Zaplanowaliśmy z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem klasową 3-dniową wycieczkę na Podlasie, aby wspólnie powspominać w 45-lecie naszej matury. Miało to być w maju 2020 roku. Odwołaliśmy ją. Nie dało się planować w tym okresie podróżowania. Szczególnie, gdy ma się sporo lat i trochę chorób, lepiej było siedzieć w domu. Złożyliśmy sobie tylko mailowo życzenia świąteczne i niestety tuż po świętach dzieliliśmy się jeszcze wiadomością o śmierci w Wielkanoc naszej klasowej koleżanki.
Ta nasza klasowa wycieczka w końcu doszła do skutku na początku września 2021 roku, choć na jej szczegółowy plan wpłynęły znowu czynniki zewnętrzne - ograniczenia możliwości przemieszczania się w rejonie przygranicznym z Białorusią. Całe szczęście, że zarezerwowany hotel znalazł się poza tą "zakazaną" strefą… Ci, którzy wzięli w niej udział, a było nas całkiem sporo - ponad połowa żyjącego składu klasy, postanowili o organizowaniu podobnej wycieczki, w inny region Polski, za rok i o podjęciu działań mobilizujących do dołączenia się nieobecnych. Myśl przewodnia naszego wyjazdu była taka, że znamy się już 50 lat. Uznaliśmy, że warto spotykać się częściej niż dotychczas.
Spotykamy się regularnie co parę lat. Ktoś coś rezerwuje, zawiadamia i większość stara się brać udział. Dopracowaliśmy się nawet porządnej bazy adresów mailowych. Gdy byłam ministrem, też przyjechałam. Wtedy szczególnie czułam, że muszę być. Dawniej dominowały wspomnienia imprez z młodości. Obecnie niestety zdrowie już u wielu z nas szwankuje i rozmawiamy też o lekarzach, których sobie można polecić… Jako klasa spotkaliśmy się dość licznie, gdy wspólnie świętowaliśmy 60-te urodziny większości z nas. Zupełnie niedawno, w dużo mniejszym składzie, spotkaliśmy się po oficjalnym jubileuszu 70-lecia naszej szkoły – VIII LO w Gdańsku.
Jest w tych spotkaniach coś ważnego. Jesteśmy dla siebie osobami bardzo bliskimi, choć obecnie każdy ma swoje osobne życie, środowisko. Tylko z bardzo nielicznymi, czasem, poza tymi naszymi spotkaniami, przecinały mi się jakieś drogi. Jesteśmy już w takim wieku, kiedy wspólne spotkania nie dostarczają napięć, a jedynie cieszą.
Pierwsze spotkania po paru latach po studiach były chyba bardziej stresujące, towarzyszyły im porównania: kto gdzie pracuje, do czego doszedł, jak mu się prywatnie układa, czy dobrze wygląda, jak się prezentuje.
Dziś, gdy jesteśmy już 60+, wiemy, że wiele więcej niż mamy już nie osiągniemy, może bardziej posiwiejemy, kolejne choroby dopadną nas lub naszych najbliższych, może urodzą się kolejne wymagające naszej opieki wnuki lub trzeba będzie zająć się w pełnym wymiarze chorującymi rodzicami czy współmałżonkami. Krzepiące jest, że w swoim towarzystwie nie musimy udawać, że mamy mniej lat niż mamy, że jesteśmy sprawniejsi niż jesteśmy. A patrząc na siebie widzimy dalej tych chłopców i dziewczęta z naszej młodości, wspominamy nasze stare marzenia, dyskusje i przyjaźnie.
Tym także może być szkoła. Dobrym wspomnieniem. Zacierają się w pamięci jakieś stare krzywdy czy konflikty. Nikt nie pamięta już, jak przeładowane i niemądrze skonstruowane były programy niektórych przedmiotów. Nawet niektórych naszych niezbyt sprawnych nauczycieli wspominamy z pewnym sentymentem. Pamiętamy, że byliśmy młodzi i wszystko było jeszcze przed nami.