W szkole prowadzonej z pasją:
> Uczeń jest najważniejszy. Szkoła składa się z uczniów, a nie z klas. Każdy ma inne potrzeby rozwojowe, pasje, zainteresowania, warunki domowe i możliwości. W każdym uczniu drzemie jakiś talent. Dlatego ważny jest indywidualny, odpowiedni do potrzeb i możliwości, rozwój i sukces każdego ucznia, a jednocześnie uczenie go współpracy, wrażliwości na potrzeby innych, działania dla dobra wspólnego.
> Rodzic jest współtwórcą szkoły, troszczy się o jakość i atrakcyjność edukacji dla swoich dzieci, oczekuje od szkoły skutecznej pracy dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, prowadzonej z pasją i we współpracy z rodzicami, wymaga tego od szkoły i od organu ją prowadzącego, interweniuje konstruktywnie, w trosce o potrzeby, możliwości i talenty każdego dziecka. Współpracuje ze szkołą, wzbogacając jej potencjał. Przy tym daje dzieciom pozytywny przykład angażowania się w sprawy społeczne.
> Nauczyciel rozbudza pasje uczniów, motywuje do nauki, odkrywa i rozwija ich talenty. Bez zaangażowanych i twórczych nauczycieli-pasjonatów, którzy wykorzystują różnorodne możliwości wzbudzenia zainteresowania uczniów swoim przedmiotem lub tematem prowadzonych zajęć nie ma atrakcyjnej i pobudzającej uczniów do rozwoju szkoły.
> Dyrektor szkoły jest liderem postępu – od jego kompetencji, pasji i zaangażowania wiele zależy, bez niego niewiele się zdarzy. To z udziałem dyrektora, w kontakcie z rodzicami, nauczycielami i organizacjami pozarządowymi, tworzą się dobre szkoły, czyli takie, które nie tylko dobrze uczą, ale też są przyjaznym miejscem i wzorem społecznego zaangażowania uczniów i nauczycieli.
> Szkoła to nie tylko lekcje – to także atrakcyjna oferta pozalekcyjna współtworzona między innymi przez organizacje pozarządowe, które są jednym ze sposobów na wzbogacenie oferty szkoły, ucząc uczniów zaangażowania, współpracy, wolontariatu, aktywności obywatelskiej, wrażliwości na potrzeby innych lub rozwijając ich pasje i talenty.
Może to brzmi zbyt idealnie, ale są takie szkoły, takie organizacje, i warto je wspierać. Stąd ogłoszony niedawno przez MEN konkurs ofert SZKOŁA Z PASJĄ na wsparcie działań promujących współpracę między szkołami, a ich partnerami społecznymi oraz dwa inne konkursy, nazwane roboczo inicjatywami flagowymi MEN w zakresie współpracy szkół i organizacji pozarządowych w roku szkolnym 2011/2012:
• IV edycja konkursu Otwarta Szkoła;
• Konkurs Samorząd wspierający szkoły z pasją.
Te dwa konkursy mają przeprowadzić w tym roku organizatorzy wyłonieni konkursowo.
W ramach konkursu Otwarta Szkoła udało się dotychczas (po trzech latach i trzech edycjach jego realizacji) wyłonić i nagrodzić szereg fantastycznych przykładów lokalnej udanej współpracy szkół i organizacji pozarządowych. Mam przekonanie, że konkursowo wyłoniony organizator może doprowadzić do szerszego rozpropagowania idei tego konkursu i lepszego nagłośnienia tych wielu naprawdę dobrych praktyk, które już udało się w tym konkursie dostrzec.
Liczę, że środowiska przyjaznych szkołom (i przedszkolom!) organizacji pozarządowych znajdą w tych wymienionych inicjatywach dla siebie jakieś nowe możliwości.
Strony
▼
31 lipca 2011
24 lipca 2011
Pruszcz Gdański i Malbork - są powody do lokalnej dumy
W Pruszczu Gdańskim uczestniczyłam w uroczystości otwarcia rekonstrukcji faktorii z czasów rzymskich. Przygotowano ją z rozmachem: odbył się koncert, którego główną gwiazdą był Ray Wilson z Berlin Symphony Ensemble z Genesis Klassik, potem pokazy walk gladiatorów i pokaz sztucznych ogni. Najważniejsza jest tam jednak możliwość obejrzenia eksponatów pochodzących z wykopalisk w nowoczesny sposób. To także szansa na bardzo ciekawy sposób nauki połączony z możliwością zabawy. Jestem pewna, że faktoria na długie lata będzie stanowiła powód do dumy dla Pruszczan (a dodatkowo stanie się miejscem naprawdę atrakcyjnej edukacji nie tylko dla Pomorzan).
Wszystko to dzięki pomysłowi burmistrza Janusza Wróbla i jego współpracowników, doskonalonemu i wdrażanemu konsekwentnie przez 8 lat, a także dofinansowaniu płynącemu od kolejnych marszałków: Jana Kozłowskiego i Mieczysława Struka. Poniżej parę zdjęć z dnia otwarcia.
Dzień później oglądałam inscenizację oblężenia Malborka. Oblężenie Malborka to cykliczna impreza edukacyjno-promocyjna nawiązująca do wydarzeń historycznych z 1410 r. W atrakcyjny zapoznaje się tam publiczność z wielką historią średniowiecza. Bo właśnie edukacja poprzez zabawę i rozrywkę to główny cel, jaki stawiają sobie organizatorzy. Do tego przez kilka dni wokół mnóstwo się dzieje. To inne miejsce lokalnej dumy, znane na całym świecie.
Rozmawiałam z osobami pracującymi tam od lat, zatroskanymi spadającym ich zdaniem zainteresowaniem ze strony wycieczek dzieci i młodzieży. Różne znane polskie muzea i miejsca pamięci historycznej dopominają się u ministra edukacji o różne formy zalecania i wspierania ich zwiedzania przez uczniów. Jestem przekonana, że do Malborka chce nadal trafić każda polska szkoła. Jednak uczniów mamy dużo mniej w naszym kraju niż 10 czy 20 lat temu. Okazuje się, że zmiany demograficzne to problem nie tylko edukacji, ale także polskich muzealników. Jeśli mamy mniej dzieci, to również jest potrzebnych mniej szkół, mniej jest pracy dla nauczycieli, ale także stąd mniej wycieczek edukacyjnych w naszych miejscach pamięci. A to zdjęcia z oblężenia.
Wszystko to dzięki pomysłowi burmistrza Janusza Wróbla i jego współpracowników, doskonalonemu i wdrażanemu konsekwentnie przez 8 lat, a także dofinansowaniu płynącemu od kolejnych marszałków: Jana Kozłowskiego i Mieczysława Struka. Poniżej parę zdjęć z dnia otwarcia.
Dzień później oglądałam inscenizację oblężenia Malborka. Oblężenie Malborka to cykliczna impreza edukacyjno-promocyjna nawiązująca do wydarzeń historycznych z 1410 r. W atrakcyjny zapoznaje się tam publiczność z wielką historią średniowiecza. Bo właśnie edukacja poprzez zabawę i rozrywkę to główny cel, jaki stawiają sobie organizatorzy. Do tego przez kilka dni wokół mnóstwo się dzieje. To inne miejsce lokalnej dumy, znane na całym świecie.
Rozmawiałam z osobami pracującymi tam od lat, zatroskanymi spadającym ich zdaniem zainteresowaniem ze strony wycieczek dzieci i młodzieży. Różne znane polskie muzea i miejsca pamięci historycznej dopominają się u ministra edukacji o różne formy zalecania i wspierania ich zwiedzania przez uczniów. Jestem przekonana, że do Malborka chce nadal trafić każda polska szkoła. Jednak uczniów mamy dużo mniej w naszym kraju niż 10 czy 20 lat temu. Okazuje się, że zmiany demograficzne to problem nie tylko edukacji, ale także polskich muzealników. Jeśli mamy mniej dzieci, to również jest potrzebnych mniej szkół, mniej jest pracy dla nauczycieli, ale także stąd mniej wycieczek edukacyjnych w naszych miejscach pamięci. A to zdjęcia z oblężenia.
17 lipca 2011
Rodowo – miejsce z duszą c.d. 2
Rodowo – miejsce z duszą
Na zaproszenie burmistrza Prabut, który także chciał mi tam pokazać prace termomodernizacyjne w obiektach oświatowych, z których jest bardzo dumny (gmina realizuje ogromny projekt poprawiający stan budynków szkół i przedszkoli, do swoich remontów otrzymuje także dofinansowanie MEN), trafiłam do Rodowa, gdzie kończył się właśnie organizowany przez Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Rodowo międzynarodowy plener rzeźbiarsko-malarski „Pole Sztuk”. Miejsce jest absolutnie fascynujące i jedyne w swoim rodzaju. Wie o nim i trafia tam mało osób, choć zasługuje na wielką sławę. Zasługuje także na solidny opis i dokumentację – w Internecie można znaleźć podstawowe informacje o stowarzyszeniu czy zaproszenia na plener, któremu zresztą patronuje sporo ważnych instytucji – jednak solidnego przewodnika po miejscowości nie ma. Takim wspaniałym przewodnikiem okazał się dla mnie pan Mariusz Białecki, który jest szefem Stowarzyszenia, organizatorem Pleneru, profesorem gdańskiej ASP i przede wszystkim mieszkańcem Rodowa.
Sercem wsi jest szkoła, na termomodernizowanej ścianie której powstały w trakcie warsztatów wielkie malowidła, w tym piękne okno na świat, na tle którego lokalni samorządowcy i uczestnicy warsztatów chętnie się fotografowali. Wnętrza szkoły skromne, ale w radosnych kolorach, od wejścia wita wystawa prac plastycznych dzieci robionych podczas towarzyszących plenerowi warsztatów artystycznych dla dzieci, drzwi i ściany na przemian zielone i pomarańczowe, ściany także pełne pięknych obrazów tworzonych przez artystów podczas rodowskich plenerów. Przy szkole Centrum Artystyczno-Ekologiczne, gdzie pełno prac ceramicznych stworzonych dopiero co i przez artystów ze świata i przez miejscowe dzieci.
Obok szkoły dzieła tworzone z granitu i także z rzeczy znalezionych na złomowisku oraz bardzo oryginalna i intersująca konstrukcja przestrzenna zespawana ze zniszczonych krzeseł szkolnych (sprzęt, który miał być wyrzucony został dziełem!).
Spacer po wsi z moim przewodnikiem pokazuje, że właściwie w każdym zakątku pełno dzieł sztuki. Wszelkie kamienie przy drodze mają całkiem nieprzypadkowe kształty, kolory i układ. Jest cały plac pełen różnorodnych instalacji (kamiennych, metalowych, drewnianych). Na ścianach domów, budynków gospodarskich zaskakują różne kompozycje. Wreszcie cmentarz, do którego wejście zdobią anioły, z pieczołowicie tworzonym przez mieszkańców i artystów Lapidarium.
Zamieszczam tu wyżej kilka zdjęć, które zrobiłam podczas mojego pobytu w Rodowie. Chciałoby się tu dać link do strony internetowej z dobrą dokumentacją fotograficzną tych dzieł z całej wsi, ale takiego linka nie znalazłam. Może uczestnicy warsztatów fotograficznych towarzyszących plenerowi za rok pokusiliby się o wykonanie takowej? A jeśli nie – to wierzę w gimnazjalistów. Podpowiadam to miejscowym gimnazjalistom jako świetny temat na projekt gimnazjalny!
Pełno fascynujących zakątków, a w głębi, za centralnym placem z dziełami, dom i pracownia państwa Białeckich, w jaskrawych kolorach, odróżniający się i zaciekawiający. Jestem pewna, że nie ma takiego drugiego miejsca na ziemi. Mamy szereg znanych miejscowości, gdzie czają się pod drzwiami prawie każdego domostwa drewniane lub ceramiczne dzieła twórców ludowych. Ale to zupełnie co innego. W Rodowie, malutkiej wsi w powiecie kwidzyńskim, w pełnej symbiozie i otoczona szacunkiem mieszkańców, mieszka po prostu sztuka nowoczesna, współczesna, żywa, każdego roku zmieniana. Spotkałam grupy studentów wywożących jedne dzieła, wymieniających je na inne, konstruujących nowe. To tam dzieje się rokrocznie, pod kierunkiem profesorów z artystycznych uczelni wielu miast Europy.
Dzieje się to obecnie dzięki skromnemu chłopcu z Rodowa, który tam przed laty zaczął rozwijać swój talent. Mam nadzieję, że poznany wczoraj przeze mnie Pan Profesor się za to określenie nie obrazi. Jest tam wokół niego wielu wspaniałych pasjonatów tego działania, w tym dyrektorka szkoły, także aktywnie działająca w Stowarzyszeniu. Mam nadzieję, że tam, w tej szkole, dzięki tej naprawdę niepowtarzalnej atmosferze i ścisłej współpracy szkoły ze Stowarzyszeniem, każdy uczniowski talent na pewno zostanie odkryty.
10 lipca 2011
O szkołach w wakacje
W tym tygodniu, zaraz po mojej poniedziałkowej wypowiedzi, proszącej o sygnały, które szkoły powinny się zmienić, stosownie do potrzeb dzieci i rodziców, otrzymałam dwa listy wskazujące konkretne przykłady z dużych miast. W piątek jeszcze przeczytałam w Dzienniku Bałtyckim (dodatek Trójmiasto), jak pracują nad tym właśnie w Trójmieście. Z relacji dziennikarki wynika, że Sopot meldował dobry stan przygotowania szkół już rok temu, w Gdyni w tym roku w wakacje odbywa się szereg remontów poprawiających stan szkół podstawowych pod kątem dzieci (również tych starszych), zaś w Gdańsku (gdzie jest najwięcej szkół) także się coś działo i dzieje na ten temat, ale pewnie jeszcze niektóre działania trzeba będzie planować też za rok.
Sześciolatki zmobilizowały samorządy do poprawiania stanu bazy oświatowej, która przecież przyjazna i kolorowa powinna być także pod kątem dzieci trochę starszych. Z pewnością nie uda się wymienić wszystkich mebli w całym kraju na nowe (co postuluje jedna z moich korespondentek). Jednak szkolne miejsca zabaw, wyposażone z programu Radosna szkoła, ma już ponad 80% szkół. Szkoła w Nasutowie, którą odwiedziłam niedawno, również ma takie miejsce (jest ono na pierwszym zdjęciu), zaś meble ma, i starsze, i nowsze. Jednak robi wrażenie miejsca przyjaznego, trochę domowego. Pewnie łatwiej o taką domową atmosferę w małej wiejskiej szkole. Mniejszym samorządom, z reguły mającym jedynie kilka szkół (Sopot to także małe miasto, jeśli chodzi o liczbę szkół i dzieci), łatwiej jest wszystko zaplanować i także słuchać całkiem bezpośrednio głosów rodziców.
To początkowe i końcowe fragmenty z tych dwóch listów, o których piszę i za które bardzo dziękuję – opisane są w nich problemy konkretnych, wielkomiejskich, znanych autorkom szkół:
Witam Panią serdecznie, słuchałam dziś Panią minister na konferencji z wielką uwagą i zaangażowaniem, gdyż sama jestem matką dziecka 6-letniego i zgodnie z sugestią Pani podaję informację o szkole, która pomimo ustawicznych modernizacji nie ma pieniędzy na jak to mówi Pani kolorową, radosną szkołę. (…) Sam pomysł uważam za trafny, gdyż wszystkie dzieci powinny mieć równe szanse, ale pod warunkiem, że szkoły są do tego przygotowane - wszystkie szkoły.
Szanowna Pani, myślę, że wiele osób już do Pani napisało. Mieszkam w dużym mieście, ale także obawiam się wejścia mojej bardzo wrażliwej córki do szkoły w wieku 6 lat. (…) Życzę więcej empatii i powodzenia we wprowadzaniu reformy.
Wydaje się, że szczególnie sytuację w dużych miastach musimy monitorować bardzo uważnie. Tam często szkoła wydaje się dzieciom i rodzicom wielka, daleka i anonimowa. I nawet jeśli się zmienia, zyskuje lepsze wyposażenie i przyjazną atmosferę, trudniej z tą informacją dotrzeć do rodziców, przekonać ich do zaufania nauczycielom, ich kompetencjom. To od kompetencji nauczycieli przede wszystkim zależy, czy nasze dzieci będą się w szkołach dobrze czuły, czy zyskają odpowiednią opiekę (bez dobrych nauczycieli najlepsze meble nie pomogą!).
Cieszę się z jednego, że nawet moje dwie korespondentki z wielkich miast, skarżące się na stan bazy konkretnych szkół, piszą w swoich listach o dobrych nauczycielach w tych szkołach, podchodzących do swojej pracy z zaangażowaniem. Postaram się dopilnować, żeby w tych konkretnych wymienionych w ich listach szkołach, przynajmniej do 1 września 2012 roku, warunki pracy się poprawiły.
I jeszcze na zakończenie list – uczniowski głos o tym, że są uczniowie, którzy lubią szkołę i chętnie spędzaliby w niej czas również w wakacje, bo to dla nich najciekawszy sposób spędzania czasu.
Chciałabym, żeby w całej Polsce powstała wakacyjna szkoła, wiem, że może być to pomysł dziwny, bo jak wiadomo, dzieci nienawidzą szkół, jednak czuję, że nie jestem na 100% jedyną taką osobą, która lubi szkołę, może przecież być ich więcej. Chcę, aby Pani może przemyślała tą propozycję. Ja niestety nie mam pieniędzy, żeby sobie pojechać na wakacje, a mi się niestety w wakacje nudzi, a szkoła byłaby najlepszym moim pomysłem.
Wiele samorządów organizuje akcje typu półkolonie czy lato w mieście. Ten list wskazuje, że warto upowszechniać te praktyki. Przed wakacjami chociaż pokazujmy w szkołach, gdzie jest najbliższa biblioteka publiczna i co ma do zaproponowania ciekawego dla naszych uczniów (gdy jako dziecko spędzałam wakacje w domu bardzo dużo czytałam). Proponujmy coś dzieciom niewyjeżdżającym na wakacje. Wielu dzieciom w domu jest nudniej niż w szkole…
Sześciolatki zmobilizowały samorządy do poprawiania stanu bazy oświatowej, która przecież przyjazna i kolorowa powinna być także pod kątem dzieci trochę starszych. Z pewnością nie uda się wymienić wszystkich mebli w całym kraju na nowe (co postuluje jedna z moich korespondentek). Jednak szkolne miejsca zabaw, wyposażone z programu Radosna szkoła, ma już ponad 80% szkół. Szkoła w Nasutowie, którą odwiedziłam niedawno, również ma takie miejsce (jest ono na pierwszym zdjęciu), zaś meble ma, i starsze, i nowsze. Jednak robi wrażenie miejsca przyjaznego, trochę domowego. Pewnie łatwiej o taką domową atmosferę w małej wiejskiej szkole. Mniejszym samorządom, z reguły mającym jedynie kilka szkół (Sopot to także małe miasto, jeśli chodzi o liczbę szkół i dzieci), łatwiej jest wszystko zaplanować i także słuchać całkiem bezpośrednio głosów rodziców.
To początkowe i końcowe fragmenty z tych dwóch listów, o których piszę i za które bardzo dziękuję – opisane są w nich problemy konkretnych, wielkomiejskich, znanych autorkom szkół:
Witam Panią serdecznie, słuchałam dziś Panią minister na konferencji z wielką uwagą i zaangażowaniem, gdyż sama jestem matką dziecka 6-letniego i zgodnie z sugestią Pani podaję informację o szkole, która pomimo ustawicznych modernizacji nie ma pieniędzy na jak to mówi Pani kolorową, radosną szkołę. (…) Sam pomysł uważam za trafny, gdyż wszystkie dzieci powinny mieć równe szanse, ale pod warunkiem, że szkoły są do tego przygotowane - wszystkie szkoły.
Szanowna Pani, myślę, że wiele osób już do Pani napisało. Mieszkam w dużym mieście, ale także obawiam się wejścia mojej bardzo wrażliwej córki do szkoły w wieku 6 lat. (…) Życzę więcej empatii i powodzenia we wprowadzaniu reformy.
Wydaje się, że szczególnie sytuację w dużych miastach musimy monitorować bardzo uważnie. Tam często szkoła wydaje się dzieciom i rodzicom wielka, daleka i anonimowa. I nawet jeśli się zmienia, zyskuje lepsze wyposażenie i przyjazną atmosferę, trudniej z tą informacją dotrzeć do rodziców, przekonać ich do zaufania nauczycielom, ich kompetencjom. To od kompetencji nauczycieli przede wszystkim zależy, czy nasze dzieci będą się w szkołach dobrze czuły, czy zyskają odpowiednią opiekę (bez dobrych nauczycieli najlepsze meble nie pomogą!).
Cieszę się z jednego, że nawet moje dwie korespondentki z wielkich miast, skarżące się na stan bazy konkretnych szkół, piszą w swoich listach o dobrych nauczycielach w tych szkołach, podchodzących do swojej pracy z zaangażowaniem. Postaram się dopilnować, żeby w tych konkretnych wymienionych w ich listach szkołach, przynajmniej do 1 września 2012 roku, warunki pracy się poprawiły.
I jeszcze na zakończenie list – uczniowski głos o tym, że są uczniowie, którzy lubią szkołę i chętnie spędzaliby w niej czas również w wakacje, bo to dla nich najciekawszy sposób spędzania czasu.
Chciałabym, żeby w całej Polsce powstała wakacyjna szkoła, wiem, że może być to pomysł dziwny, bo jak wiadomo, dzieci nienawidzą szkół, jednak czuję, że nie jestem na 100% jedyną taką osobą, która lubi szkołę, może przecież być ich więcej. Chcę, aby Pani może przemyślała tą propozycję. Ja niestety nie mam pieniędzy, żeby sobie pojechać na wakacje, a mi się niestety w wakacje nudzi, a szkoła byłaby najlepszym moim pomysłem.
Wiele samorządów organizuje akcje typu półkolonie czy lato w mieście. Ten list wskazuje, że warto upowszechniać te praktyki. Przed wakacjami chociaż pokazujmy w szkołach, gdzie jest najbliższa biblioteka publiczna i co ma do zaproponowania ciekawego dla naszych uczniów (gdy jako dziecko spędzałam wakacje w domu bardzo dużo czytałam). Proponujmy coś dzieciom niewyjeżdżającym na wakacje. Wielu dzieciom w domu jest nudniej niż w szkole…
6 lipca 2011
Zachecam Redaktora Łukasza Warzechę do czytania
Czytając artykuł „Maturalna klęska, czyli nadchodzą kulturowi troglodyci” opublikowany w „Fakcie” 6 lipca 2011 r. doceniam troskę redaktora Łukasza Warzechy o poziom edukacji w Polsce i system kształcenia. Warto jednak, troszcząc się o jakość edukacji opierać swoje opinie na faktach i wiedzy o tym, co naprawdę się zmienia w systemie edukacji, a co nie. Jego śmiało wygłaszane opinie mają źródło jedynie w pogłoskach i wyssanych z palca teoriach rozpowszechnianych przez opozycję polityczną. Szkoda, że Redaktor Warzecha nie zadał sobie trudu, by przygotowując tekst zweryfikować posiadaną wiedzę.
W jednym tylko tekście popisał się kilkoma wpadkami. Napisał m.in., że na maturze „skasowano” łacinę. Spieszę poinformować czytelników tekstu Pana Warzechy, że łacina na maturze była i jest. Ja nie wprowadziłam żadnych zmian, które dotyczyłyby matury z tego przedmiotu. Nie tak trudno jest to sprawdzić.
Dalej autor wysuwa też śmiałą opinię, że ostatnio „skasowano praktycznie naukę historii powszechnej, a w szczególności historii Polski w liceum”. Tymczasem tegoroczni maturzyści są uczeni według podstawy programowej historii obowiązującej od 12 lat bez zmian, owocującej właśnie rażącą nieznajomością przez maturzystów najnowszej historii Polski. Nowa podstawa programowa, która zacznie wchodzić do liceów i techników od 2012 roku, przywraca godne miejsce nauczania wiedzy historycznej w szkołach ponadgimnazjalnych. Zachęcam do jej przeczytania Redaktora Warzechę i jestem pewna, że dzięki wprowadzanym zmianom od 2015 roku podwoi się liczba maturzystów zdających historię. Teraz, o czym Pan Warzecha zapewne nie wie, efektem uczenia historii „po staremu” jest odwracanie się uczniów od tego przedmiotu w sposób wręcz lawinowy. Liczba zdających maturę z historii wyniosła w tym roku zaledwie 26 tysięcy. To aż 41 tysięcy mniej niż 6 lat temu!!! Czy tego trendu warto bronić? Polecam głęboką refleksję.
Cieszę się, że - zapewne nieświadomie - Pan Warzecha chwali wprowadzone przeze mnie zmiany w edukacji, szczególnie założenia nowej podstawy programowej. Pisze, że obecnie wiedza uczniów przystępujących do matury to „klęska”. Tak, to jest klęska moich poprzedników. To klęska tych, którzy nie przywrócili wcześniej matematyki na maturę i nie zmieniali systemu nauczania. To klęska tych, którzy tylko narzekali, wprowadzali „amnestię maturalną”, bo brak im było wystarczającej wiedzy o edukacji, żeby wprowadzić zmiany, które poprawiłyby jakość edukacji. Miałam jednak wystarczająco dużo wiedzy i determinacji, aby wprowadzić nową, przygotowaną przez dziesiątki apolitycznych ekspertów, podstawę programową. A za jej efekty proszę mnie rozliczać po maturze 2015 roku. Wtedy to do matury przystąpią uczniowie, którzy opanują tę nową podstawę programową. Bo w liceach i technikach zacznie ona obowiązywać dopiero za rok. Szybciej się nie da. W edukacji pracuje się długo na dobre efekty, a zmiany można wprowadzać tylko w sposób stopniowy, przemyślany i odpowiedzialny.
Redaktor Warzecha pisze, że „podobno” większość z porażek maturalnych to kwestia matematyki. Nie musiały przypuszczać, gdyby sprawdził w Internecie wyniki matur z poszczególnych przedmiotów. Każdy dziennikarz ma prawo do krytyki działań polityków, ma prawo do własnego zdania, ma prawo wygłaszać własne opinie. Taka jest rola mediów i ja ją szanuję, w szczególności, jeśli krytyce podlegają moje decyzje. Ale od odpowiedzialnie podchodzącego do wykonywania swojego zawodu dziennikarza oczekuję rzetelnego podejścia do zbierania informacji i przygotowywania komentarzy. Nie ma prawa do pisania nieprawdy, niezależnie czy jest ona wynikiem lenistwa przy pisaniu tekstu, czy jest, co gorsza, świadomym manipulowaniem opinią publiczną.
W jednym tylko tekście popisał się kilkoma wpadkami. Napisał m.in., że na maturze „skasowano” łacinę. Spieszę poinformować czytelników tekstu Pana Warzechy, że łacina na maturze była i jest. Ja nie wprowadziłam żadnych zmian, które dotyczyłyby matury z tego przedmiotu. Nie tak trudno jest to sprawdzić.
Dalej autor wysuwa też śmiałą opinię, że ostatnio „skasowano praktycznie naukę historii powszechnej, a w szczególności historii Polski w liceum”. Tymczasem tegoroczni maturzyści są uczeni według podstawy programowej historii obowiązującej od 12 lat bez zmian, owocującej właśnie rażącą nieznajomością przez maturzystów najnowszej historii Polski. Nowa podstawa programowa, która zacznie wchodzić do liceów i techników od 2012 roku, przywraca godne miejsce nauczania wiedzy historycznej w szkołach ponadgimnazjalnych. Zachęcam do jej przeczytania Redaktora Warzechę i jestem pewna, że dzięki wprowadzanym zmianom od 2015 roku podwoi się liczba maturzystów zdających historię. Teraz, o czym Pan Warzecha zapewne nie wie, efektem uczenia historii „po staremu” jest odwracanie się uczniów od tego przedmiotu w sposób wręcz lawinowy. Liczba zdających maturę z historii wyniosła w tym roku zaledwie 26 tysięcy. To aż 41 tysięcy mniej niż 6 lat temu!!! Czy tego trendu warto bronić? Polecam głęboką refleksję.
Cieszę się, że - zapewne nieświadomie - Pan Warzecha chwali wprowadzone przeze mnie zmiany w edukacji, szczególnie założenia nowej podstawy programowej. Pisze, że obecnie wiedza uczniów przystępujących do matury to „klęska”. Tak, to jest klęska moich poprzedników. To klęska tych, którzy nie przywrócili wcześniej matematyki na maturę i nie zmieniali systemu nauczania. To klęska tych, którzy tylko narzekali, wprowadzali „amnestię maturalną”, bo brak im było wystarczającej wiedzy o edukacji, żeby wprowadzić zmiany, które poprawiłyby jakość edukacji. Miałam jednak wystarczająco dużo wiedzy i determinacji, aby wprowadzić nową, przygotowaną przez dziesiątki apolitycznych ekspertów, podstawę programową. A za jej efekty proszę mnie rozliczać po maturze 2015 roku. Wtedy to do matury przystąpią uczniowie, którzy opanują tę nową podstawę programową. Bo w liceach i technikach zacznie ona obowiązywać dopiero za rok. Szybciej się nie da. W edukacji pracuje się długo na dobre efekty, a zmiany można wprowadzać tylko w sposób stopniowy, przemyślany i odpowiedzialny.
Redaktor Warzecha pisze, że „podobno” większość z porażek maturalnych to kwestia matematyki. Nie musiały przypuszczać, gdyby sprawdził w Internecie wyniki matur z poszczególnych przedmiotów. Każdy dziennikarz ma prawo do krytyki działań polityków, ma prawo do własnego zdania, ma prawo wygłaszać własne opinie. Taka jest rola mediów i ja ją szanuję, w szczególności, jeśli krytyce podlegają moje decyzje. Ale od odpowiedzialnie podchodzącego do wykonywania swojego zawodu dziennikarza oczekuję rzetelnego podejścia do zbierania informacji i przygotowywania komentarzy. Nie ma prawa do pisania nieprawdy, niezależnie czy jest ona wynikiem lenistwa przy pisaniu tekstu, czy jest, co gorsza, świadomym manipulowaniem opinią publiczną.
3 lipca 2011
Zapraszam na Twittera
Od pewnego czasu zaczęłam być obecna na Twitterze. Bardzo spodobał mi się ten nowoczesny i jednocześnie dyscyplinujący sposób komunikacji (wpis nie może być dłuższy niż 140 znaków). Również na stronie z blogiem pojawiają się moje twitterowe wpisy. Można je śledzić bezpośrednio poprzez adres katarzynahall.pl. Tam warto wejść jeszcze na zakładkę pokazującą, czyje wpisy zaczęłam śledzić (zresztą zmieniam stale coś na tej liście). Chyba najbardziej sobie zaczęłam cenić dobrze i na bieżąco prowadzone serwisy @polskathetimes i @gazeta_wyborcza, choć także @dz_baltycki i @mmtrojmiasto (to cenne dla mnie wieści lokalne!). Jeśli nawet akurat nie mam dostępu do papierowych gazet czy telewizji, dzięki Twitterowi w komórce już mam na bieżąco przejrzaną prasę (wszystko samo stale przychodzi), także wiem o czym informuje na przykład rzecznik rządu czy parę innych osób, a czasem nawet od razu jestem w stanie coś polecić czy skomentować. Zachęcam do aktywności na Twitterze. Nawet niekoniecznie samemu coś pisząc (są i tacy, którzy nic nie wpisują ale śledzą wiele wpisów), można w tym uczestniczyć. To trochę jak zaprenumerowanie prasy, radia czy telewizji oraz opinii pojedynczych osób. Ale na Twitterze robimy to całkiem za darmo i odbieramy bez wysiłku (oczywiście musimy mieć opłacony dostęp do Internetu!). Polecam!