemie edukacji,
- inaugurowałam Nauczycielską Akademię Internetową,
- jeden z weekendów spędziłam w Malmö dyskutując o oświacie polskiej za granicą,
- wspólnie z ministrem edukacji Danii uczestniczyłam w konferencji o upadku komunizmu,
- obchodziliśmy Dzień Edukacji Narodowej,
- wzięłam udział w konferencji podsumowującej badania międzynarodowe Talis – zaprezentowano tam bardzo ciekawe spostrzeżenia o polskich nauczycielach gimnazjalnych na tle nauczycieli innych krajów,
- byłam gościem X Kongresu Gmin Wiejskich,
- uczestniczyłam w IV Kongresie Obywatelskim.
Tematyka każdego z tych wydarzeń zasługuje na osobny wpis. W każdym z wymienionych miejsc powiedziano coś ważnego.
Na Kongresie Obywatelskim, w przerwach, podchodziło do mnie szereg osób, które po wysłuchaniu paru informacji o planie zmian w edukacji zwracały uwagę, że za mało o tym mówimy, że to sensowne, wartościowe, a tak trudno się przebija do opinii publicznej. Kilka razy w tygodniu opowiadam o tym. Jednak tych, którym to trzeba opowiedzieć jest bardzo wielu. Żyjemy w dużym kraju. Niektórzy nauczyciele dowiadują się o zmianach z trzeciej, czy nawet czwartej lub piątej ręki, dlatego mają o nich bardzo słabe lub zupełnie mylne wyobrażenie. Bardzo trudno jest dotrzeć z dobrą informacją do tysięcy nauczycieli i rodziców. Sama staram się odpowiedzieć na każde zadane mi bezpośrednio pytanie.
Najbardziej wyczerpujące i godne polecenia źródło to strona internetowa o reformie programowej oraz zakładka z odpowiedziami na pytania zadawane najczęściej. Czy te setki przeszkolonych doradców i wizytatorów nam pomagają?
27 września 2009
30 lat RMP
Ostatnie dni spędziłam uczestnicząc w obchodach 30-lecia Ruchu Młodej Polski. W obchodach wzięło udział sporo znamienitych gości: Prezydent RP, Marszałek Sejmu, Marszałek Senatu. Założyciele i sympatycy RMP zjechali się z kraju i ze świata, są wśród nich osoby znane i całkiem publicznie nieznane. Organizatorzy liczyli, że zjedzie się 200-300 osób. Tymczasem liczba uczestników przekroczyła najśmielsze oczekiwania, nastąpiło „cudowne rozmnożenie młodopolaków”. W sumie zarejestrowało swój udział około 500 osób.
Z dużym zainteresowaniem wysłuchałam szeregu wystąpień. Pomimo poważnych różnic ideowych pomiędzy głównymi liderami – założycielami RMP, jest możliwa pomiędzy nimi merytoryczna i kulturalna wymiana poglądów. Jakże to różne od tego, co obecnie obserwujemy w życiu publicznym. Może dlatego właśnie RMP ma dotychczas tylu przyjaciół, chociaż po 1989 roku skończył formalnie działalność. Może też właśnie dlatego jego liderzy – nawet jeśli reprezentują bardzo mądre poglądy, nie są na ogół w głównej orbicie obecnego życia politycznego. Szkoda, że to życie wymaga obecnie zupełnie innego stylu działania.
Wręczyłam w trakcie tych obchodów kilku osobom za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania medale Komisji Edukacji Narodowej. Akcja edukacyjna „nauczanie bez kłamstwa”, prowadzona w czasie początków RMP, na długie lata uniemożliwiła jej organizatorkom pracę w szkole. Dyskutując teraz o programach szkolnych często już zupełnie nie pamiętamy, jakie były realia pracy w szkole tych 30 lat temu. Tymczasem trzeba pamiętać, że szkoła ma obecnie za zadanie pracować zupełnie inaczej, że za kształcenie i wychowanie bez kłamstwa dziś nic nie grozi i że edukacyjna rzeczywistość bardzo się różni od tej sprzed 30 lat.
Z dużym zainteresowaniem wysłuchałam szeregu wystąpień. Pomimo poważnych różnic ideowych pomiędzy głównymi liderami – założycielami RMP, jest możliwa pomiędzy nimi merytoryczna i kulturalna wymiana poglądów. Jakże to różne od tego, co obecnie obserwujemy w życiu publicznym. Może dlatego właśnie RMP ma dotychczas tylu przyjaciół, chociaż po 1989 roku skończył formalnie działalność. Może też właśnie dlatego jego liderzy – nawet jeśli reprezentują bardzo mądre poglądy, nie są na ogół w głównej orbicie obecnego życia politycznego. Szkoda, że to życie wymaga obecnie zupełnie innego stylu działania.
Wręczyłam w trakcie tych obchodów kilku osobom za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania medale Komisji Edukacji Narodowej. Akcja edukacyjna „nauczanie bez kłamstwa”, prowadzona w czasie początków RMP, na długie lata uniemożliwiła jej organizatorkom pracę w szkole. Dyskutując teraz o programach szkolnych często już zupełnie nie pamiętamy, jakie były realia pracy w szkole tych 30 lat temu. Tymczasem trzeba pamiętać, że szkoła ma obecnie za zadanie pracować zupełnie inaczej, że za kształcenie i wychowanie bez kłamstwa dziś nic nie grozi i że edukacyjna rzeczywistość bardzo się różni od tej sprzed 30 lat.
20 września 2009
Potrzeba zdrowego rozumu czyli o wolności i odpowiedzialności
Narzekaliśmy od lat na nadmiernie krępujące przepisy, na szczegółowe instruowanie w jaki sposób pracować, na ubezwłasnowolnianie nauczyciela i dyrektora szkoły koniecznością realizowania wielu bzdurnych zaleceń.
Staramy się stopniowo to zmieniać. Nowa podstawa programowa to odpowiedzialność za końcowe efekty, z możliwością dowolnego zaprojektowania drogi dochodzenia do koniecznych do osiągnięcia celów. Nowe ramowe plany nauczania to potrzeba zrealizowania pewnej minimalnej liczby godzin określonej dla przedmiotu w ciągu trzech lat, ale która może być zorganizowana dowolnie, nawet nierytmicznie, na przykład w trakcie zajęć poza szkołą. Nowy nadzór pedagogiczny polega na jasnym określeniu oczekiwań, jakie stawiane są szkołom i na daniu im możliwości takiego zorganizowania pracy aby te oczekiwania już zanim przyjdzie kontrola – zawczasu były spełnione.
Czyli prawo precyzyjnie określa, jakie efekty mają być spełnione, zaś dyrektor szkoły i nauczyciele planują pracę tak jak uznają za stosowne, jak im podpowiada ich wiedza i doświadczenie, jakie mają lokalnie możliwości, żeby tylko jak najlepiej dążyć do określonych celów.
Tymczasem te zmiany w prawie – w swoim zamyśle dające szkołom więcej wolności - wygenerowały obecność na rynku szeregu szkoleń i materiałów dających wiele szczegółowych – wcale niewymaganych prawem – instrukcji, jak sprostać nowym wymaganiom. Te zalecenia i instrukcje bywają bzdurne, nauczyciele buntują się przeciwko nim, przez ich pryzmat postrzegając wchodzące zmiany jako coś idiotycznego. Po kilku spotkaniach z nauczycielami, dyrektorami szkół mam wrażenie, że niektóre szkolenia wyraźnie szkodzą. Ostatnio powiedziałam na jakimś spotkaniu: wyrzućcie te wszystkie materiały szkoleniowe do kosza i stosujcie wasz zdrowy rozum oraz prawo – to wystarczy.
Z jednej strony te szczegółowe zalecenia irytują, a z drugiej są jakoś tam oczekiwane. Nie byłoby tych szkoleń i materiałów, gdyby nie było na nie zapotrzebowania. Na spotkaniach zdarzają się bardzo szczegółowe pytania: o sprawy, które najlepiej rozwiązać z poziomu nauczyciela lub dyrektora szkoły. Co w realiach tej szkoły robić, jak organizować pracę, to tam widać najlepiej. Róbcie co uważacie za najlepsze – to właściwa odpowiedź. Czy oczekiwana? Po latach spełniania szczegółowych zaleceń, również nonsensownych, ale zwalniających z samodzielnego myślenia – niekoniecznie. Łatwiej czasem domagać się szczegółowych odpowiedzi na każde pytanie i potem irytować się, że w wypadku mojej szkoły to sprzeczne ze zdrowym rozumem, niż po prostu ten zdrowy rozum uruchomić.
Czym więcej bardziej szczegółowych pomysłów przedstawi minister lub firma szkoleniowa, tym mniej na pewno będą pasować i nadawać się dla konkretnej szkoły. Czym szczegółowiej, tym bardziej nieprawdopodobne jest, aby trafnie. Dlatego prawo musi być jak najbardziej ramowe, a dowolność w wypełnianiu szczegółami szkolnej rzeczywistości duża, żeby nauczyciele i dyrektorzy mogli uruchomić swój potencjał: wiedzy, doświadczenia, znajomości swoich uczniów i swojego środowiska w celu osiągania jak najlepszych – możliwych w ich warunkach – efektów.
Staramy się stopniowo to zmieniać. Nowa podstawa programowa to odpowiedzialność za końcowe efekty, z możliwością dowolnego zaprojektowania drogi dochodzenia do koniecznych do osiągnięcia celów. Nowe ramowe plany nauczania to potrzeba zrealizowania pewnej minimalnej liczby godzin określonej dla przedmiotu w ciągu trzech lat, ale która może być zorganizowana dowolnie, nawet nierytmicznie, na przykład w trakcie zajęć poza szkołą. Nowy nadzór pedagogiczny polega na jasnym określeniu oczekiwań, jakie stawiane są szkołom i na daniu im możliwości takiego zorganizowania pracy aby te oczekiwania już zanim przyjdzie kontrola – zawczasu były spełnione.
Czyli prawo precyzyjnie określa, jakie efekty mają być spełnione, zaś dyrektor szkoły i nauczyciele planują pracę tak jak uznają za stosowne, jak im podpowiada ich wiedza i doświadczenie, jakie mają lokalnie możliwości, żeby tylko jak najlepiej dążyć do określonych celów.
Tymczasem te zmiany w prawie – w swoim zamyśle dające szkołom więcej wolności - wygenerowały obecność na rynku szeregu szkoleń i materiałów dających wiele szczegółowych – wcale niewymaganych prawem – instrukcji, jak sprostać nowym wymaganiom. Te zalecenia i instrukcje bywają bzdurne, nauczyciele buntują się przeciwko nim, przez ich pryzmat postrzegając wchodzące zmiany jako coś idiotycznego. Po kilku spotkaniach z nauczycielami, dyrektorami szkół mam wrażenie, że niektóre szkolenia wyraźnie szkodzą. Ostatnio powiedziałam na jakimś spotkaniu: wyrzućcie te wszystkie materiały szkoleniowe do kosza i stosujcie wasz zdrowy rozum oraz prawo – to wystarczy.
Z jednej strony te szczegółowe zalecenia irytują, a z drugiej są jakoś tam oczekiwane. Nie byłoby tych szkoleń i materiałów, gdyby nie było na nie zapotrzebowania. Na spotkaniach zdarzają się bardzo szczegółowe pytania: o sprawy, które najlepiej rozwiązać z poziomu nauczyciela lub dyrektora szkoły. Co w realiach tej szkoły robić, jak organizować pracę, to tam widać najlepiej. Róbcie co uważacie za najlepsze – to właściwa odpowiedź. Czy oczekiwana? Po latach spełniania szczegółowych zaleceń, również nonsensownych, ale zwalniających z samodzielnego myślenia – niekoniecznie. Łatwiej czasem domagać się szczegółowych odpowiedzi na każde pytanie i potem irytować się, że w wypadku mojej szkoły to sprzeczne ze zdrowym rozumem, niż po prostu ten zdrowy rozum uruchomić.
Czym więcej bardziej szczegółowych pomysłów przedstawi minister lub firma szkoleniowa, tym mniej na pewno będą pasować i nadawać się dla konkretnej szkoły. Czym szczegółowiej, tym bardziej nieprawdopodobne jest, aby trafnie. Dlatego prawo musi być jak najbardziej ramowe, a dowolność w wypełnianiu szczegółami szkolnej rzeczywistości duża, żeby nauczyciele i dyrektorzy mogli uruchomić swój potencjał: wiedzy, doświadczenia, znajomości swoich uczniów i swojego środowiska w celu osiągania jak najlepszych – możliwych w ich warunkach – efektów.
15 września 2009
Zmiany od 20 lat
Uczestniczyłam od rana w piątek – 11 września do późnego popołudnia w niedzielę 13 września właściwie prawie nieprzerwanie w całym szeregu wydarzeń związanych z 20 rocznicą powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Kilka z nich szczególnie utkwiło mi w pamięci.
W swoim przemówieniu pan premier Tadeusz Mazowiecki wspominał szereg osób już nieżyjących, które pracowały w jego rządzie. Wymienił wówczas Annę Radziwiłł, co było szczególnie bliskie mojemu sercu. Następnego dnia Tomasz Lis prowadząc debatę z panem premierem na wstępie wymienił siedzących na widowni mojego męża i mnie, zaznaczając, że chyba jest obecnie element kontynuacji, nawet tak symbolicznie, w jednej rodzinie.
Pani Annie chciałabym w sposób szczególny zadedykować wszelkie swoje działania i ostatnie zmiany w edukacji, bo przecież od tamtego czasu, przez całe ostatnie 20 lat, do samego końca swojego życia, bardzo aktywnie działała na rzecz naszego systemu edukacji, w tym mądrej edukacji historycznej. Staram się często myśleć, jak oceniałaby nasze kolejne działania i wspominać, co mówiła, jak widziała różne istotne kwestie. To pomaga. Czuję się przede wszystkim, chyba w znacznie większym stopniu niż kontynuatorką działań mojego męża, kontynuatorką tego co zapoczątkowała w tym gmachu na Szucha pani Anna Radziwiłł 20 lat temu.
Wszystkich uczestników wzruszyło mocno rozdanie w Sejmie nagród laureatom konkursu Zdarzyło się 20 lat temu w Polsce… Myślę, że największą nagrodą dla uczestników konkursu była możliwość uczestniczenia od rana w uroczystościach w Sejmie. Wysłuchanie na żywo przemówień Bronisława Komorowskiego, Jerzego Buzka, Donalda Tuska i samego Tadeusza Mazowieckiego to naprawdę niezapomniane przeżycia. A potem jeszcze odebranie nagród z podpisem i uściskiem ręki pana Tadeusza… Niektórym laureatom towarzyszyli rodzice, nauczyciele, dyrektorzy szkół, a nawet wójtowie i posłowie z ich regionu. Nagroda okazała się istotna dla całych społeczności lokalnych, a nagrodzone dzieła młodych ludzi są naprawdę wspaniałe.
Szczególnie poruszyło mnie jeszcze kilka zdań z wypowiedzi Leszka Balcerowicza wygłoszonych w trakcie niedzielnej debaty na Uniwersytecie Warszawskim. Stosunkowo łatwe okazało się jego zdaniem określenie stanu, który zastano, także można było dość szybko określić pożądany stan docelowy, jednak wytyczenie drogi przejścia od stanu obecnego do pożądanego wydawało się graniczyć z niemożliwością. Trzeba było działać szybko, zdecydowanie, mając świadomość dużego ryzyka porażki, kompletnego braku pewności czy wytyczona droga okaże się dobra, i jednocześnie pewność klęski, jeśli nie zrobi się nic.
Zarządzanie zmianą w edukacji wygląda podobnie jak w gospodarce, tylko chyba jeszcze trudniej o szybki i dobry efekt końcowy. Stan obecny i stan docelowy – ten pożądany – są znane, droga przejścia trudna do wytyczenia, potrzeba szybkiego działania oczywista, do tego szereg ograniczeń i blokad na drodze. Pani Anna Radziwiłł szła tą drogą ku lepszej jakości polskiej szkoły już bardzo wiele lat. Warto tu zauważyć także, że ci, którzy w 1989 roku – na początku przemian – poszli do przedszkola mają teraz 23-24 lata, czyli na ogół dopiero kończą edukację. Natomiast starsi startowali ze swoją edukacją jeszcze wcześniej, w zupełnie innej epoce. Edukacyjny „cykl produkcyjny” bardzo wolno przynosi owoce…
W swoim przemówieniu pan premier Tadeusz Mazowiecki wspominał szereg osób już nieżyjących, które pracowały w jego rządzie. Wymienił wówczas Annę Radziwiłł, co było szczególnie bliskie mojemu sercu. Następnego dnia Tomasz Lis prowadząc debatę z panem premierem na wstępie wymienił siedzących na widowni mojego męża i mnie, zaznaczając, że chyba jest obecnie element kontynuacji, nawet tak symbolicznie, w jednej rodzinie.
Pani Annie chciałabym w sposób szczególny zadedykować wszelkie swoje działania i ostatnie zmiany w edukacji, bo przecież od tamtego czasu, przez całe ostatnie 20 lat, do samego końca swojego życia, bardzo aktywnie działała na rzecz naszego systemu edukacji, w tym mądrej edukacji historycznej. Staram się często myśleć, jak oceniałaby nasze kolejne działania i wspominać, co mówiła, jak widziała różne istotne kwestie. To pomaga. Czuję się przede wszystkim, chyba w znacznie większym stopniu niż kontynuatorką działań mojego męża, kontynuatorką tego co zapoczątkowała w tym gmachu na Szucha pani Anna Radziwiłł 20 lat temu.
Wszystkich uczestników wzruszyło mocno rozdanie w Sejmie nagród laureatom konkursu Zdarzyło się 20 lat temu w Polsce… Myślę, że największą nagrodą dla uczestników konkursu była możliwość uczestniczenia od rana w uroczystościach w Sejmie. Wysłuchanie na żywo przemówień Bronisława Komorowskiego, Jerzego Buzka, Donalda Tuska i samego Tadeusza Mazowieckiego to naprawdę niezapomniane przeżycia. A potem jeszcze odebranie nagród z podpisem i uściskiem ręki pana Tadeusza… Niektórym laureatom towarzyszyli rodzice, nauczyciele, dyrektorzy szkół, a nawet wójtowie i posłowie z ich regionu. Nagroda okazała się istotna dla całych społeczności lokalnych, a nagrodzone dzieła młodych ludzi są naprawdę wspaniałe.
Szczególnie poruszyło mnie jeszcze kilka zdań z wypowiedzi Leszka Balcerowicza wygłoszonych w trakcie niedzielnej debaty na Uniwersytecie Warszawskim. Stosunkowo łatwe okazało się jego zdaniem określenie stanu, który zastano, także można było dość szybko określić pożądany stan docelowy, jednak wytyczenie drogi przejścia od stanu obecnego do pożądanego wydawało się graniczyć z niemożliwością. Trzeba było działać szybko, zdecydowanie, mając świadomość dużego ryzyka porażki, kompletnego braku pewności czy wytyczona droga okaże się dobra, i jednocześnie pewność klęski, jeśli nie zrobi się nic.
Zarządzanie zmianą w edukacji wygląda podobnie jak w gospodarce, tylko chyba jeszcze trudniej o szybki i dobry efekt końcowy. Stan obecny i stan docelowy – ten pożądany – są znane, droga przejścia trudna do wytyczenia, potrzeba szybkiego działania oczywista, do tego szereg ograniczeń i blokad na drodze. Pani Anna Radziwiłł szła tą drogą ku lepszej jakości polskiej szkoły już bardzo wiele lat. Warto tu zauważyć także, że ci, którzy w 1989 roku – na początku przemian – poszli do przedszkola mają teraz 23-24 lata, czyli na ogół dopiero kończą edukację. Natomiast starsi startowali ze swoją edukacją jeszcze wcześniej, w zupełnie innej epoce. Edukacyjny „cykl produkcyjny” bardzo wolno przynosi owoce…
6 września 2009
Programy przedszkolne
Nauczyciele przedszkoli niepokoili się czy poradzą sobie z przygotowaniem programów dostosowanych do nowej podstawy programowej. Obecnie otrzymali do analizy, wyboru, wzorowania się lub twórczej modyfikacji sześć programów, stanowiących plon konkursu. Konkursu przebiegającego z przygodami, gdyż pierwsza edycja nie przyniosła rozstrzygnięcia – nadesłano sporo niezłych programów, ale każdy nie spełniał któregoś ważnego warunku konkursu. Dopiero w drugiej edycji nadesłane programy okazały się spełniające w pełni założenia nowej podstawy programowej.
Fragment listu na ten temat:
…Jestem nauczycielką przedszkola i mam grupę dzieci sześcioletnich, którą prowadzę od samego początku. Zawsze staranie realizuję program i dobieram metody do możliwości dzieci, a ich możliwości są dużo większe niż przewiduje program. Skupię sie tylko na poznawaniu liter. W maluchach wprowadziłam czytanie globalne i dzieci rozpoznawały swoje imiona na wizytówkach już w pierwszym półroczu. W pięciolatkach ponad połowa grupy czytała proste wyrazy i wszystkie podpisywały swoim imieniem prace plastyczne. …Mam pytanie i propozycję czy nie warto by było jeszcze w tym roku zostawić po staremu naukę w zerówce, myślę że zadowolone byłyby dzieci, rodzice i oczywiście my nauczycielki. A rok ten pozwoliłby nam na przestawienie się na nową pracę w przedszkolu.
Z mojej odpowiedzi:
…Zachęcam się do zapoznania z plonem konkursu na programy przedszkolne oparte o nową podstawę programową… (może któryś szczególnie przypadnie Pani do gustu lub Panią zainspiruje), jak i do przeczytania wywiadu ze mną zamieszczonego w Polsce The Times – gdzie staram się powiedzieć, że dzieci w przedszkolu powinny się nauczyć bardzo wielu ważnych i potrzebnych w życiu rzeczy, że wcale nie pisanie jest tu najważniejsze. Trzeba przy tym pamiętać, że wszystkie pięciolatki mają w przedszkolach realizować te same programy co sześciolatki! Oczywiście, jeśli wszystkie wymagania programowe są w Pani grupie wobec wszystkich dzieci osiągnięte zawsze można uczyć więcej!
Pozdrawiam serdecznie i życzę satysfakcji z dobrych efektów edukacyjnych.
Z kolejnego listu:
…Dziękuję za odpowiedź, życzenia i informacje na temat nowych programów, na pewno skorzystam...
Liczę, że skorzysta nie tylko moja korespondentka, ale także całe tysiące nauczycieli przedszkoli. To na pewno dobre programy, każdy dostosowany do trochę innych realiów. Cieszę się, że już jest w czym wybierać.
Fragment listu na ten temat:
…Jestem nauczycielką przedszkola i mam grupę dzieci sześcioletnich, którą prowadzę od samego początku. Zawsze staranie realizuję program i dobieram metody do możliwości dzieci, a ich możliwości są dużo większe niż przewiduje program. Skupię sie tylko na poznawaniu liter. W maluchach wprowadziłam czytanie globalne i dzieci rozpoznawały swoje imiona na wizytówkach już w pierwszym półroczu. W pięciolatkach ponad połowa grupy czytała proste wyrazy i wszystkie podpisywały swoim imieniem prace plastyczne. …Mam pytanie i propozycję czy nie warto by było jeszcze w tym roku zostawić po staremu naukę w zerówce, myślę że zadowolone byłyby dzieci, rodzice i oczywiście my nauczycielki. A rok ten pozwoliłby nam na przestawienie się na nową pracę w przedszkolu.
Z mojej odpowiedzi:
…Zachęcam się do zapoznania z plonem konkursu na programy przedszkolne oparte o nową podstawę programową… (może któryś szczególnie przypadnie Pani do gustu lub Panią zainspiruje), jak i do przeczytania wywiadu ze mną zamieszczonego w Polsce The Times – gdzie staram się powiedzieć, że dzieci w przedszkolu powinny się nauczyć bardzo wielu ważnych i potrzebnych w życiu rzeczy, że wcale nie pisanie jest tu najważniejsze. Trzeba przy tym pamiętać, że wszystkie pięciolatki mają w przedszkolach realizować te same programy co sześciolatki! Oczywiście, jeśli wszystkie wymagania programowe są w Pani grupie wobec wszystkich dzieci osiągnięte zawsze można uczyć więcej!
Pozdrawiam serdecznie i życzę satysfakcji z dobrych efektów edukacyjnych.
Z kolejnego listu:
…Dziękuję za odpowiedź, życzenia i informacje na temat nowych programów, na pewno skorzystam...
Liczę, że skorzysta nie tylko moja korespondentka, ale także całe tysiące nauczycieli przedszkoli. To na pewno dobre programy, każdy dostosowany do trochę innych realiów. Cieszę się, że już jest w czym wybierać.
31 sierpnia 2009
Zaczynamy rok z historią najnowszą
Pisałam już tu jakiś czas temu o moim przekonaniu, że o ostatnich latach naszej historii trzeba uczyć wielokroć dokładniej i wnikliwej niż o latach wcześniejszych i że obecnie niestety uczymy o tym w naszych szkołach mało i pobieżnie.
Wzmocnienie pozycji historii najnowszej w nowej podstawie programowej wynikło z przekonania, że znajomość historii XX wieku stanowi klucz do lepszego zrozumienia otaczającego świata, mechanizmów życia społeczno-politycznego, sprzyjając zarazem podnoszeniu świadomości obywatelskiej. Dotychczasowy układ treści, w którym dzieje najnowsze omawiano zawsze pod koniec trzyletniego etapu edukacyjnego, w szkolnej praktyce ujawnił liczne wady – doświadczenie pokazało, że brak czasu zmuszał nauczycieli do bardzo powierzchownego omawiania skomplikowanych problemów historii ostatniego stulecia. Zaowocowało to bardzo słabą znajomością dziejów najnowszych wśród absolwentów polskich szkół. Zanim absolwenci uczeni zgodnie z nową podstawą programową zaczną opuszczać polskie szkoły, warto trochę poprawić aktualny stan rzeczy.
W roku szkolnym 2009/2010 obchodzimy rocznice ważnych wydarzeń z najnowszej historii naszego kraju.
70 lat temu wybuchła II wojna światowa. Wkrótce będzie 20. rocznica powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Już w roku 2010 nastąpi 20. rocznica pierwszych wyborów samorządowych, 90. rocznica bitwy warszawskiej, 30. rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych.
Ogłaszając ten rok szkolny Rokiem Historii Najnowszej zachęcam do poświęcenia tym jubileuszom szczególnej uwagi. Stronę internetową poświęconą obecnie wyłącznie temu, co zdarzyło się 20 lat temu, rozbudujemy przynajmniej o wymienione daty i odpowiednie do nich materiały edukacyjne. Zaproponowaliśmy polskim nauczycielom udział w pospolitym ruszeniu na rzecz uczenia historii najnowszej. Ucząc historii nie tylko zaznajamiamy uczniów z faktami, ale również kształtujemy postawy – wprowadzamy w wartości związane z tradycją, przygotowujemy do uczestniczenia w życiu publicznym, pomagamy lepiej rozumieć mechanizmy życia społecznego.
Wzmocnienie pozycji historii najnowszej w nowej podstawie programowej wynikło z przekonania, że znajomość historii XX wieku stanowi klucz do lepszego zrozumienia otaczającego świata, mechanizmów życia społeczno-politycznego, sprzyjając zarazem podnoszeniu świadomości obywatelskiej. Dotychczasowy układ treści, w którym dzieje najnowsze omawiano zawsze pod koniec trzyletniego etapu edukacyjnego, w szkolnej praktyce ujawnił liczne wady – doświadczenie pokazało, że brak czasu zmuszał nauczycieli do bardzo powierzchownego omawiania skomplikowanych problemów historii ostatniego stulecia. Zaowocowało to bardzo słabą znajomością dziejów najnowszych wśród absolwentów polskich szkół. Zanim absolwenci uczeni zgodnie z nową podstawą programową zaczną opuszczać polskie szkoły, warto trochę poprawić aktualny stan rzeczy.
W roku szkolnym 2009/2010 obchodzimy rocznice ważnych wydarzeń z najnowszej historii naszego kraju.
70 lat temu wybuchła II wojna światowa. Wkrótce będzie 20. rocznica powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Już w roku 2010 nastąpi 20. rocznica pierwszych wyborów samorządowych, 90. rocznica bitwy warszawskiej, 30. rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych.
Ogłaszając ten rok szkolny Rokiem Historii Najnowszej zachęcam do poświęcenia tym jubileuszom szczególnej uwagi. Stronę internetową poświęconą obecnie wyłącznie temu, co zdarzyło się 20 lat temu, rozbudujemy przynajmniej o wymienione daty i odpowiednie do nich materiały edukacyjne. Zaproponowaliśmy polskim nauczycielom udział w pospolitym ruszeniu na rzecz uczenia historii najnowszej. Ucząc historii nie tylko zaznajamiamy uczniów z faktami, ale również kształtujemy postawy – wprowadzamy w wartości związane z tradycją, przygotowujemy do uczestniczenia w życiu publicznym, pomagamy lepiej rozumieć mechanizmy życia społecznego.
22 sierpnia 2009
Szkoły chcą zabawek
Wielkim optymizmem napawa mnie podsumowanie liczby złożonych wniosków w programie Radosna szkoła. Ponad połowa szkół złożyła wnioski o sfinansowanie zakupu zabawek dydaktycznych do szkolnych miejsc zabaw. Nauczyciele, dyrektorzy szkół podstawowych i przedstawiciele organów prowadzących szkoły znaleźli w czasie wakacji czas, aby przeanalizować swoje potrzeby i możliwości, zaplanować potrzebne zakupy, wypełnić i złożyć odpowiednie wnioski. Wszyscy zmobilizowali się, aby najmłodsi uczniowie mogli w szkole mieć jak najbardziej przyjazne warunki do rozwoju ruchowego i nauki poprzez zabawę. Jestem za tę mobilizację ogromnie wdzięczna i widzę, że w wielu szkołach już 1 września dzieci napotkają te dobre warunki.
Place zabaw wymagają dłuższych przygotowań niż wewnątrzszkolne miejsca zabaw: zaprojektowania, zaplanowania wkładu własnego przez organ prowadzący, ale i tu już 11% szkół pokazało swoją gotowość do podjęcia się tego zadania. Wiadomo, że 1 września w całej Polsce będzie przy szkołach przynajmniej 50 nowych placów zabaw - tyle złożono wniosków o refinansowanie właśnie wybudowanych placów.
Wnioskowane kwoty aż trzykrotnie przekraczają możliwości tegorocznego budżetu. Jednak jest dobra wiadomość dla wszystkich tych, którzy złożyli w tym roku wniosek, a nie otrzymają dofinansowania z uwagi na wyczerpanie puli środków. Powinni oni jeszcze raz złożyć wniosek do 10 października i wtedy otrzymają dofinansowanie w pierwszej kolejności. Tak został ustalony sposób dzielenia środków w programie, aby ci, którzy się teraz zmobilizowali, byli pewni, że przynajmniej w kolejnym roku otrzymają środki.
Do 11 września szkoły i organy prowadzące otrzymają informację, komu wojewodowie w tym roku przyznają środki. Do 10 października szkoły mogą składać wnioski o środki na szkolne miejsca zabaw i szkolne place zabaw na rok przyszły. W roku 2010 na pewno otrzymają środki wszyscy, którzy złożą wnioski o szkolne miejsca zabaw oraz wszyscy, którzy w tym roku złożyli wnioski o place zabaw, a nie otrzymają teraz wsparcia. Policzyliśmy już, że w przyszłym roku starczy na to pieniędzy, oraz że jeszcze zostanie trochę środków na nowe wnioski o place zabaw. Warto było zmobilizować się w wakacje.
Place zabaw wymagają dłuższych przygotowań niż wewnątrzszkolne miejsca zabaw: zaprojektowania, zaplanowania wkładu własnego przez organ prowadzący, ale i tu już 11% szkół pokazało swoją gotowość do podjęcia się tego zadania. Wiadomo, że 1 września w całej Polsce będzie przy szkołach przynajmniej 50 nowych placów zabaw - tyle złożono wniosków o refinansowanie właśnie wybudowanych placów.
Wnioskowane kwoty aż trzykrotnie przekraczają możliwości tegorocznego budżetu. Jednak jest dobra wiadomość dla wszystkich tych, którzy złożyli w tym roku wniosek, a nie otrzymają dofinansowania z uwagi na wyczerpanie puli środków. Powinni oni jeszcze raz złożyć wniosek do 10 października i wtedy otrzymają dofinansowanie w pierwszej kolejności. Tak został ustalony sposób dzielenia środków w programie, aby ci, którzy się teraz zmobilizowali, byli pewni, że przynajmniej w kolejnym roku otrzymają środki.
Do 11 września szkoły i organy prowadzące otrzymają informację, komu wojewodowie w tym roku przyznają środki. Do 10 października szkoły mogą składać wnioski o środki na szkolne miejsca zabaw i szkolne place zabaw na rok przyszły. W roku 2010 na pewno otrzymają środki wszyscy, którzy złożą wnioski o szkolne miejsca zabaw oraz wszyscy, którzy w tym roku złożyli wnioski o place zabaw, a nie otrzymają teraz wsparcia. Policzyliśmy już, że w przyszłym roku starczy na to pieniędzy, oraz że jeszcze zostanie trochę środków na nowe wnioski o place zabaw. Warto było zmobilizować się w wakacje.
16 sierpnia 2009
Po wakacjach lekkie tornistry
Zamieszczam dalej fragmenty dwóch otrzymanych podczas urlopu listów dotyczących szkolnego BHP. Chcę tu na nie odpowiedzieć.
… chciałam poruszyć problem przeciążonych tornistrów dzieci, który tak głośno dyskutuje się od jakiegoś czasu w mediach. Z pewnością są Państwo zasypywani projektami rozwiązań, ale ja również chciałam dorzucić swoje.
Propozycja wygląda tak:
Podręcznik może być wydawany w formie segregatora - każdy rozdział osobno wpinany, w formie cienkiej książeczki bez osobnych okładek, tylko z nagłówkiem mówiącym co to za książka, i który rozdział.
Gdyby podręczniki wszystkich przedmiotów tak wyglądały, dziecko pakowałoby do tornistra jeden skoroszyt, a w nim po jednym rozdziale akurat przerabianym z każdego przedmiotu, jaki tego dnia ma w szkole.
W teorii pomysł wydaje mi się prosty, oczywiście nie wiem czy dałoby się technicznie zunifikować wydawane podręczniki, z tym pewnie byłby problem, niemniej chciałam tylko zaproponować takie rozwiązanie …
Jedną z istotnych przyczyn ciężaru tornistrów uczniów jest rzeczywiście ciężar podręczników. Pamiętam pomysł jednego z wydawców wydawania podręczników w postaci segregatorów. Niestety – przynajmniej wówczas – okazało się to przedsięwzięcie nieudane. Nauczyciele przestali taki podręcznik wybierać, pewnie również ze względu na to, że niektórzy uczniowie gubili lub niszczyli kartki, nie przynosili tego co trzeba. Solidna książka wydawała się jednak lepsza. Być może w przyszłości to elektroniczne podręczniki spowodują zaniechanie noszenia książek do szkoły, muszą one jednak zacząć być obecne na rynku.
Obecnie rozwiązaniem dającym szansę odciążenia kręgosłupów uczniowskich jest zapewnienie możliwości przechowywania części zawartości tornistra w szkole. Stąd właśnie taka a nie inna nowelizacja rozporządzenia o szkolnym BHP: szkoła ma za zadanie zapewnić możliwość pozostawienia części podręczników i przyborów szkolnych. Mogą to być oczywiście szafki w szatniach, ale także inaczej zorganizowane miejsce – np. odpowiednie półki w klasach. Zobaczymy, jak szkoły to zorganizują oraz czy i jak uczniowie będą z tej możliwości korzystać. Znam szkoły zapewniające uczniom szafki i uczniów, którzy bez względu na stworzoną im możliwość czuli potrzebę noszenia wszelkich podręczników ze sobą, nawet jeśli lekcja z danych przedmiotów nie występowała w planie. Widywałam w tornistrach uczniów także strój na wf w dniach, w których nie ma wf-u. Takie przypadki są niestety dość częste. Same warunki to jeszcze nie wszystko, rzecz w tym, żeby rodzice w domu zwrócili uwagę, czy ich dziecko umie się rozsądnie zapakować, czy ma w tym swoim plecaku tylko rzeczy rzeczywiście niezbędne, no i żeby wychowawcy rozmawiali o tym z rodzicami i uczniami, że warto pakować się rozsądnie. To ważne zadanie wychowawcze, wzmacniane obecnie zmianą rozporządzenia.
... Bardzo liczyłam na zmiany w rozporządzeniu o BHP w szkole. Że uwzględni sytuacje świetlic, określi np. choćby ilość metrów na ucznia albo choć tyle, że w pomieszczeniu nie może być więcej uczniów niż ilość krzeseł, które się w nim zmieszczą. Wiele naszych szkolnych bolączek nie wynika przecież z braku funduszy ale zwyczajnej bezmyślności.
Wiem, że te kilka zmian, które uwzględnia projekt, są ważne i że wynikają z reformy...
Tyle że liczyłam na więcej …
W rozporządzeniu o szkolnym BHP nie można zawrzeć wszystkiego. Są jeszcze przepisy prawa budowlanego, które dokładnie określają takie rzeczy jak np.: powierzchnia, kubatura czy liczba toalet – zależnie od liczby uczniów. Są normy dotyczące wysokości stołów i krzeseł, normy gwarantujące bezpieczeństwo innego wyposażenia, nie wszystko musi regulować, powtarzać prawo oświatowe.
Szkoły są kontrolowane także przez służby sanitarno-epidemiologiczne, przeciwpożarowe, nadzór budowlany, inspekcję pracy. Prawo oświatowe niech daje wytyczne nadzorowi pedagogicznemu, a prawo budowlane nadzorowi budowlanemu. Oprócz tego bardzo potrzebny jest zdrowy rozum dyrektora szkoły, nauczyciela, rodzica. Określamy maksymalną liczebność grup świetlicowych, z norm budowlanych wynika odpowiednia powierzchnia sal lekcyjnych, ale żadna norma nie zastąpi zdrowego rozumu organizatora opieki nad dziećmi. Żaden nadzór nie zwalczy także nadmiernie wypakowanego przez ucznia czy rodzica tornistra, możemy jedynie prawnie zagwarantować możliwość jego odciążenia. Cieszę się, że to robimy.
Jeszcze parę obrazków z wakacji i dzięki za miłe zdania w listach:
… Dobrze, że Pani już wraca …
… mam nadzieję, że urlop we Francji, o którym pisała Pani na blogu udał się :) …
… chciałam poruszyć problem przeciążonych tornistrów dzieci, który tak głośno dyskutuje się od jakiegoś czasu w mediach. Z pewnością są Państwo zasypywani projektami rozwiązań, ale ja również chciałam dorzucić swoje.
Propozycja wygląda tak:
Podręcznik może być wydawany w formie segregatora - każdy rozdział osobno wpinany, w formie cienkiej książeczki bez osobnych okładek, tylko z nagłówkiem mówiącym co to za książka, i który rozdział.
Gdyby podręczniki wszystkich przedmiotów tak wyglądały, dziecko pakowałoby do tornistra jeden skoroszyt, a w nim po jednym rozdziale akurat przerabianym z każdego przedmiotu, jaki tego dnia ma w szkole.
W teorii pomysł wydaje mi się prosty, oczywiście nie wiem czy dałoby się technicznie zunifikować wydawane podręczniki, z tym pewnie byłby problem, niemniej chciałam tylko zaproponować takie rozwiązanie …
Jedną z istotnych przyczyn ciężaru tornistrów uczniów jest rzeczywiście ciężar podręczników. Pamiętam pomysł jednego z wydawców wydawania podręczników w postaci segregatorów. Niestety – przynajmniej wówczas – okazało się to przedsięwzięcie nieudane. Nauczyciele przestali taki podręcznik wybierać, pewnie również ze względu na to, że niektórzy uczniowie gubili lub niszczyli kartki, nie przynosili tego co trzeba. Solidna książka wydawała się jednak lepsza. Być może w przyszłości to elektroniczne podręczniki spowodują zaniechanie noszenia książek do szkoły, muszą one jednak zacząć być obecne na rynku.
Obecnie rozwiązaniem dającym szansę odciążenia kręgosłupów uczniowskich jest zapewnienie możliwości przechowywania części zawartości tornistra w szkole. Stąd właśnie taka a nie inna nowelizacja rozporządzenia o szkolnym BHP: szkoła ma za zadanie zapewnić możliwość pozostawienia części podręczników i przyborów szkolnych. Mogą to być oczywiście szafki w szatniach, ale także inaczej zorganizowane miejsce – np. odpowiednie półki w klasach. Zobaczymy, jak szkoły to zorganizują oraz czy i jak uczniowie będą z tej możliwości korzystać. Znam szkoły zapewniające uczniom szafki i uczniów, którzy bez względu na stworzoną im możliwość czuli potrzebę noszenia wszelkich podręczników ze sobą, nawet jeśli lekcja z danych przedmiotów nie występowała w planie. Widywałam w tornistrach uczniów także strój na wf w dniach, w których nie ma wf-u. Takie przypadki są niestety dość częste. Same warunki to jeszcze nie wszystko, rzecz w tym, żeby rodzice w domu zwrócili uwagę, czy ich dziecko umie się rozsądnie zapakować, czy ma w tym swoim plecaku tylko rzeczy rzeczywiście niezbędne, no i żeby wychowawcy rozmawiali o tym z rodzicami i uczniami, że warto pakować się rozsądnie. To ważne zadanie wychowawcze, wzmacniane obecnie zmianą rozporządzenia.
... Bardzo liczyłam na zmiany w rozporządzeniu o BHP w szkole. Że uwzględni sytuacje świetlic, określi np. choćby ilość metrów na ucznia albo choć tyle, że w pomieszczeniu nie może być więcej uczniów niż ilość krzeseł, które się w nim zmieszczą. Wiele naszych szkolnych bolączek nie wynika przecież z braku funduszy ale zwyczajnej bezmyślności.
Wiem, że te kilka zmian, które uwzględnia projekt, są ważne i że wynikają z reformy...
Tyle że liczyłam na więcej …
W rozporządzeniu o szkolnym BHP nie można zawrzeć wszystkiego. Są jeszcze przepisy prawa budowlanego, które dokładnie określają takie rzeczy jak np.: powierzchnia, kubatura czy liczba toalet – zależnie od liczby uczniów. Są normy dotyczące wysokości stołów i krzeseł, normy gwarantujące bezpieczeństwo innego wyposażenia, nie wszystko musi regulować, powtarzać prawo oświatowe.
Szkoły są kontrolowane także przez służby sanitarno-epidemiologiczne, przeciwpożarowe, nadzór budowlany, inspekcję pracy. Prawo oświatowe niech daje wytyczne nadzorowi pedagogicznemu, a prawo budowlane nadzorowi budowlanemu. Oprócz tego bardzo potrzebny jest zdrowy rozum dyrektora szkoły, nauczyciela, rodzica. Określamy maksymalną liczebność grup świetlicowych, z norm budowlanych wynika odpowiednia powierzchnia sal lekcyjnych, ale żadna norma nie zastąpi zdrowego rozumu organizatora opieki nad dziećmi. Żaden nadzór nie zwalczy także nadmiernie wypakowanego przez ucznia czy rodzica tornistra, możemy jedynie prawnie zagwarantować możliwość jego odciążenia. Cieszę się, że to robimy.
Jeszcze parę obrazków z wakacji i dzięki za miłe zdania w listach:
… Dobrze, że Pani już wraca …
… mam nadzieję, że urlop we Francji, o którym pisała Pani na blogu udał się :) …
31 lipca 2009
Jadę na wakacje
Dwutygodniową przerwę w pracy miałam ostatnio dwa lata temu, kiedy to jeszcze pracowałam jako zastępca prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Wtedy w siódemkę, z grupą przyjaciół zjeździliśmy wzdłuż i wszerz Burgundię. Potem – zacząwszy pracować daleko od domu – dni urlopowych miałam mało i spędzałam je głównie w domu.
Teraz udało się zaplanować całe dwa tygodnie przerwy w pracy. W ministerstwie praca idzie, zadania rozdane, na Radzie Ministrów będą mnie reprezentować wiceministrowie. A my z mężem i z tą samą co dwa lata temu grupą przyjaciół będziemy tym razem gruntownie poznawać Akwitanię. To zrobiła się już tradycja. Jeden z naszych przyjaciół, najlepiej znający Francję, rezerwuje miejsca noclegowe, drugi, przylatujący z bardzo daleka, załatwia wynajem samochodu, a mój mąż zapewnia całej grupie ciekawe opowiadanie o szczegółach historii regionu. Co dwa lata w tym samym przyjacielskim składzie zwiedzamy kolejne regiony Francji. Cieszę się, że mogę w tej tradycyjnej wyprawie uczestniczyć.
Potrzebne jest oderwanie się od pracy od czasu do czasu. W mojej obecnej pracy to pierwsza tak długa, zaplanowana przerwa. Zaplanowałam także nie zabierać ze sobą komputera. To dla mnie rzadkie doświadczenie – być bez komputera, z którym to prawie się nie rozstaję. Ale myślę, że i od tego trzeba czasem odpocząć. Bardzo już dawno od komputera nie odpoczywałam. Pewnie też wiele osób odpocznie trochę ode mnie. Zaprzestanę na jakiś czas codziennych maili do współpracowników z różnymi sprawami. Jutro rano wyjeżdżam na wakacje. Do zobaczenia za dwa tygodnie!
Teraz udało się zaplanować całe dwa tygodnie przerwy w pracy. W ministerstwie praca idzie, zadania rozdane, na Radzie Ministrów będą mnie reprezentować wiceministrowie. A my z mężem i z tą samą co dwa lata temu grupą przyjaciół będziemy tym razem gruntownie poznawać Akwitanię. To zrobiła się już tradycja. Jeden z naszych przyjaciół, najlepiej znający Francję, rezerwuje miejsca noclegowe, drugi, przylatujący z bardzo daleka, załatwia wynajem samochodu, a mój mąż zapewnia całej grupie ciekawe opowiadanie o szczegółach historii regionu. Co dwa lata w tym samym przyjacielskim składzie zwiedzamy kolejne regiony Francji. Cieszę się, że mogę w tej tradycyjnej wyprawie uczestniczyć.
Potrzebne jest oderwanie się od pracy od czasu do czasu. W mojej obecnej pracy to pierwsza tak długa, zaplanowana przerwa. Zaplanowałam także nie zabierać ze sobą komputera. To dla mnie rzadkie doświadczenie – być bez komputera, z którym to prawie się nie rozstaję. Ale myślę, że i od tego trzeba czasem odpocząć. Bardzo już dawno od komputera nie odpoczywałam. Pewnie też wiele osób odpocznie trochę ode mnie. Zaprzestanę na jakiś czas codziennych maili do współpracowników z różnymi sprawami. Jutro rano wyjeżdżam na wakacje. Do zobaczenia za dwa tygodnie!
19 lipca 2009
Szkoła radosna i nowoczesna
W ostatnim czasie podpisałam dwa rozporządzenia mające duże znaczenie dla unowocześniania polskich szkół. Od nowego roku szkolnego dokumentację przebiegu nauczania można prowadzić wyłącznie w formie elektronicznej. Można także używać elektronicznych podręczników. Ile szkół zastąpi tradycyjne dzienniki elektronicznymi? Ilu wydawców do ilu przedmiotów przygotuje również elektroniczne wersje materiałów edukacyjnych? Na razie stworzyliśmy możliwości.
Oprogramowanie dotychczas funkcjonujące obok papierowych dzienników musi spełniać warunki rozporządzenia, organ prowadzący szkołę ma wyrazić zgodę na „elektroniczny dziennik”.
Elektroniczne podręczniki muszą przejść opisaną w rozporządzeniu procedurę dopuszczania do użytku czyli zyskać pozytywne opinie odpowiednich rzeczoznawców. Wtedy dopiero będą mogły być używane zamiast tych papierowych, tradycyjnych.
To tylko nowe prawne możliwości. Wierzę, że będzie powstawać odpowiednie oprogramowanie i coraz więcej szkół będzie z niego korzystać, że rynek wyjdzie naprzeciw nowemu prawu.
Tymczasem rynek pilnie wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu szkół na wyposażenie wynikające z programu Radosna szkoła. Jutro mija termin składania przez dyrektorów szkół podstawowych wniosków o wyposażenie.
Na stronach internetowych wielu firm produkujących zabawki dydaktyczne nadające się do szkolnych miejsc zabaw czy wyposażenie i nawierzchnię odpowiednie na place zabaw jest sporo szczegółowych informacji o naszym programie. Oferta rynku wyszła naprzeciw nowemu prawu. Dzienniki i podręczniki elektroniczne zgodne z nowymi przepisami także będą produkowane.
Oprogramowanie dotychczas funkcjonujące obok papierowych dzienników musi spełniać warunki rozporządzenia, organ prowadzący szkołę ma wyrazić zgodę na „elektroniczny dziennik”.
Elektroniczne podręczniki muszą przejść opisaną w rozporządzeniu procedurę dopuszczania do użytku czyli zyskać pozytywne opinie odpowiednich rzeczoznawców. Wtedy dopiero będą mogły być używane zamiast tych papierowych, tradycyjnych.
To tylko nowe prawne możliwości. Wierzę, że będzie powstawać odpowiednie oprogramowanie i coraz więcej szkół będzie z niego korzystać, że rynek wyjdzie naprzeciw nowemu prawu.
Tymczasem rynek pilnie wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu szkół na wyposażenie wynikające z programu Radosna szkoła. Jutro mija termin składania przez dyrektorów szkół podstawowych wniosków o wyposażenie.
Na stronach internetowych wielu firm produkujących zabawki dydaktyczne nadające się do szkolnych miejsc zabaw czy wyposażenie i nawierzchnię odpowiednie na place zabaw jest sporo szczegółowych informacji o naszym programie. Oferta rynku wyszła naprzeciw nowemu prawu. Dzienniki i podręczniki elektroniczne zgodne z nowymi przepisami także będą produkowane.
8 lipca 2009
Listy dodające sił
Od czasu do czasu za pośrednictwem tej strony dostaję listy. Staram się na wszystkie odpowiadać. Dotyczą praw pracowniczych nauczycieli, programów edukacyjnych dla sześciolatków, możliwych sposobów organizacji pracy szkoły, prawa dotyczącego przekazywania szkół. Wyjaśniam, informuję, czasem przy udzielaniu odpowiedzi proszę prawników ministerstwa o pomoc lub – jeśli temat może być interesujący szerzej – przekazuję to co odpiszę również do zamieszczenia w odpowiednich rubrykach strony: MEN informuje. Szczególnie miło jest, jeśli wymiana listów zaczynająca się od różnych pytań, wątpliwości czy żalów kończy się po prostu podziękowaniem. Czasem także dostaję ciepłe słowa. A oto fragmenty dwóch szczególnie sympatycznych, dosłownie dodających sił listów, które przyszły w ciągu ostatniego miesiąca:
Obserwując tryb pisania przez Panią tego bloga zauważyłam, że splata się często z końcem tygodnia. Soboty i niedziele jako luźniejsze poświęca Pani na refleksje. Ale coś Pani chyba wolnego brakuje ostatnio...
Gorączka końca roku!
Życzę zdrowia by podołała Pani zadaniom i pomysłowości na co dzień - w tym samym celu! I odrobinek wakacyjnego odsapnięcia!!!
Piszę „odrobinki” i mam wyrzuty sumienia, ale wciąż czekam na nowe przepisy... i liczę, że starczy Pani sił...
…pragnę Pani serdecznie podziękować, za tę dodatkową godzinę. Jest to duża szansa dla dzieciaków na pomoc i zarażanie aktywnością, pasją. Zauważyłam, że dotychczas najczęściej nauczyciele byli szczęśliwi kiedy tak jak im i dzieciakom się nie chciało – utwierdzając je, że aktywność jest dla frajerów, pokręconych lub lizusów. Dziś dostrzegam szansę na zmianę…
Serdecznie dziękuję również za kąciki zabaw w świetlicy i place zabaw! Z punktu widzenia matki, która ma posłać malucha do szkoły, świetlica jest dla mnie kluczowa. Maluch bowiem musi być porządnie zaopiekowany po zajęciach. Jestem przekonana, że dobra świetlica oraz „wkręcanie” dzieciaków w robienie czegoś interesującego i dobrze zorganizowana pomoc – to podniesienie jakości edukacji i zmniejszenie problemów.
Życzę Pani dużo siły do utrzymania kursu!
Serdecznie pozdrawiam i ciągle trzymam kciuki…
Dziękuję wszystkim, którzy na mnie liczą i jednocześnie zachęcam do czytania tych różnych odpowiedzi gromadzonych na stronach MEN. Tam także jest miejsce do zadawania pytań.
Obserwując tryb pisania przez Panią tego bloga zauważyłam, że splata się często z końcem tygodnia. Soboty i niedziele jako luźniejsze poświęca Pani na refleksje. Ale coś Pani chyba wolnego brakuje ostatnio...
Gorączka końca roku!
Życzę zdrowia by podołała Pani zadaniom i pomysłowości na co dzień - w tym samym celu! I odrobinek wakacyjnego odsapnięcia!!!
Piszę „odrobinki” i mam wyrzuty sumienia, ale wciąż czekam na nowe przepisy... i liczę, że starczy Pani sił...
…pragnę Pani serdecznie podziękować, za tę dodatkową godzinę. Jest to duża szansa dla dzieciaków na pomoc i zarażanie aktywnością, pasją. Zauważyłam, że dotychczas najczęściej nauczyciele byli szczęśliwi kiedy tak jak im i dzieciakom się nie chciało – utwierdzając je, że aktywność jest dla frajerów, pokręconych lub lizusów. Dziś dostrzegam szansę na zmianę…
Serdecznie dziękuję również za kąciki zabaw w świetlicy i place zabaw! Z punktu widzenia matki, która ma posłać malucha do szkoły, świetlica jest dla mnie kluczowa. Maluch bowiem musi być porządnie zaopiekowany po zajęciach. Jestem przekonana, że dobra świetlica oraz „wkręcanie” dzieciaków w robienie czegoś interesującego i dobrze zorganizowana pomoc – to podniesienie jakości edukacji i zmniejszenie problemów.
Życzę Pani dużo siły do utrzymania kursu!
Serdecznie pozdrawiam i ciągle trzymam kciuki…
Dziękuję wszystkim, którzy na mnie liczą i jednocześnie zachęcam do czytania tych różnych odpowiedzi gromadzonych na stronach MEN. Tam także jest miejsce do zadawania pytań.
30 czerwca 2009
Szkoła będzie radosna
Ostatnie tygodnie bardzo dużą część mojego czasu i uwagi zajmowało przygotowywanie w MEN kolejnych poprawek do programu RADOSNA SZKOŁA. Różne zgłaszane uwagi opóźniły trochę proces jego przygotowywania, ale uczyniły ten program po prostu lepszym. Sytuacja kryzysowa wymusiła harmonogram finansowania rozłożony na kilka lat. Najważniejsze jest jednak to, że program zacznie być realizowany i że pomimo trudnej sytuacji budżetowej decyzja została podjęta. Dzięki programowi RADOSNA SZKOŁA stanie się wyraźnie widoczne, że uczeń ma w szkole również bawić się i uczyć przez zabawę.
„Wewnętrzne” i „zewnętrzne” place zabaw w każdej szkole podstawowej to cel programu. Te „wewnętrzne” – nazywane w programie szkolnymi miejscami zabaw – mają się znaleźć w każdej szkole w tym lub przyszłym roku i sfinansowane zostaną w całości z budżetu państwa. „Zewnętrzne” wymagają wkładu własnego organów prowadzących szkoły, wskazania przy szkole odpowiedniego terenu, wykonania projektu zgodnego z założeniami programu. Zakładamy, że do końca przyszłego roku powstanie ich na początek kilkaset, ale do roku szkolnego 2012/2013 mogą powstać nawet wszystkie. Ostatnie place będą dofinansowywane z budżetu roku 2014. Jednak może być to także zwrot kosztów poniesionych przez samorząd w 2013 roku. Program zakłada zarówno możliwość przyznania środków na projektowany plac zabaw, jak i zwrot już poniesionych wcześniej nakładów, jeśli tylko przygotowano i wyposażono wszystko zgodnie z założeniami programu. Bardzo chciałabym, aby najmłodszych uczniów najpóźniej w roku wejścia w życie obowiązkowej nauki sześciolatków witały w szkołach radosne miejsca zabaw. Jeśli tylko odpowiednio szybko, dobrze i oszczędnie samorządy przygotują inwestycje w place zabaw, jest możliwe że cały plan zostanie zrealizowany szybciej. Projekt finansowania programu zakłada, ze wszyscy wykorzystają w pełni przewidywane dla nich fundusze. Jeżeli uda się przynajmniej niektóre place wybudować trochę taniej, być może że szybciej powstaną wszystkie. Będziemy co roku informować, ile szkół już przygotowało swoje miejsca zabaw dla najmłodszych.
„Wewnętrzne” i „zewnętrzne” place zabaw w każdej szkole podstawowej to cel programu. Te „wewnętrzne” – nazywane w programie szkolnymi miejscami zabaw – mają się znaleźć w każdej szkole w tym lub przyszłym roku i sfinansowane zostaną w całości z budżetu państwa. „Zewnętrzne” wymagają wkładu własnego organów prowadzących szkoły, wskazania przy szkole odpowiedniego terenu, wykonania projektu zgodnego z założeniami programu. Zakładamy, że do końca przyszłego roku powstanie ich na początek kilkaset, ale do roku szkolnego 2012/2013 mogą powstać nawet wszystkie. Ostatnie place będą dofinansowywane z budżetu roku 2014. Jednak może być to także zwrot kosztów poniesionych przez samorząd w 2013 roku. Program zakłada zarówno możliwość przyznania środków na projektowany plac zabaw, jak i zwrot już poniesionych wcześniej nakładów, jeśli tylko przygotowano i wyposażono wszystko zgodnie z założeniami programu. Bardzo chciałabym, aby najmłodszych uczniów najpóźniej w roku wejścia w życie obowiązkowej nauki sześciolatków witały w szkołach radosne miejsca zabaw. Jeśli tylko odpowiednio szybko, dobrze i oszczędnie samorządy przygotują inwestycje w place zabaw, jest możliwe że cały plan zostanie zrealizowany szybciej. Projekt finansowania programu zakłada, ze wszyscy wykorzystają w pełni przewidywane dla nich fundusze. Jeżeli uda się przynajmniej niektóre place wybudować trochę taniej, być może że szybciej powstaną wszystkie. Będziemy co roku informować, ile szkół już przygotowało swoje miejsca zabaw dla najmłodszych.
17 czerwca 2009
Sedno czyli jak uczyć języków i jak tworzyć szkolne programy
Trafił mi w ręce ostatni numer (nr 3/2009) magazynu dyrektora szkoły Sedno. Jego twórcy są osobami bardzo aktywnie działającymi w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Kadry Kierowniczej Oświaty, stąd też w zamieszczonych tam tekstach starają się odpowiadać na pytania najsilniej nurtujące środowisko dyrektorów. Na ogół odpowiadają trafnie i życzę Redakcji wszystkiego najlepszego. Jednak w dwóch kwestiach muszę ich sprostować.
Po pierwsze: jak dopuszczać w szkole programy uregulowaliśmy w końcu trochę inaczej niż opisano tam na podstawie projektu rozporządzenia (uwzględniliśmy uwagi zgłaszane w procesie konsultacji, między innymi przez OSKKO) – i warto tu sięgnąć do komentarzy ze strony MEN.
Po drugie: bardzo wątpliwa jest zamieszczona tam interpretacja prawa dotycząca organizacji nauki języków obcych w gimnazjach.
W podstawie programowej sformułowano wymagania dla kolejnych etapów edukacyjnych. Zakłada się, że przez sześć lat nauki doprowadzimy ucznia szkoły podstawowej do osiągnięcia wymagań zbliżonych do poziomu A1 zdefiniowanego przez Radę Europy, zaś maturzystów kontynuujących naukę do poziomów B1, B2 lub nawet C1.
Dla gimnazjum sformułowano dwa warianty wymagań: III.0 – dla początkujących i III.1 – dla kontynuujących naukę. Trzeba mieć jasność, że ten „idealny” model będzie funkcjonował za wiele lat, że kandydat do gimnazjum przygotowany jak trzeba do kontynuowania nauki wystąpi dopiero za sześć lat, zaś przygotowany „po nowemu” kandydat do liceum wystąpi za lat dziewięć. Wtedy wszystkie opisane wymagania będą mogły być naprawdę powszechne i egzekwowane. Wcześniej na serio możemy mówić tylko o wymaganiach poziomu 0 – kursu rozpoczynanego. Stworzyliśmy jednak możliwość pracy w grupach zaawansowania, aby wszędzie tam, gdzie występują uczniowie faktycznie bardziej zaawansowani, móc grupować ich razem i uczyć więcej. Jeśli państwo funduje każdemu dziecku godziny pracy z nauczycielem języka obcego, sprawmy, żeby ten czas został wykorzystany możliwe najbardziej efektywnie. Wymagania z podstawy mówią, ile trzeba nauczyć koniecznie, nigdzie natomiast nie jest powiedziane, że nie można nauczyć więcej niż oczekiwane minimum, jeśli mamy dobrze przygotowanych uczniów. Sześć lat temu mało było szkół podstawowych, w których od pierwszej klasy rozpoczynano naukę języka. Czy znaczy to, że ci, którzy nauczyli się więcej (ale nie dokładnie tyle, ile zakłada nasz model „idealny”) są skazani na marnowanie czasu w gimnazjum? Nie, trzeba wykonać diagnozę poziomu uczniów i zależnie od tego dobrać program i podręcznik – oczywiście prowadzący przynajmniej do wymagań opisanych pod numerem III.0, ale również każdym trochę wyższym, najlepiej przynajmniej III.1. Musimy pamiętać, że uczeń, który uczył się w szkole podstawowej danego języka, dziś wcale niekoniecznie musi być na poziomie zakładanym w nowej podstawie programowej po szkole podstawowej – tego będziemy mogli i powinniśmy oczekiwać za sześć lat – to może być po prostu mniej. Warto upewnić się, zdiagnozować sytuację, zanim zaserwujemy naszym gimnazjalistom podręcznik zakładający sześcioletnie, dobre przygotowanie.
I warto zrozumieć co znaczy odpowiedzialność nauczyciela za przygotowanie programu. Podręcznik musimy wskazać zgodnie z przepisami do 15 czerwca, jednak w wypadku języków obcych możemy podać ich kilka – na różne poziomy zaawansowania, a dopiero w połowie września, po zdiagnozowaniu poziomu uczniów, ostatecznie przydzielić ich do grup i podręczników i wtedy dokonać stosownych zakupów. Tak samo po zdiagnozowaniu poziomu uczniów z matematyki możemy zmodyfikować przygotowany program nauczania, wygospodarowując na przykład, zależnie od zdiagnozowanych potrzeb, trochę więcej czasu na konieczne uzupełnienie braków naszych uczniów z poprzedniego etapu. Jesteśmy odpowiedzialni przede wszystkim za osiąganie jak najlepszych efektów edukacyjnych przez każdego naszego ucznia, aby był on w stanie jak najsprawniej i najlepiej dążyć do spełnienia wymagań opisanych w podstawie programowej. Skończyły się czasy, kiedy abstrakcyjne realizowanie ustalonego daleko od szkoły programu było głównym celem. Mamy dobrać program, który pomoże naszym konkretnym uczniom osiągnąć odpowiednie wyniki – zgodne z opisującą konieczne do osiągnięcia efekty kształcenia, jedną, powszechnie obowiązującą podstawą programową!
Podręczniki, które chcemy stosować mamy zgodnie z prawem wskazać w czerwcu, ale programy możemy w szkole dopuszczać również we wrześniu – wtedy kiedy zobaczymy i wstępnie poznamy już swoich uczniów – nie ma w prawie podanego terminu, po którym zmiany w programie szkolnym nie są możliwe. Program ma stać się nie numerem zapisanym w szkolnej dokumentacji, po który właściwe na co dzień nikt nie sięga, ale żywym, modyfikowalnym zależnie od potrzeb, narzędziem pracy nauczyciela.
Po pierwsze: jak dopuszczać w szkole programy uregulowaliśmy w końcu trochę inaczej niż opisano tam na podstawie projektu rozporządzenia (uwzględniliśmy uwagi zgłaszane w procesie konsultacji, między innymi przez OSKKO) – i warto tu sięgnąć do komentarzy ze strony MEN.
Po drugie: bardzo wątpliwa jest zamieszczona tam interpretacja prawa dotycząca organizacji nauki języków obcych w gimnazjach.
W podstawie programowej sformułowano wymagania dla kolejnych etapów edukacyjnych. Zakłada się, że przez sześć lat nauki doprowadzimy ucznia szkoły podstawowej do osiągnięcia wymagań zbliżonych do poziomu A1 zdefiniowanego przez Radę Europy, zaś maturzystów kontynuujących naukę do poziomów B1, B2 lub nawet C1.
Dla gimnazjum sformułowano dwa warianty wymagań: III.0 – dla początkujących i III.1 – dla kontynuujących naukę. Trzeba mieć jasność, że ten „idealny” model będzie funkcjonował za wiele lat, że kandydat do gimnazjum przygotowany jak trzeba do kontynuowania nauki wystąpi dopiero za sześć lat, zaś przygotowany „po nowemu” kandydat do liceum wystąpi za lat dziewięć. Wtedy wszystkie opisane wymagania będą mogły być naprawdę powszechne i egzekwowane. Wcześniej na serio możemy mówić tylko o wymaganiach poziomu 0 – kursu rozpoczynanego. Stworzyliśmy jednak możliwość pracy w grupach zaawansowania, aby wszędzie tam, gdzie występują uczniowie faktycznie bardziej zaawansowani, móc grupować ich razem i uczyć więcej. Jeśli państwo funduje każdemu dziecku godziny pracy z nauczycielem języka obcego, sprawmy, żeby ten czas został wykorzystany możliwe najbardziej efektywnie. Wymagania z podstawy mówią, ile trzeba nauczyć koniecznie, nigdzie natomiast nie jest powiedziane, że nie można nauczyć więcej niż oczekiwane minimum, jeśli mamy dobrze przygotowanych uczniów. Sześć lat temu mało było szkół podstawowych, w których od pierwszej klasy rozpoczynano naukę języka. Czy znaczy to, że ci, którzy nauczyli się więcej (ale nie dokładnie tyle, ile zakłada nasz model „idealny”) są skazani na marnowanie czasu w gimnazjum? Nie, trzeba wykonać diagnozę poziomu uczniów i zależnie od tego dobrać program i podręcznik – oczywiście prowadzący przynajmniej do wymagań opisanych pod numerem III.0, ale również każdym trochę wyższym, najlepiej przynajmniej III.1. Musimy pamiętać, że uczeń, który uczył się w szkole podstawowej danego języka, dziś wcale niekoniecznie musi być na poziomie zakładanym w nowej podstawie programowej po szkole podstawowej – tego będziemy mogli i powinniśmy oczekiwać za sześć lat – to może być po prostu mniej. Warto upewnić się, zdiagnozować sytuację, zanim zaserwujemy naszym gimnazjalistom podręcznik zakładający sześcioletnie, dobre przygotowanie.
I warto zrozumieć co znaczy odpowiedzialność nauczyciela za przygotowanie programu. Podręcznik musimy wskazać zgodnie z przepisami do 15 czerwca, jednak w wypadku języków obcych możemy podać ich kilka – na różne poziomy zaawansowania, a dopiero w połowie września, po zdiagnozowaniu poziomu uczniów, ostatecznie przydzielić ich do grup i podręczników i wtedy dokonać stosownych zakupów. Tak samo po zdiagnozowaniu poziomu uczniów z matematyki możemy zmodyfikować przygotowany program nauczania, wygospodarowując na przykład, zależnie od zdiagnozowanych potrzeb, trochę więcej czasu na konieczne uzupełnienie braków naszych uczniów z poprzedniego etapu. Jesteśmy odpowiedzialni przede wszystkim za osiąganie jak najlepszych efektów edukacyjnych przez każdego naszego ucznia, aby był on w stanie jak najsprawniej i najlepiej dążyć do spełnienia wymagań opisanych w podstawie programowej. Skończyły się czasy, kiedy abstrakcyjne realizowanie ustalonego daleko od szkoły programu było głównym celem. Mamy dobrać program, który pomoże naszym konkretnym uczniom osiągnąć odpowiednie wyniki – zgodne z opisującą konieczne do osiągnięcia efekty kształcenia, jedną, powszechnie obowiązującą podstawą programową!
Podręczniki, które chcemy stosować mamy zgodnie z prawem wskazać w czerwcu, ale programy możemy w szkole dopuszczać również we wrześniu – wtedy kiedy zobaczymy i wstępnie poznamy już swoich uczniów – nie ma w prawie podanego terminu, po którym zmiany w programie szkolnym nie są możliwe. Program ma stać się nie numerem zapisanym w szkolnej dokumentacji, po który właściwe na co dzień nikt nie sięga, ale żywym, modyfikowalnym zależnie od potrzeb, narzędziem pracy nauczyciela.
7 czerwca 2009
Wolność to odpowiedzialność
Mądre wychowanie polega na stopniowym poszerzaniu granic wolności i zwiększaniu zakresu odpowiedzialności za własne wybory. Gdy dziecko jest małe, wiele mu zakazujemy – ograniczamy granice jego wolności. Czym robi się starsze, tym pozwalamy mu na więcej. Jeśli nadużywa naszego zaufania, z powrotem wprowadzamy ograniczenia. Wychowanie kończy się sukcesem, jeśli 18-latek chce i umie odpowiedzialnie korzystać z wolności. Zna swoje prawa i obowiązki, czuje się odpowiedzialny za swoje czyny, jest gotów ponosić konsekwencje swoich wyborów.
Zakazy muszą mieć uzasadnienie, takie jak potrzeba wywiązania się z obowiązków, zdrowie, bezpieczeństwo, dbanie o dobro innych. Z zasięgu rąk maluchów zabieramy to co ostre lub gorące, starsze dziecko już wie, co robić, aby uniknąć skaleczenia nożyczkami czy poparzenia gorącą herbatą. Nastolatkom zakazujemy pić alkohol czy palić papierosy, dorosły człowiek jeśli pije i pali to powinien rozumieć konsekwencje, jakie to ma dla jego zdrowia. Naszym dzieciom nakazujemy uczyć się, odrabiać lekcje, pomagać innym. Dorosły człowiek sam decyduje, czy i gdzie chce się uczyć, czy i gdzie podejmie pracę, gdzie i jak będzie mieszkać, żyć, także komu i jak będzie pomagać.
Kiedyś ta wolność wyboru była dużo bardziej ograniczona, decydowano za nas do jakiej mamy iść pracy, gdzie jechać na wakacje, czy możemy wyjechać za granicę. Na mieszkanie, telefon czy samochód czekało się w wieloletnich kolejkach i bez specjalnego wyboru, w sklepach były puste półki lub tylko towar „kartkowy”, dostępny po często wielogodzinnym oczekiwaniu, a słowo „kupić” wyparte było całkowicie przez słowo „dostać”.
Pragnęliśmy wolności i dostępu do wielu dóbr niedostępnych wówczas. Czy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pełne półki w sklepach to także konieczność dokonywania wyboru co z tych pólek chcemy wziąć i także niemożność kupienia wszystkiego, na co mielibyśmy ochotę. Na rynku na pewno jest lepsze i droższe mieszkanie niż to, które mamy, lepszy samochód, droższe buty, ubranie. Zawsze obok siebie mamy i tych, których nie stać na to, na co stać nas, a także takich, których stać na dużo więcej.
Wczoraj rozmawiałam z kilkoma dyrektorami gimnazjów. Jedni cieszyli się z większej wolności, jaką będą mieli od września, inni mieli dużo obaw. Zdawali sobie sprawę z tego, że czym mniej ograniczeń wolności wyboru co do realizowanego programu i podręcznika, sposobu organizacji pracy szkoły, tym większa odpowiedzialność za końcowe efekty edukacyjne.
Po zmianach w edukacji z 1999 roku, dyrektorzy szkół i nauczyciele pytani o główny atut reformy, na ogół odpowiadali: wolność wyboru programu i podręcznika. Niektórzy jednak tęsknili za programem jedynie słusznym, wszędzie jednakowym. Od 1999 roku programy nauczania można było tworzyć samemu lub wybierać z ministerialnej listy. Na ogół wybierano a nie tworzono, choć są i tacy, co sami tworzyli.
Zmiana wchodząca od września polega na tym, że nauczyciele i dyrektorzy szkół sami będą decydować, z jakiego programu skorzystają, będzie tylko jednolita dla wszystkich, dużo bardziej precyzyjna niż dotychczas, podstawa programowa, zaś nie będzie listy programów dopuszczonych przez ministra. Polscy nauczyciela są dobrze wykształceni. Warto im zaufać. Potrafią zrozumieć, jakie wymagania stawia przed nimi nowa podstawa oraz dobrać programy pomagające ich uczniom jak najlepiej te wymagania spełnić. Dajemy możliwość dyrektorowi szkoły, jeśli ma wątpliwość, czy jego nauczyciel odpowiedzialnie skorzystał ze swojego zakresu wolności, zapytać się o ocenę stworzonego lub wybranego przez niego programu, innego nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami. Będzie jednak do wyboru lista dopuszczonych ministerialnie podręczników. Może za kolejne 10 lat przestaniemy dopuszczać do użytku także podręczniki? Są kraje, gdzie nauczyciel sam ocenia też podręcznik.
Już 20 lat uczymy się – często na błędach – dokonywać politycznych wyborów, 10 lat nauczyciele uczą się wybierać programy i podręczniki, samorządy prowadzić szkoły. Od września tego roku nauczycielom, dyrektorom szkół i samorządom poszerzamy granice wolności w organizowaniu edukacji. W nowy sposób ma też zacząć działać nadzór pedagogiczny: ma sprawdzać, czy ta wolność w doborze drogi dążenia do celu, jakim jest spełnianie jasno zdefiniowanych wymagań z podstawy programowej, przynosi dobre efekty, czy poczucie odpowiedzialności wszystkich organizatorów edukacji jest do tego nowego zakresu wolności wystarczające. Czeka wszystkich trochę trudu, aby przestawiać się na pracę „po nowemu”. To wykształcony nauczyciel ma wiedzieć najlepiej, jak nauczyć swojego przedmiotu, profesjonalny dyrektor szkoły ma wybrać optymalny dla jego społeczności szkolnej sposób organizacji pracy, zaś samorząd stwarzać po temu jak najlepsze warunki na swoim terenie. 1 września 2009 roku zrobimy w tym kierunku kolejny krok.
Zakazy muszą mieć uzasadnienie, takie jak potrzeba wywiązania się z obowiązków, zdrowie, bezpieczeństwo, dbanie o dobro innych. Z zasięgu rąk maluchów zabieramy to co ostre lub gorące, starsze dziecko już wie, co robić, aby uniknąć skaleczenia nożyczkami czy poparzenia gorącą herbatą. Nastolatkom zakazujemy pić alkohol czy palić papierosy, dorosły człowiek jeśli pije i pali to powinien rozumieć konsekwencje, jakie to ma dla jego zdrowia. Naszym dzieciom nakazujemy uczyć się, odrabiać lekcje, pomagać innym. Dorosły człowiek sam decyduje, czy i gdzie chce się uczyć, czy i gdzie podejmie pracę, gdzie i jak będzie mieszkać, żyć, także komu i jak będzie pomagać.
Kiedyś ta wolność wyboru była dużo bardziej ograniczona, decydowano za nas do jakiej mamy iść pracy, gdzie jechać na wakacje, czy możemy wyjechać za granicę. Na mieszkanie, telefon czy samochód czekało się w wieloletnich kolejkach i bez specjalnego wyboru, w sklepach były puste półki lub tylko towar „kartkowy”, dostępny po często wielogodzinnym oczekiwaniu, a słowo „kupić” wyparte było całkowicie przez słowo „dostać”.
Pragnęliśmy wolności i dostępu do wielu dóbr niedostępnych wówczas. Czy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pełne półki w sklepach to także konieczność dokonywania wyboru co z tych pólek chcemy wziąć i także niemożność kupienia wszystkiego, na co mielibyśmy ochotę. Na rynku na pewno jest lepsze i droższe mieszkanie niż to, które mamy, lepszy samochód, droższe buty, ubranie. Zawsze obok siebie mamy i tych, których nie stać na to, na co stać nas, a także takich, których stać na dużo więcej.
Wczoraj rozmawiałam z kilkoma dyrektorami gimnazjów. Jedni cieszyli się z większej wolności, jaką będą mieli od września, inni mieli dużo obaw. Zdawali sobie sprawę z tego, że czym mniej ograniczeń wolności wyboru co do realizowanego programu i podręcznika, sposobu organizacji pracy szkoły, tym większa odpowiedzialność za końcowe efekty edukacyjne.
Po zmianach w edukacji z 1999 roku, dyrektorzy szkół i nauczyciele pytani o główny atut reformy, na ogół odpowiadali: wolność wyboru programu i podręcznika. Niektórzy jednak tęsknili za programem jedynie słusznym, wszędzie jednakowym. Od 1999 roku programy nauczania można było tworzyć samemu lub wybierać z ministerialnej listy. Na ogół wybierano a nie tworzono, choć są i tacy, co sami tworzyli.
Zmiana wchodząca od września polega na tym, że nauczyciele i dyrektorzy szkół sami będą decydować, z jakiego programu skorzystają, będzie tylko jednolita dla wszystkich, dużo bardziej precyzyjna niż dotychczas, podstawa programowa, zaś nie będzie listy programów dopuszczonych przez ministra. Polscy nauczyciela są dobrze wykształceni. Warto im zaufać. Potrafią zrozumieć, jakie wymagania stawia przed nimi nowa podstawa oraz dobrać programy pomagające ich uczniom jak najlepiej te wymagania spełnić. Dajemy możliwość dyrektorowi szkoły, jeśli ma wątpliwość, czy jego nauczyciel odpowiedzialnie skorzystał ze swojego zakresu wolności, zapytać się o ocenę stworzonego lub wybranego przez niego programu, innego nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami. Będzie jednak do wyboru lista dopuszczonych ministerialnie podręczników. Może za kolejne 10 lat przestaniemy dopuszczać do użytku także podręczniki? Są kraje, gdzie nauczyciel sam ocenia też podręcznik.
Już 20 lat uczymy się – często na błędach – dokonywać politycznych wyborów, 10 lat nauczyciele uczą się wybierać programy i podręczniki, samorządy prowadzić szkoły. Od września tego roku nauczycielom, dyrektorom szkół i samorządom poszerzamy granice wolności w organizowaniu edukacji. W nowy sposób ma też zacząć działać nadzór pedagogiczny: ma sprawdzać, czy ta wolność w doborze drogi dążenia do celu, jakim jest spełnianie jasno zdefiniowanych wymagań z podstawy programowej, przynosi dobre efekty, czy poczucie odpowiedzialności wszystkich organizatorów edukacji jest do tego nowego zakresu wolności wystarczające. Czeka wszystkich trochę trudu, aby przestawiać się na pracę „po nowemu”. To wykształcony nauczyciel ma wiedzieć najlepiej, jak nauczyć swojego przedmiotu, profesjonalny dyrektor szkoły ma wybrać optymalny dla jego społeczności szkolnej sposób organizacji pracy, zaś samorząd stwarzać po temu jak najlepsze warunki na swoim terenie. 1 września 2009 roku zrobimy w tym kierunku kolejny krok.
1 czerwca 2009
Tygodnie historii najnowszej
Zdarzyło się 20 lat temu w Polsce… to tytuł dziś ogłaszanego konkursu na plakaty i hasła o tematyce historycznej, adresowanego do uczniów i szkół.
Zaproponowaliśmy polskim nauczycielom udział w pospolitym ruszeniu na rzecz uczenia historii najnowszej. Dwa tygodnie pomiędzy 4 a 18 czerwca warto w szkołach wykorzystać na ten cel. Uruchamiana w dniu dzisiejszym – właśnie w Dniu Dziecka –strona internetowa www.1989.edu.pl zawiera nie tylko informacje o konkursie na plakaty i hasła na temat wydarzeń sprzed 20 lat, ale także materiały edukacyjne, mogące pomóc, jak o tym uczyć. Może do nich sięgnąć każdy nauczyciel, który może także swoim wychowankom opowiedzieć o tym, co on sam i jego rodzina robili 20 lat temu, jak odbierali te wydarzenia.
Ucząc historii nie tylko zaznajamiamy uczniów z faktami, ale również kształtujemy postawy – wprowadzamy w wartości związane z tradycją, umacniamy przywiązanie do idei wolności i tolerancji, przygotowujemy do uczestniczenia w życiu publicznym, pomagamy lepiej rozumieć mechanizmy życia społecznego.
Nauczycielom, którzy w tych ostatnich tygodniach pracy szkoły wystawiają uczniom końcowe oceny, najczęściej zostaje jeszcze parę ostatnich godzin na „sprawy różne” – poświęćmy te godziny w tym roku na zajęcia wychowawcze o najnowszej historii i na wspólną pracę nad plakatami i hasłami zwracającymi uwagę na wydarzenia sprzed 20 lat. Naprawdę warto.
Zaproponowaliśmy polskim nauczycielom udział w pospolitym ruszeniu na rzecz uczenia historii najnowszej. Dwa tygodnie pomiędzy 4 a 18 czerwca warto w szkołach wykorzystać na ten cel. Uruchamiana w dniu dzisiejszym – właśnie w Dniu Dziecka –strona internetowa www.1989.edu.pl zawiera nie tylko informacje o konkursie na plakaty i hasła na temat wydarzeń sprzed 20 lat, ale także materiały edukacyjne, mogące pomóc, jak o tym uczyć. Może do nich sięgnąć każdy nauczyciel, który może także swoim wychowankom opowiedzieć o tym, co on sam i jego rodzina robili 20 lat temu, jak odbierali te wydarzenia.
Ucząc historii nie tylko zaznajamiamy uczniów z faktami, ale również kształtujemy postawy – wprowadzamy w wartości związane z tradycją, umacniamy przywiązanie do idei wolności i tolerancji, przygotowujemy do uczestniczenia w życiu publicznym, pomagamy lepiej rozumieć mechanizmy życia społecznego.
Nauczycielom, którzy w tych ostatnich tygodniach pracy szkoły wystawiają uczniom końcowe oceny, najczęściej zostaje jeszcze parę ostatnich godzin na „sprawy różne” – poświęćmy te godziny w tym roku na zajęcia wychowawcze o najnowszej historii i na wspólną pracę nad plakatami i hasłami zwracającymi uwagę na wydarzenia sprzed 20 lat. Naprawdę warto.
29 maja 2009
Rozumieć wyniki
Medialne komentarze dotyczące tegorocznych wyników dotyczących sprawdzianu kończącego szkołę podstawową bardzo dobrze pokazują, jak trudno takie wyniki zrozumieć.
Jeśli po zapoznaniu się z pytaniami egzaminacyjnymi pojawiają się komentarze, że w tym roku pytania są łatwe lub trudne, trzeba pamiętać, że to zawsze subiektywne oceny kilku uczniów, nauczycieli, dziennikarzy czy ekspertów, którym akurat tematy podobają się mniej lub bardziej. Tymczasem dopiero na podstawie analizy rozkładu wyników widać jakość zestawu pytań.
Na sprawdzianie kończącym szkołę podstawową uczeń może rokrocznie uzyskać 40 punktów. Rok temu średnio uczniowie uzyskiwali około 25 punktów, w tym roku średni wynik jest bliski 23. Jak zareagowałyby media gdyby wyniósł 27? Albo 37? Czy zestaw pytań trywialnych, na które odpowiedziałby każdy uczeń pokazałby, że polska szkoła podstawowa świetnie uczy? Czy raczej zestaw pytań powinien różnicować, wskazywać, w których szkołach praca idzie trudniej, pokazywać co jest do zrobienia?
Dopiero twarde dane o wynikach pokazują, jakie naprawdę pytania okazały się dla uczniów i właściwe dopiero wówczas powinny pojawiać się komentarze dotyczące zadań. Z wykresu rozkładu wyników widać, że więcej uczniów napisało prace ocenione blisko oceny maksymalnej, niż prace ocenione na oceny bliskie zera. Z komunikatu CKE dowiadujemy się, że pomimo tego, że średni wynik jest niższy, najsłabsza szkoła ma średni wynik wyższy niż najsłabsza szkoła przed rokiem. Najlepsza szkoła jest dalej od maksimum niż najlepsza szkoła przed rokiem. To dość dobry rozkład – nawet najsłabsi zbierają jakieś punkty, ale najlepsze wyniki dostać stosunkowo trudno. Czyli zestaw zadań zróżnicował i uczniów, i szkoły. Dał szkołom i nauczycielom wiedzę o tym, z czym poradzili sobie gorzej, a z czym lepiej.
Warto podawać wyniki egzaminacyjne także w skalach tak zwanych porównywalnych i różnicujących. Aby bez względu na rok egzaminu, na etap edukacyjny czy przedmiot, oceny mówiły nam, gdzie na tle wszystkich innych znajduje się uczeń i szkoła. Tego rodzaju skalą jest skala staninowa. Tabele zamieszczone na stronie CKE dają szkole możliwość stwierdzenia w jakim staninie plasuje się średni wynik szkoły. Wynik 25 w tym roku to wynik wysoki (na 7), rok temu był on średni (na 5). Szkoła powinna popatrzeć, czy ma wynik na tym samym poziomie co w zeszłym roku, czy może on spadł lub urósł. Trzeba to zrobić właśnie patrząc na staniny, a nie na wyniki bezwzględne. Jeśli szkoła rok temu uzyskała wynik wysoki – np. średnio 28 punktów, a w tym roku ma średnio 25 punktów, może śmiało mówić, że ma wynik na tym samym poziomie (czyli na 7 w 9-przedziałowej skali staninowej). Skala 9-przedziałowa daje ważne informacje dla szkół. Zastosowanie takiej skali wobec uczniów zamiast punktów na maturze zlikwidowałoby problem obecnego braku porównywalności wyników z różnych lat czy z różnych przedmiotów (zawsze któryś zestaw pytań okazuje się trudniejszy a któryś łatwiejszy). Jednak informacja rekrutacyjna, którą ma dawać wynik gimnazjalny czy maturalny, musi być bardziej rozdzielcza niż 9-punktowa. Istnieją inne skale i można również na nie przeliczać obecne oceny maturalne czy gimnazjalne. Aby wynik w takiego rodzaju skali znalazły się na uczniowskich świadectwach, trzeba zmienić prawo. Myślę, że warto starać się prawo w tym kierunku zmieniać, ale przedtem poprawiać także poziom edukacji matematycznej naszego społeczeństwa, aby fakt przeliczenia bezwzględnego wyniku egzaminacyjnego na inną skalę nie stanowił czegoś nadmiernie trudnego czy zagadkowego ani dla ucznia, ani dla jego rodzica czy nauczyciela, ani dla świata mediów.
Nowy ustawowy obowiązek (art. 5a. ust. 4 ustawy o systemie oświaty) sporządzania przez władze samorządowe rokrocznej informacji o stanie realizacji zadań oświatowych, zawierającej między innymi analizę wyników egzaminacyjnych, daje konieczność zmierzenia się z zadaniem zrozumienia lokalnych wyników i wyciągnięcia z nich wniosków. Jak w tym samorządowcom pomóc to z kolei zadanie dla dyrektora CKE. Po koniec sierpnia CKE ma przedstawić rezultaty pogłębionej analizy wszystkich egzaminów zewnętrznych. Czy samorządy znajdą w niej coś dla siebie?
Jeśli po zapoznaniu się z pytaniami egzaminacyjnymi pojawiają się komentarze, że w tym roku pytania są łatwe lub trudne, trzeba pamiętać, że to zawsze subiektywne oceny kilku uczniów, nauczycieli, dziennikarzy czy ekspertów, którym akurat tematy podobają się mniej lub bardziej. Tymczasem dopiero na podstawie analizy rozkładu wyników widać jakość zestawu pytań.
Na sprawdzianie kończącym szkołę podstawową uczeń może rokrocznie uzyskać 40 punktów. Rok temu średnio uczniowie uzyskiwali około 25 punktów, w tym roku średni wynik jest bliski 23. Jak zareagowałyby media gdyby wyniósł 27? Albo 37? Czy zestaw pytań trywialnych, na które odpowiedziałby każdy uczeń pokazałby, że polska szkoła podstawowa świetnie uczy? Czy raczej zestaw pytań powinien różnicować, wskazywać, w których szkołach praca idzie trudniej, pokazywać co jest do zrobienia?
Dopiero twarde dane o wynikach pokazują, jakie naprawdę pytania okazały się dla uczniów i właściwe dopiero wówczas powinny pojawiać się komentarze dotyczące zadań. Z wykresu rozkładu wyników widać, że więcej uczniów napisało prace ocenione blisko oceny maksymalnej, niż prace ocenione na oceny bliskie zera. Z komunikatu CKE dowiadujemy się, że pomimo tego, że średni wynik jest niższy, najsłabsza szkoła ma średni wynik wyższy niż najsłabsza szkoła przed rokiem. Najlepsza szkoła jest dalej od maksimum niż najlepsza szkoła przed rokiem. To dość dobry rozkład – nawet najsłabsi zbierają jakieś punkty, ale najlepsze wyniki dostać stosunkowo trudno. Czyli zestaw zadań zróżnicował i uczniów, i szkoły. Dał szkołom i nauczycielom wiedzę o tym, z czym poradzili sobie gorzej, a z czym lepiej.
Warto podawać wyniki egzaminacyjne także w skalach tak zwanych porównywalnych i różnicujących. Aby bez względu na rok egzaminu, na etap edukacyjny czy przedmiot, oceny mówiły nam, gdzie na tle wszystkich innych znajduje się uczeń i szkoła. Tego rodzaju skalą jest skala staninowa. Tabele zamieszczone na stronie CKE dają szkole możliwość stwierdzenia w jakim staninie plasuje się średni wynik szkoły. Wynik 25 w tym roku to wynik wysoki (na 7), rok temu był on średni (na 5). Szkoła powinna popatrzeć, czy ma wynik na tym samym poziomie co w zeszłym roku, czy może on spadł lub urósł. Trzeba to zrobić właśnie patrząc na staniny, a nie na wyniki bezwzględne. Jeśli szkoła rok temu uzyskała wynik wysoki – np. średnio 28 punktów, a w tym roku ma średnio 25 punktów, może śmiało mówić, że ma wynik na tym samym poziomie (czyli na 7 w 9-przedziałowej skali staninowej). Skala 9-przedziałowa daje ważne informacje dla szkół. Zastosowanie takiej skali wobec uczniów zamiast punktów na maturze zlikwidowałoby problem obecnego braku porównywalności wyników z różnych lat czy z różnych przedmiotów (zawsze któryś zestaw pytań okazuje się trudniejszy a któryś łatwiejszy). Jednak informacja rekrutacyjna, którą ma dawać wynik gimnazjalny czy maturalny, musi być bardziej rozdzielcza niż 9-punktowa. Istnieją inne skale i można również na nie przeliczać obecne oceny maturalne czy gimnazjalne. Aby wynik w takiego rodzaju skali znalazły się na uczniowskich świadectwach, trzeba zmienić prawo. Myślę, że warto starać się prawo w tym kierunku zmieniać, ale przedtem poprawiać także poziom edukacji matematycznej naszego społeczeństwa, aby fakt przeliczenia bezwzględnego wyniku egzaminacyjnego na inną skalę nie stanowił czegoś nadmiernie trudnego czy zagadkowego ani dla ucznia, ani dla jego rodzica czy nauczyciela, ani dla świata mediów.
Nowy ustawowy obowiązek (art. 5a. ust. 4 ustawy o systemie oświaty) sporządzania przez władze samorządowe rokrocznej informacji o stanie realizacji zadań oświatowych, zawierającej między innymi analizę wyników egzaminacyjnych, daje konieczność zmierzenia się z zadaniem zrozumienia lokalnych wyników i wyciągnięcia z nich wniosków. Jak w tym samorządowcom pomóc to z kolei zadanie dla dyrektora CKE. Po koniec sierpnia CKE ma przedstawić rezultaty pogłębionej analizy wszystkich egzaminów zewnętrznych. Czy samorządy znajdą w niej coś dla siebie?
10 maja 2009
Informowanie o zmianach
Zmiany w edukacji, nawet drobne, są trudne, gdyż dotyczą dużej liczby ludzi. Trzeba przygotowując zmiany dotrzeć do nich z informacją, starać się uwzględnić ich opinie. Opinie te często są sprzeczne, trudno wszystkim dogodzić. Czy to znaczy, że lepiej nic nie zmieniać? Trzeba zmieniać, gdyż świat idzie naprzód. Edukacja tylko musi za tym światem nadążać. Codziennie wydawane są nowe książki, dokonywane są odkrycia naukowe, powstają nowe technologie. Chcemy, żeby nasze dzieci o tym wszystkim się uczyły. Dlatego co parę lat dyskusja o tym, jak i czego uczyć jest bardzo potrzebna, dlatego większość krajów stale coś zmienia w edukacji.
Rok temu odwiedziłam wszystkie województwa spotykając się tam z przedstawicielami samorządów oraz lokalnych środowisk oświatowych i zadając różne pytania na temat kierunku zmian w edukacji. W lipcu przedstawiliśmy projekt zmian wynikający z tych wiosennych konsultacji. Przygotowana została zmieniona podstawa programowa oraz zmiana ustawy o systemie oświaty. O tym wszystkim staraliśmy się poinformować każdego dyrektora szkoły na specjalnie w tym celu organizowanych w listopadzie i grudniu konferencjach szkoleniowych. Zachęcano ich tam do interesowania się projektem rozporządzenia zmieniającego podejście do ramowych planów nauczania. Zarówno projekt podstawy programowej jak i rozporządzenia o ramówkach zanotowały wiele tysięcy pobrań ze strony internetowej www.reformaprogramowa.men.gov.pl oraz mnóstwo uwag zgłaszanych poprzez ankiety internetowe.
Eksperci od podstawy programowej wyszli naprzeciw tym tysiącom zgłaszanych uwag. Teraz, kiedy już mamy zmienioną ustawę, kiedy gotowy jest cały pakiet rozporządzeń zmieniających szkolną rzeczywistość od września 2009 roku, trzeba o tym jak najlepiej informować wszystkich nauczycieli. Na przełomie maja i czerwca do każdej rady pedagogicznej przyjdzie odpowiednio przygotowany pracownik systemu doskonalenia nauczycieli, wskazując, co ma się zmienić w pracy szkół, gdzie szukać na ten temat informacji, jak się do tego przygotować.
Kolejna trudność to dotarcie z informacjami o zmianach do rodziców tych dzieci, których te zmiany najbardziej dotyczą, przede wszystkim w wieku przedszkolnym. Bezpośrednio do tego dobrego informowania rodziców zostali już na naszych jesiennych konferencjach zobowiązani dyrektorzy szkół podstawowych, bo to oni są tu osobami pierwszego kontaktu.
Edukacyjna zmiana zaplanowana jest aż na sześć lat. Z każdym kolejnym rokiem pewnie będzie łatwiej, zmiany obejmować będą coraz więcej roczników uczniów. Bardzo ważną rolę w tym informowaniu odgrywa Internet. Strony www.6latek.men.gov.pl i www.reformaprogramowa.men.gov.pl to strony stale rozbudowywane, na których każdy może zadać pytanie i otrzymać odpowiedź. Stamtąd mogą czerpać wiedzę rodzice, nauczyciele, dyrektorzy szkół, samorządowcy i pracownicy systemu doskonalenia nauczycieli oraz nadzoru pedagogicznego. Stale coś na tych stronach zmieniamy i poprawiamy, pewnie daleko im do doskonałości, ale bez nich byłoby jeszcze wielokroć trudniej. Zanim do każdej rady pedagogicznej dotrze przesyłka z wydrukowaną podstawą programową z eksperckim komentarzem, można już to wszystko przeczytać w Internecie. Chcemy, żeby polska szkoła stawała się coraz bardziej nowoczesna, nowocześni coraz bardziej muszą być także ci informujący o zmianach i ci z tych informacji korzystający. Strony internetowe ministerstwa będą – muszą być – coraz lepsze. Coraz lepiej także nauczyciele muszą umieć korzystać z zamieszczanych tam informacji. Wszyscy uczymy się całe życie i do tego musimy także przygotowywać w naszych szkołach.
Rok temu odwiedziłam wszystkie województwa spotykając się tam z przedstawicielami samorządów oraz lokalnych środowisk oświatowych i zadając różne pytania na temat kierunku zmian w edukacji. W lipcu przedstawiliśmy projekt zmian wynikający z tych wiosennych konsultacji. Przygotowana została zmieniona podstawa programowa oraz zmiana ustawy o systemie oświaty. O tym wszystkim staraliśmy się poinformować każdego dyrektora szkoły na specjalnie w tym celu organizowanych w listopadzie i grudniu konferencjach szkoleniowych. Zachęcano ich tam do interesowania się projektem rozporządzenia zmieniającego podejście do ramowych planów nauczania. Zarówno projekt podstawy programowej jak i rozporządzenia o ramówkach zanotowały wiele tysięcy pobrań ze strony internetowej www.reformaprogramowa.men.gov.pl oraz mnóstwo uwag zgłaszanych poprzez ankiety internetowe.
Eksperci od podstawy programowej wyszli naprzeciw tym tysiącom zgłaszanych uwag. Teraz, kiedy już mamy zmienioną ustawę, kiedy gotowy jest cały pakiet rozporządzeń zmieniających szkolną rzeczywistość od września 2009 roku, trzeba o tym jak najlepiej informować wszystkich nauczycieli. Na przełomie maja i czerwca do każdej rady pedagogicznej przyjdzie odpowiednio przygotowany pracownik systemu doskonalenia nauczycieli, wskazując, co ma się zmienić w pracy szkół, gdzie szukać na ten temat informacji, jak się do tego przygotować.
Kolejna trudność to dotarcie z informacjami o zmianach do rodziców tych dzieci, których te zmiany najbardziej dotyczą, przede wszystkim w wieku przedszkolnym. Bezpośrednio do tego dobrego informowania rodziców zostali już na naszych jesiennych konferencjach zobowiązani dyrektorzy szkół podstawowych, bo to oni są tu osobami pierwszego kontaktu.
Edukacyjna zmiana zaplanowana jest aż na sześć lat. Z każdym kolejnym rokiem pewnie będzie łatwiej, zmiany obejmować będą coraz więcej roczników uczniów. Bardzo ważną rolę w tym informowaniu odgrywa Internet. Strony www.6latek.men.gov.pl i www.reformaprogramowa.men.gov.pl to strony stale rozbudowywane, na których każdy może zadać pytanie i otrzymać odpowiedź. Stamtąd mogą czerpać wiedzę rodzice, nauczyciele, dyrektorzy szkół, samorządowcy i pracownicy systemu doskonalenia nauczycieli oraz nadzoru pedagogicznego. Stale coś na tych stronach zmieniamy i poprawiamy, pewnie daleko im do doskonałości, ale bez nich byłoby jeszcze wielokroć trudniej. Zanim do każdej rady pedagogicznej dotrze przesyłka z wydrukowaną podstawą programową z eksperckim komentarzem, można już to wszystko przeczytać w Internecie. Chcemy, żeby polska szkoła stawała się coraz bardziej nowoczesna, nowocześni coraz bardziej muszą być także ci informujący o zmianach i ci z tych informacji korzystający. Strony internetowe ministerstwa będą – muszą być – coraz lepsze. Coraz lepiej także nauczyciele muszą umieć korzystać z zamieszczanych tam informacji. Wszyscy uczymy się całe życie i do tego musimy także przygotowywać w naszych szkołach.
3 maja 2009
Jak rodzice sześciolatków mogą zacząć wspomagać wydawców
Na spotkaniu z samorządowcami z województwa kujawsko-pomorskiego odbywającym się dwa dni temu ktoś zapytał: mamy szkołę podstawową i w tym samym budynku na drugim końcu korytarza przedszkole. W przedszkolu lepsze warunki wyposażenia i opieki. Rodzice wolą, żeby sześciolatki były w tych lepszych warunkach. Jak przeprowadzić te sześciolatki na drugi koniec korytarza, żeby jednak poszły do klasy pierwszej?
Odpowiedziałam: to może połączyć przedszkole i szkołę podstawową w zespół i niech klasa pierwsza dla sześciolatków będzie na tym lepiej wyposażonym końcu korytarza. Będą i dobre warunki, i program odpowiedni. O to właśnie w tej zmianie chodzi, żeby warunki przedszkolne, przyjaznej atmosfery, dobrej opieki, zapanowały również w klasach pierwszych. O adresach zdecyduje samorząd. Minister tylko o programie. Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do przedszkola i dobrze sobie tam radziły, mogą jako sześciolatki rozpocząć realizację programu klasy pierwszej. Jeśli warunki i wyposażenie w szkole pozostawiają trochę do życzenia, równie dobrze w miejscu dotychczas przedszkolnym można stworzyć pierwszą klasę, funkcjonującą w ramach najbliższej szkoły podstawowej. Byle tylko wszystkie dzieci wcześniej chodziły do przedszkola i ich rodzice akceptowali rozpoczęcie przez nie nauki szkolnej.
Ostatnio w jednej z gazet natrafiłam na wypowiedź nauczycielki przedszkola, że pomimo zmiany programowej będzie w przedszkolu uczyć sześcioletnie dzieci czytać i pisać po staremu, i namawia wydawców do sprzedawania rodzicom przedszkolaków starych, wycofanych podręczników do dotychczasowych „zerówek”. Zdaje się jest to autorka jednego z takich podręczników. W artykule do tego z 200 sześciolatków na 2000 zrobiono 1% (jak bardzo jest nam potrzebna powszechna dobra edukacja matematyczna!), chociaż to dziesięć razy więcej. Około jednego procenta sześciolatków rzeczywiście i obecnie idzie do szkoły, ale jeśli w pierwszym roku poszłoby tych parę procent więcej, to jednak to byłaby jakaś zmiana.
Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do dobrze realizującego dotychczasowy program przedszkola, są w większości gotowe na naukę czytania i pisania. Czyli mogą zacząć realizować nowy program klasy pierwszej, bo nowy program przedszkolny przewiduje tylko przygotowywanie do nauki szkolnej. To będzie dla nich merytorycznie najlepsze. Za rok już wtedy pójdą do klasy drugiej. A w takich warunkach jak opisany przykład kujawsko-pomorski, instytucjonalne połączenie przedszkoli czy punktów przedszkolnych i szkół podstawowych jest bardzo dobrym pomysłem. Umożliwia dobre zagospodarowanie kadry oraz ofertę edukacyjną dostosowaną do potrzeb dzieci.
Dobra opieka i warunki dla uczącego się sześciolatka to nie znaczy, że jako siedmiolatek ma na nowo zaczynać naukę pisania i czytania. Tak działał dotychczasowy program, niezależnie od tego, czy sześciolatek, jak zaczynał się uczył czytać i pisać, był lepiej lub gorzej do tego przygotowany. W przyszłości siedmiolatek ma kontynuować to, czego nauczył się jako sześciolatek, oczywiście najlepiej z tą samą nauczycielką, pod dobrą opieką i w przyjaznej atmosferze, również w klasie drugiej i trzeciej.
Uczenie po szkolnemu, ze starym przedszkolnymi podręcznikami w oddziałach przedszkolnych doprowadzi i tak do sytuacji powtarzania przez dzieci w pierwszej klasie jeszcze raz tego samego. Jedyni co na tym mogliby wygrać, to oczywiście wydawcy i autorzy tych podręczników, które obecnie wychodzą z użytku. Wydawcy podręczniki sprzedawaliby rodzicom o rok dłużej. Zarobiliby i wydawcy, i autorzy, a stracili rodzice. Zapłaciliby i za podręczniki, i za utrzymywanie przez rok dłużej swoich dzieci, zanim te skończą edukację i się usamodzielnią. Więc zastanówmy się, czy tak naprawdę namawia się do ratowania maluchów czy wydawców?
Odpowiedziałam: to może połączyć przedszkole i szkołę podstawową w zespół i niech klasa pierwsza dla sześciolatków będzie na tym lepiej wyposażonym końcu korytarza. Będą i dobre warunki, i program odpowiedni. O to właśnie w tej zmianie chodzi, żeby warunki przedszkolne, przyjaznej atmosfery, dobrej opieki, zapanowały również w klasach pierwszych. O adresach zdecyduje samorząd. Minister tylko o programie. Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do przedszkola i dobrze sobie tam radziły, mogą jako sześciolatki rozpocząć realizację programu klasy pierwszej. Jeśli warunki i wyposażenie w szkole pozostawiają trochę do życzenia, równie dobrze w miejscu dotychczas przedszkolnym można stworzyć pierwszą klasę, funkcjonującą w ramach najbliższej szkoły podstawowej. Byle tylko wszystkie dzieci wcześniej chodziły do przedszkola i ich rodzice akceptowali rozpoczęcie przez nie nauki szkolnej.
Ostatnio w jednej z gazet natrafiłam na wypowiedź nauczycielki przedszkola, że pomimo zmiany programowej będzie w przedszkolu uczyć sześcioletnie dzieci czytać i pisać po staremu, i namawia wydawców do sprzedawania rodzicom przedszkolaków starych, wycofanych podręczników do dotychczasowych „zerówek”. Zdaje się jest to autorka jednego z takich podręczników. W artykule do tego z 200 sześciolatków na 2000 zrobiono 1% (jak bardzo jest nam potrzebna powszechna dobra edukacja matematyczna!), chociaż to dziesięć razy więcej. Około jednego procenta sześciolatków rzeczywiście i obecnie idzie do szkoły, ale jeśli w pierwszym roku poszłoby tych parę procent więcej, to jednak to byłaby jakaś zmiana.
Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do dobrze realizującego dotychczasowy program przedszkola, są w większości gotowe na naukę czytania i pisania. Czyli mogą zacząć realizować nowy program klasy pierwszej, bo nowy program przedszkolny przewiduje tylko przygotowywanie do nauki szkolnej. To będzie dla nich merytorycznie najlepsze. Za rok już wtedy pójdą do klasy drugiej. A w takich warunkach jak opisany przykład kujawsko-pomorski, instytucjonalne połączenie przedszkoli czy punktów przedszkolnych i szkół podstawowych jest bardzo dobrym pomysłem. Umożliwia dobre zagospodarowanie kadry oraz ofertę edukacyjną dostosowaną do potrzeb dzieci.
Dobra opieka i warunki dla uczącego się sześciolatka to nie znaczy, że jako siedmiolatek ma na nowo zaczynać naukę pisania i czytania. Tak działał dotychczasowy program, niezależnie od tego, czy sześciolatek, jak zaczynał się uczył czytać i pisać, był lepiej lub gorzej do tego przygotowany. W przyszłości siedmiolatek ma kontynuować to, czego nauczył się jako sześciolatek, oczywiście najlepiej z tą samą nauczycielką, pod dobrą opieką i w przyjaznej atmosferze, również w klasie drugiej i trzeciej.
Uczenie po szkolnemu, ze starym przedszkolnymi podręcznikami w oddziałach przedszkolnych doprowadzi i tak do sytuacji powtarzania przez dzieci w pierwszej klasie jeszcze raz tego samego. Jedyni co na tym mogliby wygrać, to oczywiście wydawcy i autorzy tych podręczników, które obecnie wychodzą z użytku. Wydawcy podręczniki sprzedawaliby rodzicom o rok dłużej. Zarobiliby i wydawcy, i autorzy, a stracili rodzice. Zapłaciliby i za podręczniki, i za utrzymywanie przez rok dłużej swoich dzieci, zanim te skończą edukację i się usamodzielnią. Więc zastanówmy się, czy tak naprawdę namawia się do ratowania maluchów czy wydawców?
25 kwietnia 2009
Trudne ostatnie dni
Planowałam coś tu napisać o działaniu ważnym i potrzebnym, w którym brałam udział, o Wielkim czytaniu. W Polsce bardziej znany jest chyba szyld Cała Polska czyta dzieciom. Wielokroć już w tej akcji uczestniczyłam. Najbardziej sympatycznie wspominam, jak kiedyś czytałam w żłobku. Tam w pełni spontaniczne reakcje dzieci były bardzo miłe. Na pewno jednak warto było akcję Wielkiego czytania w MEN organizować.
Tymczasem ostanie dni zostały zdominowane przez „wyciek” gimnazjalny. Od momentu dowiedzenia się o nim - tuż po tym środowym czytaniu - właściwie zaprząta on całą moją uwagę. Czterysta kilkadziesiąt tysięcy uczniów uczciwie podchodzących do ważnego dla siebie egzaminu, jedna nieuczciwa dyrektorka szkoły i poprzez jej działanie może kilkadziesiąt, a może kilkaset dzieci w trudnej sytuacji.
Wszyscy, którzy przed egzaminem zostali poinformowani o treści pytań powinni ten egzamin powtórzyć. Czerwcowy, powtórny termin egzaminu daje możliwość równoprawnego uczestniczenia w rekrutacji do liceów. Stworzono go przede wszystkim z myślą o tych, którzy nagle w dniu egzaminu zachorowali, lub którym jakieś ważne losowe przeszkody uniemożliwiły wzięcie udziału w egzaminie, ale biorą w nim udział także ci, którzy w pierwszym podejściu nie okazali się uczciwi.
W krótkiej historii naszego zewnętrznego systemu egzaminowania wielokrotnie zdarzały się przypadki unieważniania egzaminu wobec jakiś grup uczniów, wobec których zachodziło uzasadnione podejrzenie niesamodzielności. Tym razem również pewnie w paru miejscach tak się stanie. Jednak jeśli przyczyną jest nieuczciwe działanie osoby odpowiedzialnej za prawidłowość procedur egzaminacyjnych i za wychowanie dzieci i młodzieży, sytuacja jest szczególnie przykra.
Oszustwo egzaminacyjne musi być w naszym kraju ostro karane. Jak wychowywać do uczciwości, jeśli będziemy tolerować takie praktyki? Niestety wielu z nas, dorosłych, nadal informację o ściąganiu przez swoje dziecko traktuje raczej jako dowód zaradności życiowej niż dowód złodziejstwa.
Dlaczego inaczej reagujemy na wiadomość, że dziecko ukradło koledze jakąś rzecz, niż wtedy jeśli kradzione jest rozwiązanie zadania? To także oszustwo, złodziejstwo. Zacznijmy je nazywać po imieniu. Surowo ścigajmy wszystkich wychowujących w oszustwie. Z pracą przy wychowywaniu dzieci, kierowaniu szkołą, powinny pożegnać się osoby, które świadomie lekceważą prawo, stwarzając dzieciom możliwość nieuczciwego podejścia do egzaminów. Szkoła demoralizująca uczniów powinna przestać istnieć. Ostanie dni pokazały potrzebę zaostrzenia działania nadzoru pedagogicznego w takich sytuacjach. Okazało się, że ta nieuczciwa dyrektorka już raz - kilka lat temu - była w sytuacji kierowania szkołą, w której był unieważniony egzamin. Dlaczego w kolejnych latach mogła kierować szkołą dalej, dlaczego nikt podczas egzaminów nie patrzył jej na ręce? Te pytania pokazują, jak źle działa w naszym kraju nadzór pedagogiczny, jak mało poważnie były traktowane takie oszustwa. Jesteśmy w trakcie prac nad naprawianiem prawa o nadzorze pedagogicznym. Ostatnie dni pokazały jak bardzo jest to pilne i potrzebne.
Tymczasem ostanie dni zostały zdominowane przez „wyciek” gimnazjalny. Od momentu dowiedzenia się o nim - tuż po tym środowym czytaniu - właściwie zaprząta on całą moją uwagę. Czterysta kilkadziesiąt tysięcy uczniów uczciwie podchodzących do ważnego dla siebie egzaminu, jedna nieuczciwa dyrektorka szkoły i poprzez jej działanie może kilkadziesiąt, a może kilkaset dzieci w trudnej sytuacji.
Wszyscy, którzy przed egzaminem zostali poinformowani o treści pytań powinni ten egzamin powtórzyć. Czerwcowy, powtórny termin egzaminu daje możliwość równoprawnego uczestniczenia w rekrutacji do liceów. Stworzono go przede wszystkim z myślą o tych, którzy nagle w dniu egzaminu zachorowali, lub którym jakieś ważne losowe przeszkody uniemożliwiły wzięcie udziału w egzaminie, ale biorą w nim udział także ci, którzy w pierwszym podejściu nie okazali się uczciwi.
W krótkiej historii naszego zewnętrznego systemu egzaminowania wielokrotnie zdarzały się przypadki unieważniania egzaminu wobec jakiś grup uczniów, wobec których zachodziło uzasadnione podejrzenie niesamodzielności. Tym razem również pewnie w paru miejscach tak się stanie. Jednak jeśli przyczyną jest nieuczciwe działanie osoby odpowiedzialnej za prawidłowość procedur egzaminacyjnych i za wychowanie dzieci i młodzieży, sytuacja jest szczególnie przykra.
Oszustwo egzaminacyjne musi być w naszym kraju ostro karane. Jak wychowywać do uczciwości, jeśli będziemy tolerować takie praktyki? Niestety wielu z nas, dorosłych, nadal informację o ściąganiu przez swoje dziecko traktuje raczej jako dowód zaradności życiowej niż dowód złodziejstwa.
Dlaczego inaczej reagujemy na wiadomość, że dziecko ukradło koledze jakąś rzecz, niż wtedy jeśli kradzione jest rozwiązanie zadania? To także oszustwo, złodziejstwo. Zacznijmy je nazywać po imieniu. Surowo ścigajmy wszystkich wychowujących w oszustwie. Z pracą przy wychowywaniu dzieci, kierowaniu szkołą, powinny pożegnać się osoby, które świadomie lekceważą prawo, stwarzając dzieciom możliwość nieuczciwego podejścia do egzaminów. Szkoła demoralizująca uczniów powinna przestać istnieć. Ostanie dni pokazały potrzebę zaostrzenia działania nadzoru pedagogicznego w takich sytuacjach. Okazało się, że ta nieuczciwa dyrektorka już raz - kilka lat temu - była w sytuacji kierowania szkołą, w której był unieważniony egzamin. Dlaczego w kolejnych latach mogła kierować szkołą dalej, dlaczego nikt podczas egzaminów nie patrzył jej na ręce? Te pytania pokazują, jak źle działa w naszym kraju nadzór pedagogiczny, jak mało poważnie były traktowane takie oszustwa. Jesteśmy w trakcie prac nad naprawianiem prawa o nadzorze pedagogicznym. Ostatnie dni pokazały jak bardzo jest to pilne i potrzebne.
18 kwietnia 2009
Lekcja historii
Film Generał Nil to wspaniała lekcja najnowszej historii. Dylematy bohaterów tego filmu to także dylematy przodków większości polskich rodzin. Odnalazłam w nim wątki będące nawiązaniem do historii mojej rodziny. Jestem pewna, że o ostatnich stu latach naszej historii trzeba uczyć wielokroć dokładniej i wnikliwej niż o latach wcześniejszych. Właśnie dlatego, że można tam szukać również własnych korzeni, własnej tożsamości. Tymczasem obecnie uczymy o tym w naszych szkołach wcale lub bardzo powierzchownie. Oglądając ten film szczególnie się cieszę, że to zmieniamy i jestem wdzięczna naszym ekspertom od podstawy programowej historii. To m.in. prof. Jolanta Choińska-Mika, Anna Radziwiłł, Jerzy Braciszewicz, Aleksander Pawlicki mieli odwagę nie tylko ją napisać, ale także z przekonaniem bronić przy wielu okazjach koncepcji podstawy programowej historii. Zgodnie z nową podstawą programową we wszystkich szkołach ponadgimnazjalnych kurs historii będzie zaczynał się od dogłębnego omówienia historii najnowszej. Niech towarzyszy temu również obejrzenie i omówienie filmu Generał Nil.
9 kwietnia 2009
Dobrych Świąt
Zaczęłam pracować jako nauczycielka, mając dwoje malutkich dzieci. Od tego czasu zawsze ostatnie dni przed świętami przeznaczałam na gotowanie potraw świątecznych. Świąteczne potrawy dla mnie i dla moich dzieci były zawsze znakiem stabilności i bezpieczeństwa. Nasze życie bywało trudne. Tradycyjne święta nadawały mu sens. Moi starsi synowie mają już swoje rodziny, ale nawet gdy spędzają święta daleko od domu, czekają na tradycyjne smaki. Mazurki pieczone na Wielkanoc to nie tylko dobre ciasto, to symbol domu, który jest i czeka. Od trzydziestu lat prowadzę gospodarstwo domowe. Ostatnio bardzo mało czasu spędzam zajmując się domem, ale nawet teraz udało się mieć dwa dni urlopu przed Świętami. Wielki Czwartek i Wielki Piątek spędzam tradycyjnie, jak co roku. Dla tych, którzy chcą poznać smak moich Świąt załączam tu przepis na moje mazurki.
Tradycyjnie piekę ich aż sześć blach. W tym roku zrobiłam po dwie kruchego cienkiego spodu z polewą czekoladową i dwie z polewą kajmakową, także jeszcze dwa mazurki bakaliowe. Korzystam z przepisów ze starych książek kucharskich przekazanych mi przez moją mamę. Jest to ciasto czasochłonne. Najbardziej trzeba się napracować przy polewie – gotować ją odpowiednio długo. No i ciasto musi być bardzo cienkie. Za to znika przez święta bardzo szybko. Potrawy świąteczne odegrały istotną rolę w wychowywaniu moich dzieci i chyba dalej są dla nich ważne.
Przepis na mazurek kajmakowy (lub czekoladowy):
Ciasto - na 4 blachy (robię 2 kajmakowe i 2 czekoladowe)
60 dkg masła, 30 dkg cukru-pudru, 1 kg mąki, 3 jajka
Zagnieść i rozwałkować cienko ciasto kruche. Upiec w czterech blachach wyłożonych papierem do pieczenia.
Polewa - na 2 blachy
1/2 litra mleka skondensowanego bez cukru, 40 dkg cukru, 10 dkg masła
Do mazurka kajmakowego dodać kilka łyżek cukru uprażonych na patelni na karmel i mieć trochę rodzynek do dekoracji. (Do mazurka czekoladowego dodać kilka łyżek kakao i mieć trochę obranych migdałów do dekoracji.)
Mleko skondensowane gotować z cukrem i masłem, mieszając. Dodać karmel (lub kakao). Trzymać na ogniu aż masa zacznie gęstnieć. Trwa to około dwóch godzin. Gęstą masę wylewamy na upieczone ciasto. Zanim masa zastygnie dekorujemy wierzch rodzynkami (lub migdałami). Zostawiamy do wystygnięcia.
Tradycyjnie piekę ich aż sześć blach. W tym roku zrobiłam po dwie kruchego cienkiego spodu z polewą czekoladową i dwie z polewą kajmakową, także jeszcze dwa mazurki bakaliowe. Korzystam z przepisów ze starych książek kucharskich przekazanych mi przez moją mamę. Jest to ciasto czasochłonne. Najbardziej trzeba się napracować przy polewie – gotować ją odpowiednio długo. No i ciasto musi być bardzo cienkie. Za to znika przez święta bardzo szybko. Potrawy świąteczne odegrały istotną rolę w wychowywaniu moich dzieci i chyba dalej są dla nich ważne.
Przepis na mazurek kajmakowy (lub czekoladowy):
Ciasto - na 4 blachy (robię 2 kajmakowe i 2 czekoladowe)
60 dkg masła, 30 dkg cukru-pudru, 1 kg mąki, 3 jajka
Zagnieść i rozwałkować cienko ciasto kruche. Upiec w czterech blachach wyłożonych papierem do pieczenia.
Polewa - na 2 blachy
1/2 litra mleka skondensowanego bez cukru, 40 dkg cukru, 10 dkg masła
Do mazurka kajmakowego dodać kilka łyżek cukru uprażonych na patelni na karmel i mieć trochę rodzynek do dekoracji. (Do mazurka czekoladowego dodać kilka łyżek kakao i mieć trochę obranych migdałów do dekoracji.)
Mleko skondensowane gotować z cukrem i masłem, mieszając. Dodać karmel (lub kakao). Trzymać na ogniu aż masa zacznie gęstnieć. Trwa to około dwóch godzin. Gęstą masę wylewamy na upieczone ciasto. Zanim masa zastygnie dekorujemy wierzch rodzynkami (lub migdałami). Zostawiamy do wystygnięcia.
30 marca 2009
Młodzi przed wyborami
Wybory do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w Polsce 7 czerwca, to wydarzenie, stwarzające okazję do prowadzenia w szkołach odpowiednich działań edukacyjnych.
Warto wykorzystać okres około-wyborczy w celu promowania wśród uczniów postaw obywatelskich, świadomości europejskiej i rozumienia odpowiedzialności, jaka związana jest z udziałem w wyborach.
Do dyrektora szkoły należy decyzja, czy dane działania są zgodne z prawem i mogą być zrealizowane w szkole. Należy bardzo wyraźnie oddzielać zadania czysto edukacyjne - na przykład informujące o znaczeniu przeprowadzanych wyborów i roli Parlamentu Europejskiego - od tych, które są agitacją wyborczą. Dlatego na przykład w szczególności omawiając w szkołach programy poszczególnych ugrupowań uczestniczących w wyborach, trzeba pamiętać o współpracy ze wszystkimi sztabami wyborczymi. Nauczyciele uczący wiedzy o społeczeństwie, historii, a także wychowawcy klas, przy okazji toczącej się kampanii wyborczej i odbywających się wyborów mają unikalną okazję zadbać o dobre przygotowanie i poważne podejście uczniów do obowiązku obywatelskiego, jakim jest czynny udział w wyborach.
Analizując dane statystyczne mówiące o tym, jaka część młodych polskich obywateli uczestniczy w wyborach, mamy jednocześnie odpowiedź na pytanie, na ile dobrze prowadziliśmy w naszych szkołach edukację obywatelską kilka lat temu. Obyśmy za kilka lat mogli odnotować znaczący wzrost tych liczb.
Pomocne będzie z pewnością wykorzystanie inicjatyw organizacji pozarządowych, które mogą prowadzić w szkołach działania z zakresu edukacji obywatelskiej, a w szczególności informować o znaczeniu przeprowadzanych wyborów, roli, zadaniach i znaczeniu Parlamentu Europejskiego oraz o zasadach ustalania wyników wyborów. Poza wsparciem merytorycznym da to uczniom poczucie uczestnictwa w szerszych działaniach.
Najbardziej chyba znane, obecne w bardzo wielu szkołach są akcje przedwyborcze prowadzone systematycznie od 1995 roku z inspiracji Centrum Edukacji Obywatelskiej. Obserwuję je od lat i cieszę się, że nadal są kontynuowane.
Warto wykorzystać okres około-wyborczy w celu promowania wśród uczniów postaw obywatelskich, świadomości europejskiej i rozumienia odpowiedzialności, jaka związana jest z udziałem w wyborach.
Do dyrektora szkoły należy decyzja, czy dane działania są zgodne z prawem i mogą być zrealizowane w szkole. Należy bardzo wyraźnie oddzielać zadania czysto edukacyjne - na przykład informujące o znaczeniu przeprowadzanych wyborów i roli Parlamentu Europejskiego - od tych, które są agitacją wyborczą. Dlatego na przykład w szczególności omawiając w szkołach programy poszczególnych ugrupowań uczestniczących w wyborach, trzeba pamiętać o współpracy ze wszystkimi sztabami wyborczymi. Nauczyciele uczący wiedzy o społeczeństwie, historii, a także wychowawcy klas, przy okazji toczącej się kampanii wyborczej i odbywających się wyborów mają unikalną okazję zadbać o dobre przygotowanie i poważne podejście uczniów do obowiązku obywatelskiego, jakim jest czynny udział w wyborach.
Analizując dane statystyczne mówiące o tym, jaka część młodych polskich obywateli uczestniczy w wyborach, mamy jednocześnie odpowiedź na pytanie, na ile dobrze prowadziliśmy w naszych szkołach edukację obywatelską kilka lat temu. Obyśmy za kilka lat mogli odnotować znaczący wzrost tych liczb.
Pomocne będzie z pewnością wykorzystanie inicjatyw organizacji pozarządowych, które mogą prowadzić w szkołach działania z zakresu edukacji obywatelskiej, a w szczególności informować o znaczeniu przeprowadzanych wyborów, roli, zadaniach i znaczeniu Parlamentu Europejskiego oraz o zasadach ustalania wyników wyborów. Poza wsparciem merytorycznym da to uczniom poczucie uczestnictwa w szerszych działaniach.
Najbardziej chyba znane, obecne w bardzo wielu szkołach są akcje przedwyborcze prowadzone systematycznie od 1995 roku z inspiracji Centrum Edukacji Obywatelskiej. Obserwuję je od lat i cieszę się, że nadal są kontynuowane.
25 marca 2009
Razem czy osobno
W przedszkolach pięciolatki i sześciolatki zaczynają pracę według nowych programów. Na pewno powinny robić to razem. Na pewno są w stanie przez rok dobrze przygotować się do nauki szkolnej. Rodzice pięciolatków poczują się zdecydowanie bezpieczniej i chętniej za rok podejmą decyzję o posłaniu swoich dzieci jako sześciolatków do szkoły, jeśli wcześniej zobaczą, że ich dzieci całkiem dobrze sobie radzą na tle tych z wyższego rocznika.
Za rok w szkołach jako sześciolatki i siedmiolatki mogą być razem w klasach pierwszych i razem pójdą przez całą edukację.
Znam szkoły i przedszkola, które już w tym roku prowadziły oddziały przygotowania przedszkolnego złożone z pięciolatków i sześciolatków i wtedy jest już zupełnie jasne, że taki oddział może razem iść dalej. Jednak wówczas, kiedy mamy do czynienia z dziećmi, które w tym roku realizowały zupełnie inny program edukacyjny, obawy rodziców są całkiem zrozumiałe. Dlatego osobne oddziały klas pierwszych dla sześciolatków i dla siedmiolatków w tym roku szkolnym mogą mieć sens.
W tym roku szkolnym, w dużych szkołach, tam gdzie mamy w rejonie całe grupy sześciolatków, które wcześniej były w wychowaniu przedszkolnym (czyli które formalnie mogą rozpocząć naukę szkolną) i których rodzice mają obecnie wątpliwości czy ich dzieci poradzą sobie w pierwszej klasie, warto zaproponować utworzenie osobnych klas dla sześciolatków. Oczywiście możliwe jest również przyjmowanie sześciolatków do klas z siedmiolatkami – jeśli nauczyciel dobrze sobie radzie z indywidualizowaniem pracy, to również może być dobre rozwiązanie.
Generalnie namawiałabym do uczenia razem, bez względu na metrykę, w przedszkolach i w szkołach, z wyjątkiem tegorocznych klas pierwszych. To jedyny przypadek, kiedy mogą występować różnice programowe w przygotowaniu dzieci. Tegoroczne sześciolatki i siedmiolatki do gimnazjów będą szły razem, po takich samych programach, kiedyś więc się pewnie spotkają. Ale jeśli mamy możliwości organizacyjne, żeby robić teraz dla nich osobne klasy, ich rodzice pewnie będą spokojniejsi.
Więcej odpowiedzi na pytania rodziców, którzy mają różne wątpliwości jest na 6latki.men.gov.pl. To strona, która zbiera ważne informacje. Jednak co najmniej tak samo ważne miejsce w Internecie to Rok Przedszkolaka.
Za rok w szkołach jako sześciolatki i siedmiolatki mogą być razem w klasach pierwszych i razem pójdą przez całą edukację.
Znam szkoły i przedszkola, które już w tym roku prowadziły oddziały przygotowania przedszkolnego złożone z pięciolatków i sześciolatków i wtedy jest już zupełnie jasne, że taki oddział może razem iść dalej. Jednak wówczas, kiedy mamy do czynienia z dziećmi, które w tym roku realizowały zupełnie inny program edukacyjny, obawy rodziców są całkiem zrozumiałe. Dlatego osobne oddziały klas pierwszych dla sześciolatków i dla siedmiolatków w tym roku szkolnym mogą mieć sens.
W tym roku szkolnym, w dużych szkołach, tam gdzie mamy w rejonie całe grupy sześciolatków, które wcześniej były w wychowaniu przedszkolnym (czyli które formalnie mogą rozpocząć naukę szkolną) i których rodzice mają obecnie wątpliwości czy ich dzieci poradzą sobie w pierwszej klasie, warto zaproponować utworzenie osobnych klas dla sześciolatków. Oczywiście możliwe jest również przyjmowanie sześciolatków do klas z siedmiolatkami – jeśli nauczyciel dobrze sobie radzie z indywidualizowaniem pracy, to również może być dobre rozwiązanie.
Generalnie namawiałabym do uczenia razem, bez względu na metrykę, w przedszkolach i w szkołach, z wyjątkiem tegorocznych klas pierwszych. To jedyny przypadek, kiedy mogą występować różnice programowe w przygotowaniu dzieci. Tegoroczne sześciolatki i siedmiolatki do gimnazjów będą szły razem, po takich samych programach, kiedyś więc się pewnie spotkają. Ale jeśli mamy możliwości organizacyjne, żeby robić teraz dla nich osobne klasy, ich rodzice pewnie będą spokojniejsi.
Więcej odpowiedzi na pytania rodziców, którzy mają różne wątpliwości jest na 6latki.men.gov.pl. To strona, która zbiera ważne informacje. Jednak co najmniej tak samo ważne miejsce w Internecie to Rok Przedszkolaka.
20 marca 2009
Dziękuję
Dziękuję wszystkim tym którzy współtworzyli i wsparli na różnych etapach ponownie przyjętą wczoraj przez Sejm - po skierowaniu do ponownego rozpatrzenia przez prezydenta - ustawę o zmianie ustawy o systemie oświaty. Dziękuję urzędnikom, ekspertom, kolegom z rządu, posłom, senatorom, a także wielu innym, którzy tej sprawie kibicowali. Zmian, porządkujących edukacyjną rzeczywistość od września, wchodzi sporo: to oczywiście wymieniona ustawa, ale także między innymi: nowa podstawa programowa, nowe ramowe plany nauczania, nowe rozporządzenie o kwalifikacjach.
Najważniejsi partnerzy we wdrażaniu tych zmian to nauczyciele, dyrektorzy szkół i samorządowcy. Liczymy na ich mądrość i aktywność. Pracujemy nad uruchomieniem programów mających ich wesprzeć w tych zmianach, szkolimy wizytatorów, pracowników placówek doskonalenia. Przygotowujemy także komentarze eksperckie do wymienionych wyżej aktów prawnych, aby możliwe najszybciej jak najbardziej precyzyjna i obszerna informacja była jak najszerzej dostępna.
Szczególnie dziękuję Krystynie Łybackiej. To przede wszystkim jej autorytet i osobiste zaangażowanie pozwoliły na wypracowanie kompromisowego kształtu ustawy, który okazał się do przyjęcia także dla części opozycji. Jesteśmy z zupełnie różnych środowisk, w wielu sprawach się różnimy i pewnie będziemy się różnić. Udało się jednak wypracować coś niesłychanie cennego: udało się podjęcie merytorycznego dialogu. Wierzę, że ten dialog będzie kontynuowany, że da się dalej konstruktywnie współpracować przy zmianach przygotowywanych dla dobra polskiej edukacji.
Najważniejsi partnerzy we wdrażaniu tych zmian to nauczyciele, dyrektorzy szkół i samorządowcy. Liczymy na ich mądrość i aktywność. Pracujemy nad uruchomieniem programów mających ich wesprzeć w tych zmianach, szkolimy wizytatorów, pracowników placówek doskonalenia. Przygotowujemy także komentarze eksperckie do wymienionych wyżej aktów prawnych, aby możliwe najszybciej jak najbardziej precyzyjna i obszerna informacja była jak najszerzej dostępna.
Szczególnie dziękuję Krystynie Łybackiej. To przede wszystkim jej autorytet i osobiste zaangażowanie pozwoliły na wypracowanie kompromisowego kształtu ustawy, który okazał się do przyjęcia także dla części opozycji. Jesteśmy z zupełnie różnych środowisk, w wielu sprawach się różnimy i pewnie będziemy się różnić. Udało się jednak wypracować coś niesłychanie cennego: udało się podjęcie merytorycznego dialogu. Wierzę, że ten dialog będzie kontynuowany, że da się dalej konstruktywnie współpracować przy zmianach przygotowywanych dla dobra polskiej edukacji.
10 marca 2009
Razem damy radę
Apelowałam do Pana Prezydenta o to, aby zechciał patronować narodowej zgodzie wokół edukacji. Ostatnie poprawki w Senacie i w Sejmie uchwalane były głosami wszystkich sił parlamentarnych. Liczyłam, że słuchając również głosów opozycji mozolnie zaczynamy budować tę zgodę. Okazało się, że Pana Prezydenta w obozie zgody wokół edukacji zabrakło.
Weto do ustawy oświatowej z uzasadnieniem, że chodzi o dostęp do edukacji przedszkolnej, to dowód szczególnej hipokryzji. To działanie w interesie utrwalania tego co jest, czyli w obronie wszystkich tych dobrze sytuowanych, których stać na drogie przedszkole, także na planowanie kariery swojego dziecka według własnego pomysłu. Jedni wolą jeszcze przez rok dłużej to dobre, wysoko płatne przedszkole. Inni zdecydują się na badanie swojego dziecka w prywatnej poradni i posłanie go - bez względu na zmiany ustawowe - jako sześciolatka do dobrej szkoły. Jeśli dziecko uczęszczało do dobrego przedszkola jako pięciolatek i szkoła go przyjmie jako sześciolatka, to z pewnością da sobie tam radę, bez tracenia czasu jeszcze przez rok w przedszkolu.
Wiem, że w dobie kryzysu być może nie wszystkie szkoły i przedszkola będzie stać od razu w pierwszym roku zmiany programowej na znaczną poprawę standardu opieki i wyposażenia. Ale chciałabym jak najszybciej zagwarantować każdemu pięciolatkowi przynajmniej dostęp do nauczyciela z sercem i dobrych nowych przedszkolnych programów edukacyjnych. Za rok już wszystkie sześciolatki będą mogły być po wychowaniu przedszkolnym i mieć równe szanse. Jeśli ich rodzice wtedy zdecydują się na szkołę, za rok istotnie poprawi się dostęp nie tylko pięciolatków do edukacji przedszkolnej, ale i trzy- i czterolatków. Bo również te zamożne sześciolatki wtedy zwolnią miejsca w tych najlepszych przedszkolach dla młodszych i biedniejszych. Wierzę, że posłowie i samorządy pomogą. Razem damy radę.
Weto do ustawy oświatowej z uzasadnieniem, że chodzi o dostęp do edukacji przedszkolnej, to dowód szczególnej hipokryzji. To działanie w interesie utrwalania tego co jest, czyli w obronie wszystkich tych dobrze sytuowanych, których stać na drogie przedszkole, także na planowanie kariery swojego dziecka według własnego pomysłu. Jedni wolą jeszcze przez rok dłużej to dobre, wysoko płatne przedszkole. Inni zdecydują się na badanie swojego dziecka w prywatnej poradni i posłanie go - bez względu na zmiany ustawowe - jako sześciolatka do dobrej szkoły. Jeśli dziecko uczęszczało do dobrego przedszkola jako pięciolatek i szkoła go przyjmie jako sześciolatka, to z pewnością da sobie tam radę, bez tracenia czasu jeszcze przez rok w przedszkolu.
Wiem, że w dobie kryzysu być może nie wszystkie szkoły i przedszkola będzie stać od razu w pierwszym roku zmiany programowej na znaczną poprawę standardu opieki i wyposażenia. Ale chciałabym jak najszybciej zagwarantować każdemu pięciolatkowi przynajmniej dostęp do nauczyciela z sercem i dobrych nowych przedszkolnych programów edukacyjnych. Za rok już wszystkie sześciolatki będą mogły być po wychowaniu przedszkolnym i mieć równe szanse. Jeśli ich rodzice wtedy zdecydują się na szkołę, za rok istotnie poprawi się dostęp nie tylko pięciolatków do edukacji przedszkolnej, ale i trzy- i czterolatków. Bo również te zamożne sześciolatki wtedy zwolnią miejsca w tych najlepszych przedszkolach dla młodszych i biedniejszych. Wierzę, że posłowie i samorządy pomogą. Razem damy radę.
6 marca 2009
Rada Edukacji Narodowej uboższa
Parę tygodni temu redagowaliśmy na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej ostatnie pożegnanie Anny Radziwiłł. Była też relacja z Jej pogrzebu. Publikując tę swoją prywatną stronę postanowiłam Jej ją zadedykować - zacząć od cytatu z Jej wypowiedzi. To była dla mnie bardzo ważna postać.
Dziś w nocy redagujemy pożegnanie Ireny Dzierzgowskiej.
Warto zerknąć na dwie strony - dwa ostatnie dzieła Ireny, prowadzone przez Nią do ostatnich dni: Społeczny Monitor Edukacji i Dyrektor Szkoły. Już są tam informacje, że Jej zabrakło. Ale też wiele innych wiadomości ważnych dla polskiej edukacji. Jej cenny wkład w komentowanie i przybliżanie oświatowej rzeczywistości. Wierzę, że wychowała następców, którzy podejmą kontynuowanie tych dzieł.
Rada Edukacji Narodowej bez tych dwóch Pań Minister skurczyła się. Nie spotkaliśmy się jeszcze po tym jednym pogrzebie, teraz pewnie spotkamy się już po drugim. Jak to będzie bez Nich, trudno sobie teraz to wyobrazić.
Dziś w nocy redagujemy pożegnanie Ireny Dzierzgowskiej.
Warto zerknąć na dwie strony - dwa ostatnie dzieła Ireny, prowadzone przez Nią do ostatnich dni: Społeczny Monitor Edukacji i Dyrektor Szkoły. Już są tam informacje, że Jej zabrakło. Ale też wiele innych wiadomości ważnych dla polskiej edukacji. Jej cenny wkład w komentowanie i przybliżanie oświatowej rzeczywistości. Wierzę, że wychowała następców, którzy podejmą kontynuowanie tych dzieł.
Rada Edukacji Narodowej bez tych dwóch Pań Minister skurczyła się. Nie spotkaliśmy się jeszcze po tym jednym pogrzebie, teraz pewnie spotkamy się już po drugim. Jak to będzie bez Nich, trudno sobie teraz to wyobrazić.
24 lutego 2009
Dwa kroki do przodu, krok do tyłu...
Jednak posuwamy się do przodu i to w dobrym kierunku. Wczoraj na dużym spotkaniu ze środowiskiem samorządowym tak scharakteryzował moją pracę któryś z uczestników. Proponujemy dwa kroki do przodu, potem robimy krok do tyłu, ale w sumie dajemy krok naprzód. Parę kroków do przodu już zrobiliśmy. Najważniejsze to znaczące podwyżki dla nauczycieli i nowa podstawa programowa. Wejście w życie ustawy o systemie oświaty to będzie 12 następnych kroków.
Poruszono wiele szczegółowych kwestii, zadano mnóstwo pytań, myślę, że udało mi się też wyjaśnić sporo spraw. To było ważne spotkanie. Pozwoliło wymienić się informacjami, wzajemnie zainspirować. Utkwiła mi w pamięci szczególnie ta bardzo trafna chyba charakterystyka naszej taktyki działania.
Często opisując plan zmian w edukacji używamy sformułowania: krok po kroku - rok po roku. Pracownicy MEN z okazji rocznicy naszej wspólnej pracy dali mi duży plakat ze zdjęciami różnych naszych działań z całego roku i tytułem: krok po kroku - pierwszy rok. To prawda, że po drodze parę kroków zrobiliśmy do tyłu. Samorządowcy wczoraj ocenili: pomimo wielu trudności w sumie posunęliśmy się do przodu w dobrym kierunku. Dziękuję za tę ocenę.
Poruszono wiele szczegółowych kwestii, zadano mnóstwo pytań, myślę, że udało mi się też wyjaśnić sporo spraw. To było ważne spotkanie. Pozwoliło wymienić się informacjami, wzajemnie zainspirować. Utkwiła mi w pamięci szczególnie ta bardzo trafna chyba charakterystyka naszej taktyki działania.
Często opisując plan zmian w edukacji używamy sformułowania: krok po kroku - rok po roku. Pracownicy MEN z okazji rocznicy naszej wspólnej pracy dali mi duży plakat ze zdjęciami różnych naszych działań z całego roku i tytułem: krok po kroku - pierwszy rok. To prawda, że po drodze parę kroków zrobiliśmy do tyłu. Samorządowcy wczoraj ocenili: pomimo wielu trudności w sumie posunęliśmy się do przodu w dobrym kierunku. Dziękuję za tę ocenę.
18 lutego 2009
Przekażmy 1% podatku organizacjom pozarządowym
Od 2004 roku mamy możliwość przekazywania 1% płaconego przez nas podatku PIT na rzecz organizacji pożytku publicznego. Niestety w zeszłym roku tylko co piąty podatnik zdecydował się skorzystać z tego prawa.
W pełni popieram ideę przekazywania 1% podatku dochodowego na rzecz wybranej organizacji pożytku publicznego.
Każdy z nas może realnie pomóc. Tylko od nas zależy, komu tę pomoc ofiarujemy. Namawiam Państwa do podjęcia decyzji, na co mają zostać wykorzystane te pieniądze. Jeśli tego nie zrobicie, o tym, na co przeznaczyć Wasz 1% podatku dochodowego, zadecyduje ktoś inny. Uważam, że warto mieć wpływ na to, jak nasz podatek zostanie wykorzystany. Można przekazać swój 1% na przykład organizacjom działającym na rzecz rozwoju polskiej edukacji.
Przekazanie 1% z podatku nie jest trudną operacją - wystarczy w rozliczeniu PIT wpisać nazwę wybranej fundacji i jej numer KRS. Następnie należy już tylko obliczyć, ile wynosi 1% podatku należnego, wynikającego z zeznania podatkowego, po zaokrągleniu do pełnych dziesiątek groszy w dół i wpisać tę kwotę do odpowiedniej rubryki. To wszystko – resztą zajmie się już Urząd Skarbowy. Pamiętajmy jednak, że termin składania rocznych zeznań podatkowych mija z końcem kwietnia.
Wykaz organizacji, na które można przekazać swój 1%, zmożna znaleźć pod poniższymi adresami – można tam upewnić się, czy znana nam organizacja ma na pewno status pożytku publicznego oraz ustalić, jaki jest jej numer KRS:
9 lutego 2009
Jak dobrze być rozumianym…
Wierzę, że warto zmieniać polską edukację na lepsze i że można to robić szukając wokół tego społecznej zgody. Zarządzać zmianą dotykającą kilka milionów uczniów i parę setek tysięcy nauczycieli to duże wyzwanie. Chciałabym być dobrze rozumiana w tym co robię. Dlatego zdecydowałam się sama o tym pisać. Ale chcę tu także zwrócić uwagę na teksty innych osób, których autorzy to co robię szczególnie dobrze zrozumieli i przedstawili.
Po raz pierwszy nowej podstawie programowej okazała zrozumienie Ewa Wilk w artykule z Polityki nr 18 z 3 maja 2008 roku Dramat obowiązkowy. Zaczęła swój tekst: Możemy drzeć szaty nad lekturami, przywołując niczym zaklęcie sformułowanie „kod kulturowy”. I nie zaczynając nawet poważnej rozmowy o istocie współczesnej edukacji.
Marcin Król dla DZIENNIKA wysłuchał debaty sejmowej o edukacji i 18 września 2008 roku napisał tekst: Katarzyna Hall pokazała nową twarz.
Może wątpiący (łącznie ze mną) nie mieli racji i PO rzeczywiście przebudziła się ze snu i rozpocznie szeroką akcję reformatorską. Tak w każdym razie można by sądzić po wystąpieniu minister Katarzyny Hall otwierającym debatę sejmową na temat oświaty – napisał w DZIENNIKU Marcin Król.
Po raz pierwszy kompleksowo i rzetelnie przedstawił problem sześciolatka Jacek Żakowski w artykule zamieszczonym w Polityce nr 39 z 27 września 2008 roku: Sześć, siedem, pięć. Zauważył tam: Posłanie sześciolatków do szkoły to niezwykle rzadki przypadek reformy, na której wszyscy mogą zyskać, a nikt nie musi stracić. Już pięć lat temu wyglądało, że tak właśnie będzie. Ale wyszło jak zawsze. Dorośli dali plamę. Dzieci muszą dać radę.
Pewnie pojawiło się jeszcze trochę więcej tekstów reprezentujących bliski mi sposób myślenia o edukacji, jednak wymienione wyżej zapamiętałam szczególnie.
Po raz pierwszy nowej podstawie programowej okazała zrozumienie Ewa Wilk w artykule z Polityki nr 18 z 3 maja 2008 roku Dramat obowiązkowy. Zaczęła swój tekst: Możemy drzeć szaty nad lekturami, przywołując niczym zaklęcie sformułowanie „kod kulturowy”. I nie zaczynając nawet poważnej rozmowy o istocie współczesnej edukacji.
Marcin Król dla DZIENNIKA wysłuchał debaty sejmowej o edukacji i 18 września 2008 roku napisał tekst: Katarzyna Hall pokazała nową twarz.
Może wątpiący (łącznie ze mną) nie mieli racji i PO rzeczywiście przebudziła się ze snu i rozpocznie szeroką akcję reformatorską. Tak w każdym razie można by sądzić po wystąpieniu minister Katarzyny Hall otwierającym debatę sejmową na temat oświaty – napisał w DZIENNIKU Marcin Król.
Po raz pierwszy kompleksowo i rzetelnie przedstawił problem sześciolatka Jacek Żakowski w artykule zamieszczonym w Polityce nr 39 z 27 września 2008 roku: Sześć, siedem, pięć. Zauważył tam: Posłanie sześciolatków do szkoły to niezwykle rzadki przypadek reformy, na której wszyscy mogą zyskać, a nikt nie musi stracić. Już pięć lat temu wyglądało, że tak właśnie będzie. Ale wyszło jak zawsze. Dorośli dali plamę. Dzieci muszą dać radę.
Pewnie pojawiło się jeszcze trochę więcej tekstów reprezentujących bliski mi sposób myślenia o edukacji, jednak wymienione wyżej zapamiętałam szczególnie.
4 lutego 2009
Bez załamywania rąk...
Sześciolatki powinny móc pójść do szkół - ale tylko wtedy, kiedy zechcą tego ich rodzicie. Zaś ich rodzice powinni mieć realne prawo i wybór, żeby móc przyspieszyć i opóźnić pójście swojego dziecka do szkoły. Dziś to prawo jest dość trudne do wyegzekwowania. Dyrektor szkoły może co prawda ucznia sześcioletniego przyjąć, ale tylko urodzonego przed 1 września, do tego po uzyskaniu na ten temat pozytywnej opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Żeby wysłać dziecko do szkoły w wieku 8 lat, także trzeba stosownej procedury poradnianej udowadniającej jakiś konkretny problem.
Dotychczas opinia pani z poradni, zapoznającej się z dzieckiem najczęściej na jednym spotkaniu, była ważniejsza niż zdanie rodzica czy nauczycielki przedszkola obserwujących dziecko przez wiele godzin dziennie. To prawo zmieniamy. Chciałabym, aby dyrektor szkoły podstawowej mógł przyjąć do pierwszej klasy każdego sześcioletniego ucznia, który wcześniej chodził do przedszkola, jeśli zechcą tego jego rodzice. Edukacja przedszkolna ma za zadanie przygotowywać do nauki szkolnej i bezwzględnie powinna poprzedzać edukację szkolną. Zgodnie z nową podstawą programową, to nauczyciel przedszkola ma stać się głównym doradcą i pomocnikiem rodziców w sprawie oceny stopnia przygotowania dziecka do szkoły. To bardzo ważna misja. Ufamy, że jest fachowcem, że obserwuje swoich wychowanków, dostrzega tych wyróżniających się na plus i na minus, wie jak odkrywać ich mocne i słabe strony, jak ich wspierać w pokonywaniu trudności i rozwijaniu uzdolnień. Wspomaga swoich podopiecznych i na bieżąco informuje rodziców o ich postępach i trudnościach.
Przygotowaliśmy nowe, dobre podstawy programowe edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej. Małym dzieciom w szkole – tym w wieku 6,7,8 lat – należy się dobra opieka i dobre warunki nauki, takie jak w przedszkolu. Chcieliśmy zadbać o najmłodszych, wesprzeć to również finansowo.
Dopisanie w ustawie prawa odmowy niektórym sześciolatkom przyjęcia do szkoły z powodu braku odpowiednich warunków organizacyjnych jest spowodowane tylko i wyłącznie świadomością, że może organom prowadzącym szkoły w pierwszym okresie wprowadzania zmiany brakować czasu lub pieniędzy na odpowiednie wyposażenie dodatkowych klas i zorganizowanie potrzebnej opieki dla dzieci po lekcjach. Samorządy jednak w wielu miejscach przygotowują obecnie do tej zmiany szkoły, sześciolatki także już – często od paru lat – uczą się w większości szkół (w około 9 tys. na 14 tys. szkół).
Rodzice zanim podejmą decyzję mogą upewnić się, czy szkoła ma odpowiednie z ich punktu widzenia warunki nauki i opieki. Dyrektor szkoły zaś – w porozumieniu z organem prowadzącym szkołę – przedstawi swoją ofertę zainteresowanym rodzicom i określi liczbę miejsc, które może stworzyć dla sześciolatków.
Tylko w wyjątkowych wypadkach możliwe będzie przyjmowanie do klasy pierwszej dzieci, które wcześniej nie były w przedszkolu. Jeśli kandydat na ucznia nie był w przedszkolu, wówczas niech opinię o jego przygotowaniu do podjęcia nauki szkolnej wyda poradnia. Jest możliwe, że edukacja domowa przygotowała dziecko do nauki szkolnej tak jak przedszkole, ale jednak lepiej to sprawdzić.
Żeby wysłać dziecko do szkoły w wieku 8 lat, także trzeba stosownej procedury poradnianej udowadniającej jakiś konkretny problem.
Dotychczas opinia pani z poradni, zapoznającej się z dzieckiem najczęściej na jednym spotkaniu, była ważniejsza niż zdanie rodzica czy nauczycielki przedszkola obserwujących dziecko przez wiele godzin dziennie. To prawo zmieniamy. Chciałabym, aby dyrektor szkoły podstawowej mógł przyjąć do pierwszej klasy każdego sześcioletniego ucznia, który wcześniej chodził do przedszkola, jeśli zechcą tego jego rodzice. Edukacja przedszkolna ma za zadanie przygotowywać do nauki szkolnej i bezwzględnie powinna poprzedzać edukację szkolną. Zgodnie z nową podstawą programową, to nauczyciel przedszkola ma stać się głównym doradcą i pomocnikiem rodziców w sprawie oceny stopnia przygotowania dziecka do szkoły. To bardzo ważna misja. Ufamy, że jest fachowcem, że obserwuje swoich wychowanków, dostrzega tych wyróżniających się na plus i na minus, wie jak odkrywać ich mocne i słabe strony, jak ich wspierać w pokonywaniu trudności i rozwijaniu uzdolnień. Wspomaga swoich podopiecznych i na bieżąco informuje rodziców o ich postępach i trudnościach.
Przygotowaliśmy nowe, dobre podstawy programowe edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej. Małym dzieciom w szkole – tym w wieku 6,7,8 lat – należy się dobra opieka i dobre warunki nauki, takie jak w przedszkolu. Chcieliśmy zadbać o najmłodszych, wesprzeć to również finansowo.
Dopisanie w ustawie prawa odmowy niektórym sześciolatkom przyjęcia do szkoły z powodu braku odpowiednich warunków organizacyjnych jest spowodowane tylko i wyłącznie świadomością, że może organom prowadzącym szkoły w pierwszym okresie wprowadzania zmiany brakować czasu lub pieniędzy na odpowiednie wyposażenie dodatkowych klas i zorganizowanie potrzebnej opieki dla dzieci po lekcjach. Samorządy jednak w wielu miejscach przygotowują obecnie do tej zmiany szkoły, sześciolatki także już – często od paru lat – uczą się w większości szkół (w około 9 tys. na 14 tys. szkół).
Rodzice zanim podejmą decyzję mogą upewnić się, czy szkoła ma odpowiednie z ich punktu widzenia warunki nauki i opieki. Dyrektor szkoły zaś – w porozumieniu z organem prowadzącym szkołę – przedstawi swoją ofertę zainteresowanym rodzicom i określi liczbę miejsc, które może stworzyć dla sześciolatków.
Tylko w wyjątkowych wypadkach możliwe będzie przyjmowanie do klasy pierwszej dzieci, które wcześniej nie były w przedszkolu. Jeśli kandydat na ucznia nie był w przedszkolu, wówczas niech opinię o jego przygotowaniu do podjęcia nauki szkolnej wyda poradnia. Jest możliwe, że edukacja domowa przygotowała dziecko do nauki szkolnej tak jak przedszkole, ale jednak lepiej to sprawdzić.
Zachęcamy do edukacji przedszkolnej
Subskrybuj:
Posty (Atom)