29 maja 2009

Rozumieć wyniki

Medialne komentarze dotyczące tegorocznych wyników dotyczących sprawdzianu kończącego szkołę podstawową bardzo dobrze pokazują, jak trudno takie wyniki zrozumieć.

Jeśli po zapoznaniu się z pytaniami egzaminacyjnymi pojawiają się komentarze, że w tym roku pytania są łatwe lub trudne, trzeba pamiętać, że to zawsze subiektywne oceny kilku uczniów, nauczycieli, dziennikarzy czy ekspertów, którym akurat tematy podobają się mniej lub bardziej. Tymczasem dopiero na podstawie analizy rozkładu wyników widać jakość zestawu pytań.

Na sprawdzianie kończącym szkołę podstawową uczeń może rokrocznie uzyskać 40 punktów. Rok temu średnio uczniowie uzyskiwali około 25 punktów, w tym roku średni wynik jest bliski 23. Jak zareagowałyby media gdyby wyniósł 27? Albo 37? Czy zestaw pytań trywialnych, na które odpowiedziałby każdy uczeń pokazałby, że polska szkoła podstawowa świetnie uczy? Czy raczej zestaw pytań powinien różnicować, wskazywać, w których szkołach praca idzie trudniej, pokazywać co jest do zrobienia?

Dopiero twarde dane o wynikach pokazują, jakie naprawdę pytania okazały się dla uczniów i właściwe dopiero wówczas powinny pojawiać się komentarze dotyczące zadań. Z wykresu rozkładu wyników widać, że więcej uczniów napisało prace ocenione blisko oceny maksymalnej, niż prace ocenione na oceny bliskie zera. Z komunikatu CKE dowiadujemy się, że pomimo tego, że średni wynik jest niższy, najsłabsza szkoła ma średni wynik wyższy niż najsłabsza szkoła przed rokiem. Najlepsza szkoła jest dalej od maksimum niż najlepsza szkoła przed rokiem. To dość dobry rozkład – nawet najsłabsi zbierają jakieś punkty, ale najlepsze wyniki dostać stosunkowo trudno. Czyli zestaw zadań zróżnicował i uczniów, i szkoły. Dał szkołom i nauczycielom wiedzę o tym, z czym poradzili sobie gorzej, a z czym lepiej.

Warto podawać wyniki egzaminacyjne także w skalach tak zwanych porównywalnych i różnicujących. Aby bez względu na rok egzaminu, na etap edukacyjny czy przedmiot, oceny mówiły nam, gdzie na tle wszystkich innych znajduje się uczeń i szkoła. Tego rodzaju skalą jest skala staninowa. Tabele zamieszczone na stronie CKE dają szkole możliwość stwierdzenia w jakim staninie plasuje się średni wynik szkoły. Wynik 25 w tym roku to wynik wysoki (na 7), rok temu był on średni (na 5). Szkoła powinna popatrzeć, czy ma wynik na tym samym poziomie co w zeszłym roku, czy może on spadł lub urósł. Trzeba to zrobić właśnie patrząc na staniny, a nie na wyniki bezwzględne. Jeśli szkoła rok temu uzyskała wynik wysoki – np. średnio 28 punktów, a w tym roku ma średnio 25 punktów, może śmiało mówić, że ma wynik na tym samym poziomie (czyli na 7 w 9-przedziałowej skali staninowej). Skala 9-przedziałowa daje ważne informacje dla szkół. Zastosowanie takiej skali wobec uczniów zamiast punktów na maturze zlikwidowałoby problem obecnego braku porównywalności wyników z różnych lat czy z różnych przedmiotów (zawsze któryś zestaw pytań okazuje się trudniejszy a któryś łatwiejszy). Jednak informacja rekrutacyjna, którą ma dawać wynik gimnazjalny czy maturalny, musi być bardziej rozdzielcza niż 9-punktowa. Istnieją inne skale i można również na nie przeliczać obecne oceny maturalne czy gimnazjalne. Aby wynik w takiego rodzaju skali znalazły się na uczniowskich świadectwach, trzeba zmienić prawo. Myślę, że warto starać się prawo w tym kierunku zmieniać, ale przedtem poprawiać także poziom edukacji matematycznej naszego społeczeństwa, aby fakt przeliczenia bezwzględnego wyniku egzaminacyjnego na inną skalę nie stanowił czegoś nadmiernie trudnego czy zagadkowego ani dla ucznia, ani dla jego rodzica czy nauczyciela, ani dla świata mediów.

Nowy ustawowy obowiązek (art. 5a. ust. 4 ustawy o systemie oświaty) sporządzania przez władze samorządowe rokrocznej informacji o stanie realizacji zadań oświatowych, zawierającej między innymi analizę wyników egzaminacyjnych, daje konieczność zmierzenia się z zadaniem zrozumienia lokalnych wyników i wyciągnięcia z nich wniosków. Jak w tym samorządowcom pomóc to z kolei zadanie dla dyrektora CKE. Po koniec sierpnia CKE ma przedstawić rezultaty pogłębionej analizy wszystkich egzaminów zewnętrznych. Czy samorządy znajdą w niej coś dla siebie?

10 maja 2009

Informowanie o zmianach

Zmiany w edukacji, nawet drobne, są trudne, gdyż dotyczą dużej liczby ludzi. Trzeba przygotowując zmiany dotrzeć do nich z informacją, starać się uwzględnić ich opinie. Opinie te często są sprzeczne, trudno wszystkim dogodzić. Czy to znaczy, że lepiej nic nie zmieniać? Trzeba zmieniać, gdyż świat idzie naprzód. Edukacja tylko musi za tym światem nadążać. Codziennie wydawane są nowe książki, dokonywane są odkrycia naukowe, powstają nowe technologie. Chcemy, żeby nasze dzieci o tym wszystkim się uczyły. Dlatego co parę lat dyskusja o tym, jak i czego uczyć jest bardzo potrzebna, dlatego większość krajów stale coś zmienia w edukacji.

Rok temu odwiedziłam wszystkie województwa spotykając się tam z przedstawicielami samorządów oraz lokalnych środowisk oświatowych i zadając różne pytania na temat kierunku zmian w edukacji. W lipcu przedstawiliśmy projekt zmian wynikający z tych wiosennych konsultacji. Przygotowana została zmieniona podstawa programowa oraz zmiana ustawy o systemie oświaty. O tym wszystkim staraliśmy się poinformować każdego dyrektora szkoły na specjalnie w tym celu organizowanych w listopadzie i grudniu konferencjach szkoleniowych. Zachęcano ich tam do interesowania się projektem rozporządzenia zmieniającego podejście do ramowych planów nauczania. Zarówno projekt podstawy programowej jak i rozporządzenia o ramówkach zanotowały wiele tysięcy pobrań ze strony internetowej www.reformaprogramowa.men.gov.pl oraz mnóstwo uwag zgłaszanych poprzez ankiety internetowe.

Eksperci od podstawy programowej wyszli naprzeciw tym tysiącom zgłaszanych uwag. Teraz, kiedy już mamy zmienioną ustawę, kiedy gotowy jest cały pakiet rozporządzeń zmieniających szkolną rzeczywistość od września 2009 roku, trzeba o tym jak najlepiej informować wszystkich nauczycieli. Na przełomie maja i czerwca do każdej rady pedagogicznej przyjdzie odpowiednio przygotowany pracownik systemu doskonalenia nauczycieli, wskazując, co ma się zmienić w pracy szkół, gdzie szukać na ten temat informacji, jak się do tego przygotować.

Kolejna trudność to dotarcie z informacjami o zmianach do rodziców tych dzieci, których te zmiany najbardziej dotyczą, przede wszystkim w wieku przedszkolnym. Bezpośrednio do tego dobrego informowania rodziców zostali już na naszych jesiennych konferencjach zobowiązani dyrektorzy szkół podstawowych, bo to oni są tu osobami pierwszego kontaktu.

Edukacyjna zmiana zaplanowana jest aż na sześć lat. Z każdym kolejnym rokiem pewnie będzie łatwiej, zmiany obejmować będą coraz więcej roczników uczniów. Bardzo ważną rolę w tym informowaniu odgrywa Internet. Strony www.6latek.men.gov.pl i www.reformaprogramowa.men.gov.pl to strony stale rozbudowywane, na których każdy może zadać pytanie i otrzymać odpowiedź. Stamtąd mogą czerpać wiedzę rodzice, nauczyciele, dyrektorzy szkół, samorządowcy i pracownicy systemu doskonalenia nauczycieli oraz nadzoru pedagogicznego. Stale coś na tych stronach zmieniamy i poprawiamy, pewnie daleko im do doskonałości, ale bez nich byłoby jeszcze wielokroć trudniej. Zanim do każdej rady pedagogicznej dotrze przesyłka z wydrukowaną podstawą programową z eksperckim komentarzem, można już to wszystko przeczytać w Internecie. Chcemy, żeby polska szkoła stawała się coraz bardziej nowoczesna, nowocześni coraz bardziej muszą być także ci informujący o zmianach i ci z tych informacji korzystający. Strony internetowe ministerstwa będą – muszą być – coraz lepsze. Coraz lepiej także nauczyciele muszą umieć korzystać z zamieszczanych tam informacji. Wszyscy uczymy się całe życie i do tego musimy także przygotowywać w naszych szkołach.

3 maja 2009

Jak rodzice sześciolatków mogą zacząć wspomagać wydawców

Na spotkaniu z samorządowcami z województwa kujawsko-pomorskiego odbywającym się dwa dni temu ktoś zapytał: mamy szkołę podstawową i w tym samym budynku na drugim końcu korytarza przedszkole. W przedszkolu lepsze warunki wyposażenia i opieki. Rodzice wolą, żeby sześciolatki były w tych lepszych warunkach. Jak przeprowadzić te sześciolatki na drugi koniec korytarza, żeby jednak poszły do klasy pierwszej?

Odpowiedziałam: to może połączyć przedszkole i szkołę podstawową w zespół i niech klasa pierwsza dla sześciolatków będzie na tym lepiej wyposażonym końcu korytarza. Będą i dobre warunki, i program odpowiedni. O to właśnie w tej zmianie chodzi, żeby warunki przedszkolne, przyjaznej atmosfery, dobrej opieki, zapanowały również w klasach pierwszych. O adresach zdecyduje samorząd. Minister tylko o programie. Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do przedszkola i dobrze sobie tam radziły, mogą jako sześciolatki rozpocząć realizację programu klasy pierwszej. Jeśli warunki i wyposażenie w szkole pozostawiają trochę do życzenia, równie dobrze w miejscu dotychczas przedszkolnym można stworzyć pierwszą klasę, funkcjonującą w ramach najbliższej szkoły podstawowej. Byle tylko wszystkie dzieci wcześniej chodziły do przedszkola i ich rodzice akceptowali rozpoczęcie przez nie nauki szkolnej.

Ostatnio w jednej z gazet natrafiłam na wypowiedź nauczycielki przedszkola, że pomimo zmiany programowej będzie w przedszkolu uczyć sześcioletnie dzieci czytać i pisać po staremu, i namawia wydawców do sprzedawania rodzicom przedszkolaków starych, wycofanych podręczników do dotychczasowych „zerówek”. Zdaje się jest to autorka jednego z takich podręczników. W artykule do tego z 200 sześciolatków na 2000 zrobiono 1% (jak bardzo jest nam potrzebna powszechna dobra edukacja matematyczna!), chociaż to dziesięć razy więcej. Około jednego procenta sześciolatków rzeczywiście i obecnie idzie do szkoły, ale jeśli w pierwszym roku poszłoby tych parę procent więcej, to jednak to byłaby jakaś zmiana.

Jeśli dzieci jako pięciolatki chodziły do dobrze realizującego dotychczasowy program przedszkola, są w większości gotowe na naukę czytania i pisania. Czyli mogą zacząć realizować nowy program klasy pierwszej, bo nowy program przedszkolny przewiduje tylko przygotowywanie do nauki szkolnej. To będzie dla nich merytorycznie najlepsze. Za rok już wtedy pójdą do klasy drugiej. A w takich warunkach jak opisany przykład kujawsko-pomorski, instytucjonalne połączenie przedszkoli czy punktów przedszkolnych i szkół podstawowych jest bardzo dobrym pomysłem. Umożliwia dobre zagospodarowanie kadry oraz ofertę edukacyjną dostosowaną do potrzeb dzieci.

Dobra opieka i warunki dla uczącego się sześciolatka to nie znaczy, że jako siedmiolatek ma na nowo zaczynać naukę pisania i czytania. Tak działał dotychczasowy program, niezależnie od tego, czy sześciolatek, jak zaczynał się uczył czytać i pisać, był lepiej lub gorzej do tego przygotowany. W przyszłości siedmiolatek ma kontynuować to, czego nauczył się jako sześciolatek, oczywiście najlepiej z tą samą nauczycielką, pod dobrą opieką i w przyjaznej atmosferze, również w klasie drugiej i trzeciej.

Uczenie po szkolnemu, ze starym przedszkolnymi podręcznikami w oddziałach przedszkolnych doprowadzi i tak do sytuacji powtarzania przez dzieci w pierwszej klasie jeszcze raz tego samego. Jedyni co na tym mogliby wygrać, to oczywiście wydawcy i autorzy tych podręczników, które obecnie wychodzą z użytku. Wydawcy podręczniki sprzedawaliby rodzicom o rok dłużej. Zarobiliby i wydawcy, i autorzy, a stracili rodzice. Zapłaciliby i za podręczniki, i za utrzymywanie przez rok dłużej swoich dzieci, zanim te skończą edukację i się usamodzielnią. Więc zastanówmy się, czy tak naprawdę namawia się do ratowania maluchów czy wydawców?