Znalazłam coś bardzo wspólnego w trzech polskich kobietach tak od siebie różnych powiązanych jednak jakoś nagrodą Nobla. Pomyslałam o tym, gdy bezpośrednio po uczestniczeniu w promocji książki Danuty Wałęsy “Marzenia i tajemnice” obejrzałam przedstawienie poświęcone patronującym szkole polskim noblistom przygotowane na jubileusz 15-lecia przez uczniów Społecznego Liceum Ogólnokształcącego im. Polskich Noblistów w Kwidzynie.
Biografia Marii Skłodowskiej-Curie pokazuje, że 100 lat wcześniej było trudniej. Na jej drodze piętrzyło się wiele przeciwności. Kobietę do Akademii Francuskiej przyjęto dopiero 50 lat później. Wybitny umysł, ogromne osiągnięcia i wielka pracowitość to za mało, gdy jest się kobietą, cudzoziemką, ateistką. Do tego można pomówić, że właściwie to wszystko co jej się przypisuje odkrył mąż, a później już po śmierci męża głównym argumentem przeciwko niej uczynić fakt, że ma kochanka. Opinii publicznej dużo trudniej zrozumieć wartość i sens jej odkryć, dużo łatwiej zajmować się sprawami przecież zupełnie z tymi odkryciami nie powiązanymi.
Nauki matematyczno-przyrodnicze do dziś uważane są za “męskie”. Do tego w przekonaniu wielu osób, na pewno z mojego pokolenia, rolą kobiety jest przede wszystkim zapewnienie sprawnie funkcjonującego domu, a pasje zawodowe, osobiste zainteresowania to sprawa jednak drugoplanowa. Sama wiem jak niełatwo godzić życie prywatne z zawodowym. Natomiast trudno znaleźć mężczyznę, który powie głośno, że dbanie o dom to jego pierwszoplanowe zajęcie, zaś życie zawodowe to raczej do tego dodatek.
Bardzo wyraziście widać te męskie i źeńskie postrzeganie świata w książce Danuty Wałęsy. Głos kobiety, która czuje, że w imieniu wszystkich polskich kobiet, ciężko pracujących na sukcesy “swoich” mężczyzn, odebrała Nobla przyznanego mężowi, będzie na pewno jeszcze długie lata bardzo ważny dla wszystkich tych z nas, które w swoim domu niewiele mogą powiedzieć. Pamiętam życie codzienne, jego trudności - również postrzeganie w nim roli kobiet - w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Główna odpowiedzialność za zapewnienie sprawności domu i nie dopuszczanie w tym domu przez męża do głosu, to codzienność wielu polskich kobiet. Oto jedna z nas powiedziała o tym głośno. To również jej Nobel, ciężko na niego zapracowała.
I wreszcie polska noblistka - Wisława Szymborska. Napisała wiele pięknych i mądrych wierszy, w tym jednen z moich ulubionych “Przy winie”:
Spojrzał, dodał mi urody,
a ja wzięłam ją jak swoją.
Szczęśliwa, połknęłam gwiazdę.
Pozwoliłam się wymyślić
na podobieństwo odbicia
w jego oczach. Tańczę, tańczę
w zatrzęsieniu nagłych skrzydeł.
Stół jest stołem, wino winem
w kieliszku, co jest kieliszkiem
i stoi stojąc na stole.
A ja jestem urojona,
urojona nie do wiary,
urojona aż do krwi.
Mówię mu, co chce: o mrówkach
umierających z miłości
pod gwiazdozbiorem dmuchawca.
Przysięgam, że biała róża,
pokropiona winem, śpiewa.
Śmieję się, przechylam głowę
ostrożnie, jakbym sprawdzała
wynalazek. Tańczę, tańczę
w zdumionej skórze, w objęciu,
które mnie stwarza.
Ewa z żebra, Wenus z piany,
Minerwa z głowy Jowisza
były bardziej rzeczywiste.
Kiedy on nie patrzy na mnie,
szukam swojego odbicia
na ścianie. I widzę tylko
gwóźdź, z którego zdjęto obraz.
Wiersz, napisany wiele lat temu, dla mnie mówi o naszej, kobiecej potrzebie przeglądania się w oczach mężczyzn. Dla Danuty przez długie lata najważniejsze po jej powrocie z Oslo było to, jak ocenił jej wystapienie publiczne Lech. To my same możemy przestać się w końcu czuć, jak gwóźdź, z którego zdjęto obraz. To od nas zależy to, co chcemy publicznie powiedzieć i zrobić. Niech postawy tych trzech wybitnych polskich kobiet nas do tego przekonują.