Dziś fragmenty bardzo interesującej korespondencji od nauczycielki świetlicy wraz z moimi odpowiedziami.
Pracuję jako nauczyciel świetlicy.
Spotykam się z nauczycielami świetlicy i coraz częściej mam wrażenie, że chyba jesteśmy z innej planety. Świetliczanki (ja osobiście lubię tę nazwę) mają coraz więcej pracy:
- liczne grupy (25 osób jest czystą fikcją);
- darmowe zastępstwa doraźne;
- dowozy i odwozy dzieci;
- akcje typu „Mleko w szkole”, „Owoce w szkole”;
- rozliczanie obiadów z cateringiem.
Sprawa godzin karcianych tylko pogorszyła naszą sytuację. Nie żalę się. Byłam świadoma swojego wyboru. Tylko, że po 28 godzinach pracy z dziećmi w różnym wieku mamy prawo czuć się zmęczone. A dlaczego nie mamy dodatku za wychowawstwo? Oczywiście mamy inny zakres zadań, ale w nazwie mamy pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą. Skoro mamy grupę świetlicową, to chyba ten dodatek też powinien być przyznany. Czasami spędzamy w świetlicy kilka godzin dziennie z dzieckiem (nieraz więcej niż jego wychowawca klasowy).
Od kilku lat sama wymyślałam swój dziennik zajęć i sama go sobie drukowałam. Niestety w tym roku dostałam gotowy od dyrekcji. I tutaj zaczął się mój dylemat. Gdzie mam wpisać wszystkich uczniów (mam ich 120)? Jak wpisywać obecności? W mojej szkole 5 nauczycieli zdecydowało się na godziny karciane w świetlicy. Podobno mają swoje tematy i obecności odnotowywać w moim dzienniku. Jak ma to wyglądać w praktyce?
Mam już za sobą doświadczenia z ubiegłego roku – nauczyciele dydaktycy w świetlicy tylko dezorganizują pracę. Wprowadzają zamieszanie nie tylko wśród nauczycieli świetlic, ale przede wszystkim wśród dzieci. Podam przykład: nauczycielka organizuje w świetlicy kółko ortograficzne dla klasy III. Na zajęcia te zaprasza tylko swoją klasę. Przychodzi 20 uczniów, bo zajęcia ortograficzne z komputerem to frajda. W tym samym czasie w świetlicy przebywa 30 innych dzieci, które przez godzinę mają „zajęte” komputery. W marcu pani od klasy III zachorowała. Niestety nikt nie powiadomił klasy o tym, że zajęcia są odwołane. Efekt: 50 dzieci w świetlicy. Sytuacja ta trwała 3 tygodnie. To jest tylko jeden przykład, a mogłabym ich mnożyć. A upomnieć koleżanki nie wypada. W końcu świetliczanka to nie kierownik.
Mam nadzieję, że kiedyś zostaną wreszcie uregulowane sprawy świetliczanek, bo w tej chwili jest kiepsko. Nie ukrywam, że liczę na Pani posunięcie w tej kwestii. Ma Pani dużo dobrych pomysłów.
Wprowadzenie obowiązku dokumentowania pracy świetlicy jest krokiem do pewnego uporządkowania tego trudnego, opisanego stanu rzeczy. Potrzeby opiekuńcze szkół rosną. W skali całego kraju – pomimo wprowadzenia godzin „karcianych” – istotnie wzrosła liczba etatów w świetlicach. Z uwagi na bezpieczeństwo dzieci i na to, aby była jakaś szansa na atrakcyjność zajęć świetlicowych i ich wychodzenie naprzeciw faktycznym potrzebom rozwoju dzieci, jest wymóg tych nie więcej niż 25 dzieci pod opieką jednego nauczyciela.
Dziennik świetlicy – zgodnie z tymi nowymi przepisami – powinien zawierać godzinową ewidencję frekwencji dzieci oraz potwierdzenie obecności na poszczególnych godzinach mających zajęcia w świetlicy nauczycieli („karcianych” i nie-„karcianych”). Tylko w ten sposób można sprawdzić, czy dyrekcja szkoły organizuje pracę świetlicy odpowiednio, przynajmniej jeśli chodzi o ten wymóg do 25 dzieci.
W dzienniku na przykład klasy VB również wpisują się różni nauczyciele, mający tam zajęcia zgodnie z planem organizacyjnym szkoły. Zakłada go i prowadzi nauczyciel, któremu powierzono opiekę nad klasą VB, który również jest odpowiedzialny za to, aby wszystkie wpisy w „jego” dzienniku były kompletne.
Analogicznie powinno być w świetlicy. Dyrektor powinien zobowiązać jednego z nauczycieli świetlicy do bycia koordynatorem zajęć i zadań tam realizowanych, odpowiedzialnym za kompletną dokumentację jej pracy. Rzeczywiście wydaje się, że właściwy byłby za te dodatkowe zadania odpowiedni dodatek motywacyjny – choćby jak za wychowawstwo. Wówczas zwrócenie uwagi koleżance realizującej „karcianą” godzinę w świetlicy na to, że – realizując zadania świetlicowe – do grupy dzieci, które są z „jej” klasy ma dołączyć jeszcze kilkoro z innych klas, jeśli mają podobne zainteresowania, ponieważ odpowiadamy w świetlicy wspólnie za to, żeby dzieci nie przypadało za dużo na żadnego z nauczycieli. Przy tych 120 dzieciach, o których jest mowa w liście, wtedy kiedy wszystkie naraz korzystają z świetlicy, pracować z nimi powinno jednocześnie – najlepiej w różnych miejscach, w rozmaitych grupach tematycznych – przynajmniej 5 nauczycieli. Organizację opieki nad taką liczbą dzieci codziennie ktoś musi koordynować. Jak wiadomo frekwencja jest zmienna, „karciani” nauczyciele przychodzą na pojedyncze godziny i powinni być przede wszystkim „kołem ratunkowym” w „godzinach szczytu”. Dlatego wychowawca – koordynator zadań świetlicy – to w takiej sytuacji szczególna odpowiedzialność, w mojej ocenie chyba bardziej złożona i większa niż wychowawcy klasy.
Warto zastanowić się, jak zgodnie z nowymi przepisami i potrzebami konkretnej szkoły, ma wyglądać druk dziennika świetlicy (miejsce na wpisanie wszystkich dzieci, na tematy zajęć kilku jednocześnie nauczycieli). Nie ma tu „urzędowego” wzoru, jest tylko opis w prawie, jakie przynajmniej informacje powinny być zawarte. Możliwe jest opracowanie w szkole własnego wzoru takiego druku.
No i kwestia awansu. Czuję niedosyt. Dyplomowaną zostałam 3 lata temu. Ale ciągle mi czegoś brakuje. Tylko, że nie chciałabym znowu składać kolejnej teczki i odpowiadać na pytania kilku zmęczonych awansami osób. Czy ktoś może ocenić pracę drugiego człowieka po 7 minutach? (tyle trwała moja rozmowa). O awansie na dyplomowanego powinien decydować dyrektor z radą pedagogiczną i przedstawicielem gminy. Dla mnie dyplomowanym powinien być ktoś, kto naprawdę jest mistrzem zawodu. W mojej szkole ten tytuł mają osoby 30-letnie. I co dalej? Do końca pracy zawodowej nic?
Pracujemy nad tym, żeby zmienić Kartę Nauczyciela i uczynić procedury awansu bardziej rozsądnymi. Niestety to musi jeszcze trochę potrwać. Zachęcam do śledzenia prac Zespołu dyskutującego o możliwych zmianach w Karcie.
Pisze Pani o gwarantowanej średniej. Jako nauczyciel świetlicy w ubiegłym roku miałam tzw. gołą pensję – nie mam dodatku za wychowawstwo, motywacyjne (najniższe), brak nadgodzin. Natomiast moje koleżanki mają przynajmniej po 5 nadgodzin tygodniowo (nawet dyrekcja). Jak liczono średnią? Włożono wszystkich, np. dyplomowanych do jednego worka – z wszystkimi dodatkami i nadgodzinami – i podzielono przez ilość nauczycieli dyplomowanych. W ten sposób „przekroczyłam gwarantowaną średnią”. Tymczasem w sąsiedniej gminie koleżanka zatrudniona na takich warunkach jak ja – mamy identyczne pensje - otrzymała prawie 2 tys. zł na rękę. Jak widać ktoś z matematyką jest na bakier i to mocno.
Najprawdopodobniej wszystko zdarzyło się prawidłowo. Średnia jest gwarantowana, ale na terenie danej jednostki samorządu, a nie każdemu nauczycielowi! Najprawdopodobniej w Pani gminie średnio płacą lepiej nauczycielom niż w gminie koleżanki. Jeśli właśnie samorząd średnio płaci za mało, musi wyrównać proporcjonalnie wszystkim, natomiast jeśli średnia jest odpowiednio wysoka, wyrównania się nie należą. Chyba lepiej zamiast zazdrościć nauczycielom z gminy, płacącej im generalnie za mało, warto zwrócić uwagę na problem lepszego docenienia – na tle innych grup nauczycielskich – nauczyciel świetlicy. Oni również powinni otrzymywać dodatki finansowe za swoje odpowiedzialne zadania, szczególnie jeśli zobowiązani są do koordynowania zadań świetlic z wieloma uczniami pod opieką. Zachęcałabym związki zawodowe z Państwa gminy do podjęcia negocjacji, aby zmienić system wynagradzania nauczycieli w gminie i docenić lepiej to właśnie zadanie.
Wszystkim nauczycielom świetlic życzę satysfakcji – także tej materialnej – z realizowania naprawdę ważnych i odpowiedzialnych zadań szkoły.