Gdy obserwujemy mnóstwo relacji w mediach społecznościowych dotyczących różnego rodzaju prób zdalnej edukacji, zwróćmy uwagę na to, co może dać sukces, a co będzie od startu porażką. Teraz nauczyciel stał się gościem w środowisku ucznia, dlatego na pewno jest mu potrzebne dużo więcej empatii niż zwykle...
Grzech pierwszy - wymagania jednakowe dla wszystkich
Szkoła tradycyjnie kojarzy się ze stopniami szkolnymi, przyznawanymi jedną miarą dla wszystkich. Pracując na odległość musimy w dużo większym stopniu widzieć każdego naszego ucznia z osobna i naprawdę starać się podejść do niego w sposób spersonalizowany. Prawo pozwala na to, aby wymagania dla poszczególnych uczniów były określane indywidualnie (dostosowane do ich potrzeb), zaś oceny bieżące i okresowe były opisowe - na przykład były opisową informacją zwrotną, wskazującą na zrobiony postęp i na umiejętności do lepszego przećwiczenia.
Znamy przecież naszych uczniów, wiemy, że z dokładnie tym samym zadaniem jeden z nich się będzie nudził, zaś drugi samodzielnie nie da rady z nim się zmierzyć. Gdy wyobrazimy sobie tych naszych uczniów samych przed wysłanymi im zadaniami, pomyślmy o tym, jakie zadanie nie przerośnie tego mniej sprawnego, da mu szansę pokonać trudność, uwierzyć, że da radę - być może dodatkowo dajmy mu link do jakichś objaśnień - na przykład w wypadku matematyki obecnych w Akademii Khana - lub zaproponujmy osobistą indywidualną rozmowę na odległość. Pomyślmy także, jakie zadanie może być ciekawe i dające szanse na postęp dla tego, który podstawowe umiejętności ma już opanowane. Obydwaj przykładowo opisani uczniowie zyskają wówczas ciekawe i możliwe dla nich do pokonania wyzwania. Tak wdrożymy tradycyjną zasadę nauczania: przystępności, stopniowania trudności, po czym będziemy w stanie dać naszym uczniom pozytywną informację zwrotną o uczynionych przez nich postępach. Czas zdalnej nauki zostanie przez nich efektywnie wykorzystany. Tymczasem postawione przed uczniami wymagania o niedostosowanym dla nich poziomie trudności mogą po prostu zniechęcić do zdalnej pracy z nami, uczynić ją kłopotliwą mitręgą bez sensu.
Grzech drugi - wielka kumulacja
Nauczyciel może i powinien planować swoją pracę. Najczęściej, gdy zaczyna realizować jakiś dział programowy, już planuje tematy, wymagania i ćwiczenia na dłuższy czas. Jeśli jednak całą tą naszą wiedzą o wymaganiach na najbliższe dwa miesiące od razu na starcie pochwalimy się naszym uczniom i rodzicom, po prostu ich przerazimy. Nauczyciel więcej osiągnie, gdy pokaże na początek dokąd można dojść, a nie jak ciężko tam się będzie szło. Gdy na przykład planujemy nauczenie naszych uczniów wykonywania czterech działań na ułamkach zwykłych, zaczynamy od ćwiczeń pomagających zrozumieć samo pojęcie ułamka, potem przechodzimy do poznania podstawowego algorytmu jednego działania, do przykładów prostych działań, następnie trudniejszych rachunkowo, po czym zadań tekstowych dających okazję pokazać zastosowanie nowej umiejętności… Przychodzi czas na kolejne działanie, i tak dalej. Całość zapoznania z tymi działaniami może trwać sporo tygodni, nauczyciel widzi, co z czego wynika, co po czym można zrealizować, jakie umiejętności które muszą poprzedzać. Obserwuje na bieżąco, z czym jego uczniowie już sobie radzą, co wymaga utrwalenia, dodatkowych ćwiczeń, objaśnień. Musimy wiedzieć, że praca zdalna to nie wysłanie uczniom informacji, że mają rozwiązywać zadania z kolejnych 20 stron podręcznika, bo tam są zadania na kolejne tygodnie. Może się to okazać wyzwaniem kompletnie paraliżującym i nierealnym dla ucznia. Praca zdalna - żeby była ciekawa i dostępna z punktu widzenia ucznia - musi być tak samo, a może jeszcze bardziej, żmudna z punktu widzenia nauczyciela (patrz wyżej: wymagania indywidualnie dostosowane), co ta codzienna w szkole. Małe kawałki informacji, nowych wiadomości, krótkie zadanie, informacja zwrotna, czy dobrze poszło, co trzeba poprawić, następne wyzwanie dostosowane do poziomu wykonania poprzedniego. Zasada systematyczności, trwałości...
Grzech trzeci - straszenie stopniami i egzaminami
Jeśli już damy zadania niedostosowane poziomem trudności do ucznia, damy ich bardzo dużo, na całe trzy tygodnie od razu, to żeby zniechęcić ucznia do nauki, możemy zrobić jeszcze więcej: od razu zapowiedzieć z tego wszystkiego klasówkę pierwszego dnia po powrocie do szkoły lub nawet zapowiedzieć obowiązkowy test zdalny.
Poczujmy się w roli samotnie zmagającego się z tym ucznia, który dodatkowo jeszcze być może przeżywa inne trudności całej rodziny, po prostu martwi się o zdrowie lub pracę bliskich mu osób. Szkolne straszenie nigdy nie było dobrym środkiem motywującym, ale w obecnej sytuacji to naprawdę najgorsza rzecz do zrobienia. Przymus siedzenia w szkolnej ławce nie zadziała, od domowego komputera można odejść i starać się nie komunikować z nauczycielami wydającymi się nam najgroźniejszymi. Wygramy w konkurencji o uwagę i postępy naszych uczniów, gdy będziemy zaciekawiać, dawać przystępne zadania, gdy wciągniemy ucznia do świadomego i aktywnego udziału w procesie uczenia się.
Oczywiście uczeń, przed którym akurat egzamin ósmoklasisty czy matura, ma tego świadomość. Wymagania są znane, CKE bardzo dobrze udostępnia materiały powtórkowe. Raczej pomyślmy, jak pomóc, jak zorganizować dawanie wskazówek uczniom, gdy któreś z wymagań egzaminacyjnych ich trochę przerasta. Odgrażanie się złymi stopniami szkolnymi postępu nie przyniesie...
Co robić?
Najlepiej chyba o tradycyjnych stopniach szkolnych na trochę zapomnieć, oceniać inaczej: informując, dając wskazówki. Prawo na to pozwala. Są szkoły, które nie stawiają stopni w trakcie roku szkolnego. Jedynie na koniec roku szkolnego jest obowiązek prawny, aby świadectwo szkolne wyglądało tradycyjnie.
Gdy wszyscy uczniowie zostali nagle uczniami “domowymi”, warto próbować także skorzystać z doświadczeń zdobytych przy organizowaniu tego rodzaju edukacji.
Większość uczniów woli stopniowo i w porozumieniu z nauczycielem, wykazywać się spełnieniem zaplanowanych dla nich wymagań. Ale są i tacy, którzy potrafią i wolą sprawdzić się na końcowych podsumowujących całoroczną pracę egzaminach. Taki obowiązek prawny mają uczniowie „domowi”, czyli formalnie realizujący obowiązek szkolny lub nauki poza szkołą.
Również w wypadku uczniów nie-"domowych", w razie braku podstaw do wystawienia zadowalającej ucznia oceny końcowej, w szczególności gdy uczeń nie uczestniczył w większości zaplanowanych dla niego zajęć, możliwe jest podejście do egzaminu klasyfikacyjnego. Także możliwe są w szkołach egzaminy poprawkowe. Starajmy się uruchamiać te prawne możliwości dopiero, gdy naprawdę brak jest u ucznia jakichkolwiek postępów lub gdy to ze strony ucznia jest chęć egzaminacyjnego wykazania się.
Starajmy się ustalać wymagania i podsumowywać pracę wspólnie z uczniem, zależnie od jego zaawansowania i potrzeb. Po prostu nauczyciele muszą zdjąć z siebie przekonanie, że wszystkich mają i są w stanie nauczyć dokładnie tego samego, trzeba myśleć i planować, jak być przewodnikiem wzmacniającym w rozwoju każdego ucznia z osobna.
Znamy przecież naszych uczniów, wiemy, że z dokładnie tym samym zadaniem jeden z nich się będzie nudził, zaś drugi samodzielnie nie da rady z nim się zmierzyć. Gdy wyobrazimy sobie tych naszych uczniów samych przed wysłanymi im zadaniami, pomyślmy o tym, jakie zadanie nie przerośnie tego mniej sprawnego, da mu szansę pokonać trudność, uwierzyć, że da radę - być może dodatkowo dajmy mu link do jakichś objaśnień - na przykład w wypadku matematyki obecnych w Akademii Khana - lub zaproponujmy osobistą indywidualną rozmowę na odległość. Pomyślmy także, jakie zadanie może być ciekawe i dające szanse na postęp dla tego, który podstawowe umiejętności ma już opanowane. Obydwaj przykładowo opisani uczniowie zyskają wówczas ciekawe i możliwe dla nich do pokonania wyzwania. Tak wdrożymy tradycyjną zasadę nauczania: przystępności, stopniowania trudności, po czym będziemy w stanie dać naszym uczniom pozytywną informację zwrotną o uczynionych przez nich postępach. Czas zdalnej nauki zostanie przez nich efektywnie wykorzystany. Tymczasem postawione przed uczniami wymagania o niedostosowanym dla nich poziomie trudności mogą po prostu zniechęcić do zdalnej pracy z nami, uczynić ją kłopotliwą mitręgą bez sensu.
Grzech drugi - wielka kumulacja
Nauczyciel może i powinien planować swoją pracę. Najczęściej, gdy zaczyna realizować jakiś dział programowy, już planuje tematy, wymagania i ćwiczenia na dłuższy czas. Jeśli jednak całą tą naszą wiedzą o wymaganiach na najbliższe dwa miesiące od razu na starcie pochwalimy się naszym uczniom i rodzicom, po prostu ich przerazimy. Nauczyciel więcej osiągnie, gdy pokaże na początek dokąd można dojść, a nie jak ciężko tam się będzie szło. Gdy na przykład planujemy nauczenie naszych uczniów wykonywania czterech działań na ułamkach zwykłych, zaczynamy od ćwiczeń pomagających zrozumieć samo pojęcie ułamka, potem przechodzimy do poznania podstawowego algorytmu jednego działania, do przykładów prostych działań, następnie trudniejszych rachunkowo, po czym zadań tekstowych dających okazję pokazać zastosowanie nowej umiejętności… Przychodzi czas na kolejne działanie, i tak dalej. Całość zapoznania z tymi działaniami może trwać sporo tygodni, nauczyciel widzi, co z czego wynika, co po czym można zrealizować, jakie umiejętności które muszą poprzedzać. Obserwuje na bieżąco, z czym jego uczniowie już sobie radzą, co wymaga utrwalenia, dodatkowych ćwiczeń, objaśnień. Musimy wiedzieć, że praca zdalna to nie wysłanie uczniom informacji, że mają rozwiązywać zadania z kolejnych 20 stron podręcznika, bo tam są zadania na kolejne tygodnie. Może się to okazać wyzwaniem kompletnie paraliżującym i nierealnym dla ucznia. Praca zdalna - żeby była ciekawa i dostępna z punktu widzenia ucznia - musi być tak samo, a może jeszcze bardziej, żmudna z punktu widzenia nauczyciela (patrz wyżej: wymagania indywidualnie dostosowane), co ta codzienna w szkole. Małe kawałki informacji, nowych wiadomości, krótkie zadanie, informacja zwrotna, czy dobrze poszło, co trzeba poprawić, następne wyzwanie dostosowane do poziomu wykonania poprzedniego. Zasada systematyczności, trwałości...
Grzech trzeci - straszenie stopniami i egzaminami
Jeśli już damy zadania niedostosowane poziomem trudności do ucznia, damy ich bardzo dużo, na całe trzy tygodnie od razu, to żeby zniechęcić ucznia do nauki, możemy zrobić jeszcze więcej: od razu zapowiedzieć z tego wszystkiego klasówkę pierwszego dnia po powrocie do szkoły lub nawet zapowiedzieć obowiązkowy test zdalny.
Poczujmy się w roli samotnie zmagającego się z tym ucznia, który dodatkowo jeszcze być może przeżywa inne trudności całej rodziny, po prostu martwi się o zdrowie lub pracę bliskich mu osób. Szkolne straszenie nigdy nie było dobrym środkiem motywującym, ale w obecnej sytuacji to naprawdę najgorsza rzecz do zrobienia. Przymus siedzenia w szkolnej ławce nie zadziała, od domowego komputera można odejść i starać się nie komunikować z nauczycielami wydającymi się nam najgroźniejszymi. Wygramy w konkurencji o uwagę i postępy naszych uczniów, gdy będziemy zaciekawiać, dawać przystępne zadania, gdy wciągniemy ucznia do świadomego i aktywnego udziału w procesie uczenia się.
Oczywiście uczeń, przed którym akurat egzamin ósmoklasisty czy matura, ma tego świadomość. Wymagania są znane, CKE bardzo dobrze udostępnia materiały powtórkowe. Raczej pomyślmy, jak pomóc, jak zorganizować dawanie wskazówek uczniom, gdy któreś z wymagań egzaminacyjnych ich trochę przerasta. Odgrażanie się złymi stopniami szkolnymi postępu nie przyniesie...
Co robić?
Najlepiej chyba o tradycyjnych stopniach szkolnych na trochę zapomnieć, oceniać inaczej: informując, dając wskazówki. Prawo na to pozwala. Są szkoły, które nie stawiają stopni w trakcie roku szkolnego. Jedynie na koniec roku szkolnego jest obowiązek prawny, aby świadectwo szkolne wyglądało tradycyjnie.
Gdy wszyscy uczniowie zostali nagle uczniami “domowymi”, warto próbować także skorzystać z doświadczeń zdobytych przy organizowaniu tego rodzaju edukacji.
Większość uczniów woli stopniowo i w porozumieniu z nauczycielem, wykazywać się spełnieniem zaplanowanych dla nich wymagań. Ale są i tacy, którzy potrafią i wolą sprawdzić się na końcowych podsumowujących całoroczną pracę egzaminach. Taki obowiązek prawny mają uczniowie „domowi”, czyli formalnie realizujący obowiązek szkolny lub nauki poza szkołą.
Również w wypadku uczniów nie-"domowych", w razie braku podstaw do wystawienia zadowalającej ucznia oceny końcowej, w szczególności gdy uczeń nie uczestniczył w większości zaplanowanych dla niego zajęć, możliwe jest podejście do egzaminu klasyfikacyjnego. Także możliwe są w szkołach egzaminy poprawkowe. Starajmy się uruchamiać te prawne możliwości dopiero, gdy naprawdę brak jest u ucznia jakichkolwiek postępów lub gdy to ze strony ucznia jest chęć egzaminacyjnego wykazania się.
Starajmy się ustalać wymagania i podsumowywać pracę wspólnie z uczniem, zależnie od jego zaawansowania i potrzeb. Po prostu nauczyciele muszą zdjąć z siebie przekonanie, że wszystkich mają i są w stanie nauczyć dokładnie tego samego, trzeba myśleć i planować, jak być przewodnikiem wzmacniającym w rozwoju każdego ucznia z osobna.