Wczorajsza gazeta wznieciła znowu niepokoje w środowisku bibliotekarzy, pojawiające się już jakiś czas temu. Ponieważ dostaję od przedstawicieli tego środowiska listy, niżej zacytuję swoją odpowiedź na jeden z nich. Myślę, że wyprzedzi ona kolejne listy na ten sam temat.
...Bardzo mi przykro, że w gazecie ukazał się artykuł przypisujący mi intencje, których nie mam. Doceniam rolę nauczycieli-bibliotekarzy w szkołach. Na pewno powinni mieć oni prawo do awansu zawodowego, takiego jak wszyscy inni nauczyciele. Temat, który zdarzało mi się poruszać, to stworzenie możliwości aby lokalnie - tam gdzie może być taka potrzeba - stworzyć możliwość działania bibliotek szkolnych w wakacje, czyli uczynienia z bibliotek szkolnych (także ze świetlic), miejsc nie-feryjnych. Jak wiadomo wielu nauczycieli, z wielu placówek oświatowych (na przykład przedszkola, poradnie), funkcjonuje obecnie w rytmie nie-feryjnym i mają status nauczyciela (inaczej uregulowane prawo do urlopu). Ponieważ wcale nie wszędzie pewnie są takie potrzeby, mówiłam tu o możliwości lokalnej, a nie zmianie centralnej. Połączonej oczywiście z lokalnym systemem wynagradzania, motywowania itp. Chodziło mi o to, żeby w miejscach gdzie dzieci nie mają zafundowanych przez rodziców atrakcyjnych ferii czy wakacji, miały dostęp do książki i profesjonalnej opieki. Ten pomysł oczywiście wymaga gruntownych zmian w prawie i bez zmiany Karty Nauczyciela nie może wejść w życie. Dlatego szkoła - także biblioteka i świetlica szkolna - w bardzo wielu miejscach, gdzie mogłaby pełnić ważną rolę w wakacje (choćby przez część wakacji), musi być wtedy miejscem zamkniętym na cztery spusty. Pomimo tego, że to mogłoby być najlepsze miejsce na wakacje dla wielu dzieci mających trudną sytuację domową lub bardzo zapracowanych i nie mających dla nich dużo czasu rodziców. Przy okazji dające szansę na uczenie czytania dla przyjemności, a nie tylko dlatego, że zadano kolejną lekturę. Czyli na realizację misji Państwa - bibliotekarzy szkolnych - w szerszym zakresie...
Strony
▼
28 grudnia 2010
24 grudnia 2010
Świątecznie
Życzę wszystkiego najlepszego na nadchodzące święta Bożego Narodzenia i cały Nowy Rok. Bardziej rozbudowana i oficjalna wersja życzeń jest oczywiście na stronie głównej MEN. Tam też zaraz pod spodem znajduje się informacja o nadaniu imienia Anny Radziwiłł największej sali konferencyjnej ministerstwa, w której potem – dwa dni temu, już po raz czwarty – osobiście składałam życzenia wszystkim pracownikom. Kolejny raz składano tam życzenia ale po raz pierwszy sala miała tę nową nazwę. Cieszę się bardzo z tego pomysłu, bo to ważne i godne upamiętnienie pani Anny. Niech pamięć o wielu bliskich, którzy już od nas odeszli będzie również z nami w te święta. Tak jak i wiele przepisów kulinarnych naszych nie żyjących już mam i babć. Rok temu dzieląc się na tej stronie świątecznymi smakami polecałam swój przepis na rybę po grecku. W tym roku przepis na sernik.
Polecam, bo to bardzo łatwo i szybko do zrobienia, na bazie serków homogenizowanych, bez żadnego spodu, wylewa się na wysmarowaną tłuszczem formę i piecze. Moje dzieci bardzo go lubią. Jeśli chcemy zrobić na dużej blasze, trzeba wziąć 1,5 proporcji. Serki najlepiej kupić nie słodzone, zwykłe (takie po 250 g), jeśli w sklepie oferują tylko waniliowe, także można użyć, ale wtedy warto dać trochę mniej cukru.
Sernik
4 jaja
1 szklanka cukru
3 łyżki stołowe płaskie mąki kartoflanej
4 serki homogenizowane (po 250 g)
1 łyżka mała proszku do pieczenia
½ kostki masła
rodzynki, ewentualnie skórka pomarańczowa
Żółtka utrzeć z cukrem, dodać masło serki, mąkę i proszek do pieczenia, na koniec dodać ubite białka i rodzynki, piec około godzinę, do lekkiego zrumienienia.
Po upieczeniu można polać czekoladową polewą (bez polewy także bardzo dobrze smakuje).
Polewa
½ kostki masła
2 duże łyżki kakao
1 łyżka mleka
½ szklanki cukru
Podgrzewamy wszystko w garnku, gotujemy chwilę razem, potem wylewamy na upieczony sernik i pozostawiamy do ostygnięcia.
Smacznego!
Polecam, bo to bardzo łatwo i szybko do zrobienia, na bazie serków homogenizowanych, bez żadnego spodu, wylewa się na wysmarowaną tłuszczem formę i piecze. Moje dzieci bardzo go lubią. Jeśli chcemy zrobić na dużej blasze, trzeba wziąć 1,5 proporcji. Serki najlepiej kupić nie słodzone, zwykłe (takie po 250 g), jeśli w sklepie oferują tylko waniliowe, także można użyć, ale wtedy warto dać trochę mniej cukru.
Sernik
4 jaja
1 szklanka cukru
3 łyżki stołowe płaskie mąki kartoflanej
4 serki homogenizowane (po 250 g)
1 łyżka mała proszku do pieczenia
½ kostki masła
rodzynki, ewentualnie skórka pomarańczowa
Żółtka utrzeć z cukrem, dodać masło serki, mąkę i proszek do pieczenia, na koniec dodać ubite białka i rodzynki, piec około godzinę, do lekkiego zrumienienia.
Po upieczeniu można polać czekoladową polewą (bez polewy także bardzo dobrze smakuje).
Polewa
½ kostki masła
2 duże łyżki kakao
1 łyżka mleka
½ szklanki cukru
Podgrzewamy wszystko w garnku, gotujemy chwilę razem, potem wylewamy na upieczony sernik i pozostawiamy do ostygnięcia.
Smacznego!
19 grudnia 2010
Jak doceniać nauczycieli?
Ostatnio w mediach pojawiła się znowu dyskusja o Karcie Nauczyciela. Chciałabym, żeby to był dokument z którym nauczyciele czują się dobrze i który daje możliwość jak najlepszego motywowania ich do wyróżniającej się pracy. Natomiast od czasu jak tu poinformowałam, że ruszyły prace Zespołu zajmującego się Kartą, bardzo niewiele się w tej sprawie zmieniło. Zespół spotyka się i próbuje dojść do porozumienia. Ja na to porozumienie czekam.
Często, również za pośrednictwem tej strony, dostaję listy od nauczycieli którzy chcieliby czuć się bardziej doceniani w swojej pracy, którzy martwią się o publiczny wizerunek swojego zawodu. Skarżą się na różne zapisy Karty nauczyciele i dyrektorzy szkół, samorządowcy i związkowcy. Dlatego proszę Zespół o dobre pomysły i szukanie zgody. Tymczasem łatwo się narzeka, zaś konstruktywnie proponuje trudno. Każdy, nawet drobny, pojawiający się na forum Zespołu pomysł jest gruntownie krytykowany. Ostatnio prosiłam o nie powtarzanie już uwag krytycznych, tylko jedynie proponowanie lepszych pomysłów. Zobaczymy co to przyniesie.
Tymczasem sposobem na zauważenie i docenienie pracy wyróżniających się szkół i nauczycieli jest akcja Szkoła Odkrywców Talentów. Ogłosiłam ją niedawno – w ramach Roku Odkrywania Talentów. Od początku roku szkolnego zapełniamy mapę Miejsc Odkrywania Talentów i trochę się już ich nazbierało. Teraz ruszyła mapa Szkół. Zachęcam wszystkich tych, którzy robią coś ciekawego, dodatkowego z uczniami, żeby wnioskowali o znalezienie się na tej mapie. Regulamin wymaga, żeby szkoła pokazała – opisała krótko w formularzu z naszej strony – efekty ponadprogramowej pracy z uczniami osiągane przez przynajmniej trzech nauczycieli.
Wierzę, że tablice Szkoła Odkrywców Talentów znajdą się w dużej liczbie szkół. Mamy już Szkoły z klasą, Szkoły bez przemocy, Szkoły promujące zdrowie, Szkoły przyjazne uczniom z dysleksją. Promujmy także pracę nauczycieli – odkrywców talentów. Szczególnie jestem zadowolona, że w akcję tę postanowił się zaangażować Super Express. Jakiś czas temu zaproszono mnie tam do redakcji na rozmowę w ramach akcji STOP DOPALACZOM. Wtedy właśnie przekonywałam, że najlepiej będziemy w szkołach przeciwdziałać uzależnieniom uczniów dbając o odkrywanie oraz rozwijanie ich pasji i zainteresowań, przedstawiając ciekawą ofertę ponadobowiązkową. Że warto pokazywać dobre przykłady pracy szkoły i dbających o rozwój swoich uczniów nauczycieli. Cieszę się, że przekonałam…
Często, również za pośrednictwem tej strony, dostaję listy od nauczycieli którzy chcieliby czuć się bardziej doceniani w swojej pracy, którzy martwią się o publiczny wizerunek swojego zawodu. Skarżą się na różne zapisy Karty nauczyciele i dyrektorzy szkół, samorządowcy i związkowcy. Dlatego proszę Zespół o dobre pomysły i szukanie zgody. Tymczasem łatwo się narzeka, zaś konstruktywnie proponuje trudno. Każdy, nawet drobny, pojawiający się na forum Zespołu pomysł jest gruntownie krytykowany. Ostatnio prosiłam o nie powtarzanie już uwag krytycznych, tylko jedynie proponowanie lepszych pomysłów. Zobaczymy co to przyniesie.
Tymczasem sposobem na zauważenie i docenienie pracy wyróżniających się szkół i nauczycieli jest akcja Szkoła Odkrywców Talentów. Ogłosiłam ją niedawno – w ramach Roku Odkrywania Talentów. Od początku roku szkolnego zapełniamy mapę Miejsc Odkrywania Talentów i trochę się już ich nazbierało. Teraz ruszyła mapa Szkół. Zachęcam wszystkich tych, którzy robią coś ciekawego, dodatkowego z uczniami, żeby wnioskowali o znalezienie się na tej mapie. Regulamin wymaga, żeby szkoła pokazała – opisała krótko w formularzu z naszej strony – efekty ponadprogramowej pracy z uczniami osiągane przez przynajmniej trzech nauczycieli.
Wierzę, że tablice Szkoła Odkrywców Talentów znajdą się w dużej liczbie szkół. Mamy już Szkoły z klasą, Szkoły bez przemocy, Szkoły promujące zdrowie, Szkoły przyjazne uczniom z dysleksją. Promujmy także pracę nauczycieli – odkrywców talentów. Szczególnie jestem zadowolona, że w akcję tę postanowił się zaangażować Super Express. Jakiś czas temu zaproszono mnie tam do redakcji na rozmowę w ramach akcji STOP DOPALACZOM. Wtedy właśnie przekonywałam, że najlepiej będziemy w szkołach przeciwdziałać uzależnieniom uczniów dbając o odkrywanie oraz rozwijanie ich pasji i zainteresowań, przedstawiając ciekawą ofertę ponadobowiązkową. Że warto pokazywać dobre przykłady pracy szkoły i dbających o rozwój swoich uczniów nauczycieli. Cieszę się, że przekonałam…
11 grudnia 2010
Przestawiajmy stoły w naszych szkołach!
Międzynarodowe badania dotyczące uczenia języków obcych najmłodszych uczniów pokazały, że polską szkołę wyróżnia to, że dzieci na ogół spędzają tam czas patrząc w plecy kolegi. Coraz lepiej uczymy języków obcych, posługiwania się nowymi technologiami (choć pewnie i w tych sprawach mamy w niektórych szkołach trochę do nadrobienia), ale najtrudniej jest zmienić postawy rodziców i nauczycieli, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przede wszystkim panuje przeświadczenie, ze szkoła jest miejscem, w którym mamy siedzieć cicho, patrzeć przed siebie (w nauczyciela, tablicę, a przy okazji w plecy kolegi) i słuchać. Przekaz odbywa się w jedną stronę, a uczeń jedynie od czasu do czasu powinien na piśmie lub ustnie odtworzyć to, co wcześniej usłyszał.
Tymczasem rozstawienie stolików wokół klasy, tak aby wszyscy – nauczyciel i uczniowie – widzieli swoje twarze, mogli dyskutować, wymieniać poglądy, słuchać siebie nawzajem, może uczyć – zamiast chowania się za plecy kolegi – wiary w siebie, przebojowości, otwartości, śmiałości w przedstawianiu swoich racji. Wprowadzenie do młodszych klas dywanika, czy posadzenie uczniów grupami przy kilku stołach może także pomóc uczyć współpracy, swobodnej aktywności, umiejętności pomagania sobie nawzajem.
Spróbujmy kształcić ludzi śmiałych, pewnych siebie, umiejących przewodzić i współdziałać, zamiast tylko cichych, grzecznych i posłusznych. W przedszkolu uczymy poprzez zabawę i w sposób aktywny, dzieci przejawiają tam mnóstwo ciekawości świata i objawiają rozmaite uzdolnienia. Często już początkowe klasy tę naturalną ciekawość i kreatywność jakoś tłumią. Zaś w wieku gimnazjalnym tych postrzeganych w międzynarodowych badaniach jako najzdolniejszych, dobrze odpowiadających na polecenia wymagające bardziej złożonych rozumowań, mamy zdecydowanie mniej niż w wielu innych krajach.
Warto zając się przestawianiem stołów w polskich szkołach. Może będzie to symboliczny początek trochę innego podejścia do zadań szkoły, pod warunkiem że do takiej aktywnej rozdyskutowanej klasy nie wpadnie zaraz dyrektor lub inna ważna osoba z zarzutami wobec nauczyciela o bałagan na lekcji. Trochę takiego twórczego bałaganu jest nam bardzo potrzebne. A na klasówkę przestawimy stoły z powrotem. Zadania wymagające innowacyjnego, kreatywnego myślenia z pewnością będą na niej rozwiązane lepiej. Poznając rezultaty kolejnych klasówek będziemy rozsuwać stoły z powrotem z coraz większym przekonaniem.
Tymczasem rozstawienie stolików wokół klasy, tak aby wszyscy – nauczyciel i uczniowie – widzieli swoje twarze, mogli dyskutować, wymieniać poglądy, słuchać siebie nawzajem, może uczyć – zamiast chowania się za plecy kolegi – wiary w siebie, przebojowości, otwartości, śmiałości w przedstawianiu swoich racji. Wprowadzenie do młodszych klas dywanika, czy posadzenie uczniów grupami przy kilku stołach może także pomóc uczyć współpracy, swobodnej aktywności, umiejętności pomagania sobie nawzajem.
Spróbujmy kształcić ludzi śmiałych, pewnych siebie, umiejących przewodzić i współdziałać, zamiast tylko cichych, grzecznych i posłusznych. W przedszkolu uczymy poprzez zabawę i w sposób aktywny, dzieci przejawiają tam mnóstwo ciekawości świata i objawiają rozmaite uzdolnienia. Często już początkowe klasy tę naturalną ciekawość i kreatywność jakoś tłumią. Zaś w wieku gimnazjalnym tych postrzeganych w międzynarodowych badaniach jako najzdolniejszych, dobrze odpowiadających na polecenia wymagające bardziej złożonych rozumowań, mamy zdecydowanie mniej niż w wielu innych krajach.
Warto zając się przestawianiem stołów w polskich szkołach. Może będzie to symboliczny początek trochę innego podejścia do zadań szkoły, pod warunkiem że do takiej aktywnej rozdyskutowanej klasy nie wpadnie zaraz dyrektor lub inna ważna osoba z zarzutami wobec nauczyciela o bałagan na lekcji. Trochę takiego twórczego bałaganu jest nam bardzo potrzebne. A na klasówkę przestawimy stoły z powrotem. Zadania wymagające innowacyjnego, kreatywnego myślenia z pewnością będą na niej rozwiązane lepiej. Poznając rezultaty kolejnych klasówek będziemy rozsuwać stoły z powrotem z coraz większym przekonaniem.
28 listopada 2010
Trzy lata
Zachęcam do pobrania i przeczytania podsumowania trzech lat pracy naszego rządu Polska 2010. Jest tam sporo o edukacji. Również jako Ministerstwo Edukacji Narodowej staraliśmy się takiego podsumowania dokonać w komunikacie i prezentacji omawianych na konferencji prasowej odbywającej się w dniu kolejnego posiedzenia zespołu opiniodawczo-doradczego ds. statusu zawodowego nauczycieli. Rozmawiamy o zmianach w systemie edukacji mających duże znaczenie. Przygotowanie i procedowanie tego wszystkiego pewnie zajmie nam najbliższe miesiące. Ustawy, które chciałabym, żeby zostały przyjęte w I półroczu 2011 roku, są następujące:
1) ustawa o systemie informacji oświatowej (projekt przyjęty przez Radę Ministrów 9 listopada)
– zmodernizowany System Informacji Oświatowej – jako narzędzie dobrego zarządzania w edukacji
2) ustawa o zmianie ustawy o systemie oświaty:
– umożliwienie samorządom efektywniejszego zarządzania oświatą poprzez grupowanie szkół i placówek (grupy przedszkolno-podstawowe, grupy gimnazjalno-licealne, branżowe centra kształcenia zawodowego i ustawicznego, centra rozwoju edukacji)
– wdrożenie zaplanowanych i już konsultowanych koniecznych zmian unowocześniających kształcenie zawodowe i ustawiczne, w tym umożliwiających kształcenie na odległość
– zmiany w finansowaniu edukacji przedszkolnej i edukacji dorosłych
– wprowadzenie do systemu edukacji niepublicznych polskich szkół uzupełniających dla dzieci poza granicami naszego kraju
3) ustawa o zarządzaniu jakością w edukacji
– jednolity system jakości edukacji – realizacja konstytucyjnego zadania państwa, jakim jest nadzór pedagogiczny, przez inspektorów jakości edukacji wprowadzonych zamiast kuratorów i wizytatorów
– Regionalne Ośrodki Jakości Edukacji funkcjonujące zamiast kuratoriów i komisji egzaminacyjnych
1) ustawa o systemie informacji oświatowej (projekt przyjęty przez Radę Ministrów 9 listopada)
– zmodernizowany System Informacji Oświatowej – jako narzędzie dobrego zarządzania w edukacji
2) ustawa o zmianie ustawy o systemie oświaty:
– umożliwienie samorządom efektywniejszego zarządzania oświatą poprzez grupowanie szkół i placówek (grupy przedszkolno-podstawowe, grupy gimnazjalno-licealne, branżowe centra kształcenia zawodowego i ustawicznego, centra rozwoju edukacji)
– wdrożenie zaplanowanych i już konsultowanych koniecznych zmian unowocześniających kształcenie zawodowe i ustawiczne, w tym umożliwiających kształcenie na odległość
– zmiany w finansowaniu edukacji przedszkolnej i edukacji dorosłych
– wprowadzenie do systemu edukacji niepublicznych polskich szkół uzupełniających dla dzieci poza granicami naszego kraju
3) ustawa o zarządzaniu jakością w edukacji
– jednolity system jakości edukacji – realizacja konstytucyjnego zadania państwa, jakim jest nadzór pedagogiczny, przez inspektorów jakości edukacji wprowadzonych zamiast kuratorów i wizytatorów
– Regionalne Ośrodki Jakości Edukacji funkcjonujące zamiast kuratoriów i komisji egzaminacyjnych
12 listopada 2010
Radość w Święto Niepodległości
Kilka dni temu Pan Prezydent RP Bronisław Komorowski apelował o robienie w szkołach z najmłodszymi uczniami biało-czerwonych kotylionów i o radosne przeżywanie naszego narodowego święta. Starałam się wesprzeć tę inicjatywę, i poprzez informowanie o apelu Prezydenta na stronie internetowej MEN, i poprzez wspólne robienie kotylionów na spotkaniu prezydenta i jego małżonki z uczniami jednej z warszawskich szkół.
Wówczas tez w kilku swoich wypowiedziach zwróciłam uwagę na różne lokalne, bardzo dobre tradycje radosnego obchodzenia Święta Niepodległości. Chyba największą z nich jest funkcjonująca już od ośmiu lat w Gdańsku Parada Niepodległości. Wczoraj na gdańskiej paradzie Prezydentowi Miasta Gdańska Pawłowi Adamowiczowi przypięłam biało-czerwony kotylion przywieziony z warszawskich uroczystości.
Zdjęcia i komentarze na temat tej parady można znaleźć zarówno na stronie Urzędu Miasta Gdańska, jak i organizatora parady – stowarzyszenia SUM (Społeczny Urząd Miasta). Bardzo wielu mieszkańców Gdańska wzięło udział w pochodzie lub podziwiało z okien i chodników idące pieszo i jadące konno postaci w historycznych strojach, przejeżdżające stare pojazdy, ale też reprezentacje bardzo wielu szkół z wesołymi przebierańcami w narodowych barwach. Na zdjęciach trochę widać ten radosny klimat całego przedsięwzięcia.
Chciałabym, aby uczniowie ze wszystkich polskich szkół mogli w dniu naszego narodowego święta tak wesoło, aktywnie uczyć się historii i patriotyzmu. Zbierajmy informacje o innych takich przykładach, gdzie jeszcze w Święto Niepodległości działo się coś naprawdę interesującego dla dzieci i młodzieży?
Wówczas tez w kilku swoich wypowiedziach zwróciłam uwagę na różne lokalne, bardzo dobre tradycje radosnego obchodzenia Święta Niepodległości. Chyba największą z nich jest funkcjonująca już od ośmiu lat w Gdańsku Parada Niepodległości. Wczoraj na gdańskiej paradzie Prezydentowi Miasta Gdańska Pawłowi Adamowiczowi przypięłam biało-czerwony kotylion przywieziony z warszawskich uroczystości.
Zdjęcia i komentarze na temat tej parady można znaleźć zarówno na stronie Urzędu Miasta Gdańska, jak i organizatora parady – stowarzyszenia SUM (Społeczny Urząd Miasta). Bardzo wielu mieszkańców Gdańska wzięło udział w pochodzie lub podziwiało z okien i chodników idące pieszo i jadące konno postaci w historycznych strojach, przejeżdżające stare pojazdy, ale też reprezentacje bardzo wielu szkół z wesołymi przebierańcami w narodowych barwach. Na zdjęciach trochę widać ten radosny klimat całego przedsięwzięcia.
Chciałabym, aby uczniowie ze wszystkich polskich szkół mogli w dniu naszego narodowego święta tak wesoło, aktywnie uczyć się historii i patriotyzmu. Zbierajmy informacje o innych takich przykładach, gdzie jeszcze w Święto Niepodległości działo się coś naprawdę interesującego dla dzieci i młodzieży?
24 października 2010
Godziny "karciane"
Dziś pozwalam sobie zacytować fragmenty otrzymanego ostatnio listu i moją na niego odpowiedź, gdyż poruszony problem dotyczy pewnie większej liczby nauczycieli.
Jestem nauczycielem języka niemieckiego. Mam zapytanie dotyczące tzw."dwóch godzin karcianych"(art.42 KN). W szkole, w której pracuję zostaliśmy zobowiązani do przeprowadzenia dwóch godzin zajęć o charakterze dydaktycznym, w postaci kół zainteresowań, zespołów wyrównywania wiedzy, czy też zajęć przygotowujących do egzaminów maturalnego lub gimnazjalnego. Fakt prowadzenia takich zajęć odnotowujemy rzecz jasna w dziennikach zajęć dodatkowych. Problemem dla większości nauczycieli jest zebranie odpowiedniej liczby osób na zajęcia. Dyrektor wymaga co najmniej 15 osób wpisanych na listę w dzienniku, w przeciwnym razie odmawia potwierdzenia realizacji tychże godzin. Osobiście prowadzę zajęcia przygotowujące do egzaminu maturalnego. Język niemiecki wybrały zaledwie 4 osoby z klasy, którą prowadzę. Uczniowie, w klasach młodszych są jeszcze niezdecydowani co do wyboru języka, więc póki co niezainteresowani. Zresztą jak mówią, "mają tyle już tych kółek, że nie mają czasu i fizycznej możliwości na wszystkie chodzić". Nauczycieli jest dużo, koła nakładają się na siebie. Czysta desperacja. Na moje zajęcia uczęszczają regularnie dwie osoby, z którymi uczciwie pracuję, przygotowuję materiały itd. Dyrektor twierdzi jednak, że taka praca to udawanie. Czy mamy tworzyć fikcyjne listy uczniów, aby zadowolić biurokrację? Po bardzo nieprzyjemnym dniu w szkole jestem zwyczajnie zniechęcona. Zawsze lubiłam swoją pracę, lubię uczyć i wybór zawodu nie był dla mnie przypadkowy. Zajęcia dodatkowe prowadziłam zawsze, nawet gdy nie było takiego obowiązku, podobnie zresztą jak wielu innych nauczycieli. Takie sytuacje i nierealne oczekiwania zupełnie zabijają motywację do pracy. Zdecydowałam się więc napisać w chwili autentycznego rozgoryczenia, prosząc o odpowiedź, gdyż rozporządzenia są ogólne, a w wielu kwestiach jak widzę panuje całkowita dowolność interpretacyjna. Chyba, że się mylę i emocje biorą górę...
A oto fragmenty z mojej odpowiedzi:
Pomysł wymagania określonej liczby uczniów na zajęciach, które mają rozwijać ich szczególne zdolności, lub udzielać pomocy w przezwyciężaniu trudności, jest oczywiście pomysłem dyrektora, a nie ministra. Nie ma tu w prawie ograniczeń. Chodziło o stworzenie możliwości udzielania nawet indywidualnej pomocy, jeśli jest taka potrzeba.
Oczywiście trzeba działać racjonalnie i jeśli kilku uczniów wymaga tego samego rodzaju pomocy, należy ich grupować, ale bez stwarzania fikcji!!!
Niestety mamy sygnały różnych dziwnych interpretacji tych przepisów. Przepisy, które przygotowaliśmy, dotyczące zasad udzielania w szkole pomocy psychologiczno-pedagogicznej, do której zaliczyliśmy również zajęcia rozwijające szczególne uzdolnienia, mają tę sprawę trochę uporządkować. Oczekujemy od zespołów nauczycieli uczących w poszczególnych klasach w przyszłości przedstawiania dyrektorowi bilansu faktycznych potrzeb ich uczniów. Zamiast "konkurować" o uczniów - jak Pani opisuje - potrzebne jest współdziałanie uczących ich nauczycieli, aby jak najlepiej określić, co jest któremu uczniowi naprawdę najbardziej potrzebne. Jeśli akurat w Pani szkole właśnie czwórka uczniów potrzebuje zindywidualizowanej pomocy w przygotowywaniu do matury z niemieckiego, z tą czwórką pewnie powinna Pani prowadzić swoje godziny. Dyrektor ma ostatecznie decydować, jak mają być spożytkowane "Pani" godziny, ale to na wypadek, gdyby jakieś inne potrzeby uczniów jego zdaniem były ważniejsze (znalazło się więcej potrzebujących tego samego rodzaju pomocy lub inna grupa wydawała się jeszcze bardziej potrzebująca).
Mamy wychodzić naprzeciw potrzebom uczniów - taka jest idea tych godzin.
Szczególnie zachęcam do zapoznania się z projektem podpisywanego wkrótce rozporządzenia dotyczącego udzielania pomocy uczniom w szkołach. W szczególności, zgodnie z tym rozporządzeniem, zajęcia o charakterze dydaktyczno-wyrównawczym powinny być prowadzone w grupach o liczebności do 8 uczniów (bez ograniczenia dolnego, czyli nawet dla jednego potrzebującego). Mam nadzieję, że w kolejnych latach szkolnych pomoże to organizować szkołom pracę.
Jestem nauczycielem języka niemieckiego. Mam zapytanie dotyczące tzw."dwóch godzin karcianych"(art.42 KN). W szkole, w której pracuję zostaliśmy zobowiązani do przeprowadzenia dwóch godzin zajęć o charakterze dydaktycznym, w postaci kół zainteresowań, zespołów wyrównywania wiedzy, czy też zajęć przygotowujących do egzaminów maturalnego lub gimnazjalnego. Fakt prowadzenia takich zajęć odnotowujemy rzecz jasna w dziennikach zajęć dodatkowych. Problemem dla większości nauczycieli jest zebranie odpowiedniej liczby osób na zajęcia. Dyrektor wymaga co najmniej 15 osób wpisanych na listę w dzienniku, w przeciwnym razie odmawia potwierdzenia realizacji tychże godzin. Osobiście prowadzę zajęcia przygotowujące do egzaminu maturalnego. Język niemiecki wybrały zaledwie 4 osoby z klasy, którą prowadzę. Uczniowie, w klasach młodszych są jeszcze niezdecydowani co do wyboru języka, więc póki co niezainteresowani. Zresztą jak mówią, "mają tyle już tych kółek, że nie mają czasu i fizycznej możliwości na wszystkie chodzić". Nauczycieli jest dużo, koła nakładają się na siebie. Czysta desperacja. Na moje zajęcia uczęszczają regularnie dwie osoby, z którymi uczciwie pracuję, przygotowuję materiały itd. Dyrektor twierdzi jednak, że taka praca to udawanie. Czy mamy tworzyć fikcyjne listy uczniów, aby zadowolić biurokrację? Po bardzo nieprzyjemnym dniu w szkole jestem zwyczajnie zniechęcona. Zawsze lubiłam swoją pracę, lubię uczyć i wybór zawodu nie był dla mnie przypadkowy. Zajęcia dodatkowe prowadziłam zawsze, nawet gdy nie było takiego obowiązku, podobnie zresztą jak wielu innych nauczycieli. Takie sytuacje i nierealne oczekiwania zupełnie zabijają motywację do pracy. Zdecydowałam się więc napisać w chwili autentycznego rozgoryczenia, prosząc o odpowiedź, gdyż rozporządzenia są ogólne, a w wielu kwestiach jak widzę panuje całkowita dowolność interpretacyjna. Chyba, że się mylę i emocje biorą górę...
A oto fragmenty z mojej odpowiedzi:
Pomysł wymagania określonej liczby uczniów na zajęciach, które mają rozwijać ich szczególne zdolności, lub udzielać pomocy w przezwyciężaniu trudności, jest oczywiście pomysłem dyrektora, a nie ministra. Nie ma tu w prawie ograniczeń. Chodziło o stworzenie możliwości udzielania nawet indywidualnej pomocy, jeśli jest taka potrzeba.
Oczywiście trzeba działać racjonalnie i jeśli kilku uczniów wymaga tego samego rodzaju pomocy, należy ich grupować, ale bez stwarzania fikcji!!!
Niestety mamy sygnały różnych dziwnych interpretacji tych przepisów. Przepisy, które przygotowaliśmy, dotyczące zasad udzielania w szkole pomocy psychologiczno-pedagogicznej, do której zaliczyliśmy również zajęcia rozwijające szczególne uzdolnienia, mają tę sprawę trochę uporządkować. Oczekujemy od zespołów nauczycieli uczących w poszczególnych klasach w przyszłości przedstawiania dyrektorowi bilansu faktycznych potrzeb ich uczniów. Zamiast "konkurować" o uczniów - jak Pani opisuje - potrzebne jest współdziałanie uczących ich nauczycieli, aby jak najlepiej określić, co jest któremu uczniowi naprawdę najbardziej potrzebne. Jeśli akurat w Pani szkole właśnie czwórka uczniów potrzebuje zindywidualizowanej pomocy w przygotowywaniu do matury z niemieckiego, z tą czwórką pewnie powinna Pani prowadzić swoje godziny. Dyrektor ma ostatecznie decydować, jak mają być spożytkowane "Pani" godziny, ale to na wypadek, gdyby jakieś inne potrzeby uczniów jego zdaniem były ważniejsze (znalazło się więcej potrzebujących tego samego rodzaju pomocy lub inna grupa wydawała się jeszcze bardziej potrzebująca).
Mamy wychodzić naprzeciw potrzebom uczniów - taka jest idea tych godzin.
Szczególnie zachęcam do zapoznania się z projektem podpisywanego wkrótce rozporządzenia dotyczącego udzielania pomocy uczniom w szkołach. W szczególności, zgodnie z tym rozporządzeniem, zajęcia o charakterze dydaktyczno-wyrównawczym powinny być prowadzone w grupach o liczebności do 8 uczniów (bez ograniczenia dolnego, czyli nawet dla jednego potrzebującego). Mam nadzieję, że w kolejnych latach szkolnych pomoże to organizować szkołom pracę.
8 października 2010
Nauczyciel Roku
Otrzymałam ostatnio sporo maili komentujących rezultaty Konkursu Nauczyciel Roku 2010. Przekazałam w związku z tym stawiane pytania organizatorom konkursu. Otrzymałam odpowiedź od samego redaktora naczelnego Głosu Nauczycielskiego, przybliżającą trochę pracę Jury. Oto parę fragmentów jego listu:
(…) Chciałbym podzielić się z Panią informacjami o tym w jaki sposób jest rozstrzygany konkurs i wykazać, że Jury działa w sposób transparentny, merytoryczny i bezstronny.
Konkurs odbywał się już po raz dziewiąty. Za każdym razem jego rozpoczęcie jest anonsowane w Głosie Nauczycielskim i na stronie internetowej www.glos.pl. Jest także zamieszczany Regulamin konkursu, w którym staramy się uregulować przebieg każdej edycji. Dodam, że zgodnie z Regulaminem każdy uczestnik konkursu może złożyć reklamację, która musi być rozpatrzona.
Określając kryteria, które powinni spełnić laureaci, prosimy o przedstawienie sukcesów nauczyciela - tych mierzalnych (to może być np. liczba laureatów olimpiad, odsetek absolwentów przystępujących do matury i zdających ją, albo sukcesy związane z realizacją oświatowych projektów) oraz niemierzalnych (liczą się czyny, które niekoniecznie dotyczą sukcesów dydaktycznych, ale świadczą o tym, czy nauczyciel jest wychowawcą z prawdziwego zdarzenia - mieliśmy tutaj takie sytuacje jak np. wyciągnięcie ucznia z narkomanii, pomoc uczennicy zagrożonej anoreksją). Zdajemy sobie sprawę z tego, że kryterium "sukcesy nauczyciela" wydaje się nieostre. Jednak od samego początku przyjęliśmy, że konkurs musi być tak skonstruowany, by mogli w nim uczestniczyć nauczyciele z przedszkoli i liceów, z małych wiejskich szkół i dużych placówek miejskich, specjaliści i przedmiotowcy. A więc nauczyciele, którzy mogą być wybitni w tym co robią, ale efekty ich pracy nie zawsze są w prosty sposób porównywalne. (…) Odkrywamy często pedagogów z bardzo małych miejscowości i ze szkół, które nie plasują się w czołówkach rankingów. Robią fantastyczne rzeczy, a przecież mają o wiele trudniej niż ich koledzy z renomowanych szkół z wielkich miast.
Parę słów o samej kuchni wyboru laureatów. Wszystkie wnioski są czytane przez członków zespołu redakcyjnego, często przez kilka osób jednocześnie, by wykluczyć czy ograniczyć możliwość błędu. Dyskutujemy w redakcji nad tymi wnioskami, każdy zostaje opisany – tzn. spisujemy uwagi dotyczące wniosku. Podczas posiedzenia Jury relacjonujemy spostrzeżenia z tej redakcyjnej lektury. Jury otrzymuje pełną listę kandydatów i ma dostęp do wszystkich wniosków oraz towarzyszących im dokumentów.
(…) Rozumiem, że mogła być Pani zaniepokojona sygnałami, że coś jest "nie tak" z tym konkursem. Zgadzam się, że warto powiedzieć więcej na łamach Głosu o kuchni pracy jury. W numerze, który ukaże się w dniu Gali (nr 41 z 13 października), oprócz informacji o samych laureatach zamieszczę także słowo wstępne, w którym postaram się wyjaśnić jak najwięcej.
Ma Pani rację, że oprócz tych wybranych do finału, jest jeszcze bardzo wielu dobrych nauczycieli, którzy o włos tylko przegrali z finalistami (…). I właściwie ci nagrodzeni to są właśnie przykłady. Ich wybór nie świadczy o tym, że innych przekreślamy, że to co robią przestało być ważne. Tak zawsze staraliśmy się przedstawiać ideę tego konkursu.
Wydaje mi się, że większość uczestników konkursu podziela taki punkt widzenia. Np. jeden z nominowanych do finału, kiedy do niego zadzwoniliśmy z tą informacją (dzwoniliśmy do wszystkich z 13), powiedział nam "ja wygrałem już w momencie, kiedy uczniowie mnie zgłosili".
Wierzę, że inni, którzy akurat nie weszli do finału, w głębi serca myślą podobnie. Najważniejsze jest to, żeby nadal robili te wspaniałe rzeczy, które robią przecież nie dla nagród i zaszczytów, ale przede wszystkim dla swoich uczniów.
Dobrze, że na łamach Głosu także coś więcej zostanie powiedziane o "kuchni" pracy Jury Konkursu. W końcu analizuje ono tylko dokumenty. Mam przekonanie, że wybiera bardzo dobrych nauczycieli, co nie znaczy, że jest takich jeszcze wielu, którzy albo nie umieli tak samo bardzo dobrze zaprezentować tego co robią naprawdę, albo nawet nie zostali zgłoszeni. To w końcu tylko pozytywne przykłady i tak to traktujmy. Życzmy wszystkim nauczycielom wszystkiego najlepszego z okazji ich święta oraz wiele satysfakcji z pracy – przede wszystkim w oczach wychowanków, bo dla nich w końcu to wszystko...
(…) Chciałbym podzielić się z Panią informacjami o tym w jaki sposób jest rozstrzygany konkurs i wykazać, że Jury działa w sposób transparentny, merytoryczny i bezstronny.
Konkurs odbywał się już po raz dziewiąty. Za każdym razem jego rozpoczęcie jest anonsowane w Głosie Nauczycielskim i na stronie internetowej www.glos.pl. Jest także zamieszczany Regulamin konkursu, w którym staramy się uregulować przebieg każdej edycji. Dodam, że zgodnie z Regulaminem każdy uczestnik konkursu może złożyć reklamację, która musi być rozpatrzona.
Określając kryteria, które powinni spełnić laureaci, prosimy o przedstawienie sukcesów nauczyciela - tych mierzalnych (to może być np. liczba laureatów olimpiad, odsetek absolwentów przystępujących do matury i zdających ją, albo sukcesy związane z realizacją oświatowych projektów) oraz niemierzalnych (liczą się czyny, które niekoniecznie dotyczą sukcesów dydaktycznych, ale świadczą o tym, czy nauczyciel jest wychowawcą z prawdziwego zdarzenia - mieliśmy tutaj takie sytuacje jak np. wyciągnięcie ucznia z narkomanii, pomoc uczennicy zagrożonej anoreksją). Zdajemy sobie sprawę z tego, że kryterium "sukcesy nauczyciela" wydaje się nieostre. Jednak od samego początku przyjęliśmy, że konkurs musi być tak skonstruowany, by mogli w nim uczestniczyć nauczyciele z przedszkoli i liceów, z małych wiejskich szkół i dużych placówek miejskich, specjaliści i przedmiotowcy. A więc nauczyciele, którzy mogą być wybitni w tym co robią, ale efekty ich pracy nie zawsze są w prosty sposób porównywalne. (…) Odkrywamy często pedagogów z bardzo małych miejscowości i ze szkół, które nie plasują się w czołówkach rankingów. Robią fantastyczne rzeczy, a przecież mają o wiele trudniej niż ich koledzy z renomowanych szkół z wielkich miast.
Parę słów o samej kuchni wyboru laureatów. Wszystkie wnioski są czytane przez członków zespołu redakcyjnego, często przez kilka osób jednocześnie, by wykluczyć czy ograniczyć możliwość błędu. Dyskutujemy w redakcji nad tymi wnioskami, każdy zostaje opisany – tzn. spisujemy uwagi dotyczące wniosku. Podczas posiedzenia Jury relacjonujemy spostrzeżenia z tej redakcyjnej lektury. Jury otrzymuje pełną listę kandydatów i ma dostęp do wszystkich wniosków oraz towarzyszących im dokumentów.
(…) Rozumiem, że mogła być Pani zaniepokojona sygnałami, że coś jest "nie tak" z tym konkursem. Zgadzam się, że warto powiedzieć więcej na łamach Głosu o kuchni pracy jury. W numerze, który ukaże się w dniu Gali (nr 41 z 13 października), oprócz informacji o samych laureatach zamieszczę także słowo wstępne, w którym postaram się wyjaśnić jak najwięcej.
Ma Pani rację, że oprócz tych wybranych do finału, jest jeszcze bardzo wielu dobrych nauczycieli, którzy o włos tylko przegrali z finalistami (…). I właściwie ci nagrodzeni to są właśnie przykłady. Ich wybór nie świadczy o tym, że innych przekreślamy, że to co robią przestało być ważne. Tak zawsze staraliśmy się przedstawiać ideę tego konkursu.
Wydaje mi się, że większość uczestników konkursu podziela taki punkt widzenia. Np. jeden z nominowanych do finału, kiedy do niego zadzwoniliśmy z tą informacją (dzwoniliśmy do wszystkich z 13), powiedział nam "ja wygrałem już w momencie, kiedy uczniowie mnie zgłosili".
Wierzę, że inni, którzy akurat nie weszli do finału, w głębi serca myślą podobnie. Najważniejsze jest to, żeby nadal robili te wspaniałe rzeczy, które robią przecież nie dla nagród i zaszczytów, ale przede wszystkim dla swoich uczniów.
Dobrze, że na łamach Głosu także coś więcej zostanie powiedziane o "kuchni" pracy Jury Konkursu. W końcu analizuje ono tylko dokumenty. Mam przekonanie, że wybiera bardzo dobrych nauczycieli, co nie znaczy, że jest takich jeszcze wielu, którzy albo nie umieli tak samo bardzo dobrze zaprezentować tego co robią naprawdę, albo nawet nie zostali zgłoszeni. To w końcu tylko pozytywne przykłady i tak to traktujmy. Życzmy wszystkim nauczycielom wszystkiego najlepszego z okazji ich święta oraz wiele satysfakcji z pracy – przede wszystkim w oczach wychowanków, bo dla nich w końcu to wszystko...
2 października 2010
Niepełnosprawność widoczna
Z powodu zaplanowanej operacji kolana, poprawiającej stan mojego kolana po urazie sprzed kilku lat, przez kilka tygodni musiałam chodzić o kulach i przestrzegać kilku innych zaleceń, takich jak ćwiczenia rehabilitacyjne. Teraz już wszystko wraca do normy, ale dzięki chodzeniu przez pewien czas o kulach miałam okazję postawić się na miejscu tych, którzy z pewnym widocznym ograniczeniem swojej sprawności muszą funkcjonować stale.
Najtrudniejsze do pokonywania były schody i osobiście przekonałam się, że nadal wiele budynków publicznych jest niedostosowanych do potrzeb niepełnosprawnych. Jednak jeszcze trudniejsze było tłumaczenie się, co mi się właściwie stało, dlaczego mam kule. Niegrzeczne jest nieudzielanie odpowiedzi, zaś przykre i wyczerpujące stałe koncentrowanie się na udzielaniu wyjaśnień. Za każdym razem wyobrażałam sobie, co by było, gdyby jakiś splot okoliczności sprawił, że już na stałe musiałbym używać tych kul. Czy wówczas już nieustająco musiałbym się z tego tłumaczyć?
Gdy oglądamy przedwojenne filmy, osoby noszące okulary wyróżniają się pewnymi szczególnymi cechami charakteru, zaś okulary świadczą tam na ogół o swojego rodzaju niezaradności lub braku atrakcyjności. Dziś okulary stały się powszechne, a wiele osób traktuje je i nosi jak biżuterię.
Znam sporo osób o mniej lub bardziej widocznej niepełnosprawności fizycznej, funkcjonujących bardziej niż pełnosprawnie w życiu zawodowym i publicznym. Sama mam za sobą nie tylko operację kolana, ale także kilka operacji kręgosłupa trochę ograniczających moją sprawność. Ostatnio, z wyjątkiem jednego dnia pobytu w szpitalu na sam zabieg operacyjny kolana, cały czas pracowałam. Codzienna praca w ministerstwie to nie praca tancerki czy piłkarza – wówczas pewnie rzeczywiście nad ograniczeniem sprawności kolana należałoby ubolewać. Natomiast moje wejście o kulach do sali konferencyjnej lub na jakąś uroczystość przecież nie miało wpływu na wartość merytoryczną mojego wystąpienia.
Na razie moi najbliżsi współpracownicy przyzwyczaili się do tego, że rozmawiając z nimi siedzę trzymając zoperowaną nogę w górze. Odpowiedni podnóżek mam także w trakcie posiedzeń rady ministrów. Chciałabym dożyć czasów, w których protezy, wózki inwalidzkie, kule czy inny sprzęt rehabilitacyjny, będą traktowane przez ogół społeczeństwa dokładnie tak jak obecnie okulary – jako coś, co czasem niektórym osobom pomaga lepiej, bardziej komfortowo funkcjonować, ale bez zwracania niczyjej szczególnej uwagi. Wierzę, że kiedyś tak właśnie będzie. Również nauczyciele mogą do tego dołożyć swoją edukacyjną cegiełkę.
Najtrudniejsze do pokonywania były schody i osobiście przekonałam się, że nadal wiele budynków publicznych jest niedostosowanych do potrzeb niepełnosprawnych. Jednak jeszcze trudniejsze było tłumaczenie się, co mi się właściwie stało, dlaczego mam kule. Niegrzeczne jest nieudzielanie odpowiedzi, zaś przykre i wyczerpujące stałe koncentrowanie się na udzielaniu wyjaśnień. Za każdym razem wyobrażałam sobie, co by było, gdyby jakiś splot okoliczności sprawił, że już na stałe musiałbym używać tych kul. Czy wówczas już nieustająco musiałbym się z tego tłumaczyć?
Gdy oglądamy przedwojenne filmy, osoby noszące okulary wyróżniają się pewnymi szczególnymi cechami charakteru, zaś okulary świadczą tam na ogół o swojego rodzaju niezaradności lub braku atrakcyjności. Dziś okulary stały się powszechne, a wiele osób traktuje je i nosi jak biżuterię.
Znam sporo osób o mniej lub bardziej widocznej niepełnosprawności fizycznej, funkcjonujących bardziej niż pełnosprawnie w życiu zawodowym i publicznym. Sama mam za sobą nie tylko operację kolana, ale także kilka operacji kręgosłupa trochę ograniczających moją sprawność. Ostatnio, z wyjątkiem jednego dnia pobytu w szpitalu na sam zabieg operacyjny kolana, cały czas pracowałam. Codzienna praca w ministerstwie to nie praca tancerki czy piłkarza – wówczas pewnie rzeczywiście nad ograniczeniem sprawności kolana należałoby ubolewać. Natomiast moje wejście o kulach do sali konferencyjnej lub na jakąś uroczystość przecież nie miało wpływu na wartość merytoryczną mojego wystąpienia.
Na razie moi najbliżsi współpracownicy przyzwyczaili się do tego, że rozmawiając z nimi siedzę trzymając zoperowaną nogę w górze. Odpowiedni podnóżek mam także w trakcie posiedzeń rady ministrów. Chciałabym dożyć czasów, w których protezy, wózki inwalidzkie, kule czy inny sprzęt rehabilitacyjny, będą traktowane przez ogół społeczeństwa dokładnie tak jak obecnie okulary – jako coś, co czasem niektórym osobom pomaga lepiej, bardziej komfortowo funkcjonować, ale bez zwracania niczyjej szczególnej uwagi. Wierzę, że kiedyś tak właśnie będzie. Również nauczyciele mogą do tego dołożyć swoją edukacyjną cegiełkę.
18 września 2010
Problemy świetlicy
Dziś fragmenty bardzo interesującej korespondencji od nauczycielki świetlicy wraz z moimi odpowiedziami.
Pracuję jako nauczyciel świetlicy.
Spotykam się z nauczycielami świetlicy i coraz częściej mam wrażenie, że chyba jesteśmy z innej planety. Świetliczanki (ja osobiście lubię tę nazwę) mają coraz więcej pracy:
- liczne grupy (25 osób jest czystą fikcją);
- darmowe zastępstwa doraźne;
- dowozy i odwozy dzieci;
- akcje typu „Mleko w szkole”, „Owoce w szkole”;
- rozliczanie obiadów z cateringiem.
Sprawa godzin karcianych tylko pogorszyła naszą sytuację. Nie żalę się. Byłam świadoma swojego wyboru. Tylko, że po 28 godzinach pracy z dziećmi w różnym wieku mamy prawo czuć się zmęczone. A dlaczego nie mamy dodatku za wychowawstwo? Oczywiście mamy inny zakres zadań, ale w nazwie mamy pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą. Skoro mamy grupę świetlicową, to chyba ten dodatek też powinien być przyznany. Czasami spędzamy w świetlicy kilka godzin dziennie z dzieckiem (nieraz więcej niż jego wychowawca klasowy).
Od kilku lat sama wymyślałam swój dziennik zajęć i sama go sobie drukowałam. Niestety w tym roku dostałam gotowy od dyrekcji. I tutaj zaczął się mój dylemat. Gdzie mam wpisać wszystkich uczniów (mam ich 120)? Jak wpisywać obecności? W mojej szkole 5 nauczycieli zdecydowało się na godziny karciane w świetlicy. Podobno mają swoje tematy i obecności odnotowywać w moim dzienniku. Jak ma to wyglądać w praktyce?
Mam już za sobą doświadczenia z ubiegłego roku – nauczyciele dydaktycy w świetlicy tylko dezorganizują pracę. Wprowadzają zamieszanie nie tylko wśród nauczycieli świetlic, ale przede wszystkim wśród dzieci. Podam przykład: nauczycielka organizuje w świetlicy kółko ortograficzne dla klasy III. Na zajęcia te zaprasza tylko swoją klasę. Przychodzi 20 uczniów, bo zajęcia ortograficzne z komputerem to frajda. W tym samym czasie w świetlicy przebywa 30 innych dzieci, które przez godzinę mają „zajęte” komputery. W marcu pani od klasy III zachorowała. Niestety nikt nie powiadomił klasy o tym, że zajęcia są odwołane. Efekt: 50 dzieci w świetlicy. Sytuacja ta trwała 3 tygodnie. To jest tylko jeden przykład, a mogłabym ich mnożyć. A upomnieć koleżanki nie wypada. W końcu świetliczanka to nie kierownik.
Mam nadzieję, że kiedyś zostaną wreszcie uregulowane sprawy świetliczanek, bo w tej chwili jest kiepsko. Nie ukrywam, że liczę na Pani posunięcie w tej kwestii. Ma Pani dużo dobrych pomysłów.
Wprowadzenie obowiązku dokumentowania pracy świetlicy jest krokiem do pewnego uporządkowania tego trudnego, opisanego stanu rzeczy. Potrzeby opiekuńcze szkół rosną. W skali całego kraju – pomimo wprowadzenia godzin „karcianych” – istotnie wzrosła liczba etatów w świetlicach. Z uwagi na bezpieczeństwo dzieci i na to, aby była jakaś szansa na atrakcyjność zajęć świetlicowych i ich wychodzenie naprzeciw faktycznym potrzebom rozwoju dzieci, jest wymóg tych nie więcej niż 25 dzieci pod opieką jednego nauczyciela.
Dziennik świetlicy – zgodnie z tymi nowymi przepisami – powinien zawierać godzinową ewidencję frekwencji dzieci oraz potwierdzenie obecności na poszczególnych godzinach mających zajęcia w świetlicy nauczycieli („karcianych” i nie-„karcianych”). Tylko w ten sposób można sprawdzić, czy dyrekcja szkoły organizuje pracę świetlicy odpowiednio, przynajmniej jeśli chodzi o ten wymóg do 25 dzieci.
W dzienniku na przykład klasy VB również wpisują się różni nauczyciele, mający tam zajęcia zgodnie z planem organizacyjnym szkoły. Zakłada go i prowadzi nauczyciel, któremu powierzono opiekę nad klasą VB, który również jest odpowiedzialny za to, aby wszystkie wpisy w „jego” dzienniku były kompletne.
Analogicznie powinno być w świetlicy. Dyrektor powinien zobowiązać jednego z nauczycieli świetlicy do bycia koordynatorem zajęć i zadań tam realizowanych, odpowiedzialnym za kompletną dokumentację jej pracy. Rzeczywiście wydaje się, że właściwy byłby za te dodatkowe zadania odpowiedni dodatek motywacyjny – choćby jak za wychowawstwo. Wówczas zwrócenie uwagi koleżance realizującej „karcianą” godzinę w świetlicy na to, że – realizując zadania świetlicowe – do grupy dzieci, które są z „jej” klasy ma dołączyć jeszcze kilkoro z innych klas, jeśli mają podobne zainteresowania, ponieważ odpowiadamy w świetlicy wspólnie za to, żeby dzieci nie przypadało za dużo na żadnego z nauczycieli. Przy tych 120 dzieciach, o których jest mowa w liście, wtedy kiedy wszystkie naraz korzystają z świetlicy, pracować z nimi powinno jednocześnie – najlepiej w różnych miejscach, w rozmaitych grupach tematycznych – przynajmniej 5 nauczycieli. Organizację opieki nad taką liczbą dzieci codziennie ktoś musi koordynować. Jak wiadomo frekwencja jest zmienna, „karciani” nauczyciele przychodzą na pojedyncze godziny i powinni być przede wszystkim „kołem ratunkowym” w „godzinach szczytu”. Dlatego wychowawca – koordynator zadań świetlicy – to w takiej sytuacji szczególna odpowiedzialność, w mojej ocenie chyba bardziej złożona i większa niż wychowawcy klasy.
Warto zastanowić się, jak zgodnie z nowymi przepisami i potrzebami konkretnej szkoły, ma wyglądać druk dziennika świetlicy (miejsce na wpisanie wszystkich dzieci, na tematy zajęć kilku jednocześnie nauczycieli). Nie ma tu „urzędowego” wzoru, jest tylko opis w prawie, jakie przynajmniej informacje powinny być zawarte. Możliwe jest opracowanie w szkole własnego wzoru takiego druku.
No i kwestia awansu. Czuję niedosyt. Dyplomowaną zostałam 3 lata temu. Ale ciągle mi czegoś brakuje. Tylko, że nie chciałabym znowu składać kolejnej teczki i odpowiadać na pytania kilku zmęczonych awansami osób. Czy ktoś może ocenić pracę drugiego człowieka po 7 minutach? (tyle trwała moja rozmowa). O awansie na dyplomowanego powinien decydować dyrektor z radą pedagogiczną i przedstawicielem gminy. Dla mnie dyplomowanym powinien być ktoś, kto naprawdę jest mistrzem zawodu. W mojej szkole ten tytuł mają osoby 30-letnie. I co dalej? Do końca pracy zawodowej nic?
Pracujemy nad tym, żeby zmienić Kartę Nauczyciela i uczynić procedury awansu bardziej rozsądnymi. Niestety to musi jeszcze trochę potrwać. Zachęcam do śledzenia prac Zespołu dyskutującego o możliwych zmianach w Karcie.
Pisze Pani o gwarantowanej średniej. Jako nauczyciel świetlicy w ubiegłym roku miałam tzw. gołą pensję – nie mam dodatku za wychowawstwo, motywacyjne (najniższe), brak nadgodzin. Natomiast moje koleżanki mają przynajmniej po 5 nadgodzin tygodniowo (nawet dyrekcja). Jak liczono średnią? Włożono wszystkich, np. dyplomowanych do jednego worka – z wszystkimi dodatkami i nadgodzinami – i podzielono przez ilość nauczycieli dyplomowanych. W ten sposób „przekroczyłam gwarantowaną średnią”. Tymczasem w sąsiedniej gminie koleżanka zatrudniona na takich warunkach jak ja – mamy identyczne pensje - otrzymała prawie 2 tys. zł na rękę. Jak widać ktoś z matematyką jest na bakier i to mocno.
Najprawdopodobniej wszystko zdarzyło się prawidłowo. Średnia jest gwarantowana, ale na terenie danej jednostki samorządu, a nie każdemu nauczycielowi! Najprawdopodobniej w Pani gminie średnio płacą lepiej nauczycielom niż w gminie koleżanki. Jeśli właśnie samorząd średnio płaci za mało, musi wyrównać proporcjonalnie wszystkim, natomiast jeśli średnia jest odpowiednio wysoka, wyrównania się nie należą. Chyba lepiej zamiast zazdrościć nauczycielom z gminy, płacącej im generalnie za mało, warto zwrócić uwagę na problem lepszego docenienia – na tle innych grup nauczycielskich – nauczyciel świetlicy. Oni również powinni otrzymywać dodatki finansowe za swoje odpowiedzialne zadania, szczególnie jeśli zobowiązani są do koordynowania zadań świetlic z wieloma uczniami pod opieką. Zachęcałabym związki zawodowe z Państwa gminy do podjęcia negocjacji, aby zmienić system wynagradzania nauczycieli w gminie i docenić lepiej to właśnie zadanie.
Wszystkim nauczycielom świetlic życzę satysfakcji – także tej materialnej – z realizowania naprawdę ważnych i odpowiedzialnych zadań szkoły.
Pracuję jako nauczyciel świetlicy.
Spotykam się z nauczycielami świetlicy i coraz częściej mam wrażenie, że chyba jesteśmy z innej planety. Świetliczanki (ja osobiście lubię tę nazwę) mają coraz więcej pracy:
- liczne grupy (25 osób jest czystą fikcją);
- darmowe zastępstwa doraźne;
- dowozy i odwozy dzieci;
- akcje typu „Mleko w szkole”, „Owoce w szkole”;
- rozliczanie obiadów z cateringiem.
Sprawa godzin karcianych tylko pogorszyła naszą sytuację. Nie żalę się. Byłam świadoma swojego wyboru. Tylko, że po 28 godzinach pracy z dziećmi w różnym wieku mamy prawo czuć się zmęczone. A dlaczego nie mamy dodatku za wychowawstwo? Oczywiście mamy inny zakres zadań, ale w nazwie mamy pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą. Skoro mamy grupę świetlicową, to chyba ten dodatek też powinien być przyznany. Czasami spędzamy w świetlicy kilka godzin dziennie z dzieckiem (nieraz więcej niż jego wychowawca klasowy).
Od kilku lat sama wymyślałam swój dziennik zajęć i sama go sobie drukowałam. Niestety w tym roku dostałam gotowy od dyrekcji. I tutaj zaczął się mój dylemat. Gdzie mam wpisać wszystkich uczniów (mam ich 120)? Jak wpisywać obecności? W mojej szkole 5 nauczycieli zdecydowało się na godziny karciane w świetlicy. Podobno mają swoje tematy i obecności odnotowywać w moim dzienniku. Jak ma to wyglądać w praktyce?
Mam już za sobą doświadczenia z ubiegłego roku – nauczyciele dydaktycy w świetlicy tylko dezorganizują pracę. Wprowadzają zamieszanie nie tylko wśród nauczycieli świetlic, ale przede wszystkim wśród dzieci. Podam przykład: nauczycielka organizuje w świetlicy kółko ortograficzne dla klasy III. Na zajęcia te zaprasza tylko swoją klasę. Przychodzi 20 uczniów, bo zajęcia ortograficzne z komputerem to frajda. W tym samym czasie w świetlicy przebywa 30 innych dzieci, które przez godzinę mają „zajęte” komputery. W marcu pani od klasy III zachorowała. Niestety nikt nie powiadomił klasy o tym, że zajęcia są odwołane. Efekt: 50 dzieci w świetlicy. Sytuacja ta trwała 3 tygodnie. To jest tylko jeden przykład, a mogłabym ich mnożyć. A upomnieć koleżanki nie wypada. W końcu świetliczanka to nie kierownik.
Mam nadzieję, że kiedyś zostaną wreszcie uregulowane sprawy świetliczanek, bo w tej chwili jest kiepsko. Nie ukrywam, że liczę na Pani posunięcie w tej kwestii. Ma Pani dużo dobrych pomysłów.
Wprowadzenie obowiązku dokumentowania pracy świetlicy jest krokiem do pewnego uporządkowania tego trudnego, opisanego stanu rzeczy. Potrzeby opiekuńcze szkół rosną. W skali całego kraju – pomimo wprowadzenia godzin „karcianych” – istotnie wzrosła liczba etatów w świetlicach. Z uwagi na bezpieczeństwo dzieci i na to, aby była jakaś szansa na atrakcyjność zajęć świetlicowych i ich wychodzenie naprzeciw faktycznym potrzebom rozwoju dzieci, jest wymóg tych nie więcej niż 25 dzieci pod opieką jednego nauczyciela.
Dziennik świetlicy – zgodnie z tymi nowymi przepisami – powinien zawierać godzinową ewidencję frekwencji dzieci oraz potwierdzenie obecności na poszczególnych godzinach mających zajęcia w świetlicy nauczycieli („karcianych” i nie-„karcianych”). Tylko w ten sposób można sprawdzić, czy dyrekcja szkoły organizuje pracę świetlicy odpowiednio, przynajmniej jeśli chodzi o ten wymóg do 25 dzieci.
W dzienniku na przykład klasy VB również wpisują się różni nauczyciele, mający tam zajęcia zgodnie z planem organizacyjnym szkoły. Zakłada go i prowadzi nauczyciel, któremu powierzono opiekę nad klasą VB, który również jest odpowiedzialny za to, aby wszystkie wpisy w „jego” dzienniku były kompletne.
Analogicznie powinno być w świetlicy. Dyrektor powinien zobowiązać jednego z nauczycieli świetlicy do bycia koordynatorem zajęć i zadań tam realizowanych, odpowiedzialnym za kompletną dokumentację jej pracy. Rzeczywiście wydaje się, że właściwy byłby za te dodatkowe zadania odpowiedni dodatek motywacyjny – choćby jak za wychowawstwo. Wówczas zwrócenie uwagi koleżance realizującej „karcianą” godzinę w świetlicy na to, że – realizując zadania świetlicowe – do grupy dzieci, które są z „jej” klasy ma dołączyć jeszcze kilkoro z innych klas, jeśli mają podobne zainteresowania, ponieważ odpowiadamy w świetlicy wspólnie za to, żeby dzieci nie przypadało za dużo na żadnego z nauczycieli. Przy tych 120 dzieciach, o których jest mowa w liście, wtedy kiedy wszystkie naraz korzystają z świetlicy, pracować z nimi powinno jednocześnie – najlepiej w różnych miejscach, w rozmaitych grupach tematycznych – przynajmniej 5 nauczycieli. Organizację opieki nad taką liczbą dzieci codziennie ktoś musi koordynować. Jak wiadomo frekwencja jest zmienna, „karciani” nauczyciele przychodzą na pojedyncze godziny i powinni być przede wszystkim „kołem ratunkowym” w „godzinach szczytu”. Dlatego wychowawca – koordynator zadań świetlicy – to w takiej sytuacji szczególna odpowiedzialność, w mojej ocenie chyba bardziej złożona i większa niż wychowawcy klasy.
Warto zastanowić się, jak zgodnie z nowymi przepisami i potrzebami konkretnej szkoły, ma wyglądać druk dziennika świetlicy (miejsce na wpisanie wszystkich dzieci, na tematy zajęć kilku jednocześnie nauczycieli). Nie ma tu „urzędowego” wzoru, jest tylko opis w prawie, jakie przynajmniej informacje powinny być zawarte. Możliwe jest opracowanie w szkole własnego wzoru takiego druku.
No i kwestia awansu. Czuję niedosyt. Dyplomowaną zostałam 3 lata temu. Ale ciągle mi czegoś brakuje. Tylko, że nie chciałabym znowu składać kolejnej teczki i odpowiadać na pytania kilku zmęczonych awansami osób. Czy ktoś może ocenić pracę drugiego człowieka po 7 minutach? (tyle trwała moja rozmowa). O awansie na dyplomowanego powinien decydować dyrektor z radą pedagogiczną i przedstawicielem gminy. Dla mnie dyplomowanym powinien być ktoś, kto naprawdę jest mistrzem zawodu. W mojej szkole ten tytuł mają osoby 30-letnie. I co dalej? Do końca pracy zawodowej nic?
Pracujemy nad tym, żeby zmienić Kartę Nauczyciela i uczynić procedury awansu bardziej rozsądnymi. Niestety to musi jeszcze trochę potrwać. Zachęcam do śledzenia prac Zespołu dyskutującego o możliwych zmianach w Karcie.
Pisze Pani o gwarantowanej średniej. Jako nauczyciel świetlicy w ubiegłym roku miałam tzw. gołą pensję – nie mam dodatku za wychowawstwo, motywacyjne (najniższe), brak nadgodzin. Natomiast moje koleżanki mają przynajmniej po 5 nadgodzin tygodniowo (nawet dyrekcja). Jak liczono średnią? Włożono wszystkich, np. dyplomowanych do jednego worka – z wszystkimi dodatkami i nadgodzinami – i podzielono przez ilość nauczycieli dyplomowanych. W ten sposób „przekroczyłam gwarantowaną średnią”. Tymczasem w sąsiedniej gminie koleżanka zatrudniona na takich warunkach jak ja – mamy identyczne pensje - otrzymała prawie 2 tys. zł na rękę. Jak widać ktoś z matematyką jest na bakier i to mocno.
Najprawdopodobniej wszystko zdarzyło się prawidłowo. Średnia jest gwarantowana, ale na terenie danej jednostki samorządu, a nie każdemu nauczycielowi! Najprawdopodobniej w Pani gminie średnio płacą lepiej nauczycielom niż w gminie koleżanki. Jeśli właśnie samorząd średnio płaci za mało, musi wyrównać proporcjonalnie wszystkim, natomiast jeśli średnia jest odpowiednio wysoka, wyrównania się nie należą. Chyba lepiej zamiast zazdrościć nauczycielom z gminy, płacącej im generalnie za mało, warto zwrócić uwagę na problem lepszego docenienia – na tle innych grup nauczycielskich – nauczyciel świetlicy. Oni również powinni otrzymywać dodatki finansowe za swoje odpowiedzialne zadania, szczególnie jeśli zobowiązani są do koordynowania zadań świetlic z wieloma uczniami pod opieką. Zachęcałabym związki zawodowe z Państwa gminy do podjęcia negocjacji, aby zmienić system wynagradzania nauczycieli w gminie i docenić lepiej to właśnie zadanie.
Wszystkim nauczycielom świetlic życzę satysfakcji – także tej materialnej – z realizowania naprawdę ważnych i odpowiedzialnych zadań szkoły.
4 września 2010
Gwarantowana średnia
Przy okazji rozpoczęcia roku szkolnego temat wysokości zarobków nauczycieli znowu znalazł się w wielu mediach.
Prawo zapewnia wynagrodzenie minimalne na poszczególnych szczeblach awansu zawodowego oraz określa średnie wynagrodzenie w szkołach prowadzonych przez jednostkę samorządu terytorialnego. Od niedawna zagwarantowano także, że dana jednostka samorządu musi wypłacić nauczycielom odpowiednie dodatki wyrównawcze – jeśli płaci średnio za mało którejś grupie nauczycieli (stażystom, kontraktowym, mianowanym czy dyplomowanym).
Podawanie przykładów nauczycieli zarabiających mniej niż gwarantowana średnia to wcale nie dowód, że prawo nie jest przestrzegane! Ani prawo, ani zdrowy rozsądek, nie nakazują wszystkim płacić jednakowo. Wszyscy zatrudnieni w pełnym wymiarze muszą zarabiać przynajmniej określone prawem minimum. Natomiast dodatki do wynagrodzenia mogą dostawać zupełnie różne. Organ prowadzący może nawet wyżej wynagradzać nauczycieli w części ze swoich szkół, a w innych niżej. Niektórzy nauczyciele otrzymują większe dodatki, inni mniejsze. Jest to związane z powierzonymi im obowiązkami, stażem i oceną ich pracy. Jeśli zachowana jest określona prawem średnia, nawet na pewno ktoś zarabia mniej, a ktoś więcej. Dlatego z ogromnym zdumieniem słuchałam wypowiedzi różnych osób, przekonanych, że jeśli ktoś zarabia mniej niż gwarantowana prawem średnia, to na pewno coś jest nie tak z przestrzeganiem prawa.
Myślenie, że jeśli gwarantowane jest osiąganie odpowiedniej średniej, to wszyscy powinni zarabiać więcej niż ona wynosi, świadczy niestety o elementarnych brakach w wiedzy matematycznej. Chyba 27 lat bez matury z matematyki jest przyczyną tych kłopotów ze zrozumieniem pojęcia średniej arytmetycznej. Czyli jednak wina edukacji – przydałoby się lepsze nauczanie matematyki…
Prawo zapewnia wynagrodzenie minimalne na poszczególnych szczeblach awansu zawodowego oraz określa średnie wynagrodzenie w szkołach prowadzonych przez jednostkę samorządu terytorialnego. Od niedawna zagwarantowano także, że dana jednostka samorządu musi wypłacić nauczycielom odpowiednie dodatki wyrównawcze – jeśli płaci średnio za mało którejś grupie nauczycieli (stażystom, kontraktowym, mianowanym czy dyplomowanym).
Podawanie przykładów nauczycieli zarabiających mniej niż gwarantowana średnia to wcale nie dowód, że prawo nie jest przestrzegane! Ani prawo, ani zdrowy rozsądek, nie nakazują wszystkim płacić jednakowo. Wszyscy zatrudnieni w pełnym wymiarze muszą zarabiać przynajmniej określone prawem minimum. Natomiast dodatki do wynagrodzenia mogą dostawać zupełnie różne. Organ prowadzący może nawet wyżej wynagradzać nauczycieli w części ze swoich szkół, a w innych niżej. Niektórzy nauczyciele otrzymują większe dodatki, inni mniejsze. Jest to związane z powierzonymi im obowiązkami, stażem i oceną ich pracy. Jeśli zachowana jest określona prawem średnia, nawet na pewno ktoś zarabia mniej, a ktoś więcej. Dlatego z ogromnym zdumieniem słuchałam wypowiedzi różnych osób, przekonanych, że jeśli ktoś zarabia mniej niż gwarantowana prawem średnia, to na pewno coś jest nie tak z przestrzeganiem prawa.
Myślenie, że jeśli gwarantowane jest osiąganie odpowiedniej średniej, to wszyscy powinni zarabiać więcej niż ona wynosi, świadczy niestety o elementarnych brakach w wiedzy matematycznej. Chyba 27 lat bez matury z matematyki jest przyczyną tych kłopotów ze zrozumieniem pojęcia średniej arytmetycznej. Czyli jednak wina edukacji – przydałoby się lepsze nauczanie matematyki…
28 sierpnia 2010
Pierwsze przekazane szkoły i przedszkole
Gdy parlament przyjął zmianę w ustawie o systemie oświaty o możliwości przekazywania organizacjom pozarządowym do prowadzenia szkół publicznych, zastanawialiśmy się kto, kiedy i jak szeroko zacznie z tych przepisów korzystać. Nadal miewa miejsce przekazanie szkoły lokalnemu stowarzyszeniu po jej uprzedniej likwidacji, ale zaczęło się również korzystanie z nowych przepisów. Z dniem 1 września 2010 roku gminy przekazały lokalnym organizacjom do prowadzenia 10 szkół podstawowych. Przekazano także jedno przedszkole. Wszystko zdarzyło się w czterech województwach. Pozostałe regiony na razie sprawa ominęła.
Organizacjom gratuluję podjęcia się ważnego dla lokalnych społeczności zadania, pewnie wymagało sporo determinacji i pionierskiej odwagi – jest wśród nich stowarzyszenie, które podjęło się nawet od razu przejęcia trzech szkół!
Samorządowcom, którzy wyszli lokalnym organizacjom naprzeciw, życzę, żeby dzięki temu zyskali mądrych, odpowiedzialnych partnerów, osiągających jak najlepsze efekty w realizowaniu zadań oświatowych i także pamiętali o dobrej z nimi współpracy oraz udzielaniu wymiernego wsparcia, może i ponad to, co jest konieczne z mocy prawa.
Jedenaście pionierskich przykładów zastosowania ustawy dla dobra i rozwoju małych placówek oświatowych z pewnością zasługuje na uważne monitorowanie – jak w praktyce działają nowe przepisy. Pewnie będzie warto coś w nich doprecyzować, aby takim sytuacjom lepiej pomóc.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku szkolnym!
Organizacjom gratuluję podjęcia się ważnego dla lokalnych społeczności zadania, pewnie wymagało sporo determinacji i pionierskiej odwagi – jest wśród nich stowarzyszenie, które podjęło się nawet od razu przejęcia trzech szkół!
Samorządowcom, którzy wyszli lokalnym organizacjom naprzeciw, życzę, żeby dzięki temu zyskali mądrych, odpowiedzialnych partnerów, osiągających jak najlepsze efekty w realizowaniu zadań oświatowych i także pamiętali o dobrej z nimi współpracy oraz udzielaniu wymiernego wsparcia, może i ponad to, co jest konieczne z mocy prawa.
Jedenaście pionierskich przykładów zastosowania ustawy dla dobra i rozwoju małych placówek oświatowych z pewnością zasługuje na uważne monitorowanie – jak w praktyce działają nowe przepisy. Pewnie będzie warto coś w nich doprecyzować, aby takim sytuacjom lepiej pomóc.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku szkolnym!
8 sierpnia 2010
Ministrowie edukacji ostatniego dwudziestolecia
Akurat tak się złożyło, że w bardzo poruszającym i wzruszającym dniu zaprzysiężenia Pana Prezydenta Rzeczpospolitej zostałam najdłużej urzędującym ministrem edukacji w III Rzeczpospolitej. Dziękuję wszystkim, którzy mi w pełnieniu tej roli pomogli, podejmując się różnych ważnych zadań, współpracując ze mną na różnych etapach mojej pracy w ministerstwie. Doradcy, wiceministrowie, eksperci, osoby podejmujące się kierowania realizacją projektów systemowych. Do tego praca wielu urzędników coraz lepiej identyfikujących się z wprowadzanymi zmianami i coraz lepiej zorganizowanych.
Tymczasem patrząc na liczbę dni, przez jaką było dane pracować kolejnym ministrom edukacji, nawet zakładając, że wszyscy oni mieli dobrą wolę działania w interesie jakości polskiej edukacji, łatwo zauważyć, że nie wszyscy mieli szansę przygotować i wdrożyć cokolwiek. Proces przygotowywania prawa jest niestety długotrwały, prawo oświatowe bardzo złożone, a efekty ewentualnych zmian przychodzą dopiero po latach.
Mamy w naszym kraju nie tylko władze centralne, ale także samorządowe. W tych wszystkich samorządach, w których wyborcy, zadowoleni z aktywności lokalnych radnych, wójtów, burmistrzów czy prezydentów, wybierali ich kilkakrotnie – powtórnie, widać, ile można zrobić zarządzając przez czas dłuższy. Tam, gdzie władza się zmieniała, na ogół narastały problemy i niezadowolenie. Znam jednak wiele samorządów bardzo konsekwentnie, przez wiele lat inwestujących w edukację i dumnych z osiąganych efektów.
W edukacji szczególnie potrzebna jest ciągłość i konsekwentne zarządzanie. Na skutki zmian czeka się wiele lat. Dlatego trzeba stwierdzić, że z każdym dniem konsekwentnej pracy naszego rządu rośnie również szansa na stopniowe uporządkowanie prawa oświatowego. Zawsze spotkam i takich, którzy uważają, że zmieniamy za mało, wskazują kolejne rozporządzenia wymagające korekt, jak i takich, którzy powiedzą, że zmieniamy za dużo i za szybko. Tymczasem pracujemy w sposób bardzo wytężony, w takim tempie, na jakie pozwalają różne okoliczności. Pewnie czeka nas jeszcze przynajmniej parę miesięcy pracy i sporo lat czekania na jej efekty.
Zarządzaniem edukacją – na różnych szczeblach – zajmuję się od 1989 roku. Zastanowiłam się, co istotnego i pozytywnego zapamiętałam z efektów pracy moich poprzedników.
W kolejnych trzech pierwszych rządach za edukację odpowiadała wiceminister Anna Radziwiłł i chyba przede wszystkim temu, że pomagała ona kilku kolejnym ministrom, zawdzięczamy nową – do dziś obowiązującą, z wieloma późniejszymi zmianami – Ustawę o systemie oświaty (z dnia 7 września 1991 roku). Myślenie o przygotowaniu tej ustawy z pewnością zaczęło się na samym początku pracy rządu Mazowieckiego, ale jak widać zajęło dwa lata – ustawa weszła w życie 25 października 1991 roku.
Za rządu Hanny Suchockiej wiceministrami zajmującymi się edukacją byli Kazimierz Marcinkiewicz i Anna Urbanowicz. Pamiętam, że za ich czasów nastąpiło lepsze opisanie w prawie oświaty niepublicznej i podjęte zostały również systematyczne zorganizowane kontakty z reprezentantami tego środowiska oraz zapamiętałam też to, że mieli oni całkiem interesujące pomysły na zmiany w statusie nauczycieli, których jednak nie zdążyli już wdrożyć w życie.
Za ministra Wiatra organizowane i finalizowane były – dość profesjonalnie i kompleksowo – prace nad podstawą programową, jednak żadne prawo na ten temat nie zdążyło być przyjęte.
Reformy rządu Jerzego Buzka – realizowane przez ministrów Handkego (tego do niedawna najdłużej urzędującego ze wszystkich ministrów edukacji) i Wittbrodta z wiceministrami Dzierzgowską i Książkiem oraz, tym razem w roli doradczyni, Anną Radziwiłł – zapamiętali chyba wszyscy. Po dziesięciu latach wyniki badań PISA pokazały, że dzięki tym zmianom nasi piętnastolatkowie lepiej rozumują. Nie dowiemy się, jakie efekty uzyskiwałaby nasza starsza młodzież, gdyby ten plan został wdrożony do końca. Ani planowanej wówczas obowiązkowej matury z matematyki, ani zmian przygotowywanych w kształceniu ponadgimnazjalnym, nie udało się już wprowadzić.
Minister Łybacka wprowadziła obowiązkowe przygotowanie przedszkolne sześciolatków, które miało być tylko krótkim etapem przejściowym do obniżenia wieku szkolnego, czego już nie zdążyła zrobić. Ten etap przejściowy dający programowo, obowiązkowo, prawie to samo sześciolatkom i jeszcze raz siedmiolatkom trwał aż do września 2009 roku.
Teraz ustawowo mamy sześciolatka, upowszechniamy edukację przedszkolną, mamy także maturę z matematyki dla wszystkich, przygotowujemy prawo, które ma spowodować bardziej indywidualne podejście do potrzeb uczniów, nowe egzaminy gimnazjalne i uporządkowanie sposobu edukacji na etapie ponadgimnazjalnym, a także edukacji dla Polaków za granicą. Ciekawe, ile jeszcze zdążymy i co się da zapamiętać po latach jako istotne z tej ponad setki wprowadzonych już rozporządzeń.
Tymczasem patrząc na liczbę dni, przez jaką było dane pracować kolejnym ministrom edukacji, nawet zakładając, że wszyscy oni mieli dobrą wolę działania w interesie jakości polskiej edukacji, łatwo zauważyć, że nie wszyscy mieli szansę przygotować i wdrożyć cokolwiek. Proces przygotowywania prawa jest niestety długotrwały, prawo oświatowe bardzo złożone, a efekty ewentualnych zmian przychodzą dopiero po latach.
Mamy w naszym kraju nie tylko władze centralne, ale także samorządowe. W tych wszystkich samorządach, w których wyborcy, zadowoleni z aktywności lokalnych radnych, wójtów, burmistrzów czy prezydentów, wybierali ich kilkakrotnie – powtórnie, widać, ile można zrobić zarządzając przez czas dłuższy. Tam, gdzie władza się zmieniała, na ogół narastały problemy i niezadowolenie. Znam jednak wiele samorządów bardzo konsekwentnie, przez wiele lat inwestujących w edukację i dumnych z osiąganych efektów.
W edukacji szczególnie potrzebna jest ciągłość i konsekwentne zarządzanie. Na skutki zmian czeka się wiele lat. Dlatego trzeba stwierdzić, że z każdym dniem konsekwentnej pracy naszego rządu rośnie również szansa na stopniowe uporządkowanie prawa oświatowego. Zawsze spotkam i takich, którzy uważają, że zmieniamy za mało, wskazują kolejne rozporządzenia wymagające korekt, jak i takich, którzy powiedzą, że zmieniamy za dużo i za szybko. Tymczasem pracujemy w sposób bardzo wytężony, w takim tempie, na jakie pozwalają różne okoliczności. Pewnie czeka nas jeszcze przynajmniej parę miesięcy pracy i sporo lat czekania na jej efekty.
Zarządzaniem edukacją – na różnych szczeblach – zajmuję się od 1989 roku. Zastanowiłam się, co istotnego i pozytywnego zapamiętałam z efektów pracy moich poprzedników.
W kolejnych trzech pierwszych rządach za edukację odpowiadała wiceminister Anna Radziwiłł i chyba przede wszystkim temu, że pomagała ona kilku kolejnym ministrom, zawdzięczamy nową – do dziś obowiązującą, z wieloma późniejszymi zmianami – Ustawę o systemie oświaty (z dnia 7 września 1991 roku). Myślenie o przygotowaniu tej ustawy z pewnością zaczęło się na samym początku pracy rządu Mazowieckiego, ale jak widać zajęło dwa lata – ustawa weszła w życie 25 października 1991 roku.
Za rządu Hanny Suchockiej wiceministrami zajmującymi się edukacją byli Kazimierz Marcinkiewicz i Anna Urbanowicz. Pamiętam, że za ich czasów nastąpiło lepsze opisanie w prawie oświaty niepublicznej i podjęte zostały również systematyczne zorganizowane kontakty z reprezentantami tego środowiska oraz zapamiętałam też to, że mieli oni całkiem interesujące pomysły na zmiany w statusie nauczycieli, których jednak nie zdążyli już wdrożyć w życie.
Za ministra Wiatra organizowane i finalizowane były – dość profesjonalnie i kompleksowo – prace nad podstawą programową, jednak żadne prawo na ten temat nie zdążyło być przyjęte.
Reformy rządu Jerzego Buzka – realizowane przez ministrów Handkego (tego do niedawna najdłużej urzędującego ze wszystkich ministrów edukacji) i Wittbrodta z wiceministrami Dzierzgowską i Książkiem oraz, tym razem w roli doradczyni, Anną Radziwiłł – zapamiętali chyba wszyscy. Po dziesięciu latach wyniki badań PISA pokazały, że dzięki tym zmianom nasi piętnastolatkowie lepiej rozumują. Nie dowiemy się, jakie efekty uzyskiwałaby nasza starsza młodzież, gdyby ten plan został wdrożony do końca. Ani planowanej wówczas obowiązkowej matury z matematyki, ani zmian przygotowywanych w kształceniu ponadgimnazjalnym, nie udało się już wprowadzić.
Minister Łybacka wprowadziła obowiązkowe przygotowanie przedszkolne sześciolatków, które miało być tylko krótkim etapem przejściowym do obniżenia wieku szkolnego, czego już nie zdążyła zrobić. Ten etap przejściowy dający programowo, obowiązkowo, prawie to samo sześciolatkom i jeszcze raz siedmiolatkom trwał aż do września 2009 roku.
Teraz ustawowo mamy sześciolatka, upowszechniamy edukację przedszkolną, mamy także maturę z matematyki dla wszystkich, przygotowujemy prawo, które ma spowodować bardziej indywidualne podejście do potrzeb uczniów, nowe egzaminy gimnazjalne i uporządkowanie sposobu edukacji na etapie ponadgimnazjalnym, a także edukacji dla Polaków za granicą. Ciekawe, ile jeszcze zdążymy i co się da zapamiętać po latach jako istotne z tej ponad setki wprowadzonych już rozporządzeń.
1 sierpnia 2010
Babcia
Kilka dni spędzam w Sopocie. Podczas krótkiego urlopu postanowiłam po prostu pomieszkać w domu. Jak to w wakacje przebywają tu także moje najbliższe kuzynki na stałe mieszkające w Warszawie. Wakacyjnie spotykamy się od lat, wiele się w naszym życiu dzieje i zmienia. Pobyt tu razem to także okazja do rodzinnych spotkań i wspomnień. Dziś gościłam na obiedzie również swoich synów z córkami. Moje kuzynki miały możliwość poznać bliżej moje wnuczki. One również mają dzieci, ale to ja pierwsza zostałam babcią. Cokolwiek w życiu zrobiłam, zdziałałam, nawet to że jestem ministrem, na tle bycia babcią jest bez znaczenia. To do tej roli również tęsknią moje kuzynki i chyba jednak to jest najważniejsze. Moje wnuczki to coś trwałego i ważnego. Trzech synów i trzy wnuczki – przynajmniej tyle po sobie zostawię…
13 lipca 2010
Prałat
Po raz pierwszy spotkałam z bliska księdza prałata Henryka Jankowskiego (wtedy jeszcze kanonika) na wiosnę 1989 roku, kiedy to razem z koleżanką przyszłam do niego na plebanię rozmawiać o założeniu pierwszego niepublicznego liceum w regionie. Postanowił wtedy wspierać tę inicjatywę i zostać jednym z założycieli fundacji to umożliwiającej. Dołączył teraz do grona już nieżyjących spośród najbardziej znanych jej założycieli: Roberta Głębockiego (później ministra edukacji) i Macieja Płażyńskiego (potem wojewody i marszałka). Sporo lat swojego życia spędziłam należąc do tej rady fundacji, spotykając się i dyskutując przy okazji jej posiedzeń między innymi z profesorem Robertem Głębockim i księdzem Jankowskim. Pomogli bardzo szkole na starcie i pomimo wielu różnic w poglądach umieli współdziałać w interesie szkoły i jej uczniów.
Szkoła i fundacja to również kawałek mojego prywatnego życia, wiele bardzo osobistych wspomnień i odczuć. W trakcie swojej pracy w szkole i fundacji przeżyłam różne sukcesy i trudności zawodowe, ale także śmierć ojca, narodziny najmłodszego syna, śmierć matki, śmierć męża. W tych wszystkich ważnych dla mnie życiowych chwilach, również wtedy gdy zostałam wdową z trójką małych dzieci do wychowania, mogłam liczyć na wsparcie księdza. Widziałam nieraz, jak zupełnie bezinteresownie pomagał, całkiem wymiernie, również nieznanym sobie bliżej ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Znany był ze swoich działań publicznych, kiedyś dzielnych, potem kontrowersyjnych. W ostatnich latach sam był w trudnej sytuacji, bardzo schorowany.
Zapamiętałam go jednak przede wszystkim jako człowieka umiejącego otworzyć serce i kieszeń wobec potrzeb bliźnich. Mam cały czas przed oczami, jak na pogrzebie mojego męża odbywającym się w jego rodzinnej miejscowości (sporo kilometrów od Gdańska, ponad 18 lat temu), w kościele wypełnionym mieszkańcami całej wsi, kolegami ze szkoły oraz nieznającymi zupełnie tego jego wcześniejszego świata, naszymi przyjaciółmi ze środowiska akademickiego, prałat zjawia się niespodziewanie i zaczyna kazanie słowami „Droga Katarzyno…”. Za te słowa otuchy, które wtedy usłyszałam, w tej jednej z najtrudniejszych chwil w moim życiu, pozostanę mu już zawsze wdzięczna.
Szkoła i fundacja to również kawałek mojego prywatnego życia, wiele bardzo osobistych wspomnień i odczuć. W trakcie swojej pracy w szkole i fundacji przeżyłam różne sukcesy i trudności zawodowe, ale także śmierć ojca, narodziny najmłodszego syna, śmierć matki, śmierć męża. W tych wszystkich ważnych dla mnie życiowych chwilach, również wtedy gdy zostałam wdową z trójką małych dzieci do wychowania, mogłam liczyć na wsparcie księdza. Widziałam nieraz, jak zupełnie bezinteresownie pomagał, całkiem wymiernie, również nieznanym sobie bliżej ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Znany był ze swoich działań publicznych, kiedyś dzielnych, potem kontrowersyjnych. W ostatnich latach sam był w trudnej sytuacji, bardzo schorowany.
Zapamiętałam go jednak przede wszystkim jako człowieka umiejącego otworzyć serce i kieszeń wobec potrzeb bliźnich. Mam cały czas przed oczami, jak na pogrzebie mojego męża odbywającym się w jego rodzinnej miejscowości (sporo kilometrów od Gdańska, ponad 18 lat temu), w kościele wypełnionym mieszkańcami całej wsi, kolegami ze szkoły oraz nieznającymi zupełnie tego jego wcześniejszego świata, naszymi przyjaciółmi ze środowiska akademickiego, prałat zjawia się niespodziewanie i zaczyna kazanie słowami „Droga Katarzyno…”. Za te słowa otuchy, które wtedy usłyszałam, w tej jednej z najtrudniejszych chwil w moim życiu, pozostanę mu już zawsze wdzięczna.
27 czerwca 2010
Chrońmy edukację
Edukacja to obszar, gdzie szczególnie oczekiwany jest spokój, stabilność, współdziałanie. Zmiany, prowadzące do coraz lepszych efektów, dobrej, przyjaznej atmosfery wychowawczej i unowocześniania metod pracy oraz wyposażenia, wymagają czasu.
W ostatnich latach naszemu rządowi udało się zapewnić systematyczny, duży wzrost wynagrodzeń nauczycieli. W roku obecnym i przyszłym 1 września nastąpią kolejne znaczące podwyżki. Chciałabym, aby już na stałe początek roku szkolnego był czasem istotnego poprawiania sytuacji materialnej nauczycieli. Myślę też o tym, jak stworzyć perspektywę dalszego awansu dla tych, którzy już są na najwyższym szczeblu drogi zawodowej. Nowa podstawa programowa i związane z nią zmiany są rozpisane na sześć lat, a pomoc nauczycielom w ich wdrażaniu będzie stale wspierana z funduszy europejskich. Obecnie przygotowana ustawa o Systemie Informacji Oświatowej znacząco odbiurokratyzuje oraz unowocześni zarządzanie edukacją, wszyscy nią zarządzający otrzymają skuteczne narzędzia do pogłębionych analiz, służących trafniejszemu podejmowaniu decyzji.
Droga edukacyjna ucznia w systemie szkolnym jest długa. Ci, którzy w tym roku zdawali maturę, rozpoczęli swoją edukację przynajmniej 12 lat temu. Uczniowie, których objęła zmiana programowa rozpoczęta w klasie pierwszej szkoły podstawowej we wrześniu 1999 roku, maturę będą zdawać dopiero za rok. Dalsza praca nad poprawianiem prawa oświatowego wymaga czasu i spokoju. Zarządzaniem edukacją zajmuję się na różnych szczeblach od 1989 roku, stąd uważnie śledzę zmiany w prawie oświatowym. Mieliśmy przez ten czas piętnastu ministrów edukacji, którzy różnie zapisali się w naszej pamięci.
Jednak wychowanie w atmosferze strachu i represji, przeciwstawianie się akceptacji, tolerancji i poszanowaniu praw człowieka jako wartościom wychowawczym, a nawet kwestionowanie teorii Darwina, zdarzyło się tylko za rządów Jarosława Kaczyńskiego. Nastąpiło wówczas także rozchwianie systemu maturalnego, w tym zmiany zasad określania zdawalności egzaminu i sposobu naliczania punktów z egzaminów zdawanych na poziomie rozszerzonym i podstawowym – powodujące problemy przy rekrutacji na studia – oraz amnestia maturalna.
Poprzez zmiany wprowadzane bez przemyślenia stało się dużo złego. Doprowadzono do paraliżu kontaktów szkół z organizacjami pozarządowymi, zatrzymania cennych inicjatyw podejmowanych we współpracy na przykład z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, wprowadzono strach przed podejmowaniem jakichkolwiek działań. Oświata stała się elementem targów politycznych. Nauczyciele rekomendowani przez ZNP nie otrzymywali nagród i medali jako struktura postkomunistyczna. Upolitycznienie oświaty doprowadziło do tego, że protestująca przeciwko niemu młodzież wyszła na ulice. Odbudowa właściwych relacji trwa w zasadzie do dziś.
Prezydent Bronisław Komorowski gwarantowałby spokój i stabilność w edukacji. Wie on, co to znaczy wychowanie, jak ważne są w nim miłość i akceptacja. Zmiany w edukacji muszą następować ewolucyjnie i przewidywalnie. W tych trudnych gospodarczo czasach trzeba szczególnie pamiętać o odpowiednich środkach na edukację, a całemu rządowi potrzebna jest siła, spokój i stabilność. Tę siłę i stabilność może dać prezydentura Bronisława Komorowskiego. Bardzo serdecznie proszę o wsparcie jego kandydatury.
19 czerwca 2010
Piłka nożna
Obok wielu innych ważnych wydarzeń mamy także obecnie mistrzostwa świata w piłce nożnej. W naszym domu piłkarskie mistrzostwa są zawsze ważniejsze niż cokolwiek. Moi synowie i mąż zawsze oglądają wszystkie mecze w telewizji i w ogóle nie przychodzi nam do głowy, żeby chcieć oglądać co innego. Nawet jak jestem sama w Warszawie, to jestem z nimi w kontakcie telefonicznym. Pilnują mnie tą drogą, żebym się orientowała i w miarę możliwości oglądała mecze. Najbardziej interesujące w tym rodzinnym oglądaniu meczów jest u nas to, że trwa rywalizacja pomiędzy moim mężem i dwoma synami, który z nich przewidzi większa liczbę dokładnych wyników meczów. Nie jest łatwo przewidzieć dokładny wynik. Pomimo przewidywania wyniku każdego meczu, w tej chwili najlepszy z nich przewidział dopiero trzy wyniki. Przy każdych mistrzostwach trwa u nas taka zabawa i jest to bardzo wciągające. Syn, który okazał się w poprzednich mistrzostwach najlepszym znawcą, obecnie ma dopiero jedno trafienie. Czasem przyłączają się do tej zabawy różni nasi przyjaciele i mój najstarszy syn, jeśli odwiedzają nas, aby wspólnie kibicować.
Jednak trzej stali uczestnicy rodzinnego przewidywania, bez względu na to gdzie są (dziś każdy z nich jest w innym mieście), komunikują się każdego dnia i informują siebie nawzajem, jakie wyniki typują. Każdego dnia dopytuję się kto z nich ile ma trafień i naprawdę śledzę to z wielką uwagą. Kibicowanie, kto wygra w tej wielotygodniowej rozgrywce na najlepszego znawcę mistrzostw, jest dla mnie tak samo – jeśli nie bardziej – pasjonujące, jak obserwowanie samych mistrzostw.
Gdyby nie to, ze od bardzo wielu lat mam w domu samych mężczyzn (mam trzech dorosłych synów), pewnie nie zainteresowałabym się piłką tak bardzo. Mój najstarszy syn wyłamał się trochę z tej rodzinnej pasji, przebywając obecnie wśród kobiet: mieszka z żoną i dwiema córkami. Jakoś tak jest, że w Polsce większość mężczyzn interesuje się piłką, a większość kobiet nie. Można różnie to tłumaczyć (stereotypy, wychowanie, skłonność do rywalizacji), ale piłka jest jednym z przykładów raczej typowo męskich pasji. Jakoś trudno mi znaleźć przykład czegoś, co równie mocno pasjonuje większość kobiet.
Jednak trzej stali uczestnicy rodzinnego przewidywania, bez względu na to gdzie są (dziś każdy z nich jest w innym mieście), komunikują się każdego dnia i informują siebie nawzajem, jakie wyniki typują. Każdego dnia dopytuję się kto z nich ile ma trafień i naprawdę śledzę to z wielką uwagą. Kibicowanie, kto wygra w tej wielotygodniowej rozgrywce na najlepszego znawcę mistrzostw, jest dla mnie tak samo – jeśli nie bardziej – pasjonujące, jak obserwowanie samych mistrzostw.
Gdyby nie to, ze od bardzo wielu lat mam w domu samych mężczyzn (mam trzech dorosłych synów), pewnie nie zainteresowałabym się piłką tak bardzo. Mój najstarszy syn wyłamał się trochę z tej rodzinnej pasji, przebywając obecnie wśród kobiet: mieszka z żoną i dwiema córkami. Jakoś tak jest, że w Polsce większość mężczyzn interesuje się piłką, a większość kobiet nie. Można różnie to tłumaczyć (stereotypy, wychowanie, skłonność do rywalizacji), ale piłka jest jednym z przykładów raczej typowo męskich pasji. Jakoś trudno mi znaleźć przykład czegoś, co równie mocno pasjonuje większość kobiet.
17 czerwca 2010
Jak awansować i motywować?
Oto fragment listu otrzymanego ostatnio:
…Jestem osobą od wielu lat żywo zainteresowaną edukacją, głównie z dwóch powodów: jestem mamą trójki wspaniałych dzieciaków i pracuję od wielu lat w różnorodnych placówkach oświatowych (od przedszkola po szkołę średnią)… Obecnie ostatnie moje dziecko pozostaje „pod opieką” systemu oświaty i nie mogę się wprost doczekać, kiedy skończy się dla mnie i dla niego ta okrutna przygoda. Kiedy objęła Pani urząd Ministra naprawdę miałam nadzieję że, zrealizują się i moje marzenia – szkoły przyjaźnie wymagającej. Z zapałem śledzę wszystkie zmiany i jestem pod wielkim wrażeniem, że w tak krótkim czasie i mimo często nieprzychylnych opinii wielu środowisk dzielnie wprowadza Pani wizję szkoły nowoczesnej, która sprosta różnorodnym potrzebom uczniów ich rodziców. Taka jest Pani wizja, takie są moje i innych marzenia – zmiany, które zaowocują poprawą jakości kształcenia, zmianą w podejściu do ucznia i rodziców. Będę nadal trzymać kciuki i może się uda przestawić mentalność nauczycieli betonów, nieudaczników trenerów, którzy zabijają w dzieciach pasję do uprawiania ukochanego sportu…Cieszę się, że dzisiejszy świat otwarty jest na młodych, zdolnych i pracowitych ludzi, którzy mogą realizować się w sporcie i w szkole. Szkoda tylko, że nie w naszej polskiej, a skandynawskiej rzeczywistości. Naszym nauczycielom przydałaby się diagnoza psychologiczna przydatności do zawodu. To nie uczniowie, ale niektórzy nauczyciele powinni korzystać z pomocy terapeutów z powodu zaburzeń emocjonalnych i własnych ograniczeń i trudności związanych z frustracją, lękiem i zahamowaniami. Na 80-50 pracujących nauczycieli jest 6-8 identyfikujących się ze szkołą, takich, którzy dobrze i z satysfakcją własną, uczniów i rodziców wykonują ten zawód. To naprawdę przykre. Warto pomyśleć co można zrobić z tymi, którzy do pracy przychodzą „za karę”, a warto dodać, że są na najwyższym stopniu awansu zawodowego.
Treść z mojej odpowiedzi:
…dziękuję serdecznie za list. Jednocześnie mimo wszystko wierzę, że proporcje są trochę inne. Że jednak większość wybierających zawód nauczyciela ma w sobie, przynajmniej na starcie, pewne ziarno pozytywnego nastawienia do zawodu i do niesienia pomocy swoim uczniom. Inaczej, z innych pobudek, jednak trudno się na ten zawód decydować. Później zdarza się wypalenie, zniechęcenie. Stąd właśnie na najwyższym stopniu awansu stosunkowo często widać takie jak Pani opisała postawy. Ale przy umiejętnym kierowaniu szkołą do tego pozytywnego ziarna naprawdę w wielu nauczycielach można dotrzeć i je odpowiednio stymulować. Dlatego musimy pracować nad zmianami dotyczącymi awansowania i motywowania nauczycieli, żeby dyrektor szkoły miał lepsze możliwości realnego wzmacniania i wspierania swoich nauczycieli na każdym etapie ich rozwoju zawodowego. Dziś jest to dość trudne. Pewnie między innymi stąd również wśród dyrektorów mamy tych zniechęconych i wypalonych. A wtedy już przykład idzie z góry...
Kolejny list od tej samej osoby:
…poruszyłam problem nauczycieli, którym nie chce się pracować, nie lubią uczniów, głównie tych, którzy zadają wiele pytań, preferują zupełnie inny styl uczenia się, odmienny od szkolnego. Uczniowie ci nie pasują do realiów danej szkoły, są niewygodni dla nauczycieli i trenerów. Na efekty długo nie trzeba czekać, są znane pod nazwami zaburzone zachowanie, niedostosowanie społeczne. Nikt nie pyta w jakim stopniu do zaburzeń tych przyczynili się również dorośli, w tym nauczyciele. Dzisiaj nie mamy możliwości „odwołać” nauczyciela nieudacznika, a przynajmniej jest to żmudny i trudny proces, który opłacany jest ogromnymi kosztami dyrektora… I na koniec chcę dodać, że narobiła Pani sporo pozytywnego zamieszania w edukacji i za to Panią podziwiam i dziękuję.
I jeszcze ode mnie pytanie:
Jak można naprawić system awansowania i motywowania nauczycieli? Takie właśnie listy przekonują mnie, że jednak trzeba próbować coś zrobić w tej sprawie. W przyszłym tygodniu, w środę, kolejne spotkanie zespołu dyskutującego nad tym, co trzeba zmienić w Karcie Nauczyciela, tym razem właśnie poświęcone awansowi zawodowemu nauczycieli. Ciekawe, czy członkowie zespołu przyjdą z dobrymi pomysłami na modernizację systemu awansu?
…Jestem osobą od wielu lat żywo zainteresowaną edukacją, głównie z dwóch powodów: jestem mamą trójki wspaniałych dzieciaków i pracuję od wielu lat w różnorodnych placówkach oświatowych (od przedszkola po szkołę średnią)… Obecnie ostatnie moje dziecko pozostaje „pod opieką” systemu oświaty i nie mogę się wprost doczekać, kiedy skończy się dla mnie i dla niego ta okrutna przygoda. Kiedy objęła Pani urząd Ministra naprawdę miałam nadzieję że, zrealizują się i moje marzenia – szkoły przyjaźnie wymagającej. Z zapałem śledzę wszystkie zmiany i jestem pod wielkim wrażeniem, że w tak krótkim czasie i mimo często nieprzychylnych opinii wielu środowisk dzielnie wprowadza Pani wizję szkoły nowoczesnej, która sprosta różnorodnym potrzebom uczniów ich rodziców. Taka jest Pani wizja, takie są moje i innych marzenia – zmiany, które zaowocują poprawą jakości kształcenia, zmianą w podejściu do ucznia i rodziców. Będę nadal trzymać kciuki i może się uda przestawić mentalność nauczycieli betonów, nieudaczników trenerów, którzy zabijają w dzieciach pasję do uprawiania ukochanego sportu…Cieszę się, że dzisiejszy świat otwarty jest na młodych, zdolnych i pracowitych ludzi, którzy mogą realizować się w sporcie i w szkole. Szkoda tylko, że nie w naszej polskiej, a skandynawskiej rzeczywistości. Naszym nauczycielom przydałaby się diagnoza psychologiczna przydatności do zawodu. To nie uczniowie, ale niektórzy nauczyciele powinni korzystać z pomocy terapeutów z powodu zaburzeń emocjonalnych i własnych ograniczeń i trudności związanych z frustracją, lękiem i zahamowaniami. Na 80-50 pracujących nauczycieli jest 6-8 identyfikujących się ze szkołą, takich, którzy dobrze i z satysfakcją własną, uczniów i rodziców wykonują ten zawód. To naprawdę przykre. Warto pomyśleć co można zrobić z tymi, którzy do pracy przychodzą „za karę”, a warto dodać, że są na najwyższym stopniu awansu zawodowego.
Treść z mojej odpowiedzi:
…dziękuję serdecznie za list. Jednocześnie mimo wszystko wierzę, że proporcje są trochę inne. Że jednak większość wybierających zawód nauczyciela ma w sobie, przynajmniej na starcie, pewne ziarno pozytywnego nastawienia do zawodu i do niesienia pomocy swoim uczniom. Inaczej, z innych pobudek, jednak trudno się na ten zawód decydować. Później zdarza się wypalenie, zniechęcenie. Stąd właśnie na najwyższym stopniu awansu stosunkowo często widać takie jak Pani opisała postawy. Ale przy umiejętnym kierowaniu szkołą do tego pozytywnego ziarna naprawdę w wielu nauczycielach można dotrzeć i je odpowiednio stymulować. Dlatego musimy pracować nad zmianami dotyczącymi awansowania i motywowania nauczycieli, żeby dyrektor szkoły miał lepsze możliwości realnego wzmacniania i wspierania swoich nauczycieli na każdym etapie ich rozwoju zawodowego. Dziś jest to dość trudne. Pewnie między innymi stąd również wśród dyrektorów mamy tych zniechęconych i wypalonych. A wtedy już przykład idzie z góry...
Kolejny list od tej samej osoby:
…poruszyłam problem nauczycieli, którym nie chce się pracować, nie lubią uczniów, głównie tych, którzy zadają wiele pytań, preferują zupełnie inny styl uczenia się, odmienny od szkolnego. Uczniowie ci nie pasują do realiów danej szkoły, są niewygodni dla nauczycieli i trenerów. Na efekty długo nie trzeba czekać, są znane pod nazwami zaburzone zachowanie, niedostosowanie społeczne. Nikt nie pyta w jakim stopniu do zaburzeń tych przyczynili się również dorośli, w tym nauczyciele. Dzisiaj nie mamy możliwości „odwołać” nauczyciela nieudacznika, a przynajmniej jest to żmudny i trudny proces, który opłacany jest ogromnymi kosztami dyrektora… I na koniec chcę dodać, że narobiła Pani sporo pozytywnego zamieszania w edukacji i za to Panią podziwiam i dziękuję.
I jeszcze ode mnie pytanie:
Jak można naprawić system awansowania i motywowania nauczycieli? Takie właśnie listy przekonują mnie, że jednak trzeba próbować coś zrobić w tej sprawie. W przyszłym tygodniu, w środę, kolejne spotkanie zespołu dyskutującego nad tym, co trzeba zmienić w Karcie Nauczyciela, tym razem właśnie poświęcone awansowi zawodowemu nauczycieli. Ciekawe, czy członkowie zespołu przyjdą z dobrymi pomysłami na modernizację systemu awansu?
11 czerwca 2010
Podwójne tempo
Poza normalnymi obowiązkami, w Ministerstwie Edukacji Narodowej zaangażowaliśmy się mocno w pomoc dzieciom z terenów powodziowych. Zadbaliśmy o to, aby ich rodziny na każde dziecko w wieku szkolnym mogły otrzymać po 1000 złotych pomocy, a także żeby jak najszybciej były zorganizowane bezpłatne dla dzieci wyjazdy edukacyjne – jeszcze czerwcowe – i także wakacyjne. Informacja o tym na stronach internetowych jest często aktualizowana, ale liczby dzieci, które wyjechały są już istotnie większe niż tam podano. Nie nadążamy z informowaniem o stale rosnącej aktywności na ten temat. Aktywność samorządów i wielu organizacji pozarządowych na rzecz dzieci jest naprawdę imponująca.
Podziękowania należą się także wielu nauczycielom z terenów dotkniętych powodziami. Słyszę, że wielu z nich – gdy w szkołach były zawieszone zajęcia – zajmowało się bardzo ofiarnie, czasem przez dzień i noc, organizowaniem niesienia pomocy lokalnej społeczności.
Teraz rozpoczyna się szacowanie szkód w budynkach szkolnych. Setki szkół powódź uszkodziła, jedne w mniejszym, inne w większym stopniu. Mamy środki na remonty, czekamy na wnioski z poszczególnych samorządów, aby je jak najszybciej uruchomić. Bardzo wiele problemów i tematów zrobiło się trochę mniej ważnych – najważniejsze jest jak najszybsze przywrócenie bardzo wielu dzieciom warunków do normalnej nauki – i w domach, i w szkole.
Podziękowania należą się także wielu nauczycielom z terenów dotkniętych powodziami. Słyszę, że wielu z nich – gdy w szkołach były zawieszone zajęcia – zajmowało się bardzo ofiarnie, czasem przez dzień i noc, organizowaniem niesienia pomocy lokalnej społeczności.
Teraz rozpoczyna się szacowanie szkód w budynkach szkolnych. Setki szkół powódź uszkodziła, jedne w mniejszym, inne w większym stopniu. Mamy środki na remonty, czekamy na wnioski z poszczególnych samorządów, aby je jak najszybciej uruchomić. Bardzo wiele problemów i tematów zrobiło się trochę mniej ważnych – najważniejsze jest jak najszybsze przywrócenie bardzo wielu dzieciom warunków do normalnej nauki – i w domach, i w szkole.
25 maja 2010
Trzy ważne komunikaty
Mój dzisiejszy dzień pracy zaowocował trzema komunikatami będącymi reakcją na różne zgłaszane potrzeby i problemy. Wszystkie trzy uważam za bardzo ważne, choć każdy dotyczy zupełnie innego tematu.
Jeden z nich jest informacją o zmianie propozycji zapisu prawnego, który doprecyzowuje dobrze moje intencje, a jednocześnie mam nadzieję rozwieje niepokoje zgłaszane przez szereg osób również za pośrednictwem tego bloga. Ma tytuł: Zmiana w projekcie rozporządzenia regulującego m.in. funkcjonowanie specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych.
Drugi komunikat możliwie precyzyjnie opisuje planowane zmiany dotyczące kształcenia za granicą. Również w tej sprawie narosło sporo nieporozumień. Polski minister nie może niczego nakazać organizacjom, które działają za granicą w oparciu o tamtejsze prawo. Może je w różny sposób wspierać, umożliwiać im jakieś działania, ale nie może nic nakazać. Dlatego taka a nie inna kolejność wprowadzanych uregulowań. Warto się z nią zapoznać czytając Komunikat o zmianach prawnych dotyczących szkolnictwa polskiego za granicą.
Trzeci jest zatytułowany Działania Ministra Edukacji Narodowej na rzecz pomocy dzieciom i samorządom z terenów dotkniętych powodzią. Zawiera opis szeregu prac, które nas obecnie mocno absorbują. Chcę szczególnie polecić materiały edukacyjne Jak sobie radzić z powodzią, które można pobrać ze strony Ośrodka Rozwoju Edukacji. Warto spróbować z nich teraz skorzystać.
Jeden z nich jest informacją o zmianie propozycji zapisu prawnego, który doprecyzowuje dobrze moje intencje, a jednocześnie mam nadzieję rozwieje niepokoje zgłaszane przez szereg osób również za pośrednictwem tego bloga. Ma tytuł: Zmiana w projekcie rozporządzenia regulującego m.in. funkcjonowanie specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych.
Drugi komunikat możliwie precyzyjnie opisuje planowane zmiany dotyczące kształcenia za granicą. Również w tej sprawie narosło sporo nieporozumień. Polski minister nie może niczego nakazać organizacjom, które działają za granicą w oparciu o tamtejsze prawo. Może je w różny sposób wspierać, umożliwiać im jakieś działania, ale nie może nic nakazać. Dlatego taka a nie inna kolejność wprowadzanych uregulowań. Warto się z nią zapoznać czytając Komunikat o zmianach prawnych dotyczących szkolnictwa polskiego za granicą.
Trzeci jest zatytułowany Działania Ministra Edukacji Narodowej na rzecz pomocy dzieciom i samorządom z terenów dotkniętych powodzią. Zawiera opis szeregu prac, które nas obecnie mocno absorbują. Chcę szczególnie polecić materiały edukacyjne Jak sobie radzić z powodzią, które można pobrać ze strony Ośrodka Rozwoju Edukacji. Warto spróbować z nich teraz skorzystać.
22 maja 2010
Szkoła ogólnodostępna czy specjalny ośrodek?
Generalnie – w wypadku każdego ucznia z orzeczeniem o jakiejkolwiek niepełnosprawności – konieczne jest bardzo poważne przeanalizowanie, jak dostosować realizowany program edukacyjny do jego indywidualnych potrzeb i możliwości, aby zapewnić mu jak najlepsze postępy. Temu ma służyć wspólna praca zespołu nauczycieli uczących takiego ucznia, który zapraszając do tego zespołu specjalistów i rodziców ucznia, ma szansę lepiej rodzicom uświadomić, jakie naprawdę ma ich dziecko potrzeby i możliwości rozwojowe.
Obecnie tylko około 50% uczniów niepełnosprawnych znajduje się w miejscach, gdzie ma bezpośredni dostęp do specjalistów – czyli w szkołach lub ośrodkach specjalnych, bądź klasach integracyjnych. Pozostali powinni również mieć optymalną pomoc, program edukacyjny dający możliwości rozwojowe, a jeśli w szkole ogólnodostępnej jest o to trudno, to może jednak radę, aby zmienić dziecku miejsce edukacji.
Mam przekonanie, że proponowane procedury sprawią, że więcej a nie mniej uczniów niepełnosprawnych niż obecnie będzie trafiać pod skrzydła specjalistów. Dlatego obawy, że szkoły czy ośrodki specjalne przestaną być potrzebne są zupełnie nieuzasadnione. Dalej to rodzic będzie podejmował decyzję, jakie miejsce edukacji jest najlepsze dla jego dziecka, tylko zyska przy tym radę i pomoc, a do tego precyzyjne informacje, gdzie są najlepsi specjaliści pomagający w wypadku niepełnosprawności danego rodzaju.
Wachlarz możliwych form kształcenia dla dzieci z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim jest bardzo szeroki. Nauka w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym jest również jedną z dostępnych dla nich form edukacji – zawsze jednak najpierw musi być spełniony warunek, iż z powodu swej niepełnosprawności dzieci te nie mogą uczęszczać do szkoły w miejscu zamieszkania (taki zapis jest również w aktualnie obowiązującym rozporządzeniu).
Projektowany zapis wskazujący dla jakich grup dzieci, które nie mogą uczęszczać do szkoły w miejscu zamieszkania „w szczególności” prowadzone są ośrodki jedynie wskazuje punkt ciężkości w zakresie adresatów oddziaływań specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych, którymi – jeśli chodzi o niepełnosprawność intelektualną – są przede wszystkim dzieci i młodzież z upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym lub znacznym, realizujące odrębną podstawę programową kształcenia ogólnego, dostosowaną do ich możliwości psychofizycznych.
Dzieci i młodzież z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim mogą realizować obowiązek szkolny lub obowiązek nauki w szkołach specjalnych, w szkołach z oddziałami specjalnymi, w szkołach integracyjnych i szkołach z oddziałami integracyjnym, a także praktycznie w każdej szkole ogólnodostępnej w miejscu zamieszkania, realizując podstawę programową kształcenia ogólnego tę samą, co ich pełnosprawni rówieśnicy, bez odrywania od rodziny i środowiska. Z tego względu nie są w projekcie rozporządzenia „w szczególności” wskazani jako grupa celowa dla specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych, co nie eliminuje takiej możliwości. W przypadku uczniów z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim nie jest uzasadnione wskazywanie SOSW jako formy kształcenia szczególnie rekomendowanej. Zastosowane określenie umożliwia jednak korzystanie przez uczniów z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim z edukacji w SOSW.
Bez względu na posiadany rodzaj orzeczenia każde dziecko ma być traktowane indywidualnie, rodzice i nauczyciele muszą wspólnie analizować i decydować, jaki forma organizacyjna edukacji jest najlepsza akurat dla tego, konkretnego dziecka, w jakich warunkach może ono osiągać najlepsze postępy. Dlatego na pytanie: co jest lepsze – szkoła ogólnodostępna czy specjalny ośrodek – nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Trzeba tej odpowiedzi szukać po osobno dla każdego dziecka, wnikliwie analizując jego sytuację. Takie właśnie postępowanie jest zalecane przez proponowany pakiet rozporządzeń.
Obecnie tylko około 50% uczniów niepełnosprawnych znajduje się w miejscach, gdzie ma bezpośredni dostęp do specjalistów – czyli w szkołach lub ośrodkach specjalnych, bądź klasach integracyjnych. Pozostali powinni również mieć optymalną pomoc, program edukacyjny dający możliwości rozwojowe, a jeśli w szkole ogólnodostępnej jest o to trudno, to może jednak radę, aby zmienić dziecku miejsce edukacji.
Mam przekonanie, że proponowane procedury sprawią, że więcej a nie mniej uczniów niepełnosprawnych niż obecnie będzie trafiać pod skrzydła specjalistów. Dlatego obawy, że szkoły czy ośrodki specjalne przestaną być potrzebne są zupełnie nieuzasadnione. Dalej to rodzic będzie podejmował decyzję, jakie miejsce edukacji jest najlepsze dla jego dziecka, tylko zyska przy tym radę i pomoc, a do tego precyzyjne informacje, gdzie są najlepsi specjaliści pomagający w wypadku niepełnosprawności danego rodzaju.
Wachlarz możliwych form kształcenia dla dzieci z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim jest bardzo szeroki. Nauka w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym jest również jedną z dostępnych dla nich form edukacji – zawsze jednak najpierw musi być spełniony warunek, iż z powodu swej niepełnosprawności dzieci te nie mogą uczęszczać do szkoły w miejscu zamieszkania (taki zapis jest również w aktualnie obowiązującym rozporządzeniu).
Projektowany zapis wskazujący dla jakich grup dzieci, które nie mogą uczęszczać do szkoły w miejscu zamieszkania „w szczególności” prowadzone są ośrodki jedynie wskazuje punkt ciężkości w zakresie adresatów oddziaływań specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych, którymi – jeśli chodzi o niepełnosprawność intelektualną – są przede wszystkim dzieci i młodzież z upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym lub znacznym, realizujące odrębną podstawę programową kształcenia ogólnego, dostosowaną do ich możliwości psychofizycznych.
Dzieci i młodzież z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim mogą realizować obowiązek szkolny lub obowiązek nauki w szkołach specjalnych, w szkołach z oddziałami specjalnymi, w szkołach integracyjnych i szkołach z oddziałami integracyjnym, a także praktycznie w każdej szkole ogólnodostępnej w miejscu zamieszkania, realizując podstawę programową kształcenia ogólnego tę samą, co ich pełnosprawni rówieśnicy, bez odrywania od rodziny i środowiska. Z tego względu nie są w projekcie rozporządzenia „w szczególności” wskazani jako grupa celowa dla specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych, co nie eliminuje takiej możliwości. W przypadku uczniów z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim nie jest uzasadnione wskazywanie SOSW jako formy kształcenia szczególnie rekomendowanej. Zastosowane określenie umożliwia jednak korzystanie przez uczniów z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim z edukacji w SOSW.
Bez względu na posiadany rodzaj orzeczenia każde dziecko ma być traktowane indywidualnie, rodzice i nauczyciele muszą wspólnie analizować i decydować, jaki forma organizacyjna edukacji jest najlepsza akurat dla tego, konkretnego dziecka, w jakich warunkach może ono osiągać najlepsze postępy. Dlatego na pytanie: co jest lepsze – szkoła ogólnodostępna czy specjalny ośrodek – nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Trzeba tej odpowiedzi szukać po osobno dla każdego dziecka, wnikliwie analizując jego sytuację. Takie właśnie postępowanie jest zalecane przez proponowany pakiet rozporządzeń.
13 maja 2010
Biblioteki w szkołach też będą!
Po moim poprzednim wpisie, dementującym przypisywane mi różne zamiary likwidacyjne, otrzymałam kilka pytań od środowiska bibliotekarzy. Prawdą jest, że to środowisko straszono również – zamiarem likwidacji bibliotek szkolnych.
Tę pogłoskę również dementuję!
Biblioteki w szkołach mają dalej istnieć, a chciałabym, żeby nawet były wyposażone lepiej, czynne dłużej i mogły służyć całemu lokalnemu środowisku, jeśli innych bibliotek w okolicy brakuje. Będę sprzyjać propozycjom rozwiązań to umożliwiających. Ale uczeń i nauczyciel bibliotekę muszą mieć w szkole!
Tę pogłoskę również dementuję!
Biblioteki w szkołach mają dalej istnieć, a chciałabym, żeby nawet były wyposażone lepiej, czynne dłużej i mogły służyć całemu lokalnemu środowisku, jeśli innych bibliotek w okolicy brakuje. Będę sprzyjać propozycjom rozwiązań to umożliwiających. Ale uczeń i nauczyciel bibliotekę muszą mieć w szkole!
12 maja 2010
Skończcie straszyć!
Co jakiś czas docierają do mnie informacje o tym, co rzekomo planuję zrobić. Często ostatnio dowiaduję się na przykład, że moje plany zakładają likwidowanie obszarów, które w rzeczywistości chcę wzmocnić. Skąd się biorą te zmyślenia? Kto i dlaczego straszy środowiska oświatowe i co chce na tym zyskać?
Długa jest lista tego, co według różnych plotek, chcę zlikwidować.
Kiedyś straszono, że zlikwiduję szkolnictwo publiczne. Wprowadzona na wniosek różnych środowisk możliwość przekazywania szkół publicznych do prowadzenia innym podmiotom niż samorządy, na razie występuje bardzo rzadko. A przecież przekazana szkoła i tak pozostaje publiczna.
Potem dowiedziałam się, że podobno w liceum nie będzie się już uczyć historii. Z wielkim trudem przekonywaliśmy, że godzin historii będzie więcej, dzięki czemu będziemy jej uczyć ciekawiej i – szczególnie tej najnowszej – dużo gruntowniej.
Ostatnio coraz częściej słyszę głosy, że zamierzam zlikwidować Kartę Nauczyciela. Związki zawodowe nawet już mobilizują swoich członków do obrony ustawy i są jedynymi, którzy w kontekście Karty używają słowa „likwidacja”. A przecież ich przedstawiciele biorą udział w pracach zespołu, który ma opracować nową Kartę Nauczyciela - dokument lepiej opisujący prawa nauczyciela i wzmacniający ten zawód. Członkami tego zespołu są zresztą przedstawiciele wielu środowisk (w tym również związkowcy), które każdego miesiąca przysyłają do mnie propozycje, co ich zdaniem pilnie i koniecznie w Karcie trzeba poprawić. Po co więc poprawiać go w nieskończoność po każdej takiej słusznej propozycji? Chcę, by środowiska oświatowe wspólnie przygotowały w ramach dyskusji plan, jak ten dokument napisać nowocześniej i lepiej, żeby już nie miał tych zgłaszanych nieustannie mankamentów, ale żeby jednak gwarantował nauczycielom to, co powinien. Oczekuję mądrej, merytorycznej dyskusji na ten temat – dla dobra nauczycieli i całej polskiej oświaty.
Jeszcze bardziej nieprawdopodobna jest plotka strasząca likwidacją szkolnictwa specjalnego. Od miesięcy prowadzimy konsultacje na temat jak lepiej zajmować się uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Wielu spośród nich jest w szkołach masowych i nie otrzymuje optymalnej pomocy. Doświadczenia specjalistów ze szkół i ośrodków specjalnych mogą i powinny tu być pomocne. Chcemy poszerzyć ich oddziaływanie. Na pewno szkoły specjalne będą pracować nadal. Być może, dzięki nowym mechanizmom zajmowania się uczniami w szkołach ogólnodostępnych, będą mieć więcej kandydatów, gdyż rodzice przekonają się lepiej niż dotychczas, że dziecko potrzebuje pomocy specjalistów.
Dlatego dementuję wszystkie te plotki i wymysły i deklaruję – żadnych likwidacji!
1)Szkoły specjalne nadal będą ważnym elementem sytemu edukacji (będziemy za to lepiej, trafniej doradzać rodzicom, do jakiej szkoły czy ośrodka powinni posłać dziecko z danym typem niepełnosprawności)
2)Karta Nauczyciela ma nadal gwarantować bezpieczeństwo nauczycielom (chciałabym, żeby była dokumentem nowocześniej i przejrzyściej sformułowanym)
3)Historii nadal będziemy uczyć w szkołach (a tej najnowszej – nawet gruntowniej)
4)Oświata publiczna nadal będzie istnieć (a małe wiejskie szkoły szczególnie chcemy chronić przed likwidacją).
Długa jest lista tego, co według różnych plotek, chcę zlikwidować.
Kiedyś straszono, że zlikwiduję szkolnictwo publiczne. Wprowadzona na wniosek różnych środowisk możliwość przekazywania szkół publicznych do prowadzenia innym podmiotom niż samorządy, na razie występuje bardzo rzadko. A przecież przekazana szkoła i tak pozostaje publiczna.
Potem dowiedziałam się, że podobno w liceum nie będzie się już uczyć historii. Z wielkim trudem przekonywaliśmy, że godzin historii będzie więcej, dzięki czemu będziemy jej uczyć ciekawiej i – szczególnie tej najnowszej – dużo gruntowniej.
Ostatnio coraz częściej słyszę głosy, że zamierzam zlikwidować Kartę Nauczyciela. Związki zawodowe nawet już mobilizują swoich członków do obrony ustawy i są jedynymi, którzy w kontekście Karty używają słowa „likwidacja”. A przecież ich przedstawiciele biorą udział w pracach zespołu, który ma opracować nową Kartę Nauczyciela - dokument lepiej opisujący prawa nauczyciela i wzmacniający ten zawód. Członkami tego zespołu są zresztą przedstawiciele wielu środowisk (w tym również związkowcy), które każdego miesiąca przysyłają do mnie propozycje, co ich zdaniem pilnie i koniecznie w Karcie trzeba poprawić. Po co więc poprawiać go w nieskończoność po każdej takiej słusznej propozycji? Chcę, by środowiska oświatowe wspólnie przygotowały w ramach dyskusji plan, jak ten dokument napisać nowocześniej i lepiej, żeby już nie miał tych zgłaszanych nieustannie mankamentów, ale żeby jednak gwarantował nauczycielom to, co powinien. Oczekuję mądrej, merytorycznej dyskusji na ten temat – dla dobra nauczycieli i całej polskiej oświaty.
Jeszcze bardziej nieprawdopodobna jest plotka strasząca likwidacją szkolnictwa specjalnego. Od miesięcy prowadzimy konsultacje na temat jak lepiej zajmować się uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Wielu spośród nich jest w szkołach masowych i nie otrzymuje optymalnej pomocy. Doświadczenia specjalistów ze szkół i ośrodków specjalnych mogą i powinny tu być pomocne. Chcemy poszerzyć ich oddziaływanie. Na pewno szkoły specjalne będą pracować nadal. Być może, dzięki nowym mechanizmom zajmowania się uczniami w szkołach ogólnodostępnych, będą mieć więcej kandydatów, gdyż rodzice przekonają się lepiej niż dotychczas, że dziecko potrzebuje pomocy specjalistów.
Dlatego dementuję wszystkie te plotki i wymysły i deklaruję – żadnych likwidacji!
1)Szkoły specjalne nadal będą ważnym elementem sytemu edukacji (będziemy za to lepiej, trafniej doradzać rodzicom, do jakiej szkoły czy ośrodka powinni posłać dziecko z danym typem niepełnosprawności)
2)Karta Nauczyciela ma nadal gwarantować bezpieczeństwo nauczycielom (chciałabym, żeby była dokumentem nowocześniej i przejrzyściej sformułowanym)
3)Historii nadal będziemy uczyć w szkołach (a tej najnowszej – nawet gruntowniej)
4)Oświata publiczna nadal będzie istnieć (a małe wiejskie szkoły szczególnie chcemy chronić przed likwidacją).
30 kwietnia 2010
Ostatnie trzy tygodnie
Przez ostatnie trzy tygodnie miałam być w szeregu miejsc, spotykać się z różnymi osobami, załatwić ileś spraw. Przepraszam tych, którzy przyszli w tym czasie na spotkania, na których mnie nie było, którzy wysłali do mnie listy i pytania, na które nie odpowiedziałam. Jednocześnie dziękuję wszystkim nauczycielom, którzy stanęli na wysokości zadania i poprowadzili w szkołach różnego rodzaju zajęcia - w sposób odpowiadający lokalnej wrażliwości i tradycji - poświęcone pamięci ofiar tragedii pod Smoleńskiem. Otrzymałam wiele sygnałów, jakie to było dobre, ważne i potrzebne.
Wiele godzin dziennie spędzałam na różnych wcześniej nie zaplanowanych naradach, na uroczystościach żałobnych i pogrzebowych. Trudno było się skupić na czymkolwiek innym.
Zespół do spraw statusu zawodowego nauczycieli przerwał pracę na miesiąc. Konferencje na temat nowych rozwiązań dotyczących specjalnych potrzeb edukacyjnych i kształcenia zawodowego odbyły się planowo, tyle że bez mojego udziału. Zapowiadane tam rozporządzenia są przygotowane i zostaną wysłane do konsultacji. Urząd cały czas pracował. Tylko mój udział w tym był trochę inny, bardziej z daleka. Na pewno będziemy już po tych ostatnich tygodniach na wszystko patrzeć z innej perspektywy. Postaram się znowu zacząć na bieżąco odpowiadać na listy i pytania. Jednak z tych kilkudziesięciu maili, które do mnie napłynęły w tych tygodniach, pewnie spora część nadal pozostanie bez odpowiedzi. Jeśli jakaś sprawa jest dalej aktualna, proszę o ponowienie pytania. W najbliższych dniach postaram się nadrobić zaległości choć trochę i wrócić do dobrego obyczaju odpowiadania na bieżąco na listy.
Wiele godzin dziennie spędzałam na różnych wcześniej nie zaplanowanych naradach, na uroczystościach żałobnych i pogrzebowych. Trudno było się skupić na czymkolwiek innym.
Zespół do spraw statusu zawodowego nauczycieli przerwał pracę na miesiąc. Konferencje na temat nowych rozwiązań dotyczących specjalnych potrzeb edukacyjnych i kształcenia zawodowego odbyły się planowo, tyle że bez mojego udziału. Zapowiadane tam rozporządzenia są przygotowane i zostaną wysłane do konsultacji. Urząd cały czas pracował. Tylko mój udział w tym był trochę inny, bardziej z daleka. Na pewno będziemy już po tych ostatnich tygodniach na wszystko patrzeć z innej perspektywy. Postaram się znowu zacząć na bieżąco odpowiadać na listy i pytania. Jednak z tych kilkudziesięciu maili, które do mnie napłynęły w tych tygodniach, pewnie spora część nadal pozostanie bez odpowiedzi. Jeśli jakaś sprawa jest dalej aktualna, proszę o ponowienie pytania. W najbliższych dniach postaram się nadrobić zaległości choć trochę i wrócić do dobrego obyczaju odpowiadania na bieżąco na listy.
11 kwietnia 2010
Dramat
W dzisiejszej tragedii, o której mówi cały świat, zginęły nie tylko najważniejsze osoby w państwie. Odeszli także przyjaciele, koledzy i znajomi. Jednym z nich był najbliższy mojej rodzinie Aram Rybicki, przyjaciel mojego męża jeszcze z lat szkolnych, który osobiście przed 30 laty pisał i wieszał tablicę z postulatami sierpniowymi, a ostatnio był orędownikiem istotnej ustawowej zmiany dotyczącej IPN. Na pokładzie samolotu poniósł śmierć Maciek Płażyński, współzałożyciel fundacji, w której spędziłam 17 lat mojego życia, obecnie szef Wspólnoty Polskiej, tak ważnej dla wielu Polaków na obczyźnie. Zginęła Pani Marszałek Krystyna Bochenek, niestrudzona promotorka pięknej polszczyzny, organizatorka wielkich narodowych dyktand. Odszedł Tomasz Merta, znany i ceniony współautor podręczników i materiałów dydaktycznych, w ostatnich latach wiceminister kultury. Zginęła Pani Poseł Izabela Jaruga-Nowacka, prezentująca zawsze wiele wrażliwości społecznej i żaru w obronie najsłabszych, najmniej sprawnych. Od dziś nie ma wśród nas wielu jeszcze znanych mi osobiście z życia publicznego osób. Powiedzieć, że będzie mi ich brakowało, może zabrzmieć jak pusty frazes. Będziemy o nich pamiętać, o tym, co robili, o tym co chcieli jeszcze zrobić dla siebie i dla nas wszystkich.
31 marca 2010
25 marca 2010
Kiedy nowoczesna Karta Nauczyciela?
Wielokrotnie za pośrednictwem tego bloga otrzymywałam listy od nauczycieli denerwujących się różnymi zapisami Karty – przede wszystkim biurokratycznym i mało motywującym do dobrej pracy systemem awansu zawodowego.
Mam dla nich dobrą wiadomość. Ruszają prace nad nową Kartą Nauczyciela. Do zespołu, który ma nad tym pracować i przedstawić mi swoje propozycje zaprosiłam środowiska samorządowe i związkowe, rządowe i pozarządowe (cały skład zespołu jest w odpowiednim zarządzeniu). Pierwsze spotkanie właśnie się odbyło. Postawiłam zespołowi kilka pytań:
1. Jaki zakres nowej Karty Nauczyciela?
– Co na pewno powinno zostać uregulowane?
2. Jaki awans zawodowy nauczycieli?
– Czy rozbudowywać obecny system, czy budować cały system od nowa i następnie drogę przejścia do niego?
3. Jaki czas pracy szkoły i nauczyciela?
4. Kogo ma obejmować nowa Karta Nauczyciela?
Podczas prowadzonej na pierwszym spotkaniu dyskusji tę listę poszerzono o kolejne pytania:
5. Jakie warunki pracy nauczyciela?
6. Jaki status dyrektora szkoły?
Będziemy w dalszej dyskusji, na kolejnych spotkaniach szukać na nie wszystkie dobrych odpowiedzi. Kartę trzeba napisać od nowa, żeby była naprawdę nowoczesnym dokumentem, jasno pokazującym każdemu nauczycielowi jego prawa i obowiązki oraz dającym mu motywację do dobrej pracy. Polscy nauczyciele na taki dobry, nowoczesny dokument zasługują. Chcę go wypracować wspólnie z tymi którzy reprezentują nauczycieli i różne organy prowadzące szkoły. Tylko wtedy ma szansę być przyjęty przez środowiska oświatowe jako własny, także da się wtedy wokół niego zbudować odpowiednią większość parlamentarną. Zachęcam do uczestniczenia w dyskusji na ten temat – przekazywania swoich uwag i propozycji członkom zespołu poprzez swoje samorządy terytorialne, organizacje związkowe i stowarzyszenia oświatowe.
Wstępnie założyłam, że zespół ma pracować przez pół roku, spotykać się przynajmniej raz w miesiącu, może przedkładać różne pytania i materiały, zamawiać ekspertyzy, badania, również pracować w podgrupach. Zobaczymy, co uda się przez ten czas wypracować. Na razie się cieszę, że nasi ważni partnerzy społeczni w pierwszym spotkaniu wzięli udział, że udało się nam umówić na kolejne spotkanie i ustalić jego temat (21 kwietnia – Jaki zakres nowej Karty?). Oby tak dalej.
Mam dla nich dobrą wiadomość. Ruszają prace nad nową Kartą Nauczyciela. Do zespołu, który ma nad tym pracować i przedstawić mi swoje propozycje zaprosiłam środowiska samorządowe i związkowe, rządowe i pozarządowe (cały skład zespołu jest w odpowiednim zarządzeniu). Pierwsze spotkanie właśnie się odbyło. Postawiłam zespołowi kilka pytań:
1. Jaki zakres nowej Karty Nauczyciela?
– Co na pewno powinno zostać uregulowane?
2. Jaki awans zawodowy nauczycieli?
– Czy rozbudowywać obecny system, czy budować cały system od nowa i następnie drogę przejścia do niego?
3. Jaki czas pracy szkoły i nauczyciela?
4. Kogo ma obejmować nowa Karta Nauczyciela?
Podczas prowadzonej na pierwszym spotkaniu dyskusji tę listę poszerzono o kolejne pytania:
5. Jakie warunki pracy nauczyciela?
6. Jaki status dyrektora szkoły?
Będziemy w dalszej dyskusji, na kolejnych spotkaniach szukać na nie wszystkie dobrych odpowiedzi. Kartę trzeba napisać od nowa, żeby była naprawdę nowoczesnym dokumentem, jasno pokazującym każdemu nauczycielowi jego prawa i obowiązki oraz dającym mu motywację do dobrej pracy. Polscy nauczyciele na taki dobry, nowoczesny dokument zasługują. Chcę go wypracować wspólnie z tymi którzy reprezentują nauczycieli i różne organy prowadzące szkoły. Tylko wtedy ma szansę być przyjęty przez środowiska oświatowe jako własny, także da się wtedy wokół niego zbudować odpowiednią większość parlamentarną. Zachęcam do uczestniczenia w dyskusji na ten temat – przekazywania swoich uwag i propozycji członkom zespołu poprzez swoje samorządy terytorialne, organizacje związkowe i stowarzyszenia oświatowe.
Wstępnie założyłam, że zespół ma pracować przez pół roku, spotykać się przynajmniej raz w miesiącu, może przedkładać różne pytania i materiały, zamawiać ekspertyzy, badania, również pracować w podgrupach. Zobaczymy, co uda się przez ten czas wypracować. Na razie się cieszę, że nasi ważni partnerzy społeczni w pierwszym spotkaniu wzięli udział, że udało się nam umówić na kolejne spotkanie i ustalić jego temat (21 kwietnia – Jaki zakres nowej Karty?). Oby tak dalej.
5 marca 2010
Nie cofajmy szkoły do czasów Gomułki
Główna partia opozycyjna ma zamiar przedstawić jutro swoje propozycje dotyczące systemu oświaty. Każda dyskusja na ten temat jest dla mnie ważna, dlatego chętnie zapoznam się ze szczegółami tych propozycji. Jednak już wstępne deklaracje przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości dotyczące szkolnictwa wyglądają na podejmowane bez żadnego merytorycznego uzasadnienia.
Wiodącym pomysłem, docierającym do opinii publicznej, wokół którego PiS zdaje się budować swoją wizję nowoczesnej polskiej oświaty, jest likwidacja gimnazjów i powrót do ustroju szkolnego wprowadzonego za czasów I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, z ośmioklasową szkołą podstawową i czteroletnim liceum, zakładającego związek oświaty z socjalistycznym kierunkiem rozwoju PRL.
Brak mi rzeczowych argumentów na poparcie takiej propozycji. Można ją bowiem rozumieć jedynie jako demagogiczne i populistyczne posunięcie, będące próbą odpowiedzi na pojawiające się w części naszego społeczeństwa resentymenty za czasami PRL. Jak widać, nie tylko w jego części o lewicowych przekonaniach...
Jestem związana zawodowo z oświatą od 1980 roku, dlatego mogę porównać oba systemy jako specjalista, od strony czysto merytorycznej, mając na względzie dobro uczniów, a nie tylko dobro konkretnej partii w kolejnych wyborach.
Gimnazja są jeszcze młodymi szkołami, o zaledwie dziesięcioletniej historii. Nauczyciele i dyrektorzy szkół wciąż udoskonalają swoją pracę z uczniami, będącymi w wieku szczególnie trudnym dla młodzieży. Mamy już jednak zmierzone efekty zmiany systemowej z 1999 roku, która wprowadziła gimnazja. Wyniki międzynarodowych badań, porównujących umiejętności polskich uczniów z ich rówieśnikami z całego świata wyraźnie pokazują, że wydłużenie cyklu kształcenia ogólnego dało istotny wzrost wyników nauczania.
Warto też podkreślić jeszcze jeden, niezwykle ważny aspekt wprowadzenia gimnazjów – wzrost bezpieczeństwa uczniów szkoły podstawowej. Przeniesienie nastolatków do gimnazjów pozwoliło zmienić klimat szkół podstawowych na bardziej sprzyjający pracy z młodszymi dziećmi. Zreformowana w 1999 roku szkoła podstawowa stała się dużo bardziej przyjazna i bezpieczna. Przedstawiciele partii tak dużo mówiącej o bezpieczeństwie powinni również brać to pod uwagę.
Uważam, że – tam gdzie to tylko możliwe – gimnazja, które funkcjonują w zespołach ze szkołami podstawowymi, powinny „przeprowadzić się” do liceów. Obecnie zachęcamy do tworzenia gimnazjalno-licealnych zespołów szkół (jest już ich w Polsce około 1000), dających możliwość właściwego zatroszczenia się o rozwój zdolności uczniów – odpowiednio do ich potrzeb i możliwości – pod kierunkiem pracujących na wysokim poziomie nauczycieli. W miejsce gimnazjów wyprowadzanych z podstawówek warto natomiast tworzyć przedszkola. W ten sposób można bowiem znacznie zwiększyć liczbę miejsc przedszkolnych. Tak pomyślana „przeprowadzka” będzie równocześnie odpowiadać na zmiany w demografii – liczba młodzieży w wieku gimnazjalno-licealnym w ciągu najbliższych dziesięciu lat spadnie o około 1/3.
Na pewno gimnazjum nie jest jeszcze szkołą idealną. Zmiana programowa, która weszła do jego pierwszych klas w tym roku szkolnym sprawi, że stanie się ono w większym stopniu miejscem rozpoznawania zdolności, odkrywania pasji i rozwijania zainteresowań, a także mądrego doradzania w wyborze drogi dalszego kształcenia. Nasi piętnastolatkowie będą nie tylko lepiej od rówieśników z innych krajów rozumieć czytany tekst, ale także stopniowo podniosą swoje wyniki w rozumowaniu, w naukach matematyczno-przyrodniczych. Będziemy kształcić solidnie i gruntownie.
W myśleniu o polskiej szkole kieruję się przede wszystkim wynikami badań międzynarodowych, wynikami egzaminów zewnętrznych i doświadczeniami setek ekspertów funkcjonujących w polskiej oświacie. Najważniejsi są uczniowie i wizja szkoły – skutecznej, przyjaznej i nowoczesnej. Stopniowo, rok po roku, tę wizję wprowadzam i chcę dalej wprowadzać w życie.
Świat edukacji zmienia się powoli. Ustanowienie dobrego prawa to dopiero początek. Nim polską szkołę zaczną opuszczać uczniowie kształceni według wprowadzanych obecnie, nowych, wyższych standardów, minie parę lat. Jako poważne zagrożenie dla nowoczesnej edukacji naszych dzieci i wnuków postrzegam możliwość ponownego zarządzania oświatą przez polityków, których jedynym pomysłem jest przysłowiowe „zawracanie kijem Wisły” i powrót polskiej szkoły do czasów PRL.
Wiodącym pomysłem, docierającym do opinii publicznej, wokół którego PiS zdaje się budować swoją wizję nowoczesnej polskiej oświaty, jest likwidacja gimnazjów i powrót do ustroju szkolnego wprowadzonego za czasów I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, z ośmioklasową szkołą podstawową i czteroletnim liceum, zakładającego związek oświaty z socjalistycznym kierunkiem rozwoju PRL.
Brak mi rzeczowych argumentów na poparcie takiej propozycji. Można ją bowiem rozumieć jedynie jako demagogiczne i populistyczne posunięcie, będące próbą odpowiedzi na pojawiające się w części naszego społeczeństwa resentymenty za czasami PRL. Jak widać, nie tylko w jego części o lewicowych przekonaniach...
Jestem związana zawodowo z oświatą od 1980 roku, dlatego mogę porównać oba systemy jako specjalista, od strony czysto merytorycznej, mając na względzie dobro uczniów, a nie tylko dobro konkretnej partii w kolejnych wyborach.
Gimnazja są jeszcze młodymi szkołami, o zaledwie dziesięcioletniej historii. Nauczyciele i dyrektorzy szkół wciąż udoskonalają swoją pracę z uczniami, będącymi w wieku szczególnie trudnym dla młodzieży. Mamy już jednak zmierzone efekty zmiany systemowej z 1999 roku, która wprowadziła gimnazja. Wyniki międzynarodowych badań, porównujących umiejętności polskich uczniów z ich rówieśnikami z całego świata wyraźnie pokazują, że wydłużenie cyklu kształcenia ogólnego dało istotny wzrost wyników nauczania.
Warto też podkreślić jeszcze jeden, niezwykle ważny aspekt wprowadzenia gimnazjów – wzrost bezpieczeństwa uczniów szkoły podstawowej. Przeniesienie nastolatków do gimnazjów pozwoliło zmienić klimat szkół podstawowych na bardziej sprzyjający pracy z młodszymi dziećmi. Zreformowana w 1999 roku szkoła podstawowa stała się dużo bardziej przyjazna i bezpieczna. Przedstawiciele partii tak dużo mówiącej o bezpieczeństwie powinni również brać to pod uwagę.
Uważam, że – tam gdzie to tylko możliwe – gimnazja, które funkcjonują w zespołach ze szkołami podstawowymi, powinny „przeprowadzić się” do liceów. Obecnie zachęcamy do tworzenia gimnazjalno-licealnych zespołów szkół (jest już ich w Polsce około 1000), dających możliwość właściwego zatroszczenia się o rozwój zdolności uczniów – odpowiednio do ich potrzeb i możliwości – pod kierunkiem pracujących na wysokim poziomie nauczycieli. W miejsce gimnazjów wyprowadzanych z podstawówek warto natomiast tworzyć przedszkola. W ten sposób można bowiem znacznie zwiększyć liczbę miejsc przedszkolnych. Tak pomyślana „przeprowadzka” będzie równocześnie odpowiadać na zmiany w demografii – liczba młodzieży w wieku gimnazjalno-licealnym w ciągu najbliższych dziesięciu lat spadnie o około 1/3.
Na pewno gimnazjum nie jest jeszcze szkołą idealną. Zmiana programowa, która weszła do jego pierwszych klas w tym roku szkolnym sprawi, że stanie się ono w większym stopniu miejscem rozpoznawania zdolności, odkrywania pasji i rozwijania zainteresowań, a także mądrego doradzania w wyborze drogi dalszego kształcenia. Nasi piętnastolatkowie będą nie tylko lepiej od rówieśników z innych krajów rozumieć czytany tekst, ale także stopniowo podniosą swoje wyniki w rozumowaniu, w naukach matematyczno-przyrodniczych. Będziemy kształcić solidnie i gruntownie.
W myśleniu o polskiej szkole kieruję się przede wszystkim wynikami badań międzynarodowych, wynikami egzaminów zewnętrznych i doświadczeniami setek ekspertów funkcjonujących w polskiej oświacie. Najważniejsi są uczniowie i wizja szkoły – skutecznej, przyjaznej i nowoczesnej. Stopniowo, rok po roku, tę wizję wprowadzam i chcę dalej wprowadzać w życie.
Świat edukacji zmienia się powoli. Ustanowienie dobrego prawa to dopiero początek. Nim polską szkołę zaczną opuszczać uczniowie kształceni według wprowadzanych obecnie, nowych, wyższych standardów, minie parę lat. Jako poważne zagrożenie dla nowoczesnej edukacji naszych dzieci i wnuków postrzegam możliwość ponownego zarządzania oświatą przez polityków, których jedynym pomysłem jest przysłowiowe „zawracanie kijem Wisły” i powrót polskiej szkoły do czasów PRL.
6 lutego 2010
Zamość – Lublin – Rzeszów
Jestem znowu w Warszawie, wróciłam wczoraj wieczorem z trzydniowego wyjazdu: w środę byłam w Zamościu (trochę nadłożyliśmy drogi jadąc do Lublina), w czwartek w Lublinie, a w piątek w Rzeszowie.
Bezpośrednie zapoznanie się z pracą ośrodka w Zamościu naprawdę robi wrażenie. Tamtejsze Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Krok za krokiem” można stawiać za przykład wielu organizacjom. Wielokrotnie słyszałam już o nim wiele dobrego i obiecałam kiedyś, że się tam wybiorę, jak będę na Lubelszczyźnie. Postarałam się teraz dotrzymać słowa. Okazało się to nadspodziewanie trudne i długie – na całej drodze do Zamościa i potem do Lublina była z nami zadymka śnieżna. Z kolei potem na trasie z Lublina do Rzeszowa towarzyszyła nam mgła. Podróżowanie o tej porze roku bywa męczące.
W Lublinie i Rzeszowie odbyły się kolejne konferencje regionalne (już pięć z nich mamy za sobą). Każda jest trochę inna – inna atmosfera i wielkość sali, różne bywa także przygotowanie wszystkiego przez pracowników kuratorium. Towarzyszący mi przedstawiciele ministerstwa po każdej kolejnej konferencji nabierają więcej doświadczenia, uczymy się zapobiegać rozmaitym niespodziankom i trudnościom. Mam wrażenie że za każdym razem panelowe prezentacje i dyskusje są lepiej przygotowane, umiemy trafniej przewidzieć różne pytania i wątpliwości. Widzimy duże znaczenie tych konferencji. Spotkania, rozmowy, wiele osób mogących uzyskać informacje o planowanych zmianach bezpośrednio od nas. Ci, którzy piszą prawo oświatowe widzą, jak prezentowane przez nas pomysły ekspertów postrzegają praktycy, czego w nich brakuje. Dyrektorzy szkół i placówek, samorządowcy, pracodawcy, organizacje pozarządowe, niech wszyscy mają jak najwięcej do powiedzenia, zaproponowania.
Kolejny weekend spędzę poza sopockim domem na czytaniu następnych wersji przygotowywanych obecnie rozporządzeń. Przy tej liczbie wyjazdów służbowych brak mi już sił na prywatne podróżowanie do domu. Liczę, że za tydzień się uda.
Bezpośrednie zapoznanie się z pracą ośrodka w Zamościu naprawdę robi wrażenie. Tamtejsze Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Krok za krokiem” można stawiać za przykład wielu organizacjom. Wielokrotnie słyszałam już o nim wiele dobrego i obiecałam kiedyś, że się tam wybiorę, jak będę na Lubelszczyźnie. Postarałam się teraz dotrzymać słowa. Okazało się to nadspodziewanie trudne i długie – na całej drodze do Zamościa i potem do Lublina była z nami zadymka śnieżna. Z kolei potem na trasie z Lublina do Rzeszowa towarzyszyła nam mgła. Podróżowanie o tej porze roku bywa męczące.
W Lublinie i Rzeszowie odbyły się kolejne konferencje regionalne (już pięć z nich mamy za sobą). Każda jest trochę inna – inna atmosfera i wielkość sali, różne bywa także przygotowanie wszystkiego przez pracowników kuratorium. Towarzyszący mi przedstawiciele ministerstwa po każdej kolejnej konferencji nabierają więcej doświadczenia, uczymy się zapobiegać rozmaitym niespodziankom i trudnościom. Mam wrażenie że za każdym razem panelowe prezentacje i dyskusje są lepiej przygotowane, umiemy trafniej przewidzieć różne pytania i wątpliwości. Widzimy duże znaczenie tych konferencji. Spotkania, rozmowy, wiele osób mogących uzyskać informacje o planowanych zmianach bezpośrednio od nas. Ci, którzy piszą prawo oświatowe widzą, jak prezentowane przez nas pomysły ekspertów postrzegają praktycy, czego w nich brakuje. Dyrektorzy szkół i placówek, samorządowcy, pracodawcy, organizacje pozarządowe, niech wszyscy mają jak najwięcej do powiedzenia, zaproponowania.
Kolejny weekend spędzę poza sopockim domem na czytaniu następnych wersji przygotowywanych obecnie rozporządzeń. Przy tej liczbie wyjazdów służbowych brak mi już sił na prywatne podróżowanie do domu. Liczę, że za tydzień się uda.
29 stycznia 2010
Plan Rozwoju
Minister Edukacji Narodowej odpowiada za realizację czterech zadań spośród wielu opisanych w Planie Rozwoju i Konsolidacji Finansów przygotowanym w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. To 8 stron na 64. Znajdują się w rozdziale: Priorytety Rozwojowe. Mają następujące tytuły:
Zapewnienie powszechności i dobrego poziomu wychowania przedszkolnego,
Zwiększenie efektywności systemu oświaty,
Usprawnienie systemu awansu zawodowego i wynagradzania nauczycieli,
Poprawa efektywności kształcenia zawodowego i ustawicznego.
Bardzo się cieszę, że edukacja została w tym Planie zaliczona do priorytetów, że otwieramy dyskusję o bardziej efektywnym zarządzaniu finansami edukacji, że środki na upowszechnianie edukacji przedszkolnej oraz na dalsze podnoszenie wynagrodzeń i lepsze motywowanie nauczycieli są w tym planie obecne.
Dostaję tu listy krytykujące biurokratyczny sposób awansu nauczycieli. Wychodząc im naprzeciw zaprojektowaliśmy dwa warianty zmiany systemu awansu. Chciałabym, abyśmy w trakcie konsultacji ze środowiskiem nauczycielskim wybrali i dopracowali jeden z zarysowanych we wspomnianym planie. Chętnie przyjmę pomysły i uwagi, jak Państwa zdaniem najlepiej wypełnić treścią wybrany przez Państwa wariant. Zapraszam do dyskusji.
Zapewnienie powszechności i dobrego poziomu wychowania przedszkolnego,
Zwiększenie efektywności systemu oświaty,
Usprawnienie systemu awansu zawodowego i wynagradzania nauczycieli,
Poprawa efektywności kształcenia zawodowego i ustawicznego.
Bardzo się cieszę, że edukacja została w tym Planie zaliczona do priorytetów, że otwieramy dyskusję o bardziej efektywnym zarządzaniu finansami edukacji, że środki na upowszechnianie edukacji przedszkolnej oraz na dalsze podnoszenie wynagrodzeń i lepsze motywowanie nauczycieli są w tym planie obecne.
Dostaję tu listy krytykujące biurokratyczny sposób awansu nauczycieli. Wychodząc im naprzeciw zaprojektowaliśmy dwa warianty zmiany systemu awansu. Chciałabym, abyśmy w trakcie konsultacji ze środowiskiem nauczycielskim wybrali i dopracowali jeden z zarysowanych we wspomnianym planie. Chętnie przyjmę pomysły i uwagi, jak Państwa zdaniem najlepiej wypełnić treścią wybrany przez Państwa wariant. Zapraszam do dyskusji.
23 stycznia 2010
Konferencje
Zaczęliśmy konferencje regionalne poświęcone specjalnym potrzebom edukacyjnym oraz kształceniu zawodowemu. Z całego szeregu zaproponowanych do konsultacji zmian największe zainteresowanie mediów wzbudził punkt dotyczący możliwości niepromowania ucznia lub nieukończenia szkoły przez ucznia z naganną oceną zachowania. Dotychczas rada pedagogiczna mogła, ale nie musiała niepromować ucznia z najniższą oceną z zachowania. Dopiero teraz wszedłby w życie ustanowiony przed kilku laty przepis nakazujący niepromowanie w wypadku otrzymania takiej oceny po raz kolejny. Postanowiliśmy poddać konsultacji, czy naprawdę środowiska szkolne tego oczekują. Otrzymywałam sygnały, że nieuchronność niepromowania doprowadziłaby do naciągania ocen, jeśli szkoła chciałaby się takiego ucznia już pozbyć. Lepiej chyba oceniać sprawiedliwie i niepromować tylko wtedy, jeśli mamy przekonanie o dobrym wpływie wychowawczym takiej decyzji na ucznia i jego otoczenie. Oczywiście warto słuchać, jakie problemy może rozwiązać ocena z zachowania, ale katalog oddziaływań wychowawczych wobec ucznia zachowującego się niewłaściwie na pewno powinien być dużo szerszy niż samo ocenianie.
Przede wszystkim jednak chcę zwrócić uwagę na szereg innych proponowanych zmian, opisanych w dwóch książeczkach – o kształceniu zawodowym i o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Uwagi do zaproponowanych tam rozwiązań zbieramy za pośrednictwem strony internetowej. Liczę na pomoc środowisk nauczycielskich w dopracowaniu i realizacji naszych projektów. Warto także zainteresować się materiałami wypracowanymi w ramach projektu o nowej podstawie programowej – zebrano uwagi i zalecenia dotyczące pracy zgodnie z nowymi wymaganiami programowymi z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych różnego rodzaju.
Przede wszystkim jednak chcę zwrócić uwagę na szereg innych proponowanych zmian, opisanych w dwóch książeczkach – o kształceniu zawodowym i o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Uwagi do zaproponowanych tam rozwiązań zbieramy za pośrednictwem strony internetowej. Liczę na pomoc środowisk nauczycielskich w dopracowaniu i realizacji naszych projektów. Warto także zainteresować się materiałami wypracowanymi w ramach projektu o nowej podstawie programowej – zebrano uwagi i zalecenia dotyczące pracy zgodnie z nowymi wymaganiami programowymi z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych różnego rodzaju.
10 stycznia 2010
Kontrole
Fragmenty mojej blogowej korespondencji pokazujące trochę szkolnej rzeczywistości. Przypomniałam sobie, jak kiedyś - już ładnych parę lat temu - miałam do czynienia z kilkoma kontrolami jednocześnie. Dla którejś z kolei jednoczesnej kontroli brakowało już pomieszczeń w szkole.
Cytuję te fragmenty dla pokrzepienia nie tylko mojej korespondentki, ale także wszystkich innych kontrolowanych. Jednocześnie informuję, że ministerstwo też jest prawie stale kontrolowane, tylko na ogół przez trochę inne podmioty - NIK, KPRM.
... Jestem z wykształcenia pedagogiem i pełnię funkcję dyrektora szkoły. Moim powołaniem jest uczyć, wychowywać i opiekować się moimi uczniami. Chcę to robić, ale ostatnio "przeżywam" różne kontrole: finansowa, PIP, SANEPiD i ręce mi opadają. Zamiast uczniami muszę zajmować się odpowiedziami na zalecenia i wnioski pokontrolne, które według mnie należy po prostu wykonać zamiast na nie odpisywać.
Czy ma Pani możliwości zmiany tego stanu rzeczy? ...
... Działania kontrolne różnych służb mają niestety swoje procedury, których trzeba przestrzegać. Oczywiście jest kłopotem, kiedy wszystko się spiętrzy i kilka kontroli następuje jednocześnie (...).
Pisze Pani o służbach podległych różnym resortom (Finanse, Praca, Zdrowie). Nasze ministerstwo odpowiada tylko za nadzór pedagogiczny, który jak rozumiem akurat Pani nie nęka. Życzę wytrwałości i cierpliwości wobec wszelkich kontroli oraz także jak najlepszych ich wyników. Dyrektor szkoły odpowiada nie tylko za działania edukacyjne, ale także za finanse publiczne, prawidłowe zatrudnianie i wynagradzanie, bezpieczne i higieniczne warunki pracy i edukacji, także na przykład za bezpieczeństwo przeciwpożarowe i parę jeszcze innych spraw. Zarządzając trzeba niestety mieć świadomość tych różnych rodzajów odpowiedzialności. Polityka kadrowa, dbałość o bezpieczeństwo i finanse, również powinny służyć dobrym efektom edukacyjnym. ...
... Wow! Nie spodziewałam się takiej szybkiej odpowiedzi, dziękuję bardzo (...). Będę wytrwała i cierpliwa. Te kilka życzliwych słów dodały mi skrzydeł.
Cytuję te fragmenty dla pokrzepienia nie tylko mojej korespondentki, ale także wszystkich innych kontrolowanych. Jednocześnie informuję, że ministerstwo też jest prawie stale kontrolowane, tylko na ogół przez trochę inne podmioty - NIK, KPRM.
... Jestem z wykształcenia pedagogiem i pełnię funkcję dyrektora szkoły. Moim powołaniem jest uczyć, wychowywać i opiekować się moimi uczniami. Chcę to robić, ale ostatnio "przeżywam" różne kontrole: finansowa, PIP, SANEPiD i ręce mi opadają. Zamiast uczniami muszę zajmować się odpowiedziami na zalecenia i wnioski pokontrolne, które według mnie należy po prostu wykonać zamiast na nie odpisywać.
Czy ma Pani możliwości zmiany tego stanu rzeczy? ...
... Działania kontrolne różnych służb mają niestety swoje procedury, których trzeba przestrzegać. Oczywiście jest kłopotem, kiedy wszystko się spiętrzy i kilka kontroli następuje jednocześnie (...).
Pisze Pani o służbach podległych różnym resortom (Finanse, Praca, Zdrowie). Nasze ministerstwo odpowiada tylko za nadzór pedagogiczny, który jak rozumiem akurat Pani nie nęka. Życzę wytrwałości i cierpliwości wobec wszelkich kontroli oraz także jak najlepszych ich wyników. Dyrektor szkoły odpowiada nie tylko za działania edukacyjne, ale także za finanse publiczne, prawidłowe zatrudnianie i wynagradzanie, bezpieczne i higieniczne warunki pracy i edukacji, także na przykład za bezpieczeństwo przeciwpożarowe i parę jeszcze innych spraw. Zarządzając trzeba niestety mieć świadomość tych różnych rodzajów odpowiedzialności. Polityka kadrowa, dbałość o bezpieczeństwo i finanse, również powinny służyć dobrym efektom edukacyjnym. ...
... Wow! Nie spodziewałam się takiej szybkiej odpowiedzi, dziękuję bardzo (...). Będę wytrwała i cierpliwa. Te kilka życzliwych słów dodały mi skrzydeł.
3 stycznia 2010
Dlaczego na koniec szkoły podstawowej organizujemy sprawdzian?
Dostaję na mój „blogowy” adres szereg listów. Staram się na nie w miarę na bieżąco odpowiadać, albo pisząc indywidualne maile, albo tutaj. „Zbiorowo” ostatnio odpowiedziałam na życzenia świąteczne, ale zrobiłam także noworoczny „remanent” i znalazłam poniższy list.
Szanowna Pani Minister! Chciałabym wyrazić moje zdanie na temat sprawdzianu szóstoklasistów. Jestem teraz w ostatniej klasie szkoły podstawowej i mam jutro próbny sprawdzian. Dlaczego mamy się stresować? Czy nie wystarczy nam egzamin po szkole gimnazjalnej i matura?
Z poważaniem
Uczennica
Dlaczego na koniec szkoły podstawowej organizujemy sprawdzian? Ponieważ warto wiedzieć, czego nauczyła szkoła podstawowa. Ta informacja ma sens z punktu widzenia:
- ucznia i jego rodziców,
- całej klasy i jej nauczycieli,
- poszczególnych szkół, ich dyrektorów i organów prowadzących,
- jednostek samorządu terytorialnego,
- organów nadzoru pedagogicznego,
- opinii publicznej i ministra edukacji.
Wyniki porównujemy: z innymi uczniami, klasami, szkołami, gminami, województwami. Widzimy, jak wypadamy na ich tle.
Dyrektorzy i nauczyciele gimnazjów przyjmują uczniów, znając ich wyniki „na starcie”. Wiedzą na ich podstawie: czy mają wielu kandydatów bardzo słabych, czy mają kandydatów wybitnie zdolnych i świetnie przygotowanych. Mogą zacząć planować, czy i którym uczniom trzeba już od początku pomagać przezwyciężać trudności, a którym może pomóc rozwijać wybitne zdolności i zainteresowania.
Gimnazjum buduje na fundamencie stawianym w szkole podstawowej. Warto patrzeć na gimnazja pod kątem, ile im się udaje dobudować – pokazuje to konkretnie tak zwana edukacyjna wartość dodana. Zachęcam do uważnej lektury strony internetowej na ten temat i do poszukania tam wszystkich znanych sobie gimnazjów. Myślę, że ta strona szczególnie dobrze odpowiada na pytanie o użyteczność wyniku ze szkoły podstawowej.
Z punktu widzenia konkretnego ucznia to także nauka zdawania egzaminów, pierwszy trening przed egzaminami od których więcej na przyszłość zależy. Dowiadujemy się, jak nasz organizm reaguje na egzaminacyjny stres. Jednych on mobilizuje, innych paraliżuje. To również warto o sobie wiedzieć.
Planujemy w przyszłości na wszystkich kolejnych egzaminach zewnętrznych (po szkole podstawowej, gimnazjum i na koniec szkoły ponadgimnazjalnej) wyróżniać trzy powtarzające się wskaźniki: polonistyczny, matematyczny i świadczący o poziomie znajomości języka obcego. Każdemu odbiorcy wyników egzaminacyjnych będzie przy ich pomocy łatwiej samemu porównać i ocenić różnice. Najlepiej byłoby, żebyśmy podawali te wyniki jeszcze w skali niezależnej od poziomu trudności testu – tak jak się dzieje w wypadku wielu ważnych badań edukacyjnych – aby łatwo było porównywać także wyniki z różnych lat i z różnych przedmiotów. To jest możliwe.
Szanowna Pani Minister! Chciałabym wyrazić moje zdanie na temat sprawdzianu szóstoklasistów. Jestem teraz w ostatniej klasie szkoły podstawowej i mam jutro próbny sprawdzian. Dlaczego mamy się stresować? Czy nie wystarczy nam egzamin po szkole gimnazjalnej i matura?
Z poważaniem
Uczennica
Dlaczego na koniec szkoły podstawowej organizujemy sprawdzian? Ponieważ warto wiedzieć, czego nauczyła szkoła podstawowa. Ta informacja ma sens z punktu widzenia:
- ucznia i jego rodziców,
- całej klasy i jej nauczycieli,
- poszczególnych szkół, ich dyrektorów i organów prowadzących,
- jednostek samorządu terytorialnego,
- organów nadzoru pedagogicznego,
- opinii publicznej i ministra edukacji.
Wyniki porównujemy: z innymi uczniami, klasami, szkołami, gminami, województwami. Widzimy, jak wypadamy na ich tle.
Dyrektorzy i nauczyciele gimnazjów przyjmują uczniów, znając ich wyniki „na starcie”. Wiedzą na ich podstawie: czy mają wielu kandydatów bardzo słabych, czy mają kandydatów wybitnie zdolnych i świetnie przygotowanych. Mogą zacząć planować, czy i którym uczniom trzeba już od początku pomagać przezwyciężać trudności, a którym może pomóc rozwijać wybitne zdolności i zainteresowania.
Gimnazjum buduje na fundamencie stawianym w szkole podstawowej. Warto patrzeć na gimnazja pod kątem, ile im się udaje dobudować – pokazuje to konkretnie tak zwana edukacyjna wartość dodana. Zachęcam do uważnej lektury strony internetowej na ten temat i do poszukania tam wszystkich znanych sobie gimnazjów. Myślę, że ta strona szczególnie dobrze odpowiada na pytanie o użyteczność wyniku ze szkoły podstawowej.
Z punktu widzenia konkretnego ucznia to także nauka zdawania egzaminów, pierwszy trening przed egzaminami od których więcej na przyszłość zależy. Dowiadujemy się, jak nasz organizm reaguje na egzaminacyjny stres. Jednych on mobilizuje, innych paraliżuje. To również warto o sobie wiedzieć.
Planujemy w przyszłości na wszystkich kolejnych egzaminach zewnętrznych (po szkole podstawowej, gimnazjum i na koniec szkoły ponadgimnazjalnej) wyróżniać trzy powtarzające się wskaźniki: polonistyczny, matematyczny i świadczący o poziomie znajomości języka obcego. Każdemu odbiorcy wyników egzaminacyjnych będzie przy ich pomocy łatwiej samemu porównać i ocenić różnice. Najlepiej byłoby, żebyśmy podawali te wyniki jeszcze w skali niezależnej od poziomu trudności testu – tak jak się dzieje w wypadku wielu ważnych badań edukacyjnych – aby łatwo było porównywać także wyniki z różnych lat i z różnych przedmiotów. To jest możliwe.