17 sierpnia 2024

Wychowanie patriotyczne - jak?



Bardzo ważne jest nieustające prowadzenie lokalnej i centralnej debaty nad najbardziej aktualnymi celami wychowania patriotycznego, połączonymi z miejscami i faktami z naszego otoczenia, naszej historii i kultury. Wychowanie nie odbywa się dzięki politycznym deklaracjom, ale dzięki spowodowaniu faktycznego zaangażowania w to wszystkich dorosłych, którzy są w otoczeniu dziecka.

Edukacja na podstawie bezpośredniego kontaktu z zabytkami, placówkami kultury, miejscami dziedzictwa przyrodniczego, jest dużo bardziej skuteczna niż na podstawie samych podręczników. Uczniowie powinni od najmłodszych lat wychodzić ze szkoły, poznawać najpierw swoją najbliższą okolicę, a następnie miejsca bardziej odległe.

Uczenie się poza szkołą to ważny standard dobrej edukacji. Chyba 18 lat temu, gdy było moim udziałem pełnienie funkcji zastępcy prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, został stworzony w Gdańsku projekt: Akademia Gdańskich Lwiątek, który jest realizowany do dziś. Tysiące uczniów klas I-III szkół podstawowych co roku ze specjalnymi indeksami odwiedza ze szkołą lub z rodzicami miejsca charakterystyczne dla Gdańska i regionu, zdobywa tam potwierdzające to pieczątki, a na zakończenie najaktywniejsi w tej akcji otrzymują nagrody i dyplomy, tak jak i ich nauczyciele. Inicjatywę rozwija od lat przy wsparciu miasta Fundacja Wspólnota Gdańska. Dzięki programowi każde dziecko dowiaduje się się, jak wygląda i jaką ma historię Dwór Artusa, Żuraw, Park i Katedra w Oliwie, odwiedza Muzeum Gdańska, Muzeum Morskie, Europejskie Centrum Solidarności, może być dumne z historii swojego miasta.

Gdy Kazimierz Ujazdowski, koordynujący przygotowanie projektu ustawy o wychowaniu patriotycznym, zwrócił się do mnie, aby skonsultować pomysł wychowania patriotycznego młodzieży szkół ponadpodstawowych poprzez obowiązkowe wyjazdy do miejsc najważniejszych dla naszej historii, podzielił się swoją obserwacją nauczyciela akademickiego, że obecnie bardzo wielu studentów nigdy nie było na Wawelu czy na Zamku Królewskim w Warszawie i że powinno się to zmienić. Samo ustalenie listy tych miejsc najważniejszych jest poważnym i trudnym zadaniem, chyba trudniejszym niż ustalenie listy lektur w podstawie programowej, nad którą odbywa się przy każdej ich nawet drobnej zmianie, wielka rytualna narodowa dyskusja, gdyż większość z nas czuje się przez swoje lektury z dzieciństwa jakoś uformowana i ma do nich przywiązanie. Jakie miejsca są dla nas wszystkich ważne, jeszcze narodowo nie dyskutowaliśmy…

Mały mieszkaniec Krakowa czy jego okolic pewnie powinien trafić ze swoją szkołą na Wawel już na etapie edukacji wczesnoszkolnej, tak jak mieszkaniec Gdańska stosunkowo wcześnie może poznać Europejskie Centrum Solidarności. Gdy jednak do odwiedzenia tych miejsc - z uwagi na odległość - potrzebny jest dłuższy wyjazd, lepiej zrealizować go ze starszą młodzieżą, no i potrzebne są na to określone środki.

Mając w pamięci doświadczenie gdańskich lwiątek, podsunęłam pomysł, że ustalanie takich miejsc lokalnej czy narodowej dumy warto byłoby przenieść na poziom lokalny, samorządowy i uczniowie mogliby rozpocząć je odwiedzać od najmłodszych szkolnych lat (zostawić temat na poziom liceum, to trochę późno i za dużo przez lata edukacji ponadpodstawowej zobaczyć się nie da). Miejsca godne uwagi i mogące być powodem do lokalnej dumy są w każdym powiecie. Na pewno powinny je umieć wskazać władze samorządowe, a najlepiej, aby zajęła się tym rada oświatowa, powołana przy samorządzie.

Rozdział “Społeczne organy w systemie oświaty” jest w polskim prawie od bardzo dawna, w pewnym momencie został przeniesiony z ustawy o systemie oświaty do ustawy Prawo oświatowe. Jednak Krajowa Rada Oświatowa nie zaistniała na podstawie tych przepisów nigdy, zaś samorządowe rady oświatowe funkcjonują w bardzo niewielu miejscach.

Znowu, właśnie 18 lat temu, wyszłam z inicjatywą powołania Gdańskiej Rady Oświatowej. Funkcjonowała chyba przez trzy kadencje samorządu, ale teraz już jej nie ma. Obecnie za to jestem członkinią Pomorskiej Rady Oświatowej, na której czele osobiście stoi marszałek. Nie wiem, w ilu miastach czy regionach jeszcze są teraz takie rady. Choć prawna możliwość jest, często widzi się taki organ raczej jako niepotrzebny kłopot i do wyjątków na razie należą władze samorządowe, które chcą wsłuchiwać się w głosy lokalnego oświatowego środowiska, którym mocno zależy na dobrej edukacji (akurat pomorski marszałek od wielu lat traktuje priorytetowo kwestię edukacji, znany jest między innymi ze zorganizowania już wiele lat temu nośnego programu Zdolni z Pomorza, który umożliwia zdolnej młodzieży szkolnej kontakt i rozwój pod kierunkiem pracowników akademickich).

Być może, jeśli wśród kompetencji powiatowej i wojewódzkiej rady będzie wskazanie miejsc lokalnej dumy uczniom, rodzicom i nauczycielom z danego regionu, zacznie się bardziej masowe tworzenie takich rad i nastąpi autentyczna lokalna i narodowa dyskusja o wychowaniu patriotycznym dzieci?

W ustawie o wychowaniu patriotycznym zaproponowano też utworzenie zamiast Krajowej Rady Oświatowej organu o trochę innej konstrukcji - Komisji Edukacji Narodowej. Taki centralny organ w systemie oświaty mógłby być miejscem prowadzenia eksperckiej debaty nad rozwiązaniami proponowanymi w systemie oświaty, bowiem zbyt często zmienia się polityczny kierunek myślenia o edukacji, aby mogło to mieć rzeczywisty wpływ na szkołę, w której uczeń spędza kilkanaście lat. Zakłada się, że wszystkie osoby wchodzące w skład KEN powinny wyróżniać się dorobkiem zawodowym, naukowym lub eksperckim w obszarze polityki edukacyjnej.

Pomysł konstrukcji takiego organu pojawił się w opracowaniu Mapa drogowa dla edukacji przygotowanym przez przez sieć organizacji społecznych - SOS dla Edukacji w czasie rządów ministra Czarnka i w opozycji do jego dość jednostronnego podejścia do zarządzania edukacją. Pewnie podczas prac sejmowych nad projektem ustawy warto jeszcze raz przemyśleć skład i wielkość tego organu. Ważne jednak, aby w końcu zaistniał…

Jeśli jednym z ważnych zadań Komisji Edukacji Narodowej byłoby przygotowywanie corocznego komunikatu dla szkół, po zebraniu informacji od samorządów o ich propozycjach, o miejscach wyjść i wycieczek zalecanych w poszczególnych regionach na danych etapach edukacyjnych (kryteria wyboru takich miejsc powinny uwzględniać dostosowanie poznawanych zagadnień do wieku uczniów oraz do odległości danego miejsca od szkoły) i możliwe byłoby w niej uczestnictwo przedstawicieli wszystkich wojewódzkich rad oświatowych, mogliby oni nawet w tej radzie stanowić większość. Najsmutniejsze jest jednak to, że tych wszystkich rad na razie po prostu nie ma. Bardzo przydałoby się nam prawdziwe uspołecznienie zarządzania systemem oświaty.

Tymczasem ogólnopolski katalog miejsc, z których możemy być dumni, uwzględniający przynajmniej po kilka takich miejsc w każdym powiecie, może być bardzo ciekawym opracowaniem, dostarczającym inspiracji nauczycielom do planowania edukacji patriotycznej swoich podopiecznych. Może się także okazać interesujący dla rodziców, planujących wakacyjne wyjazdy z dziećmi w ciekawe miejsca.

Potrzeba przygotowania takiego katalogu ważnych w regionie miejsc może też spowodować powołanie lokalnych rad oświatowych tam, gdzie ich nie ma, czy znalezienie partnerskich organizacji pozarządowych (jak opisana wyżej Fundacja Wspólnota Gdańska), które zajmą się pomocą szkołom w organizowaniu wyjść i wycieczek do miejsc, z których możemy być dumni.

Debata w każdym powiecie i województwie nad listą miejsc, które warto poznać, mogłaby być debatą poruszającą emocje, skłonić lokalne władze oraz mieszkańców do namysłu, czy dostatecznie dbają o swoją okolicę, czy odpowiednio pielęgnują i sami dobrze znają miejsca godne pokazania dzieciom. Może wpłynąć na zmiany postaw osób dorosłych, aby ich oddziaływanie wychowawcze na dzieci było autentyczne.

Lokalna i ogólnokrajowa debata nad celami wychowania patriotycznego, które mogą być zrealizowane dzięki uczeniu poza szkołą, w miejscach z których możemy być dumni, wskaże nauczycielom, jak ważne i skuteczne może być częste wychodzenie ze szkoły i prowadzenie edukacji poza szkołą. Aby element ten był trwały potrzebne jest jeszcze systemowe podejście do wynagradzania nauczycieli na wycieczkach, aby nie zdawać się w kwestii organizowania wyjść wyłącznie na wyjątkowych pasjonatów, ale aby organizowanie ich było naturalnym elementem pracy nauczyciela.

Społeczne organy odpowiedzialne za opiniowanie spraw dotyczących edukacji na wszystkich szczeblach mogą zaangażować w dyskusję nad wychowaniem szersze kręgi osób niż obecnie i poruszyć lokalne środowiska, lokalną opinię publiczną. Jednocześnie, mielibyśmy autentyczny wpływ lokalnych środowisk na cele wychowania. Skądinąd na ogół słuszne cele wychowawcze pracy szkoły wynikające z podstawy programowej i szkolnych programów wychowawczych, niestety często bardziej leżą w dyrektorskich szufladach niż są realizowane każdego dnia. Lokalnie ustalane miejsca, ważne dla naszej tożsamości, odwiedzane przez wszystkie dzieci, mogą to zmienić, bardziej zaangażować szkołę i rodziców w formowanie w dzieciach i młodzieży lokalnej i narodowej dumy.


18 lutego 2024

20% - wycinać czy wyróżnić? (głos w prekonsultacjach zmian w podstawie programowej)

Proponuję, żeby decyzję, które 20% treści wykreślić z podstawy programowej, podejmował nauczyciel a nie minister, zaś na poziomie ministerialnym zapadła decyzja jedynie o wyróżnieniu tego, co jest najważniejsze, co powinno na pewno pozostać i być eksponowane w procesie nauczania. 

W publicznej dyskusji o propozycji zmian w podstawie pojawiają się obecnie głosy nauczycieli akurat przywiązanych do jakiegoś drobnego proponowanego do skreślenia sformułowania. Warto im odpowiedzieć, że mogą przecież nadal danego zagadnienia uczyć, mogą o nie poszerzyć realizowany przez siebie program, zaś pozwolić im pominąć tam coś innego, co akurat ich uwiera, jest dla nich, w ich szkolnych realiach trudne do realizacji. Dobrze byłoby, aby ta możliwość dotyczyła wszystkich przedmiotów i dziedzin edukacyjnych, także wczesnej edukacji.
 

Wiem z własnego doświadczenia, ile napięć i awantur powoduje zajęcie się zmianą podstawy programowej. Jest oczywiste, że obecna podstawa programowa jest przeładowana, że młodzież - szczególnie w klasach VII i VIII oraz w liceach - jest nadmiernie przeciążona. Wrażliwsze jednostki, obciążone oczekiwaniami rodziców i nauczycieli, miewają kłopoty ze zdrowiem psychicznym.

Natomiast samo zapisanie czegoś w podstawie programowej, nie wkłada przecież tego automatycznie do głów całego społeczeństwa. Najwyżej niektórzy nauczyciele starają się to jakoś zmieścić wśród zagadnień, o których wspominają na lekcjach, wpisują to autorzy do podręczników, ale do tego, aby zapamiętał to każdy uczeń, droga jest daleka. Przecież nie pamiętamy wszystkiego, o czym kiedyś wspominali nasi nauczyciele.

Tymczasem zastępy rozdzierających szaty nad każdym drobnym zagadnieniem skreślanym lub dodawanym do podstawy zawsze będą duże, choćby z powodu przywiązania do obecności niektórych zagadnień w tradycji szkolnej. Co parę lat (myślę, że nie częściej niż co 10) potrzebny jest pewien namysł i pewna aktualizacja wiedzy, którą chcemy przekazywać w szkołach. Jednak jest to też koszt i wysiłek być może nie najbardziej obecnie potrzebny. Jeśli wymiana wszystkich podręczników była stosunkowo niedawno, lepiej środki, które mamy w systemie oświaty, przeznaczyć na mądre wspieranie uczniów i nauczycieli, aby bardziej podmiotowo się w szkole dziś poczuli.

Proponuję zamiast rozporządzeniem dokonać skreśleń i korekt tych różnych wzbudzających emocje około 20% szczegółów, raczej znaleźć wśród treści podstawy około 20-30% najważniejszych treści do podkreślenia i zapisać ogólnie, że poza potrzebną realizacją tych podkreślonych treści, nauczyciel ma prawo dokonać wyboru pozostałych zagadnień, jego zdaniem najistotniejszych z punktu widzenia potrzeb poszczególnych uczniów i wtedy ich poinformować o wymaganiach najbardziej niezbędnych do uzyskania promocji.

Mamy wielu mądrych, dobrze wykształconych nauczycieli. Jeśli widzą oni, że szczegółów zapisanych w podstawie programowej jest obecnie dla przeciętnego ucznia zbyt dużo, spróbujmy im zaufać, aby po prostu sami wybrali zagadnienia z ich punktu widzenia najważniejsze, kluczowe dla ich dziedziny wiedzy, najbardziej potrzebne do kontynuowania nauki, być może takie, którymi potrafią najbardziej zaciekawić uczniów. Na przykładzie zagadnień przez siebie wybranych na pewno łatwiej i z większą pasją dadzą radę nauczyć rozumowania w naukach przyrodniczych, logicznego i krytycznego myślenia w analizie danych i źródeł, sprawnego i precyzyjnego wypowiadania się w mowie i piśmie na różne tematy w języku ojczystym i obcych. Zaproponujmy wspólne realizowanie przez nauczycieli zapisanych w podstawie programowej najważniejszych celów, bez nadmiernego przywiązywania się do wszystkich - zamieszczonych tam i także w podręcznikach - szczegółów.

Naprawdę lepiej, aby znając swoich uczniów, swoje środowisko lokalne, decyzję o rozkładzie akcentów na poszczególne treści podstawy, podjął - i miał prawo podjąć - nauczyciel, w ramach dostosowywania wymagań do aktualnych możliwości i potrzeb swoich uczniów i swojego środowiska. Przecież wolno i można w szkole dostosowywać wymagania do tych potrzeb. Niech zdrowy rozum nauczyciela podpowie, co potrzebne jest Jasiowi, a co Małgosi, czym się interesują, na ile są przeciążeni, jakie mają predyspozycje czy trudności. Być może przy tym znajdą razem zagadnienia szczególnie nurtujące społeczność lokalną, pomagające w niej żyć, dlatego najbardziej potrzebne, aby dobrze funkcjonować w konkretnym miejscu.

Zamiast poświęcać czas i energię na dyskusję o skreśleniu lub dodaniu jakiegoś zdania do podstawy programowej, po prostu zaufajmy nauczycielom, dajmy im możliwość bardziej twórczego i autonomicznego podejścia do swojej pracy, wspierajmy uczniów i nauczycieli przy tym.