Narzekaliśmy od lat na nadmiernie krępujące przepisy, na szczegółowe instruowanie w jaki sposób pracować, na ubezwłasnowolnianie nauczyciela i dyrektora szkoły koniecznością realizowania wielu bzdurnych zaleceń.
Staramy się stopniowo to zmieniać. Nowa podstawa programowa to odpowiedzialność za końcowe efekty, z możliwością dowolnego zaprojektowania drogi dochodzenia do koniecznych do osiągnięcia celów. Nowe ramowe plany nauczania to potrzeba zrealizowania pewnej minimalnej liczby godzin określonej dla przedmiotu w ciągu trzech lat, ale która może być zorganizowana dowolnie, nawet nierytmicznie, na przykład w trakcie zajęć poza szkołą. Nowy nadzór pedagogiczny polega na jasnym określeniu oczekiwań, jakie stawiane są szkołom i na daniu im możliwości takiego zorganizowania pracy aby te oczekiwania już zanim przyjdzie kontrola – zawczasu były spełnione.
Czyli prawo precyzyjnie określa, jakie efekty mają być spełnione, zaś dyrektor szkoły i nauczyciele planują pracę tak jak uznają za stosowne, jak im podpowiada ich wiedza i doświadczenie, jakie mają lokalnie możliwości, żeby tylko jak najlepiej dążyć do określonych celów.
Tymczasem te zmiany w prawie – w swoim zamyśle dające szkołom więcej wolności - wygenerowały obecność na rynku szeregu szkoleń i materiałów dających wiele szczegółowych – wcale niewymaganych prawem – instrukcji, jak sprostać nowym wymaganiom. Te zalecenia i instrukcje bywają bzdurne, nauczyciele buntują się przeciwko nim, przez ich pryzmat postrzegając wchodzące zmiany jako coś idiotycznego. Po kilku spotkaniach z nauczycielami, dyrektorami szkół mam wrażenie, że niektóre szkolenia wyraźnie szkodzą. Ostatnio powiedziałam na jakimś spotkaniu: wyrzućcie te wszystkie materiały szkoleniowe do kosza i stosujcie wasz zdrowy rozum oraz prawo – to wystarczy.
Z jednej strony te szczegółowe zalecenia irytują, a z drugiej są jakoś tam oczekiwane. Nie byłoby tych szkoleń i materiałów, gdyby nie było na nie zapotrzebowania. Na spotkaniach zdarzają się bardzo szczegółowe pytania: o sprawy, które najlepiej rozwiązać z poziomu nauczyciela lub dyrektora szkoły. Co w realiach tej szkoły robić, jak organizować pracę, to tam widać najlepiej. Róbcie co uważacie za najlepsze – to właściwa odpowiedź. Czy oczekiwana? Po latach spełniania szczegółowych zaleceń, również nonsensownych, ale zwalniających z samodzielnego myślenia – niekoniecznie. Łatwiej czasem domagać się szczegółowych odpowiedzi na każde pytanie i potem irytować się, że w wypadku mojej szkoły to sprzeczne ze zdrowym rozumem, niż po prostu ten zdrowy rozum uruchomić.
Czym więcej bardziej szczegółowych pomysłów przedstawi minister lub firma szkoleniowa, tym mniej na pewno będą pasować i nadawać się dla konkretnej szkoły. Czym szczegółowiej, tym bardziej nieprawdopodobne jest, aby trafnie. Dlatego prawo musi być jak najbardziej ramowe, a dowolność w wypełnianiu szczegółami szkolnej rzeczywistości duża, żeby nauczyciele i dyrektorzy mogli uruchomić swój potencjał: wiedzy, doświadczenia, znajomości swoich uczniów i swojego środowiska w celu osiągania jak najlepszych – możliwych w ich warunkach – efektów.